Emocje 10 kwietnia 2019

„Nauczyciele to nieroby i darmozjady!” – słów kilka o (braku) szacunku do nauczycieli

Strajk nauczycieli to ostatnio temat numer jeden we wszystkich chyba możliwych mediach. Oczywiście społeczeństwo chętnie komentuje całą tę sytuację, dzieląc się na tych, którzy wspierają belfrów w ich działaniach, jak i tych, którzy krytykują, żeby nie powiedzieć – obrzucają mięsem całą oświatę. 

I na tym obrzucaniu chciałabym się dzisiaj zatrzymać, ponieważ jestem dosyć mocno poruszona komentarzami, które zdążyłam przeczytać, dowiadując się tym samym, że nauczyciele w powszechnej opinii to nieroby i darmozjady!

Co prawda nie pierwszy raz spotykam się z takim zdaniem, ale niewątpliwie  teraz, w czasie strajku tego typu komentarze wyrosły w sieci jak grzyby po deszczu. A przez to zaczęłam się zastanawiać skąd w ludziach tyle jadu, niechęci, antypatii i przede wszystkim braku szacunku do pracowników szkół?!? Do każdego z osobna i wszystkich razem. Do tych, którzy uczą języka polskiego, matematyki, historii, przyrody, plastyki, czy muzyki, i każdego innego przedmiotu.

To doprawdy zatrważające, że nauczycielom nie okazują respektu  zarówno dzieci, jak ich rodzice, młodzi ludzie (np. studenci),a także starsi, którzy już dawno zakończyli przygodę z edukacją.

Z przykrością, ale otwarcie trzeba przyznać, że żyjemy w czasach, kiedy nauczyciele nie mają żadnego autorytetu, nie są traktowani poważnie i w pewnym sensie nie mają prawa głosu. Związuje im się ręce zabraniając dotykać w jakikolwiek sposób uczniów (dosłownie i w przenośni), strasząc przy tym różnymi paragrafami, sądami, i czym tam jeszcze popadnie.

Natomiast, w przeciwieństwie do nich, dzieciom i młodzieży (prawie) wszystko wolno. Mogą sobie kpić, drwić, olewać, lekceważyć, wyśmiewać, obrażać, a nawet kosz na śmieci założyć belfrowi na głowę! I często mają na to przyzwolenie swoich rodziców, którzy stają w obronie własnych pociech, nie zważając na okoliczności i słuszność takiego, a nie innego zachowania.

Czasem zastanawiam się, gdzie podziały się te czasy, kiedy nauczyciela szanowało się z marszu, choćby za to, że pełnił bardzo ważną rolę w społeczeństwie? Gdzie te czasy, kiedy w szkole trzymało się dyscyplinę i uczyło między innymi: obowiązkowości, odpowiedzialności, sumienności, szczerości i ponoszenia konsekwencji? Choć wiadome jest, że te wartości powinno wynieść się przede wszystkim z domu, to  jednak w szkole również niegdyś wymagano, by w ten sposób kształtować charakter uczniów.

Nie twierdzę przy tym, że nauczyciele  sprzed nastu, czy kilkudziesięciu lat byli lepsi i ich metody wychowacze były dobre – nigdy bowiem nie popierałam zachowań typu bicie po rękach linijką, czy książką po głowie, a tak przecież bywało! Nie mniej jednak, wydaje mi  się, że kiedyś nauczycielom lepiej się wiodłoi, a uczniowie bardziej słuchali i częściej okazywali szacunek swoim przełożonym.

Poza tym kontakty i stosunki nauczycieli z rodzicami też były inne. Pamiętacie te czasy, gdy nasze matki i ojcowie posłusznie przychodzili do szkoły na każde wezwanie, z pokorą słuchali, co ma do powiedzenia na temat ich dzieci belfer, a potem, w domowym zaciszu wyciągali odpowiednie konsekwencje? Dziś, mam wrażenie, że jest dokładnie na odwrót i to rodzice wzywają na dywanik nauczyciela, obarczając go winą za wszelkie niepowodzenia, a ten słucha ich ze spuszczoną głową…

I nie chodzi mi w tym wszystkim o to, że pedagodzy to święte krowy, przed którymi trzeba się płaszczyć i włazić tu i ówdzie z wazeliną. Jak wszędzie znajdą się lepsi i gorsi, tacy, którzy nadają się do swej pracy, i tacy, którzy minęli się z powołaniem.

