Wegetarianka w ciąży, czyli co z tym białkiem?
11 stycznia swój dzień obchodzą wegetarianie. Autorką dzisiejszego wpisu gościnnego jest po raz drugi Magdalena Czajkowska – doradczyni noszenia dzieci w chustach. Magda jest wegetarianką i chciała na łamach naszego bloga poruszyć kontrowersyjny temat, jakim jest wegetariańska dieta kobiety w ciąży (przypominamy, że w kwietniu zostanie mamą). Serdecznie zapraszamy też na bloga Magdy http://przytulia.blogspot.com/
Często ktoś pyta mnie: Wegetarianka w ciąży, jak to właściwie jest z tym?
W tym jednym pytaniu kryje się tak naprawdę cała masa innych (wiem, bo często je słyszałam), zaczynając od tych uprzejmych: Jak się czujesz? Czy masz mięsne zachcianki? Czy wyniki badań krwi są w porządku? Ot, zwykłe zainteresowanie moją brzuchatą osobą, w którym oprócz ciekawości, wyczuwa się po prostu troskę 🙂
Lubię te rozmowy, lubię, kiedy po kilku moich zdaniach na twarzy rozmówcy widać uśmiech i ulgę – wszystko jest w porządku. Cieszy mnie też ta ciekawość, dzięki niej mam okazję wiele wytłumaczyć, wyjaśnić. Rozumiem, że choć wegetarianka w ciąży to nie nowość, to nadal nie jesteśmy codziennością. Fajnie jest, gdy ktoś (mimo swojego mięsożerstwa) interesuje się mną i tym tematem. Im więcej świadomych osób, tym mniej mitów i „opowieści dziwnej treści” o wegetarianizmie będzie krążyło po świecie.
Mniej lubię (czytaj: nie znoszę) napastliwe pytania, a raczej komentarze i stwierdzenia typu:
–No, ale teraz jak jesteś w ciąży to zaczniesz przecież jeść mięso!?
-Zjedz chociaż kawałek, dla dziecka.
-I tak będziesz miała ochotę na mięso!
-Z sobą to możesz wyczyniać takie głupoty, ale szkodzisz dziecku, chcesz poronić, albo żeby urodziło się jakieś chore!
-Ciekawe, co lekarz na to?
-Musisz jeść białko, kobiety w ciąży potrzebują dużo białka!
-Na pewno będziesz miała anemię!
Problem z tymi osobami jest taki, że wcale nie chcą słuchać. Rozmowa przebiega w znanym mi schemacie, wiem, co za chwilę usłyszę, argumenty też są mi znane: Bo tak. I jeszcze nieśmiertelne: Człowiek to zwierze i musi jeść mięso. Najwięcej do powiedzenia mają, oczywiście, osoby, które o żywieniu, dietetyce wiedzą niewiele, dla których piramida żywienia to mgliste wspomnienie z czasów szkolnych, a wartości odżywcze oznaczają: smaczne albo niesmaczne. Kiedyś jako wojownicza (pyskata) małolata kłóciłam się do upadłego, obrażałam, prowokowałam. Dziś wiem, że szkoda nerwów. Są ludzie, do których nie dotrą żadne argumenty, bo ich po prostu nie wysłuchają.
Wiem też, że mimo wszystko warto rozmawiać, warto odpowiadać na pytania i szanować poglądy innych i nawet jeśli się ich nie podziela to próbować zrozumieć 🙂 Odpowiadam więc na te miłe i mniej miłe pytania:
Wegetarianka w ciąży, czyli moje samopoczucie, wyniki badań krwi i lekarz
Jeszcze przed ciążą regularnie oddawałam krew, byłam więc 2-3 razy w roku kompleksowo badana. Zawsze miałam rewelacyjne wyniki badań krwi. Teraz, w ciąży, jest tak samo 🙂 Mimo tego, że nie przyjmuję dodatkowo preparatów z żelazem (często standardowo przepisywanych ciężarnym) mam wysoki poziom hemoglobiny, a mój lekarz śmieje się, że niejedna osoba „nieciężarna” pozazdrościłaby mi takich wyników, a on ja jestem pacjentką idealną: zdrową i uśmiechniętą :)Jeśli chodzi o informowanie lekarza o moim wegetarianizmie. Ja nie czułam potrzeby zgłaszania tego, nie sądzę, żeby kobiety niewege opowiadały ginekologowi, co jadły na obiad, a co planują na kolację. Jednak tyle osób wokół męczyło mnie ciągłymi pytaniami o opinię lekarza, że w końcu powiedziałam mu. Co on na to? Powiedział, że jeśli wyniki badań są dobre, ja czuję się świetnie to, on może mi tylko pogratulować świetnego zdrowia. Bo, co innego miałby z tą wiedzą zrobić? Wiem jednak, że wiele kobiet ma problem ze swoimi lekarzami. Polega on głównie na tym, że większość lekarzy (ginekologów, internistów, pediatrów) „liznęło” odrobinę wiedzy dietetycznej wiele lat temu na studiach i od tego czasu nie odświeża jej. Lekarze nie czytają raportów najnowszych badań, publikacji z dziedzin spoza ich specjalizacji. Stąd biorą się częste przykrości: Boli panią głowa, oko, ręka, dziecko jest przeziębione. To na pewno z powodu braku mięsa w diecie. Smutne, ale wiem, że wegetarianie spotykają się z takim traktowaniem.
