Ciąża 13 sierpnia 2021

Dietetyk radzi: zapomnijmy o piramidzie żywienia – idea „pół talerza” to nowa jakość w planowaniu zdrowych posiłków

Jednym z fundamentów trwającej kampanii „Moc Polskich Warzyw” jest propagowanie nowego spojrzenia na planowanie posiłków. Idea „połowy talerza” funkcjonuje za granicą od lat. Można się z nią zetknąć pod różnymi nazwami jednak koncepcja jest zawsze tak samo prosta – 1/2 tego, co jemy (w każdym posiłku), powinna należeć do warzyw i owoców – oczywiście krajowych.

Piramida przechodzi do historii

Przez wiele lat obowiązującym modelem przedstawiającym zasady prawidłowego żywienia była piramida. Wielu z nas pamięta ją choćby ze szkoły, jednak już niewielu potrafi przywołać jej proporcje i poszczególne elementy. Dlatego szukano koncepcji, która pozwoli na proste i zdrowe planowanie każdego posiłku. Pod koniec minionego roku Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego – PZH opracował nowe „Zalecenia zdrowego żywienia”. Przekaz uproszczono i użyto właśnie formy talerza. Pomysł takiego przedstawienia zasad żywienia został zaczerpnięty z doświadczeń Amerykanów. W USA od wielu lat stosuje się koncepcję nazywaną „my plate”, czyli „mój talerz”.

 

Pół talerza i już!

„W życiu codziennym, gdzie liczy się czas, zastanawianie się nad poszczególnymi piętrami piramidy i dobieranie poszczególnych grup produktów może być kłopotliwe. Jako dietetycy, propagujemy ideę >>połowy talerza<< jako użytecznego narzędzia edukacji żywieniowej naszych pacjentów i ich rodzin. Przekaz jest prosty: gdy nakładamy potrawę, na połowie talerza należy umieścić surówkę, gotowane warzywa i owoc. Takie rozwiązanie nie budzi znaków zapytania i niedopowiedzeń” – mówi dr Justyna Bylinowska – doświadczony wykładowca akademicki i szkoleniowiec, autorka licznych artykułów w prasie branżowej oraz naukowej „Metoda talerza poza tym, że prosta i intuicyjna, jest także niezawodna dla naszej pamięci. Raz wpojona zasada, że każdy posiłek powinien składać się w połowie z warzyw i owoców, nie pozwala na pomyłki i niedopowiedzenia. Pół i już!” – dodaje dietetyk.

 

„Pól talerza” oraz „5 porcji owoców i warzyw”

Dzięki prostej zasadzie połowy talerza, przygotowując codzienne posiłki, nie musimy zastanawiać się, czy nasz jadłospis uwzględnia zalecane 5 porcji warzyw i owoców ani, czy ich ilość osiągnęła zalecane minimum, czyli 400 g. Spożywając 5 posiłków dziennie, z których połowa to warzywa i owoce, niejako naturalnie uwzględniamy zalecaną liczbę porcji. Dotyczy to także gramatury. Przeciętna masa warzyw i owoców w jednym wzorcowym posiłku, uwzględniającym połowę talerza, to 100-150 gramów. Pozwala to w łatwy sposób spożywać ich dziennie więcej niż zalecane 400 gramów.

Nie należy się też obawiać monotonii. W Polsce możemy się cieszyć bogactwem lokalnych warzyw i owoców. Wystarczy sięgać po różne techniki kulinarne oraz korzystać z sezonowości i przetworów. To sprawi, że nasze menu nigdy nie będzie nudne. Spełni też wymagania i potrzeby każdego konsumenta, niezależnie od wieku.

 

Co z drugą połową talerza?

Jedną czwartą powinny stanowić pełnoziarniste produkty zbożowe, takie jak kasze, makarony, pieczywo czy ryż. Pozostałą część zapełnią produkty białkowe – chude gatunki mięs, ryby, nabiał, w tym jaja, nasiona roślin strączkowych oraz orzechy.

 

„Moc Polskich Warzyw”

„Moc Polskich Warzyw” to kampania sfinansowana ze środków Funduszu Promocji Owoców i Warzyw, która powstała z inicjatywy Zrzeszenia Producentów Papryki Rzeczypospolitej Polskiej. Obok ZPPRP, które koordynuje program, udział w kampanii biorą: Krajowy Związek Grup Producentów Owoców i Warzyw, Stowarzyszenie Producentów Pomidorów i Ogórków pod Osłonami, Stowarzyszenie Malinowy Król, Stowarzyszenie Branży Grzybów Uprawnych oraz Stowarzyszenie Czosnek Galicyjski.