Nie chcę też za wszelką cenę bronić grona pedagogicznego i obarczać całą winą otaczający ich świat. Ale myślę, że mimo wszystko, powinniśmy zadbać o tych, którzy odpowiadają za edukację naszego społeczeństwa. Nie mają bowiem łatwego zadania.

Zrozumie to pewnie tylko ten, kto choć raz próbował ogarnąć gromadkę rozwydrzonych dzieci, uciszyć, skupić ich uwagę na sobie, wytłumaczyć coś, tak by każdy zrozumiał i nauczyć czegoś.

Jeśli nie było Wam dotąd dane wystąpić w tej roli, to chociaż zastanówcie się i szczerze odpowiedzcie sobie na pytanie – ile macie pokładów cierpliwości dla swoich dzieci, a później pomnóżcie jeszcze ich ilość, bo przecież nauczyciele mają w jednej klasie do ogarnięcia zazwyczaj powyżej dwudziestu uczniów.

Reasumując, moim zdaniem należy im się szacunek.

 


Taką grafikę znalazłam, trochę z przymrużeniem oka, ale w sumie to prawda…  Demotywatory.pl

Subscribe
Powiadom o
guest

2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Michalina
Michalina
5 lat temu

Każdemu należy się szacunek z automatu, racja. Niestety nauczyciele bardzo nadwyrężają go, uważam że nie jest to żadna elita ani prestiżowa kasta społeczna. Może kiedyś w dobie analfabetyzmu, kiedy na trzy wioski dwie osoby potrafiły się podpisać można było mówić,że nauczyciel to na równi z księdzem i doktórem. Wybrali taki zawód, w pełni świadomie, każdy z nas ma w sobie pasję do tego co robi, każdy z nas bardzo ciężko haruje na wszystko co ma, czy każdy z nas sprawiedliwie zarabia? Chciałabym ,żeby kasa nie przesłaniała im odpowiedzialności za nasze dzieci, a oni nimi grają. Strajk może się skończyć za… Czytaj więcej »

Jasia
Jasia
5 lat temu
Reply to  Michalina

Nóż w plecy dzieciom… Cóż za dramatyzm…

Poradnikowe poniedziałki 8 kwietnia 2019

Kiełki. 5 powodów, by sięgać po nie nie tylko wiosną

Kiełki to nic innego jak kiełkujące ziarna różnych roślin, które w tej fazie wzrostu stają się prawdziwą bombą witaminową. Kiełki można określić mianem spichlerza cennych składników odżywczych, które są niezbędne roślinie do wzrostu. Ani samo ziarno, ani później owoce czy jadalne liście rośliny nie zawierają ich w aż tak wielkiej ilości, jak w trakcie kiełkowania.

Dlaczego warto jeść kiełki?

  1. Są smaczne

Kiełki ziaren cieszą się powodzeniem w  kuchni, ze względu na ich charakterystyczny smak. Większość kiełków pachnie dość intensywnie, oraz jest dość pikantna. Kiełki rzodkiewki czy brokuła mają smak delikatniejszy w porównaniu z dojrzałymi warzywami, ale bez trudu można je rozpoznać.

      2. Są niezwykle zdrowe

Kiełki, jak wyżej wspomniałam, zawierają ogrom witamin (np. A, B1, B2, B3, B5, B6, B9, C, E i K) i składników mineralnych (np. wapń, żelazo, magnez, fosfor, potas, cynk, sód, miedź, mangan i selen), sole mineralne, białka, enzymy, bez których ludzki organizm nie jest w stanie poprawnie funkcjonować. Ilość i zawartość poszczególnych substancji zależna jest od rodzaju kiełków.

  1. Są niskokaloryczne

A więc idealne na diecie, kiedy przy ograniczeniu liczby kalorii organizm musi dostać odpowiednią ilość składników odżywczych. Można po nie sięgać bez ograniczeń.

