Emocje 16 kwietnia 2020

Daj szansę seniorowi, by pokazał, na co go stać

Widziałam rano w internetach reklamę sponsorowaną jakiegoś banku. Reklama przykuła moją uwagę, ponieważ młodzi ludzie, ponoć jacyś znani jutuberzy, zachęcali innych młodych, by pomogli dziadkom w ogarnięciu bankowości internetowej.

Osobiście, abstrahując od interesów banku i kasy, jaką ci ludzie zgarnęli za reklamę, takie działanie się chwali, bo warto pomóc osobie starszej w zachowaniu niezależności nie tylko w czasie pandemii. Ale pojawiły się opinie, że to się nie sprawdzi, bo starszy człowiek nie ogarnie bankowości, bo jak nauczył się odróżniania słuchawki czerwonej od zielonej, to max jego możliwości. Ciekawe, czy krytycy już tego próbowali, czy z góry zakładają, że babcia to na mszę, a nie do smartfona czy komputera?

Nie dogodzisz. Typowo polskim obyczajem pojawiło się maruderstwo, punktowanie interesu banku, a nawet prześmiewcze emotki pod komentarzami samych starszych użytkowników Fb. Niektórzy postanowili wyrazić uznanie za pomysł pomocy, pisząc o chęci uściskania takich ludzi, lub przekazując słowa błogosławieństwa tym, którzy chcą pomóc. Oczywiście nawet takie proste, szczere słowa doczekały się “heheszków”. Czasem warto ugryźć się w ozor, czy zdjąć palucha z wybranej emotki, by nie sprawiać przykrości. Polecam.

I zastanawiam się przy okazji, czy stając twarzą w twarz z własną babcią czy dziadkiem, też ktoś wyrazi swoją opinię i zaśmieje się prosto w twarz? Nie sądzę, bo odważni stajemy się przede wszystkim w sieci. 

Chcę jednocześnie podkreślić, że nie był to zmasowany atak wobec starszych w internecie, bo absolutnie nie chodzi mi o wywołanie nieuzasadnionego “shitstormu”. Jednak jakoś gniotą mnie nawet pojedyncze komentarze bez wiary w możliwości osób starszych, z podejściem trochę jak do dzieci, bo, cytując fragment komentarza “starsi wiekiem nie muszą być debilami”. Ale jak napisał ktoś inny, brakuje cierpliwości, żeby tłumaczyć, więc łatwiej jest założyć, że babci to szydełko w rękę, a nie smartfon, czy tablet.

Ja nie zamierzam się wykłócać o to, że każdy senior będzie śmigał po bankowości internetowej, aż miło, bo nie będzie. Żadna to tajemnica, że osoby zaawansowane wiekiem w wielu przypadkach stają się mniej zaradne, mają słabszy wzrok, drżące dłonie, czy kłopoty z pamięcią i koncentracją, boją się nieznanego. Ale jeśli to tylko strach, a dziadek czy babcia nie ustępują lotnością umysłu wnuczkom, to niby dlaczego nie podjąć prób nauczenia seniora krok po kroku obsługi bankowości? Skoro wyśle bez problemu smsa, to jest spora szansa na to, że i przelewu dokona, szczególnie gdy ktoś zaufany najpierw go tego nauczy lub po prostu podpowie to i owo. O bezpieczeństwie w internecie też nie zapominajmy, bo starsze osoby mogą wszystkich zagrożeń nie przewidzieć, więc uczulić zawsze warto. Nie zakładajmy z góry, że dana osoba nie da rady, bo jest starsza.

Na sam koniec, w kontrze do opinii – nie tylko pod wspomnianą reklamą – dotyczących “nieogarnięcia staruszków” przytoczę komentarz 74 letniej użytkowniczki Fb. “ Jejku (…) A mnie zachwyca możliwość robienia przelewów, zleceń i płatności przez internet (…)”. I jeszcze innej “No dobra. Ja, na razie (rocznik w pierwszej połowy ubiegłego wieku) radzę sobie. Co nie znaczy, że to reguła, więc pomagajcie, Ok!” To nie jedyne takie głosy. 

Bądźcie więc uprzejmi nie wrzucać wszystkich do jednego worka i odważniej pomagać tym, którzy tej pomocy chcą lub potrzebują. Nie spróbujecie, to się nie dowiecie, na ile stać Waszego seniora. 

Więcej serdeczności i wiary w drugiego człowieka 🙂

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Emocje 10 kwietnia 2020

Wielkanoc w cieniu koronawirusa

Koronawirus robi co może, żeby ludziom krzyżować plany. Już nie można po ludzku iść z rodziną do lasu, zabrać dziecka na zakupy czy po prostu wyjść na spacer bez celu. Święta też będą inne niż te, do których przywykliśmy. 

