Jazda na sankach nie jest skomplikowaną czynnością. Teoretycznie nawet dziecko da radę. W praktyce, przynajmniej tak wynika z moich obserwacji, nie wszystkie dzieci umieją jeździć na sankach. Co prawda zima odpuszcza, ale tylko chwilowo, dlatego postanowiłam przygotować krótki poradnik. Może się przydać jeszcze w tym roku.
Jazda na sankach – jakie sanki kupić?
Ponoć w tym roku z kupnem sanek były gigantyczne problemy. Wiem to z pierwszej ręki, bo od kasjerki z Biedronki. Jak nawet jej nie udało się kupić, to faktycznie musiało być ciężko. Za to jak świeże bułeczki rozchodziły się sanki używane, co wcale nie było takim złym pomysłem, bo te stare konstrukcje nierzadko są lepsze.
Jeśli jednak kupujesz nowe sanki to:
– nie oszczędzaj na cenie kosztem wielkości – lepiej trochę dopłacić i kupić większe,
– poszukaj takich, z których można zdjąć oparcie. Ono przydaje się tylko w przypadku bardzo małych dzieci, tym starszym przeszkadza w swobodnym zjeżdżaniu,
– drewniane płozy z aluminiowymi blachami to średnio dobre rozwiązanie, lepiej jeżdżą sanki, które mają płozy w całości z aluminium,
– jeśli sanki mają pałąk do pchania (bardzo przydatny w przypadku najmłodszych), sprawdź, czy można go odczepić.
Na temat plastikowych sanek się nie wypowiem, bo ich nie znam. Wyglądają spoko, ale czy faktycznie takie są, to Wy mi powiedzcie.
Jaką pozycję przyjąć do jazdy na sankach?
Niegdyś najwięksi kozacy zjeżdżali „na śledzia”, czyli kładli się na brzuchu głową w kierunku jazdy. W tym roku takiego odważniaka nie widziałam, może nikt nie powiedział, że można, a sami na to jeszcze nie wpadli. Za to przy siadaniu na sankach sporo dzieci popełnia błąd, przybierając niewłaściwą pozycję. Po prostu siadają okrakiem jak na krześle, stawiając nogi na płozach. Może z małej górki da się tak zjechać, z dużej już nie. Sanki nabierają rozpędu, ciało automatycznie przechyla się do przodu i… bum na śnieg!
Dlatego uczulcie dzieciaki, że przy zjeżdżaniu na sankach należy odchylić tułów do tyłu, a nogi wyprostować i nie stawiać ich na płozach. To przecież za pomocą nóg (butów) zmienia się w razie potrzeby kierunek jazdy. Dla niewtajemniczonych – przy postawieniu na śniegu prawej nogi skręcimy w prawo, lewej – w lewo. Oczywiście stawiamy raczej piętę niż całą stopę, albo, bardziej dosłownie, ryjemy nią po śniegu. Nie boli i buty się nie niszczą.
Jakie zasady obowiązują na górce?
Jeśli na górce jest dwoje dzieci to spokojnie, dadzą radę. Ale jak jest tych dzieciaków dwadzieścia albo więcej, to robi się problem. Niestety nie wszystkie (obserwowałam jedną górkę, ale sporą, lekko licząc, było pięćdziesięciu małych amatorów zjeżdżania), albo raczej zaledwie kilkoro wie, że o ile zjeżdża się środkiem, to podchodzi się bokiem. Bokiem kurde, bo środkiem jadą następni i nie wchodzi się im pod sanki. Nie każdy umie skręcać, właściwie mało kto umie.
Podobny problem zauważyłam z tymi dziećmi, które się przewrócą. Zamiast się szybko podnieść (rzadko, naprawdę rzadko dziecko po upadku się samo nie podniesie), leżą i czekają na zmiłowanie. A za nimi jadą następni… Właściwie fajnie byłoby, gdyby dzieciaki młodsze i starsze zapamiętały jedną zasadę: kto jedzie, ten ma pierwszeństwo. Aha, dla własnego i cudzego bezpieczeństwa warto zachować odstęp między zjeżdżającymi.
Rodzice na górce
Nie ukrywam, że mocno mnie rozczarowali, przynajmniej niektórzy. No nie są tacy starzy, żeby na sankach nigdy nie zjeżdżać, za czasów ich dzieciństwa jakieś zimy chyba bywały. Tymczasem poziom ich wyobraźni jest mniej więcej taki sam, jak ich dzieci. Właściwie trudno do tych dzieci mieć pretensje, skąd mają wiedzieć, że podchodzi się bokiem, jak nikt im tego nie powie?
Albo inny obrazek. Dziecko na oko trzy – czteroletnie samo zjeżdża na sankach. Daje radę. No super. Ale podchodzi środkiem. Zwracamy ojcu uwagę, aby pouczył dzielnego potomka, żeby jednak bokiem, bo to i dla niego i innych uczestników zabawy będzie bezpieczniejsze. Na co tatuś:
– On uważa na siebie.
I w tym jednym zdaniu zawiera się kwintesencja wszystkiego: NA SIEBIE. Co zresztą nie jest prawdą, bo taki maluch nie zdąży uciec przed pędzącymi na niego sankami, a nie wszystkie dzieci umieją skręcać. Niemniej to „na siebie” wyraźnie pokazuje, w jakim kierunku idzie (przynajmniej u niektórych) współczesne wychowanie. A fajnie by było, jakby taki krasnoludek i o innych pomyślał. Bokiem górki wcale nie idzie się dłużej.
Czy na górce można pić?
Moim prywatnym zdaniem nie, bo zaraz pojawi się problem braku toalety. Natomiast warto wziąć jakiś termos albo butelkę termiczną z ciepłym napojem na powrót. Bo, jak wiadomo, z górki schodzi się nie gdy jest ciemno, ale gdy dłonie i stopy całkiem zesztywnieją, a na twarzy pojawią się pierwsze ślady odmrożeń. Przynajmniej tak się robiło w czasach mojego dzieciństwa.
Zdjęcie: Pixabay