Czy probówka daje szczęście?
Temat kontrowersyjny, to nie podlega dyskusji. Ale czy któraś z nas, mam „nie probówkowych”, zastanawiała się nad tym, jak to jest? My z mężem podjęliśmy decyzję o powiększeniu rodziny i za pierwszym razem się udało. A co się dzieje, gdy wysiłki idą na marne? Czy jest rozwiązanie, które pozwoli stać się upragnioną rodziną? Czy probówka daje szczęście?
O zapłodnieniu in vitro jest mnóstwo informacji. Każdy ma swój punkt odniesienia do tego tematu. Jedni krytykują, inni chwalą. Ja, kobieta naturalnie odczuwająca instynkt macierzyński, nie wyobrażam sobie mojej przyszłości bez gromadki dzieci, szalejących i śmiejących się wokół mnie. Dom bez dzieci nie jest dla mnie pełny, nie spełnia swojej funkcji. Moje marzenia powoli się spełniają, mamy naszą Maję, dom się buduje. W planach na przyszłość jest rodzeństwo dla córki.
Co jednak przeżywa kobieta, a w zasadzie para, która próbuje spełnić swoje sny, ale niestety coś nie działa? Na to pytanie, mogą odpowiedzieć tylko osoby, które to dotknęło. Ja mogę natomiast wyrazić swoją opinię, o jednym ze sposobów rozwiązania tego problemu. Bo czyż nie warto walczyć o to, by zobaczyć uśmiech kruszynki, który rozbraja serce? Nie chcę tu wchodzić w konwenanse moralne, religijne, etyczne czy polityczne, bo ci ostatni też się w ten temat wtrącają. Pragnę wypowiedzieć się jako kobieta, matka, jako istota pragnąca przekazać ludzkości cząstkę siebie w postaci potomstwa.
Niestety można powiedzieć, że problem bezpłodności powoli staje się chorobą cywilizacyjną. Zawrotne tempo życia, stres, pogoń za karierą i pieniędzmi. Zmiana priorytetów – najpierw własny rozwój, później rodzina. Wiek kobiet decydujących się na pierwsze dziecko zdecydowanie się zmienił, a jak wiemy, zegar biologiczny tyka nieubłaganie.
Sprawa jest bardzo trudna i indywidualna. Mogę wyrazić swoją opinię i stwierdzić, że jestem za podjęciem prób zapłodnienia pozaustrojowego, ale tylko pod pewnymi warunkami. Jeśli para wykorzystała już wszelkie możliwe sposoby naturalnego poczęcia. Pragnę tu zaznaczyć, że nie ma to być produkcja dzieci na skalę światową, a jedynie próba ostateczna. Taka ostatnia deska ratunku. Ileż razy można przeżywać rozczarowania oczekując dwóch kresek? Oczywiście metoda ta nie daje gwarancji powodzenia, ale daje szansę, możliwości, i … nadzieję.
Istnieją różne techniki przeprowadzania zabiegów In vitro. W jednej z nich chodzi o pobrania jak najmniejszej próby komórek. Wówczas nie dochodzi do „redukcji” zbędnych, a zapłodnionych już komórek. Zdaję sobie sprawę, iż taka metoda jest długotrwałym procesem, ale tę opcję jestem skłonna przyjąć. Gdyż uważam, że zapłodniona komórka jest już maleńką istotką, która zaczyna się rozwijać, czuć … żyć. A „eliminacja tych zbędnych” to dla mnie już morderstwo.
Tak naprawdę, myśląc o tym temacie, targają mną różne, czasem zupełnie sprzeczne emocje. Wszystko zależy, z jakiej perspektywy spojrzeć na problem. Niemniej jednak, jak wspomniałam wcześniej, nie będę się rozpisywać tu o tak osobistych odczuciach, jak wiara, etyka czy moralność każdego z nas. Kwestia wydaje mi się tak intymna, że każdy musi się sam nad nią zastanowić i spróbować określić swoje stanowisko.
Oczywiście w tak krótkim tekście nie jestem w stanie i nawet nie próbuję, ująć wszystkich możliwości, technik, sposobów, kwestii finansowych czy regulacji prawnych, które powinny być jasno i rzeczowo określone. Jednakże temat co jakiś czas wraca na tapet i chciałam poznać Wasze podejście do tego zagadnienia. Odpowiadając na pytanie zawarte w tytule, ja odpowiem – TAK probówka może dać szczęście.