 

Czasem to chyba warto ugryźć się w język… 

Kiedy dwa lata temu pisałam Wam, że czekają mnie święta inne niż wszystkie, nie wiedziałam jeszcze, jak bardzo los potrafi być przewrotny. 

Tamte święta faktycznie były improwizowane, a że na stole pojawiło się coś poza zupkami chińskimi, w dużej mierze było zasługą mojego męża i dziecka. Dom też jakby brudem zarośnięty nie był, chociaż okien faktycznie wtedy nie umyłam. Nie wypucowałam też wszystkich podłóg i mebli, ale poodkurzane musiało być. Tak mi się wydaje, bo sama tego nie pamiętam. Zresztą na pewno nie ja odkurzałam, to zawsze robi mój mąż. Ale musiało być poodkurzane i podłogi musiały być przynajmniej przetarte, bo wśród gości było niespełna roczne dziecko. 

W tym roku dziecko ma prawie trzy lata, ale na święta nie przyjedzie… mogę nie myć podłóg, ale umyję, bo mam czas. Okna umyłam już dawno. Nadal dobrze wyglądają. 

To znowu będą święta inne niż wszystkie…

Pierwszy raz w życiu nie pójdę do kościoła ze święconką. Nigdy mi się taka sytuacja nie zdarzyła. Tym bardziej mojemu dziecku, któremu teraz jest wyraźnie przykro. No ale siła wyższa. Święconkę sami sobie poświęcimy, na szczęście mamy święconą wodę. W internecie można znaleźć wzór modlitwy do odmówienia. Na przykład tutaj. A jak ktoś nie znajdzie, to też nie ma problemu. Może sam się pomodlić i pokarmy poświęcić. To też będzie ważne. Wiem z pewnego źródła 😉 

W Wielką Niedzielę też nie pójdziemy do kościoła. Po raz kolejny będziemy uczestniczyć we mszy przez internet. Transmisji jest już na tyle dużo, że sobie wybieramy co tydzień inny kościół. Ot tak, bo możemy. 

Święta w tym roku będą tańsze, bo po prostu nie mam dla kogo gotować. Nie będzie gości, a my we trójkę nie zjemy nie wiadomo ile. Jak się siedzi w domu to i jeść się jakoś nie chce. Menu będzie skromniejsze, ale jajek faszerowanych nie zabraknie. Żurku też. I ciast, których na co dzień na stole nie stawiam. Postaram się, żeby świąteczna atmosfera mimo wszystko pojawiła się w naszym domu, choćby za pomocą odświętnych potraw. 

Jak co roku odżegnuję się od prasowania obrusa, tak w tym chyba zrobię wyjątek. Niedawno mąż mi zamontował dodatkowe gniazdka w kuchni, więc chyba już nie mam się czego bać. 

Bazie już mamy, ukradłyśmy z Duśką z lasu, ale nie mówcie nikomu! Stoją w wazonie bez wody, bo nie chciałam, żeby zakwitły. Wykorzystamy je do świątecznych dekoracji. Pisanek raczej nie zrobimy (no dobra, może jedną, góra dwie), bo mamy już całkiem pokaźną kolekcję z poprzednich lat. 

Nie będzie gości i to właściwie boli najbardziej. Cała reszta to dodatki, ważne, ale nie najważniejsze. Święta zawsze spędzaliśmy w większym gronie. Tym razem będziemy we troje. Nie myślcie, że nie lubimy być ze sobą albo nie mamy o czym rozmawiać, nic z tych rzeczy. Ale wiecie sami, to nie tak powinno być. 

Wykorzystamy nowoczesną technologię i zorganizujemy jakąś telekonferencję, bo co innego nam pozostaje? Nic. Dobrze, że chociaż internet jest. Chociaż też ostatnio jakby kuleje.

Nie pójdziemy na tradycyjny świąteczny spacer, bo obowiązuje jakiś durny zakaz wstępu do lasu. Mogłabym go zrozumieć, gdyby chodziło o zagrożenie przeciwpożarowe, bo faktycznie jest susza. Ale nikt mnie nie przekona, że niechodzenie do lasu będzie miało pozytywny wpływ na moje zdrowie. Nie, nie, nie i jeszcze raz nie. Ruch jest potrzebny, świeże powietrze też. A w lasach jest naprawdę dużo miejsca i zachowanie stosownej odległości jest łatwiejsze niż w sklepie, komunikacji lub na poczcie. Nie złamiemy zakazu wcale nie dlatego, że jesteśmy tacy praworządni, tylko dlatego, że myśliwi dostali zielone światło. Mogą chodzić po lasach, ile dusza zapragnie. Polować też. Jakby trochę to niebezpieczne dla nas, zwykłych śmiertelników. 