Rok 2021 został ogłoszony przez FAO Międzynarodowym Rokiem Owoców i Warzyw. To bardzo dobry czas, abyśmy postarali się zwiększyć udział tych produktów w naszym codziennym menu.

 

Źródło informacji: BRANDMATES

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Ciąża i dziecko 12 sierpnia 2021

Dziecko znów chce, byście czytali tę samą książkę? Nie odmawiajcie — czytanie po raz kolejny znanej już historii ma swoje dobre strony

Czytanie książek dzieciom ma same zalety. To znakomita okazja do zdobywania wiedzy, wzmacniania więzi, a kiedy trzeba, wyciszenia się. Czytanie na głos jest bardzo ważne, dlatego specjaliści zalecają, by każdego dnia poświęcić na to co najmniej 20 minut.

Najczęściej dzieciaki mają książki, do których lubią wracać, ale są też takie maluchy, które kochają słuchać tylko jednej historii i nie są zainteresowane innymi. Co prawda taka sytuacja bywa męcząca dla rodzica (bo ile można czytać to samo?), ale wbrew pozorom, ma także kilka zalet. 

Maluchy, które słuchają wciąż tej samej historii i przy okazji oglądają ilustracje, poszerzają swoje słownictwo i rozpoznają znaczenie słów kojarzących się z danym obrazkiem. W przyszłości pomoże im to szybciej opanować czytanie i pisanie, ponieważ będą kojarzyć kształt i kolejność liter w danym wyrazie. Powtarzane któryś już raz słowo łączone z obrazkiem szybko zapada w pamięć. A dzieciaki w ten sposób potrafią przyswoić najpierw pojedyncze słowa, a następnie całe sformułowania czy nawet dialogi.

Dzięki czytaniu tej samej opowieści dzieci nie tylko utrwalają znaczenie słów, ale mają szansę wyłapać niuanse, których poprzednim razem nie zauważyły.

Co jeszcze przynosi czytanie tej samej historii? Maluchom dobrze znana opowieść kojarzy się z czymś miłym, kojącym, np. z czasem bliskości i wyciszenia przed snem. Dzieci lubią słuchać o tym samym, ponieważ wzmacnia to ich poczucie bezpieczeństwa. 

Ponadto mają świadomość tego, co się stanie, przewidują zakończenie historii. Dzieci, które lubią słuchać jednej opowieści, gruntują zdobytą praktyczną wiedzę, np. o myciu rączek, sprzątaniu zabawek czy korzystaniu z nocnika. Maluchy zapamiętują kolejność działań i wiedzą, że coś będzie się działo po czymś, traktując to jako coś naturalnego. 

Na koniec warto dodać, że ponowne czytanie znanej już historii rozwija pamięć słuchową, o czym się może łatwo przekonać rodzic, gdy na przykład próbuje skrócić daną historyjkę, a dziecko przypomina, że coś jeszcze jednak było pomiędzy tymi zdaniami czy wydarzeniami. 

Mimo że czytanie w kółko tej samej książeczki może być dla rodzica naprawdę frustrujące, warto się na to zgodzić. Dla dzieci jest to czynność nie tylko atrakcyjna, ale również przynosząca wiele istotnych korzyści.

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Sport 11 sierpnia 2021

Dlaczego warto jeździć na hulajnodze? Właśnie dlatego!

Hulajnoga to bardzo modny w ostatnim czasie sposób na przemieszczanie się po mieście. Prym wiodą oczywiście hulajnogi elektryczne, ale przyjrzyjmy się bliżej tym tradycyjnym, które wymagają pracy nóg. Zobacz, dlaczego warto jeździć na hulajnodze.

Hulajnoga wyrzeźbi Twoją sylwetkę

Jazda na hulajnodze wymaga odpychania się nogami od podłoża, wiele osób uważa więc, że w ten sposób można wytrenować jedynie dolne kończyny. Nie jest to prawdą. Przy jeżdżeniu na hulajnodze pracuje całe ciało. Nie tylko mięśnie nóg, co jest dość oczywiste, ale też mięśnie brzucha, pleców oraz tzw. mięśnie głębokie. To z ich pomocą utrzymujemy prawidłową postawę. Dzięki jeździe na hulajnodze nie tylko można schudnąć, ale też wyrobić sobie nawyk „trzymania się prosto”.