Innym rozwiązaniem jest adopcja, ale tym tematem zajmę się może w kolejnym felietonie. Tymczasem czekam na Wasze opinie dotyczące zapłodnienia pozaustrojowego. Popieracie czy odrzucacie? Czy zdecydowałybyście się, gdyby nie było innej metody?
Odpowiadam TAK, może dać szczęście, a czasem jest jedyną szansą na to szczęście. Nie chodzi mi o przypadki, że to jest „widzimisię”, tylko w sytuacji, kiedy to jest „jedyna deska ratunku”.
Zgadzam się, tak jak pisałam, nie ma to być „masowa produkcja” ale ostateczna pomoc.
Nigdy bym się nie zdecydowała. Za in vitro idzie aborcja. Tego.nie zmieni nawet najlepsze prawo. Do tego dochodzą problemy psychologiczne. Ale nie oceniam.
Choć wiem,ze na wiele par postawiono krzyżyk i jakimś 'cudem’ udaje się bez. In vitro to.pomoc doraźna a ktoś wie jaką jest przyczyna? Tym zajmuje się naprotechnologia. Leczy przyczynę i wspomaga naturalnie zajść. Oczywiście leczy też farmakologicznie i chirurgicznie ale leczy tak,ze liczba dzieci zależy od chęci pary a nie liczby przebytych zabiegów.
co do „chęci pary” to się absolutnie nie zgadzam- para z problemem nie ma wyboru czy chce 1 czy 10 zarodków, a poza tym nie jest to jak pstryknięcie palcem „ile chcę tyle mam”. Myślę, że nikt nie zrozumie tego jak sam nie będzie w takiej sytuacji, czego nikomu nie życzę. Nikt o zdrowych zmysłach nie decyduje się na in vitro, ot tak sobie. W pierwszej kolejności jest leczenie i różne inne próby.
Niestety nie. Znam wiele par które mając problemy udają się do kliniki leczenia niepłodności,a tam od drzwi proponują im albo inseminacje albo in vitro. Nikt nie proponuje naprotechnologii,bo na takiej parze mniej się zarobi,bo wrócą po kolejne dziecko. Napro to wybór i często pary które się na nią decydują to te które same ja znalazły,bo nie zgadzają się z in vitro.
Ps. A jak wytłumaczyć to,ze dziewczyna podchodzila 7 razy do in vitro,a w pierwszym cyklu po porodzie po prostu wpadła? Cud? A może jednak nie próbowali leczyć przyczyny a skutek?
Divette, uważam że naprotechnologia nie leczy a jedynie wspomaga.
A często tzw. odpuszczenie starań, oczyszczenie się emocjonalne przynosi efekty takie, które często nazywamy cudem – cudem poczęcia i cudem narodzin.
Uważam, że najprostesze prawo to zmieni! Przeciwnicy takie rozwiązania powołują się na arytmetykę.Jeśli ustanowimy prawnie możliwośc zapłodnienia 1 zarodka nie będzie problemu- jednak znacznie wydłuży to czas i koszty – natomiast myślę, że ta kwestia nie powinna byc tu dylematem natury moralnej!
Jeśli zaś chodzi o napro- to chwała jej że tak wielu parom juz pomogla- Jednak pod tą tajemniczą nazwą kryje się bardziej rozwinieta metoda objawowo-termiczna połączona z indywidualnie ustalanym leczeniem ( w szerokim rozumieniu tego słowa) czyli jednym słowem LECZENIE w formie w jakiej zawsze powinno wystapic przed podjeciem próby in vitro. Jak sam jej autor przyznajme dotyczy par z uleczalną niepłodnością cytuje”większość przypadków niepłodności idiopatycznej (o niewyjaśnionym medycznie podłożu) to w istocie niezdiagnozowane przypadki całkowicie uleczalnej niepłodności”. Metody nie są porównywalne a samo środowisko pracujące z naprotechnologią mowi TO NIE JEST ALTERNATYWA DLA INVITRO!