 

Miałam już święta improwizowane. Będę miała święta bez gości. Mam nadzieję, że za rok będę miała święta jak najbardziej tradycyjne. Już nawet na tę kaczkę się zgodzę, o ile ktoś ją upiecze. Niech sobie będzie na stole. Tylko niech mam dla kogo piec ciasta i faszerować jajka. Niech mi krzeseł i talerzy zabraknie. Takich świąt sobie i Wam życzę. Tych za rok. To już niedługo! 

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Ciąża i dziecko 2 kwietnia 2020

Kary dla dzieci – karać czy nie karać?

Metoda kija i marchewki jest jedną z najstarszych metod wychowawczych. Każdy rodzic ma w pogotowiu kilka sprawdzonych kar – są to głównie zakazy lub nakazy. W danym momencie zastosowanie kary wydaje się jedynym skutecznym sposobem postępowania, ale czy tak jest naprawdę? Czy wymierzenie kary sprawia, że dane zachowanie się już nie powtórzy?

Czy kary działają?

Zastanówmy się nad odpowiedzią na to pytanie. Myślę, że wielu z Was odpowie – oczywiście! I ja też się z Wami zgodzę, że w pewnym sensie tak. Jednocześnie dodam, że działają, ale krótko. To nie jest tak, że dziecko nauczy się na swoim błędzie i następnym razem już tego nie zrobi. Raczej więcej niż pewne, że zrobi, ale wtedy, gdy nie będzie w zasięgu naszego wzroku. Nauczy się kombinować, żeby uniknąć kary. Kara zadziała po prostu tu i teraz (np. dziecko posłusznie pójdzie do swojego pokoju), ale na pewno nie zapobiegnie niepożądanemu zachowaniu w przyszłości.

Dzieci karane bardzo często stosują też pewien mechanizm obronny, jakim jest kłamstwo. Jest to logiczne, po co mają się do czegoś przyznawać, dlaczego mają mówić prawdę, skoro zostaną ukarane.

Co poczuje dziecko, gdy je ukarzemy?

A co czulibyśmy sami, będąc na jego miejscu? Złość? Poczucie niesprawiedliwości? Rozgoryczenie? Upokorzenie? Przytoczę słowa Jane Nelsena: „Jakim cudem wpadliśmy na ten szalony pomysł, że aby dzieci zachowywały się lepiej, najpierw muszą się poczuć gorzej?”. W myśl pozytywnej dyscypliny, której Nelsen jest twórcą – aby rozwiązać sytuację, należy naprawić relację. Niczego nie nauczymy, nie wytłumaczymy, nie „przemówimy do rozsądku” naszemu dziecku, jeśli będzie na nas wkurzone. A będzie na pewno, jeśli je ukarzemy. Jeśli zostanie przez nas upokorzone, nie oczekujmy od niego, że będzie z nami chciało współpracować.

Zwróćmy uwagę, że gdy wymierzamy dziecku karę, to pokazujemy, że w tym starciu wygrał dorosły. A kto lubi przegrywać? Nikt nie lubi poczucia bycia przegranym, większość z nas w takiej sytuacji czuje potrzebę rewanżu. Nie dziwmy się, jeśli zdenerwowane na nas dziecko będzie chciało się odegrać i swoim zachowaniem zrobić nam na złość. Od razu albo kiedyś. Nam albo komuś innemu, np. rodzeństwu. Jeśli dostało karę za uderzenie siostry, to czy od tego momentu będzie kochało ją bardziej? A może będzie jeszcze bardziej na nią złe, bo to przez nią zostało ukarane?

I jeszcze jedna – najgorsza według mnie strona karania – wychowanie człowieka lękliwego, uległego, zawsze posłusznego. Pewnie każdy rodzic marzy o tym, by jego dziecko miało poczucie własnej wartości. Żeby nie musiało swoim zachowaniem ciągle udowadniać, próbować się przypodobać innym i robić tego, czego od niego oczekują. Pierwszy lepszy przykład – pomyślmy o być może mających zły wpływ rówieśnikach, z którymi będzie miało do czynienia nasze (kiedyś) nastoletnie dziecko.

Co zamiast kary?

Niekaranie dzieci nie jest jednoznaczne z tym, że mamy im na wszystko pozwalać. Dzieci trzeba wychowywać! A to już temat na następny wpis. Dziś zostawiam Was z refleksją nad konsekwencjami kar, szczególnie tymi długofalowymi. I obiecuję do tematu wrócić niebawem.

Subscribe
Powiadom o
guest

1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Aenta
Aenta
4 lat temu

Zgadzam się z Tobą w 100%. Przyznam szczerze, że łatwiej jest wymierzyć dziecku karę, niż jej nie zastosować.

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close