Mięsne zachcianki:
Nie mam 😉 Wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej czuję, że dieta bezmięsna jest dla nas najlepsza 🙂
Wartości odżywcze:
Żelazo, czyli sławetna anemia.
Jak już pisałam wyżej, anemii nie mam i chyba nigdy nie miałam. Wręcz przeciwnie, lekarze często dziwią się i gratulują, że mam tak wysoki poziom hemoglobiny, jak na kobietę (standardowo mamy niższą niż mężczyźni). Co tu dużo pisać? Trzeba przyznać, że w pokarmach pochodzenia zwierzęcego około 40% żelaza występuje w postaci łatwoprzyswajalnej (hemowej). Jego przyswajalność wynosi około 20%. Żelazo zawarte w produktach roślinnych jest w postaci niehemowej, czyli przyswaja się dużo trudniej (około 5%). Jednak wystarczy wiedzieć, że witamina C i białko zwierzęce zwiększają ją nawet 5-krotnie. Przecież nie jest problemem dodanie do potrawy warzywo obfitujące w witaminę C, ser lub jogurtu albo popijać posiłek sokiem lub woda z cytryną.
Poza tym – ile mamy mięsa w mięsie? Czy mięso naładowane chemią, antybiotykami jest wartościowe i dobre? Parówki, sklepowe wędliny, tłusta wieprzowina i przemysłowy drób… jakoś nie wierzę, że rośliny strączkowe, ziarna zbóż (w tym kasze), owoce i warzywa są gorsze.
Mięso, mięso, mięso, czyli walka o białko.
Kto nie czyta nowych (czyli z ostatnich nawet 20 lat) publikacji, nie wie, że zapotrzebowanie człowieka na białko, to tak naprawdę zapotrzebowanie na aminokwasy, które znajdziemy także w roślinach. Kiedyś przeczytałam artykuł, który pięknie i jasno tłumaczy to. Postanowiłam umieścić fragment, ponieważ to białko budzi najwięcej kontrowersji.
„W świetle dzisiejszej wiedzy, stwierdzenie – […] Potrzebujemy białka odzwierzęcego […] – jest błędne z punktu widzenia fizjologii żywienia człowieka. Zapotrzebowanie człowieka na białko to zapotrzebowanie na aminokwasy, które są elementami budulcowymi białka. Niezależnie od źródła białka, po spożyciu posiłku jest ono najpierw przekształcane do aminokwasów, z których później organizm sam wytwarza odpowiednie białka. […] Aminokwasy w białkach roślinnych są takie same jak w białku mięsa, jaj, czy sera, ponieważ są to te same związki chemiczne. Przykładowo lizyna – aminokwas egzogenny (nie wytwarzany przez organizm, czyli taki, który musi być dostarczany z pożywieniem) w soczewicy nie różni się niczym od lizyny w wołowinie (wzór chemiczny C6H14N202), tak jak woda zawarta w marchewce nie różni się niczym od wody zawartej w szynce (wzór chemiczny H2O).
Co więcej, zwierzęta roślinożerne czerpią aminokwasy, będące składnikiem ich mięsa, z roślin, które są pierwotnym źródłem białka na ziemi.
W produktach roślinnych występują wszystkie aminokwasy egzogenne. Różnice między białkiem roślinnym i zwierzęcym wynikają z różnic w proporcjach poszczególnych aminokwasów. […] Niektóre produkty roślinne zawierają więcej jednych aminokwasów i mniej innych w porównaniu do tego stosunku i na odwrót. stanowiłoby to problem, gdyby wegetarianin lub weganin odżywiał się tylko jednym produktem, na przykład tylko pszenicą. natomiast w zwyczajowej diecie wegetariańskiej czy wegańskiej występuję wiele produktów roślinnych z różnych grup: ziarna zbóż, rośliny strączkowe, owoce i warzywa. Podczas każdego posiłku następuje uzupełnianie się aminokwasów, na zasadzie podobnej do układania puzzli.”
(Małgorzata Rzeszutek-Desmond, „Czy człowiek potrzebuje białka odzwierzęcego?”, cały artykuł: http://wegetarianie.pl/Article1950.html).
Witaminy i błonnik.