Naprotechnologia nie zawsze jest skuteczna… i nie jest prawdą, że za in vitro zawsze idzie aborcja – to jakaś głupota, aborcja jest wtedy, gdy zamorduje się poczęte dzieciątko, a tak nie zawsze być musi. Turcja, jako państwo muzułmańskie dopuściła in vitro, ale pod jednym warunkiem, Tworzona jest jedna zapłodniona komórka, a jeśli rodzice chcą więcej, np bliźniaki, „wszczepione” muszą być wszystkie zapłodnione komórki. Nie ma zamrażania zarodków. I myślę, że w samej metodzie nie ma nic złego, ważne jest to, być mieć świadomość, że jest żywy człowiek. I jest to kwestia kilku lat, by i Kościół katolicki zmienił to podejście.… Czytaj więcej »
A co uważacie o regulacjach prawnych dotyczących Komu „pozwolimy” na in vitro, a komu nie?
nie chciałabym, aby korzystały z tego pary homoseksualne (jak w przypadku adopcji), parom, które dopiero zaczęły się starać bez wcześniejszego leczenia, parom np powyżej 50 roku życia
W tej kwestii moje zdanie juz nie jest tak oczywiste, bo ile osobiście zgadzam się z pw. to z drugiej strony jest to swego rodzaju hipokryzja- tzn decycujemy się na liberalizm, ale sie nie decydujemy. szkoda że na takie pytanie po prostu nie ma odpowiedzi:( Bo przecież kto powiedzial, że dziecko pary np po 50tce bedzie nieszczesliwe- pomijajac kwestie ryzyka od str medycznej np, to juz wydolnosci wychowaczej nie oceniy- bo przeciez para w wieku np 30 lat moze sie okazac bardziej niewydolna- np przemoc domowa. no i para po 50tce nie miala szansy wczesniej na taka forme leczenia .… Czytaj więcej »
My staraliśmy się o dziecko 6 lat lekarz w końcu powiedział nam, że powinniśmy rozważyć metode in vitro bo to dla nas jedyne wyjście. Chciałam początkowo spróbować ale po zastanowieniu się uznałam, że jestem zbyt zmęczona dotychczasowym leczeniem – psychika mi wysiadała, że postanowiliśmy z mężem odpocząć od leków i wizyt lekarskich przez 6 miesięcy i po tym okresie wrócić do temat in vitro. Stało się tak, że już w pierwszym miesiącu naszego „odpoczynku” zaszłam w ciążę 🙂 gdyby się jednak zdarzyło tak, nasz CUD by się nie wydarzył pewnie zdecydowalibyśmy się na tą metodę. Dla mnie nie jest ważne… Czytaj więcej »
Bardzo ważną rzecz tu napisałaś Jogodo – „A przecież dziecko poczęte tą metodą W NICZYM SIE NIE RÓŻNI od dzieci poczetych „tradycyjnie””. A często dzieci takie są szykanowane o rodzicach nie wspomnę. To jakaś znieczulica społeczna, ludzie są tak ograniczeni w niektórych kwestiach, że nie potrafią poszerzyć swoich horyzontów i hcoc spróbować zrozumieć.
A w Waszym przypadku, jak się już wcześniej wypowiedziałam, „odpuszczenie” działa cuda;-)
Droga Divette- druga ciąża z naturalnym poczeciem po in vitro jest bardzo częstym skutkiem. A co sądzisz o tzw. niepłodności małżeńskiej?
Tym też się zajmuje napro. Przy pomocy odpowiedniej diety idzie ja wyeliminować
niepłodność małżeńska o ile wiem jest nieuleczalna- to autoimmunologiczna odpowiedz organizu na komórki konkretnego partnera i bywa chyba największą tragedią dla małzonków.kazdy jest zdrowy – ale razem nie mogą miec dzieci.
