Znad kołyski 4 listopada 2015

Pierwsze buty – jak je wybrać?

Podczas swego pierwszego roku życia dziecko powoli i stopniowo zapoznaje się z otaczającym je światem, a także uświadamia sobie swoje własne możliwości. Czas dwunastu miesięcy jest dany małemu człowiekowi na to, by rozwinął wszystkie zdolności, przypisane do specyfiki ludzkiego ciała. Poprzez ciągła zabawę maluszek na wpół świadomie doskonali wszystkie te umiejętności, które w przyszłości będą świadczyły o jego pełnej sprawności i możliwości do stawiania czoła wyzwaniom całego świata, jaki znajduje się poza bezpiecznym domem. Nauka chodzenia to zawsze moment przełomowy – malec dowiaduje się bowiem, że jest w stanie opanować sztukę szybkiego przemieszczania się, znacznie skuteczniejszego i wygodniejszego niż raczkowanie. Ta nobilitująca zdolność pozwala także na bardziej szeroko zakrojone plany, dotyczące wspomnianego odkrywania świata. Przedmiotem pierwszej potrzeby stają się wówczas buty. Ale jak je dobrze wybrać?

Kilka złotych zasad
Buciki przeznaczone dla niemowlaka to prawdopodobnie największe wyzwanie, przed jakim stają producenci obuwia. Istnieją marki, które specjalizują się w tworzeniu bezpiecznych, dobrych i ładnych butów dla początkujących adeptów sztuki chodzenia. Choć starają się one przestrzegać tych zasad, na które kładą nacisk lekarze i ortopedzi, dobrze jest gdy rodzice sami orientują się w zaleceniach specjalistów – by wśród szerokiej oferty dokonać w sklepie dobrego wyboru. Zatem dobre pierwsze buty powinny być:

Stabilne – w takim sensie, by zapewniać stopie odpowiednie podparcie, ale jednocześnie nie ograniczać jej ruchów.
Wyposażone w giętką podeszwę, która będzie jak najwierniej naśladować kształt i ułożenie stóp dziecka podczas wykonywania przez niego kolejnych ruchów.
Lekkie, by nie utrudniać wykonywania kroków i nie męczyć maluszka zbyt szybko, ale zachęcać go do podejmowania kolejnych prób doskonałego maszerowania.
Z zaokrąglonym i dość szerokim noskiem, w którym palce stóp mogą być ułożone w naturalny sposób.
Jednocześnie przewiewne i ciepłe – by nie stwarzać uczucia dyskomfortu, nie powodować pocenia się stóp, ale i nie dopuszczać do tego, by marzły.

Po pierwsze buty należy koniecznie wybrać się wraz z dzieckiem. Nie wystarczy również dokonać wyboru odpowiedniej pary jedynie na tej podstawie, że podeszwa jest odpowiedniej długości – buty dla niemowlaka dobiera się pod tym względem w sposób bardziej skomplikowany, niż dla starszego dziecka czy osoby dorosłej. Trzeba dać dziecku możliwość wykonania paru ruchów w konkretnych butach, by przekonać się czy właściwie spełniają one swoją rolę. Dobrze jest zachęcić maluszka do wykonania ruchów, jaką chętnie podejmuje na co dzień: by przekonać się, że nowy element garderoby nie będzie przeszkadzał w wykonywaniu danych ruchów. Buciki mają być przecież towarzyszami zwykłej aktywności i powinny być dla dziecka pomocnym wsparciem, a nie kłopotliwym, odzieżowym dodatkiem. Na pocieszenie można dodać, że buty niemowlęce męskie nastręczą podczas wybierania z pewnością mniej estetycznych rozterek niż buciki przeznaczone dla dziewczynek.

Więcej na http://butysportowe.net/buty/buty-halowe-dzieciece/

Subscribe
Powiadom o
guest

4 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Różowa Kuleczka
8 lat temu

Czy mogą być to takie trampeczki jak na zdjęciu?

W roli mamy - wrolimamy.pl

Dla malucha który jeszcze nie chodzi tak. Dla dziecka zaczynającego swoja przygodę z samodzielnymi kroczkami nie. Nieusztywniane okolice kostki (brak zapiętka) i materiałowa podeszwa nie utrzymają stópki w prawidłowej pozycji.