W czasie jazdy na hulajnodze spala się więcej kalorii niż przy jeździe na rowerze, jeśli ktoś naprawdę chce się pozbyć nadwagi, powinien zamienić rower na hulajnogę.

Hulajnoga wprawi Cię w dobry humor

To nie jest żart ani przenośnia. Jazda na hulajnodze jest rodzajem aktywności fizycznej, a każde takie działanie podnosi poziom endorfin, zwanych hormonami szczęścia. Oczywiście nie wystarczy popatrzeć na hulajnogę, trzeba na niej jeździć. Jak długo? Trudno to jednoznacznie ustalić, bo każdy organizm jest inny, ale można założyć, że już po kwadransie poczujemy lepszy nastrój.

Dobry humor to podstawa całodziennego funkcjonowania, mamy więc kolejny argument przemawiający za tym, żeby jeździć hulajnogą do pracy. Kiedy będziemy w dobrym nastroju, nawet marsowa mina szefa nie przyprawi nas o ból głowy.

Hulajnoga oszczędzi Twoje pieniądze

Powiedzenie, że eksploatacja hulajnogi nie kosztuje absolutnie nic, to trochę przesada, czasem trzeba ją wyczyścić i przesmarować. Raz na jakiś czas niezbędna będzie wymiana łożysk. Jednak to kropla w morzu w porównaniu z tym, ile wydajemy rocznie na samochód. Już samo ubezpieczenie kosztuje tyle, ile średniej jakości hulajnoga. Dodajmy do tego paliwo, opłaty za parkowanie, okresową wymianę oleju, usterki, które trzeba usuwać w warsztacie, części, które trzeba wymieniać i mandaty, które niestety trzeba płacić. Chyba nie znam kierowcy, który nigdy w życiu nie dostał mandatu. Każdemu zdarza się czasem docisnąć gaz za mocno albo zaparkować gdzieś, gdzie jest to zabronione.

Hulajnoga oszczędzi Twój czas

Jeśli mieszkasz w dużym i często zakorkowanym mieście dobrze wiesz, że samochód nie jest najszybszym środkiem transportu. Więcej czasu spędzasz na staniu w korkach niż faktycznym przemieszczaniu się. Hulajnoga zaś zmieści się wszędzie, nie interesują jej korki i znaki drogowe. Wszędzie tam, gdzie jest możliwość poruszania się pieszo, można wjechać na hulajnodze. Jeśli masz relatywnie blisko do pracy, wybierz hulajnogę. A gdy nagle spadnie deszcz? Po prostu wsiądź z nią do autobusu, tramwaju lub metra, to jak najbardziej legalne.

Hulajnoga jest ekologiczna!

Jeśli los naszej planety nie jest Ci obojętny, to koniecznie zrezygnuj z samochodu na rzecz hulajnogi. Czy wiesz, że przejechanie 10 km dziennie daje emisję dwutlenku węgla na poziomie około 2 kg? Tyle wynosi tzw. całkowity ślad węglowy pozostawiony przez jeżdżący samochód. Przemnóż to przez liczbę dni i faktyczną liczbę kilometrów, które pokonujesz. Wynik może być zatrważający. Tymczasem jazda na hulajnodze pozostawia zerowy ślad węglowy.

Wiem, że sceptycy tego rozumowania zaraz mnie napadną, że produkcja hulajnogi także wiąże się z emisją dwutlenku węgla, więc ten ślad nie jest zerowy. Zgoda, ale w takim razie do emisji spowodowanej jazdą samochodem musimy doliczyć emisję przy produkcji. Jak komuś się chce to policzyć, niech da znać. Obstawiam jednak, że produkcja hulajnogi jest mniej skomplikowana i mniej szkodliwa ekologicznie niż wyprodukowanie samochodu.

Na koniec przypomnę tylko, że hulajnogą nie można jeździć po ulicach i ścieżkach rowerowych. To ostatnie wydaje się absurdalne, niemniej przepisy są, jakie są: na rolkach i hulajnogach można jeździć po tylko chodnikach, alejkach parkowych, niektórych placach itp.

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close