przy pomocy diety niepłodności małżeńskiej wyleczyć się nie da… to jest, prostym językiem pisząc, „uczulenie” partnerki na nasienie partnera… każde z nich osobno dzieci może mieć, ale razem już nie…
Naprotechnologia to nic innego, jak zwykłe leczenie plus naturalne metody planowania rodziny… i nie jest metodą zastępczą dla IVF…
Miło mi Aniu, że jako praktykujący fachowiec, przyłączyłas się do dyskusji! ZGADZAM SIĘ i właśnie o tym pisałam wczesniej- jednak nie spotkałam się z odpowiedzią na moją wypowiedź 😛
obawiam się, że na odpowiedź się nie doczekasz… brak argumentów…
Jeśli rozumiem dobrze, Haniu chodzi ci o rodzaj niepłodności w której drogi rodne kobiety nie tolerują nasienia mężczyzny i w ten sposób wydzielina z dróg rodnych kobiety uniemozliwia zapłodnienie?? W tym przypadku (wg. mnie) metoda in vitro to jedyny sposób na poczęcie dziecka. Bo tu nie chodzi o chęci i starania pary. Bez pomocy raczej małe są szanse. Nasienie musi zostać „dostarczone” bezpośrednio do macicy omijając szyjkę a w sposób tradycyjny nie da rady. Dla mnie in vitro to nic strasznego. Znam pare która leczyla się kilka lat i bez skutków. Nie bedę pisac o szczególach ale jedyną szansą na… Czytaj więcej »
w przypadku niepłodności małżeńskiej jedynym rozwiązaniem wydaje się nasienie dawcy- bo komórki partnerów wzjemnie się niszczą.
Nasienie dawcy może zostac „podane” w sposób tradycyjny luz przy pomocy insyminacji, a nasienie partnera już wyłacznie poprzez insminację.
ja jestem bardzo za, choć sama nie umiem powiedzieć czy bym się zdecydowała, ale uważam, że wszyscy powinni mieć prawo zdecydować sami, czy nie mogąc inaczej chcą w ten sposób zostać rodzicami, nie my mogący mieć dzieci powinniśmy decydować czy im wolno czy nie, co do par homoseksualnych też jestem za, natomiast podobnie jak Hania mam problem z kwestią wieku, ale myślę, że tu decyzję powiini podjąć potencjalni przyszli rodzice wspólnie z lekarzem biorąc pod uwagę wszystkie za i przeciw, ale z uwagi na większe ryzyko powinno to być bardziej obostrzone
wiek to faktycznie kwestia dyskusyjna, bo czasem 60latek jest bardziej żwawy od 30latka, jednak ja widzę tu inny problem- w tym wypadku jest większe prawdopodobieństwo osierocenia małego dziecka, nastolatka, to już problem społeczny. Nie kwestionuję tu, gdzie dziecko będzie miało lepiej- u młodych czy starszych, bo kochane będzie tak samo, lecz w dalszej perspektywie szybciej zostanie samo.
Rozważając głębiej taki dylemat, chyba zgodnie powinniśmy zadac sobie pytanie jakim prawem chcemy decydowac KTO? To niezgodne z Prawami Człowieka, bo przecież nikt nie zastanawia się nawet nad decydowaniem o tym komu pozwolić mieć dzieci w naturalnym rozrodzie?! Choć widząć ile zła jest na świecie, czasem można uważać to za błędne rozumowanie…
w kwestii wieku nie ma dla mnie znaczenia rodzaj poczęcia- mam takie samo zdanie w stosunku do naturalnego i sztucznego zapłodnienia.
Ja jestem na NIE..wiem,że może ktoś powie,że dobrze mi się mówi bo mam dziecko. Po prostu jest to nie zgodne z moimi przekonaniami religijnymi. Ta metoda daje życie ale też zabiera.
Bardzo sie cieszę, że wreszcie w tej dyskusji pojawił sie ważny argument na NIE! Cieszę się, ze masz swoje zdanie i jego obronę! Dziś większośc uważa, że „wypada” popierać pewne rozwiązania. Przekonania religijne są argumentem niepodważalnym. Bądź co bądź w dalszym ciągu wiekszośc naszych „wspólplemienców” deklaruję przynaleznosc do jakiejś grupy religijnej- jednak nie przekłada się to na ich poglądy.
Mam nadzieję, że zajrzy do tej dyskusji nasz „dyżurny” Teolog w postaci Racheli 🙂
Każdy ma prawo do własnej opinii, zdania, odczuć. Bardzo ważne Patrycjo, że masz odwagę głośno wyrażać swoje opinie. In Vitro to trudny temat i każdy ma swoje odczucia i nikt nie może narzucać swoich poglądów. Dla nas ważne jest poznanie opinii na Tak i na Nie.
Bardzo się cieszę,że nie zostałam „potępiona” za swoją opinię. Bardzo współczuję osobą które nie mogą mieć dzieci ale In Vitro nie mogę powiedzieć TAK…
Nikt nam nie dał prawa do potępiania kogokolwiek za swoje odczucia. Szanujemy, każdego za jego myśli, poglądy i swoje zdanie.