Różowa Kuleczka
8 lat temu

Ok, dziękuję.

Sklep Aurelka
Sklep Aurelka
8 lat temu

Dzięki za świetny artykuł! Ja ze swojej strony mogę polecić sklep z obuwiem dla dzieci Aurelka. Mają bardo dobrej jakości buciki – także specjalistyczne – ortopedyczne.

DIY 3 listopada 2015

Jak zrobić róże z liści

Dziś pokażę Wam jak w prosty sposób możecie zaprosić jesień do swojego domu, czyli jak zrobić bukiet róż z jesiennych liści. Jesienne liście są jedyne w swoim rodzaju, są także ciekawym materiałem, zanim wyschną są plastyczne, podatne na zginanie, zwijanie, dlatego warto teraz to wykorzystać, nieprawdaż?

Póki jesienna pogada dopisuje na piątkę z plusem warto wybrać się na spacer, by poszurać w liściach razem z dziećmi i uzbierać nieco liści. Liście także świetnie przyklejają się do kartki, możemy w ten sposób stworzyć z dziećmi jesienne obrazy. Warto także najładniejsze listki włożyć pomiędzy kartki grubej książki i zasuszyć, by później stworzyć album, lub ozdobić pokój dziecka. Teraz jednak przeczytajcie i zobaczcie jak zrobić róże z liści.

Potrzebujecie:
Liście klonu lub tulipanowca – na 1 różyczkę potrzebujecie 3 sztuki
nitkę lub miedziany drucik
nożyczki
lakier do włosów

Krok pierwszy
Wyjdźcie na spacer i zbierzcie kolorowe liście klonu lub tulipanowca. Ja osobiście preferuję liście Tulipanowca.

IMG_1357

Krok drugi
Spośród zebranych liści wybieracie trzy i zaczynacie od najmniejszego – gdyż to on będzie stanowił serce waszej róży.

IMG_1359

Krok trzeci
Odwracacie liść “żyłkami” do góry i zginacie na pół – tak jak na zdjęciu.

IMG_1360

Krok czwarty
Zaczynacie zwijać od jednego końca do drugiego – zobaczcie na zdjęciu poniżej. Najlepiej roluje się liść na kolanie.

IMG_1361

Krok piaty
Zwinięty listek kładziecie na drugi, który tak jak poprzednio zginacie na pół. I znów rolujecie.

IMG_1365

Krok szósty
Tak samo, postępujecie z trzecim listkiem.

IMG_1366

Krok siódmy
Gdy wszystkie trzy listki są już zrolowane, u nasady mocno zawiązujecie nitkę, a nożyczkami wyrównujecie końcówki ogonków i płatki waszej róży.

IMG_1367

IMG_1368

IMG_1369

Krok ósmy
Ostatni etap to spryskanie kwiatków lakierem do włosów i pozostawienie ich do wyschnięcia.

IMG_1370

Gotowe róże to idealna ozdoba naszego domu, takie zatrzymanie na chwilę jesieni. Poniżej na zdjęciach kilka aranżacji, co można zrobić z gotowymi różami z liści.

IMG_1348

IMG_1386

IMG_1394

IMG_1353

IMG_1379

Teraz zmykajcie sprzed ekranów komputerów i ruszajcie na poszukiwanie liści!

Zdjęcia: Rachela

Subscribe
Powiadom o
guest

9 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Danuta Joanna
8 lat temu

piękne, muszę popróbować, moje dziewczynki uwielbiają kreatywne zabawy, a ta jest nie tylko kreatywna, lecz i piękna… 🙂

W roli mamy - wrolimamy.pl
Reply to  Danuta Joanna

zachęcam – to wcale nie jest trudne 🙂

Anna Stalmach
8 lat temu

Wlasnie dzisiaj robilam pierwszy raz…:)

W roli mamy - wrolimamy.pl
Reply to  Anna Stalmach

zadowolona z efektu?

