Mamo, dlaczego mi to zrobiłaś?!
Myślę, że za kilka, góra kilkanaście lat, to pytanie będzie pobrzmiewało we wszystkich domach na całym świecie. Powód? Wirtualny ekshibicjonizm, uprawiany na wszystkich kontynentach z takim samym upodobaniem.
Jeśli komuś zdarzy się wejść na mój profil na Facebooku, to znajdzie tam… jedno wielkie nic. Nie udostępniam w sieci informacji o sobie, swojej rodzinie, nie wrzucam codziennie, ani nawet raz w tygodniu, nowej fotki mojego dziecka. Dlaczego? Bo nie wiem, do czego to doprowadzi. Moje dziecko to nie królik doświadczalny, a ja nie mam prawa robić eksperymentów na żywym organizmie.
Moi rodzice nie znali internetu, nawet im się nie śnił. W czasach mojego dzieciństwa zdjęcia trzymało się w szufladzie i pokazywało najbliższej rodzinie. Nikomu nie przychodziło do głowy, że można rzucić je sępom na pożarcie. A to właśnie dzieje się dziś, dzień po dniu godzina po godzinie, wystarczy krótki spacer po facebookowych profilach.
Czy to coś złego? No właśnie nie wiem. Nikt nie wie, co z tego wyniknie. Mało kto zastanawia się nad tym, że jeśli coś raz wrzuci do sieci, to to już tam zostanie, nawet jeśli to usuniemy. Nie wiemy, kto i kiedy zrobił kopię i jak to wykorzysta. I przede wszystkim, kiedy to wykorzysta. Wyobrażacie sobie sytuację, w której wasze dziecko przychodzi do was ze słowami: „Mamo, dlaczego mi to zrobiłaś? Jak mogłaś wrzucić to moje głupie zdjęcie ze żłobka do sieci? Wiesz, że przez to nie dostałem awansu?”
Brednie? No ja bym nie była taka pewna. Różnego rodzaju specjalistów od grzebania w mózgu mamy na pęczki, nie wiem, skąd ich się tyle nabrało. Rekruterzy w firmach stosują coraz bardziej sprytne sztuczki tylko po to, by dowiedzieć się o nas tego, czego my sami o sobie nie wiemy. CV to w zasadzie nic, nikt nikogo nie zatrudni na podstawie CV. I teraz wyobraźmy sobie, że taki specjalista od prześwietlania ludzi wygrzebuje starą fotkę, na której nasza pociecha stoi zapłakana, bo kolega zabrał zabawkę. Znaczy co? Już w dzieciństwie nasze dziecko było bierne, wycofane, nie radziło sobie ze stresem, nie umiało walczyć o swoje, łatwo wpadało w histerię? A drżenie małego palca u lewej ręki to znak, że wiele z tych cech przeniosło się w dorosłe życie? Ha, brzmi głupio? Oczywiście, że tak, ale nie mamy żadnej pewności, że za X lat nie tak właśnie będzie wykorzystywany internetowy śmietnik. Nie wiemy, kto i kiedy wygrzebie coś, co nigdy nie powinno ujrzeć światła dziennego.
Czy to znaczy, że namawiam was do publikowania tylko ładnych zdjęć? Cenzurowania historii z życia wziętych? W pewien sposób tak. Po prostu wrzucając do sieci zdjęcie swojego dziecka, zastanówcie się, czy bylibyście zadowoleni, gdyby to samo zrobili wasi rodzice z podobnym zdjęciem, ale przedstawiającym was? Dziecko w pampersie, golas na niedźwiedziej skórze, przedszkolak na nocniku, zapłakany uczeń, brudna uczennica, dziecięcy dramat z dorosłym „jakie to śmieszne” – czy naprawdę chcielibyście być bohaterami tych historii? No więc wyjaśnijcie mi, czemu robicie to waszym dzieciom?!
Aha, jeszcze coś dla tych, którzy myślą, że jak wrzucają z opcją tylko dla znajomych, to są bezpieczni. Nooo, jak macie tych znajomych pięciu na krzyż i wszystkich znacie z reala, to oki. Jeśli to wirtualne znajomości, to ja bym była ostrożna. Nie wszyscy wiedzą, ale jest prosty myk, jak pokazać komuś z zewnątrz zdjęcie udostępnione tylko znajomym. Nie powiem wam, bo nie widzę powodu, by ten sposób reklamować. No więc ktoś z waszych wirtualnych znajomych pokazuje kompromitujące zdjęcie komuś obcemu, ot tak, bo śmieszne. Ten ktoś ściąga sobie fotkę na dysk albo choćby robi zrzut ekranu i… Resztę sobie sami dopowiedzcie, albo poczytajcie, co napisała na ten temat Basia.
Internet tak naprawdę dopiero raczkuje, jest stosunkowo młodym wynalazkiem, dlatego warto zachować ostrożność, nawet daleko posuniętą.
Pierwsze swoje zdjęcia moje dziecko umieszczało samo w wieku lat nastu. Kilka kazałam usunąć bo były moim zdaniem niewłaściwe. Sama teraz po kilku latach czyściła fb, ale od pierwszego dnia przy komputerze ma powtarzane, że raz wrzucone do sieci nawet na pół sekundy może tam zostać na stałe.
Niech sama popełnia swoje błędy. Ja nie będę w tym pomagać, moją rolą jest chronić.
Także wizerunek mojego dziecka.