Myślicie, że kosmetyki naturalne są dobre jedynie dla Waszych babć? Czas zmienić błędne myślenie
Wiecie, do tej pory wydawało mi się, że dobry kosmetyk, to drogi kosmetyk, z tzw. górnej półki. Niestety takowe dotychczas były poza moim zasięgiem, bo wydawanie trzycyfrowych kwot za krem “ą, ę” nie mieści mi się w głowie i w portfelu. Szanuję każdą złotówkę, więc niechętnie przeznaczam na zbytki.
Ponieważ kosmetyki za miliony monet pozostawały jedynie w strefie marzeń, kupowałam zwykłe kremy za x naście złotych i było ok. Piszę celowo ok, bo ani nie było super, ani jakoś beznadziejnie. W międzyczasie gdzieś tam o oczy obijały mi się przepisy na naturalne, ręcznie robione kosmetyki. Pojawiały się nowe nazwy, zioła jakieś, maceraty. Kosmos, myślałam, kosmos dla biednych, bo chyba tylko tacy, albo skąpi, zamiast kupić, łażą po łąkach i zbierają rośliny. No i w dodatku na milion procent nie działa, bo takim oklepanym rumiankiem czy brzozą, to mogły się nasze babki okładać, ale sorry – ja?
Ekhmmm…. Tak właśnie myślałam, do czasu, gdy zakochałam się w książkach Katarzyny Enerlich, z cyklu Prowincji. Pierwszą Jej książkę – “Pod słońcem prowincji. Zapiski z prostego życia. Potrawy z ziemi i pór roku”- wzięłam przez przypadek, wpadła mi w ręce w bibliotece. I to był najlepszy przypadek, jaki mi się wydarzył od kilku lat. Autorka w swoich książkach pięknie pisze o prostym i zgodnym z cyklem natury życiu. Tam też pojawiają się informacje o kremach, kosmetykach robionych samodzielnie. Zaciekawiłam się tym i zaczęłam czytać więcej, także na Jej blogu, chłonąc wiedzę.
Jakiś czas temu postanowiłam nie tylko czytać, ale działać samodzielnie w zakresie robienia śmiesznie prostych maseczek i peelingów, np. z kawy. Ostatnio zupełnie pożegnałam się ze “sztucznymi” kremami. Zamawiam i kupuję ręcznie robione pasty do mycia twarzy, kremy, szampony, peelingi.
Jesteście ciekawe efektów? Fenomenalne. Kto mnie zna, ten już zauważył różnicę. Ba! Nawet teściowa pochwaliła, że wyglądam promiennie. Skóra odżyła, wypiękniała, nabrała blasku, niedoskonałości praktycznie zniknęły. W życiu nie pomyślałabym kiedyś, że krem z rumianku, nagietka i lipy odmieni moją skórę! Włosy to samo – piękne, zdrowe, błyszczące, a włosy mam bardzo gęste, długie i z tendencją do tworzenia się sianka i rozdwojonych końcówek. Za każdym razem zamawiam inne kosmetyki, tylko paście do mycia twarzy z pokrzywą pozostanę wierna do końca.
Zamawiam sobie, mamie, teściowej, szwagierce, koleżance. Węszę, co tam nowego się dzieje i pomijając potępiające spojrzenie małżonka (wiecie, zbieramy na dom), proszę o kolejne specyfiki. Na zdrowie i urodę. I powiem Wam tak – jeśli chciałyście kiedyś spróbować takich cudów, spróbujcie bez ociągania. Jeśli wolicie “sztuczne” kosmetyki, zajrzyjcie z ciekawości na ich skład. Jak już się złapiecie za głowę, śmiało wypróbujcie tego, co do tej pory Wam przez myśl nie przeszło.
Szczerze polecam!