Anna Stalmach
8 lat temu

Jak na pierwszy raz to super wyszlo a i dzieci sie zainteresowaly i chwila spokoju byla dopoki nie zaczeli sie denerwowac ze nie wychodzi

Patrycja Arent
6 lat temu

my zasuszamy liscie 🙂 mlody ma na nie koncepcje 😉 a kwiatki robie na szydelku. sa wiecznie piekne

Agata Wawrow
6 lat temu

My akurat wczoraj wróciliśmy z lasu z wielkim bukietem, a sarenki dostały od nas kasztany ☺

Anna Cedro
6 lat temu

Uwielbiamy zbierać kolorowe liście 🙂

Myszka Szmaragowska
6 lat temu

Takie ozdoby

Dom 30 października 2015

Tekst na bloga

W założeniu to miał być głęboki, przemyślany tekst poruszający ważny temat. Myślałam o nim od niedzieli, wysuwałam argumenty i podważałam samą siebie, poczytałam różne opinie w internecie. We wtorek wieczorem uznałam, że jestem gotowa do pisania. Tylko, że w środę pobudka o 6.15… Pomyślałam, że pójdę spać, a w środę postaram się wykroić trochę czasu na pisanie.

„To była zwykła środa, jeden z tych dni…” – kto pamięta czyje to? Dla nas to była zwykła środa, dziecko do szkoły a ja do komputera, zleceniodawca jest hojny ale deadline to dla niego rzecz święta. Nie ma zmiłuj, poranek spędziłam na pisaniu. Miło było nie powiem, bo sama w domu, w tle dyskretna muzyka, a ja zawzięcie stukałam w klawisze. Z tyłu głowy myśl: trzeba napisać tekst na bloga. No trzeba tylko, że zbliżała się pora pójścia po Duśkę. I o ile w przedszkolu można było pójść kwadrans wcześniej lub później, o tyle szkoła wymusza punktualność również na rodzicach. Musiałam przerwać pracę i wymaszerować do szkoły. Nie powiem, te 3km to akurat gimnastyka, na którą nigdy nie mam czasu.

Środowa aura  była łaskawa, ciepełko przypominało początek września. Idealna pogoda na zakupy! A kiedyś przecież muszę dziecku buty na zimę kupić, prawda? No więc kolejne półtorej godziny „zmarnowałyśmy” w poszukiwaniu idealnych zimówek w różowym kolorze.

Dotarłyśmy do domu, Duśka stwierdziła, że najpierw lekcje, potem obiad. Dobrze, niech i tak będzie. Nieprzekraczalną granicą była godzina 16.00, później nie mogłam podać obiadu, bo o 17.00 trzeba wyjść na tańce. Duśka lekcji nie skończyła. Trudno, skończy jak wróci.

Dopadło mnie zmęczenie, ale takie z gatunku „jak usiądę to usnę”. Musiało być naprawdę potworne bo nawet kupiony w pobliskim sklepie Tiger nie dał rady postawić mnie na nogi. Może co najwyżej unieść powieki. Trzeba było jednak RedBulla poszukać. Czas oczekiwania na Duśkę umilałam sobie piłowaniem paznokci. Dobrze wiem, że ani to kulturalne ani eleganckie, ale trudno, ja naprawdę nie mam czasu w domu na takie przyjemności. Tekst na bloga trzeba napisać!

Powrót o godzinie 19.00. W domu standardowe zajęcia: kolacja, zmywanie, ścielenie łóżek, kąpiel, końcówka lekcji Duśki, pakowanie tornistra. Ufff, wreszcie mogę skończyć moje zlecenia. Niestety jest północ. Miałam napisać tekst na bloga, ale nie dam rady. Mąż ogląda jakiś bzdurny serial z jednym mało przystojnym aktorem, którego bardzo lubię, ale niestety, nie mam siły mu towarzyszyć. Padam w locie. W czwartek napiszę, przecież żadnych zleceń już nie mam, do piątku luz.

Plan na czwartek był mniej więcej taki: Duśka do szkoły, ja na cmentarz bo to obok, posprzątam, małe zakupy, potem wrócę do domu ogarnę kuchnię bo już bardzo tego potrzebuje, potem odbiorę Duśkę ze szkoły i ona odrobi swoje lekcje a ja wreszcie napiszę tekst na bloga. Diabli wzięli plany już rano, bo Duśka obudziła się z takim kaszlem, że o szkole nie mogło być mowy. O zakupach też, bo przecież samej jej nie zostawię. Cmentarz także musi poczekać. Mąż zdecydował, że w takim razie zrobi te zakupy a do pracy pojedzie później. Jupi! Jeden problem mniej.