Gdy jakiś napastliwy antywegetarianin prawi mi morały o mięsie i niedoborze białka pytam: A ile zjadasz dziennie warzyw i owoców? Po chwili zastanowienia pada odpowiedź: Jem wystarczająco, a poza tym biorę witaminy. I ten ludzik, pożeracz białych buł, dosładzanych soków i garści witamin brnie dalej, próbując wmówić mi, że „zła kobieta ze mnie”. A ja wiem swoje, gdyby brakowało nam białka, to na każdej sklepowej półce zamiast suplementów witaminowych stałyby te z białkiem. A to witamin nam strasznie, okrutnie brakuje. Jemy bardzo mało warzyw, troszkę nadrabiamy owocami. A jeśli już jemy to tylko jako mały dodatek, najczęściej gotowane. A rośliny są nam bardzo potrzebne – ogórek na kanapce i ziemniak do obiadu nie wystarczą. Jemy stanowczo za mało ziaren – czasami (gdy na obiad ma być krupnik lub gulasz) sięgamy po kaszę, zazwyczaj jaglaną. A gdzie gryczana, kuskus, jaglana, z pszenicy? Gdzie surowe warzywa? Witaminy w pigułce ich nie zastąpią. Podobnie jest z błonnikiem, białe pieczywo, makarony, jeśli owoc to bez skórki.
Na szczęście nasze myślenie o żywieniu bardzo się zmienia, jesteśmy coraz bardziej świadomi, staramy się jeść i żyć zdrowo! Oby tak dalej 🙂 Przecież nieważne, czy jesteśmy wege, czy mięsożerni, liczy się zdrowy rozsądek i chęć zadbania o siebie i rodzinę 🙂 Trzeba rozmawiać, słuchać i szanować. Wegetarianka w ciąży
Życzę wszystkim samych zdrowych smakołyków! 🙂
Ja w ciąży nie jadlam mięsa, obrzydzalo mnie po prostu. Wszystkie wyniki mialam ok. Dzidzia zdrowa;-)
Dobrze napisany artykuł. Zachęca do dyskusji i do tego, o czym autorka tekstu wspomina wielokrotnie – do wzajemnego szacunku i odnowienia sztuki słuchania siebie na wzajem.
Życzę szczęśliwego rozwiązania
Ewa
ja w ciąży też byłam „wegetarianką”, ale nie z wyboru. Podobnie jak Julia miałam obrzydzenie do mięsa surowego i już przyrządzonego. Wiele nie brakowało żebym tłukła kotlety dla mej miłości z klamerką na nosie 🙂
Pod koniec ciąży lekarz zalecił mi, żebym jadła mięso, ale już nie pamiętam czy zapytał czy ja w ogóle jem mięso. Na szczęście pod koniec przeszła mi niechęć do niego 🙂
Mimo tego, że lubię i jem mięso to w ciąży nie mogłam na nie patrzeć. Na wędliny, mięso smażone, czy pieczone…fuj. Dziecko zdrowe, ja zdrowa. Wyniki ciążowe miałam rewelacyjne. Podczas karmienia piersią mięso nadal było blee. I jakoś synek nie chorował, dobrze się rozwijał. Znam ludzi, którzy w tej swerze lekko przesadzają. Ale popieram gdy ktoś wie co mówi i robi to rozsądnie 🙂 Pozdrawiam autorkę :*
Dziewczyny, dziękuję za miłe słowa, życzenia i pozdrowienia 🙂 Tak jak piszecie, nasz organizm często sam „mówi”, czego mu potrzeba – najważniejszy jest zdrowy rozsądek 🙂
Pozdrawiam Was ciepło i życzę Wam i Waszym maluchom samych przyjemności! 🙂
Ps. Nie mogę zalogować się przez fejsbuka więc podpiszę się po prostu Magda 😉
Temat bardzo gorący- jednak wiekszość kontrowersji rodzi się nie wokół wegetarianizmu w ciąży jako takiego, a w przypadku pewnych osób. Magda doskonale wie o czym pisze i jej postawa nie wynika z mody czy własnego „widzi mi się”. Jednak możemy spotkac gro osób, które o wegetarianiźmie nie maja bladego pojecia- a próbują zakładać maskę specjalisty. Więc jeśli planujecie ciąże/dziecko/karmienie piersią a przy tym chcecie utrzymać nietypową bądź bardziej wymagającą dietę- nie zapominajcie o spotkaniu np z dietetykiem lub lekarzem- na pewno pomogą ustalic zdrowe granice – i dla Was i dla Maluchów!
ja z mięsem też kiepsko, ale póki czuję się dobrze i wyniki ok, to się nie martwię. zresztą jestem pod kontrolą lekarza. za to dał mi na wzmocnienie i zwiększenie odporności d-vitum, bo witamina D też ma w tym swój udział:)