  1. Są lekkostrawne

Zawierają błonnik, który dobrze wpływa na procesy trawienne. Ponadto pobudzają wydzielanie żółci w wątrobie, co ułatwia proces trawienia. Inną zaletą kiełków jest to, że są łatwo przyswajalne.

  1. Chronią przed chorobami

Bogactwo różnych związków obecnych w kiełkach powoduje, że doskonale wspierają one profilaktykę wielu chorób, w tym zawału serca czy nowotworów. Wg badań,  np. kiełki soi i lucerny – chronią przed rozwojem raka piersi i osteoporozy. Podobne antynowotworowe działanie wykazują kiełki brokułów.

Jak wyhodować je w domu?

Możemy kupić je w sklepie, jak i wyhodować we własnej kuchni. Tutaj nie ma wielkiej filozofii. Potrzebna jest zwykła kiełkownica, która umożliwia wzrost różnych rodzajów kiełków jednocześnie, albo talerzyk czy słój postawiony w ciepłym i słonecznym miejscu oraz odpowiednia wilgotność.

Aby ziarna wykiełkowały, trzeba je zalać letnią wodą. Kiedy się namoczą, wodę wylewamy, a na otwór słoika nakładamy gazę z gumką i słój odwracamy do góry nogami,  by woda ściekła. Można nasiona wysypać na sitko i czekać aż na nim wzrosną, przepłukując je regularnie i kładąc sitko np. na miseczce, by woda swobodnie ściekała. Z kolei na talerzu kładziemy mokrą ligninę (w ostateczności watę) i wykładamy na niej nasiona. Kiełki należy podlewać 2 razy dziennie, ale nie powinny one stać cały czas w wodzie. Nadmiar wody wylewamy. Po kilku dniach kiełki powinny być gotowe do spożycia.

Kiełki można jeść same, do kanapek i sałatek. Wybór ziaren do kiełkowania jest duży (rzeżucha, buraczki, brokuły, rzodkiewki, fasoli i wiele, wiele innych) i w zasadzie zależy wyłącznie od indywidualnych predyspozycji smakowych.

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
W szkole 5 kwietnia 2019

Uważam, że nauczyciele zasługują na góry złota

„Bodajbyś cudze dzieci uczył” – nie wiadomo, kto i kiedy pierwszy wypowiedział te słowa, ale na pewno nie uczynił tego z sympatii. Przekleństwo to ciąży na nauczycielach od wieków i z roku na rok jest bardziej aktualne. Niedofinansowani, sfrustrowani nauczyciele ośmielili się głośno powiedzieć „STOP” i zawalczyć o swoje. I z całego serca życzę im, żeby wywalczyli sobie te podwyżki. Należy im się jak mało komu.

Każdy ma prawo do godnego życia

Robienie z nauczania zawodu misyjnego to jakieś nieporozumienie. Nauczyciel też człowiek i jeść musi. I musi mieć gdzie mieszkać, za co się ubrać i wykształcić swoje własne dzieci. I fajnie, jakby nie musiał mieszkać kątem u teściów. Tymczasem młody nauczyciel powinien skakać z radości do góry, jak dostanie „na rękę” 2000 zł. Ponoć normą jest 1800 zł na początek. Nie wystarczy nawet na wynajem mieszkania, o reszcie nie wspominając. Dlatego tak wielu absolwentów wyższych uczelni ląduje na przysłowiowej kasie w markecie.

Niejakim wyjściem z sytuacji mógłby być bogaty mariaż. Kiedy współmałżonek zarabia na to godne życie, nauczyciel może realizować swoją życiową misję. Tyle że ślub dla pieniędzy jest jakby niesmaczny. No i czy to o to chodzi?

Nauczyciel zawodem, w którym jest duża konkurencja?

A niby czemu nie? Im większe płace, tym więcej chętnych. Może czas skończyć z selekcją negatywną. Moja córka ma szczęście, większość nauczycieli, którzy ją uczą, jest w porządku. Ale wiem z opowieści innych rodziców, że w tej samej szkole trafiają się bardzo niechlubne wyjątki, a nazwanie ucznia idiotą przy całej klasie nie należy do rzadkości.