Tekst na bloga miałam pisać? No to może zacznę? Nie, nie zacznę bo przyszło zlecenie z agencji, która się tak dawno nie odzywała, że już przestałam na nich liczyć. A tu proszę, niespodzianka. Miło, będą pieniądze. No ale znowu, zlecenie ma pierwszeństwo. Wertuję internet w poszukiwaniu niezbędnych danych. Piszę. Sprawdzam. Wysyłam. Dzwoni chrześnica, że jest u mamy i może byśmy wpadły. Byśmy nie, bo Duśka chora (niby nie groźnie, ale chrześnica w ciąży, nie będziemy ryzykować), ale ja tak, bo mąż jednak do pracy nie poszedł. Chrześnicę widuję tak rzadko, że postanawiam iść. Na chwilę, bo przecież tekst na bloga nie napisany i kuchnia czeka na posprzątanie.

Chwila rozmowy zamienia się w godzinę.

Wracam. Sprawdzam pocztę, potem loguję się do dziennika szkolnego. Niespodzianka, informacja o zadanych lekcjach. Usadzam Duśkę nad ćwiczeniami, a sama wreszcie biorę się do pracy.

Decyduję się zacząć od kuchni, bo więcej roboty. Glazura do umycia, armatura do umycia, szafki do umycia, blat do posprzątania, podłoga do umycia, tu przetrzeć, tam przestawić, to przy okazji schować. W międzyczasie wstawiam kolację, bo coś trzeba zjeść. Duśka przychodzi i melduje, że jest głodna. Tak rzadko to słyszę, że można by gdzieś to zapisać ku pamięci. Odrywam się od pracy i robię jej omleta.

Kuchnia niby nieduża a posprzątanie jej zajęło mi trzy godziny i wykończyło zarówno fizycznie jak i psychicznie. Tekst na bloga? A w życiu, nie złożę zdania po polsku, a przecież to ma być ważny tekst na poważny temat. Mamma mia, a jutro już piątek!

No nic, może rano dam radę.

Piątek. Duśka zdeterminowana, żeby iść do szkoły, bo będzie klasowe oglądanie filmu. No i dobrze, ona do szkoły, ja na bazar. Trzeba kupić kwiaty i znicze, a oprócz tego zrobić normalne „warzywne” zakupy, wszak w sobotę mamy mieć gości. Ciasto trzeba upiec. Ciekawe kiedy. Przecież trzeba tekst na bloga napisać, ludzieee, kto mi czas podaruje?

Z zakupów na cmentarz, groby się same nie posprzątają, nie ma na co liczyć. Z cmentarza po Duśkę bo to blisko. Obok szkoły plac zabaw, kto to wymyślił?! Wymarudziła, bawi się blisko godzinę. Facebook musi sobie poradzić beze mnie, trudno. Tekst na bloga? Dziewczyny mnie zabiją, ale nie dam rady. No nie dam.

Wracamy do domu, obiad, i… powinnam opublikować mój tekst, najwyższy czas. Tylko kiedy ja go miałam napisać?

 

Drogie Czytelniczki, drodzy Czytelnicy, bardzo Was przepraszam, ale naprawdę nie miałam czasu, nowego tekstu dziś nie będzie.

Subscribe
Powiadom o
guest

5 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Danuta Joanna
8 lat temu

znam to 🙂 aż do bólu. Niestety zlecenia mają priorytet, choć… też je lubię (nie tak jak bloga, bo to „moje królestwo”, ale…)

Maria Ciahotna
8 lat temu

Tekst miał być na poważny temat? I udało się – bo w końcu my to sobie możemy coś zaplanować, nawet raz czy dwa czy trzy zmienić plany, dostosować je do życia podążającego swoim torem, a tu jednak klops – czasami po prostu i tak będzie inaczej 🙂 trzeba w tym wszystkim się odnaleźć i raz po taz próbować zgrać wszystko na ile się da – tego życzę zresztą nam wszystkim 😉

Wspolczesna_mp
Wspolczesna_mp
8 lat temu

🙂

Ewa Plummer
8 lat temu

Taaak. Praca w domu. Znam to…

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close