Dokładnie- „potępianie” odmiennych poglądów w kwestiach moralnych i etycznych ( które są nierozwiązywalne- nie ma jednej jedynej dobrej odpowiedzi) jest tylko świadectwem słabości/głupoty/niewiedzy! Zawsze należy szanować cudze zdanie- Jednak należy walczyc ze stereotypami i poddawać wątpliwości argumenty- te prawdziwe zawsze same się obronią! 🙂
Dziękuje dziewczyny za poparcie:)
ja uważam że każdy kto staje przed problemem powinien wybrać sam czego chce a czego nie. dlaczego ktoś ma decydować za mnie. ja przez 3 lata przechodziłam wszystko co mogłam nie mogliśmy zajść po inseminacjach utrzymać ciąży. poddałam się i to tak na całego ciężko się przyznać. i zdarzył się cud który ma już ponad rok i smacznie śpi w pokoju. wiem że nie wszyscy mają taką szansę, szansę na cud więc dlaczego mamy odbierać ostatnią deskę ratunku? i tak na marginesie oczywiście nie chcę nikogo urazić ale co na temat może powiedzieć ktoś kto nie ma pojęcia jak to… Czytaj więcej »
Pięknie powiedziane – każdy ma prawo do cudu i nikomu nie można go odbierać. A decyzja o podjęciu takiego kroku należy tylko i wyłącznie do przyszłych rodziców.
Adopcję uważam za piękną formę „macierzyństwa” czy może lepiej „rodzicielstwa”. Jeśli zwiodły by wszystkie możliwe opcje, włącznie z niezapłodnieniem pozaustrojowym, nie maiłabym żadnych problemów z pokochaniem małej istotki. Byłaby moja i kochana ponad wszystko.
Dla mnie, szczęśliwej mamy (za dwa miesiące podwójnej), która nie musiała przechodzić żadnych badań, prób, rozczarowań…, sprawa jest prosta – probówka jest po to, by z niej korzystać. Starsza siostra długo starała się z mężem o dziecko, przechodzili też probówki, ale były kłopoty z utrzymaniem ciąży… Zdecydowali się więc na adopcję, pozałatwiali papiery, tysiące zaświadczeń i już mieli podpisać, gdy okazało się, że przyroda zdecydowała inaczej 🙂 wiem jak bardzo przeżywali każdą próbę, na pewno musieli też przemyśleć, czy moralnie „stać ich” na to, by w ich imieniu lekarze „wybrali”, które z zarodków dostanie szansę rozwoju… Nikomu nie zazdroszczę takiej… Czytaj więcej »
Marienko – nic dodać nic ująć. Pięknie to opisałaś!!
Do dziś w tej między wyznaniami toczy się ostra dyskusja.
Np Kościół Ewangelicko-Augsburski w swoim oświadczeniu wyraził akceptację dla metody in vitro, jako sposobu leczenia niepodłodności, lecz także ujął się za sprzeciwem dla przechowywania i tworzenia dodatkowych embrionów – więcej http://www.luteranie.pl/pl/?D=2676
Osobiście także popieram metodę in vitro, i zgodzę się z naszymi czytelniczkami. In vitro daje nam cień szansy na to aby dać życie.
Bo czy Bóg nie nakazał się nam rozmnażać? (1 Mojż. 1,28a)
czekam, aż Kościół Katolicki podzieli zdanie Kościoła Luterańskiego…
To jest bardzo delikatna sprawa i każdy przypadek musi zbyć indywidualnie rozpatrywany. Wcześniej często myślałam o tym jakby to było gdybyśmy nie mogli mieć dzieci. Dzięki Bogu mam wspaniałych dwóch synów:)
Oczywiście, że tak, mam takie samo zdanie pani Magdaleno. Bycie kobietą bez możliwości posiadania dzieci, to życie bez sensu, przynajmniej dla mnie. Dzieci to nasza przyszłość! I szczerze mówiąc nie rozumiem tych, którzy robią najpierw karierę i czekają z potomstwem na „ostatni gwizdek”! Wszystko można pogodzić tylko trzeba bardzo chcieć!
Przecież dzieci nie przekreślają samorealizacji, a najczęściej bywa tak, że to właśnie w ich wychowaniu odnajdujemy sens własnego istnienia. Czym że było by życie dla samego siebie?? Pustką… życiem zmarnowanym i zmierzaniem ku nicości.