Im więcej byłoby chętnych do pracy w szkolnictwie, tym większa konkurencja. Nie wystarczy skończyć studiów i zrobić przygotowanie pedagogiczne, czy co tam się teraz robi. Trzeba będzie się wykazać czymś jeszcze, może przejść testy psychologiczne, udowodnić, że ma się predyspozycje do pracy z młodzieżą, stworzyć autorski program. A jak nauczyciel się nie sprawdzi? Na bruk, przy wysokich zarobkach chętnych nie będzie brakowało. I wtedy będziemy mieć naprawdę wykształcone, a nie tylko wyuczone, społeczeństwo.

Czy pieniądze dadzą czas wolny?

Z różnych stron pojawiają się głosy, że podwyżka nie da nauczycielom czasu wolnego, o który rzekomo zabiegają. Faktycznie, podwyżka nie zdejmie z ich barków licznych obowiązków zawodowych. Ale mając więcej pieniędzy, można sobie pozwolić na nieco droższe ale szybsze gotowanie. Można też zainwestować w lepsze sprzęty domowe, które pozwalają ten czas oszczędzać. Można w końcu poprosić zaprzyjaźnioną Ukrainkę, żeby posprzątała co dwa tygodnie. Sporo można zdziałać, jak się ma więcej pieniędzy. Czas wolny też można sobie za pieniądze kupić.

Ponoć mamy wolny rynek

I na tym wolnym rynku rzekomo każdy ma prawo wyboru. Może i ma. Tylko co zrobimy, jak wszyscy zaczną wybierać pracę w markecie? Kto będzie uczył nasze dzieci? Nie, nie przesadzam. Już teraz w szkołach brakuje nauczycieli i to nie jest mit. Szkoła mojego dziecka dwa miesiące borykała się z zatrudnieniem fizyka i już wiadomo, że ów fizyk pracuje tylko do końca czerwca. W innych szkołach wcale nie jest lepiej. Brakuje przede wszystkim nauczycieli języków obcych. Bo też i nie oszukujmy się, jak ktoś perfekcyjnie zna język obcy, nie przyjdzie pracować w szkole. Więcej zarobi jako tłumacz. Więc ten wolny rynek nie działa tak, jak powinien. Dużo słychać głosów mówiących, że nikt nikogo na siłę do zawodu nauczyciela nie przymuszał. To prawda, ale nie o przymus tu chodzi, a o zachętę. Niestety – zachęty, by podjąć pracę w szkolnictwie, brak.

Podwyżka pensji to nie wszystko

System edukacji wymaga gruntownej reformy od podstaw. Są szkoły, gdzie realizuje się programy autorskie, ale to kropla w morzu. W większości przypadków nauczyciele realizują podstawę programową, stosując pradawne metody nauki polegające na wkuwaniu na pamięć. Aż trudno uwierzyć, że przy obecnym stanie wiedzy na temat różnorodnych metod nauki i sposobach przyswajania wiedzy, nie jest to wykorzystywane w praktyce.

Od dawna wiadomo, że klasy są zbyt liczne. Nauczyciel, nawet gdyby chciał, nie da rady podejść do każdego ucznia. Powiedzmy, że na historii nie musi, ale na matematyce mógłby. Tym mniej zdolnym wytłumaczyć, co trzeba, tym najzdolniejszym zadać jakieś zadanie dodatkowe, żeby się nie nudzili. Tymczasem nauczyciele nie mają ani czasu, ani pomysłu na pracę z uczniami odbiegającymi od przeciętności. Najsłabsi i najzdolniejsi muszą sobie poradzić sami. Promuje się przeciętniactwo. Tak było, jest i pewnie niestety długo będzie. Strajk nauczycieli to bardzo dobry moment, by przy okazji odważyć się na reformę szkolnictwa. Tylko obawiam się, że zabraknie odważnych i chętnych, którzy mogliby się za to wziąć.

 

Niezależnie od tego, czy strajk się odbędzie, czy też nie, nauczycielom życzę, żeby mieli siłę walczyć o swoje. Bo ja dobrze rozumiem, że walcząc o swoje, tak naprawdę walczą o nasze wspólne dobro. Więc ja bym im te miliony monet dała. Nauczycieli Duśki wyjątkowo lubię.  

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close