Olej postanowienia noworoczne, zaczekaj do wiosny!
Postanowienia noworoczne mają to do siebie, że są równie chwalebne, co nieskuteczne. Badania są bezlitosne. Jedynie 10% tychże postanowień ma szanse na realizację. Nic dziwnego. Kto normalny przemodelowuje swoje życie w styczniu?!
Typowe postanowienia noworoczne i ich marne losy
Jeśli chodzi o postanowienia noworoczne, to raczej nie jesteśmy oryginalni:
– Schudnę – w tym celu przestanę jeść słodycze i zapiszę się na siłownię. – Aha, już to widzę. Co prawda styczeń to złoty czas dla wszelkich klubów fitness, bo masa ludzi rzuca się na karnety, ale już luty jest bolesnym powrotem do rzeczywistości. Komu chce się wychodzić z domu, jak jest zimno, albo właśnie trwa jakaś odwilż i chlapa?
Przestanę jeść słodycze w zimie? Natura jest mądrzejsza i właśnie wtedy domaga się największej liczby kalorii. Niby można próbować, ale po co się tak katować?
– Zacznę oszczędzać pieniądze. – To postanowienie na ogół pojawia się po świętach, bo wielu Polaków lubi szarżować. Samo w sobie bardzo chwalebne, problem polega na tym, że żeby oszczędzać to trzeba mieć na czym, a żeby odkładać, trzeba mieć z czego. Osobiście jak najbardziej jestem za oszczędzaniem, choćby drobnych kwot, bo warto mieć jakąś rezerwę. Niestety, w obecnej sytuacji czarno to widzę.
– Będę się więcej ruszać, czyli jeździć rowerem lub chodzić piechotą. Koniec z samochodem i komunikacją. – Tiaaa, no konia z rzędem temu, komu się będzie chciało po mrozie albo błocie piechotą chodzić. Umówmy się, mało kto ma tyle samozaparcia, szczególnie w styczniu.
– Zmienię dietę na zdrowszą. – To chyba jakaś moda, bo to postanowienie trafiło na listę najczęstszych wśród Polaków i nie tylko. Kolejny cel, który sam w sobie jest chwalebny, no ale przecież nie w styczniu, kiedy trzeba się karmić żywnością mrożoną lub importowaną. Trochę ciężko robić sałatki i przyrządzać świeże warzywa, kiedy na lokalnych bazarach można kupić co najwyżej ziemniaki, buraki, marchew, seler i jabłka. Ewentualnie kiszoną kapustę.
– Ograniczę „siedzenie” w internecie. – Pewnie ma to sporo sensu, no ale znowu – w styczniu, kiedy najwięcej siedzimy w domu? Jakoś tego nie widzę 😛 Poza tym umówmy się, z internetu trudno się wymiksować, bo zwyczajnie stał się częścią naszego życia, to mniej więcej tak, jakbyśmy chcieli z prądu zrezygnować, chociaż… sporo osób i to ma na swoich listach, tak przynajmniej twierdzi statystyka. Obawiam się jednak, że to kwestia cen prądu, a nie chęć bycia eko jest tu główną motywacją. Jeśli jednak ktoś czuje potrzebę odklejenia się od sieci, życzę mu powodzenia. Serio. Chociaż jako blogerka powinnam Was przekonywać, że internet jest spoko 😛
– Zmienię pracę na lepszą. – Jeśli wierzyć sytuacji na rynku pracy, jaka jest kreowana w internecie, zapewne jest to możliwe. Niemniej trudno uznać styczeń za najlepszy czas na takie działania. Bezrobocie osiąga swoje maksimum, a w firmach trwają noworoczne remanenty. Marne szanse, by akurat w tym czasie nie wpaść z deszczu pod rynnę.
A gdyby tak robić postanowienia noworoczne w marcu?
Marzec to, moim zdaniem oczywiście, najlepszy miesiąc na wprowadzanie w życie jakichkolwiek postanowień noworocznych. Dlaczego? Już wyjaśniam:
– Schudnę. – Jak najbardziej, bo świat pachnie, nogi same wynoszą nas do lasu (albo do piwnicy po rower), apetyt dziwnym trafem spada, w sklepach pojawiają się pierwsze nowalijki. Żyć nie umierać!
– Zacznę oszczędzać pieniądze. – Widzę tu światełko w tunelu, bo wiosną w wielu domach spadną rachunki za gaz i prąd, będzie z czego odkładać.
– Będę się więcej ruszać. – Pisałam już wyżej – nogi same wynoszą z domu, gdy świat pachnie wiosną. Zero wysiłku z naszej strony!
– Zmienię dietę na zdrowszą. – No dobra, na to trzeba poczekać do maja, kiedy tego świeżego zielska na bazarach jest naprawdę dużo.
– Ograniczę siedzenie w internecie. – Muszę to napisać po raz kolejny – wiosną nogi same wynoszą z domu, internet przestaje być atrakcją. Ostatecznie można się przerzucić na słuchanie audiobooków i podcastów, co nie wyklucza aktywności fizycznej.
– Zmienię pracę na lepszą – statystyki pokazują, że wiosna to najlepsza pora na zmianę pracy. Nie tylko przyroda budzi się do życia, także pracodawcy zaczynają intensywniej rekrutować. Ponadto wiosną bezrobocie zazwyczaj spada, co oznacza mocniejszą kartę przetargową dla pracowników. Niskie bezrobocie oznacza mały wybór dla pracodawców, a to zawsze pozwala wynegocjować wyższe wynagrodzenie.
Tak więc Moi Drodzy, zamiast ambitnie robić plany noworoczne i zapomnieć o nich już w połowie stycznia, zaczekajcie do wiosny! Macie większe szanse na realizację wymarzonych celów. Ja tak zrobię 😛
Zdjęcie: Pixabay