Oznakujmy filmy dla dorosłych
Jestem mamą internetową? Co to znaczy? Ni mniej ni więcej jak tylko to, że kilka godzin dziennie spędzam w sieci. Większość tego czasu zajmuje mi praca, ale i przyjemności z bycia internautką sobie nie odmawiam. Mam tu dużo znajomych, przez lata część znajomości przerodziła się w przyjaźnie. Nikogo chyba nie zdziwi fakt, że moje dziecko wzorując się na mnie, również próbuje korzystać z internetu.
Oczywiście Duśka nie spędza w świecie wirtualnym tyle czasu co ja, nie pozwalam na to, chociaż przyznaję, byłoby mi wygodnie. Ale nie idę na łatwiznę, ograniczam czas jaki moje dziecko spędza przed komputerem. Sprawdzam też co robi w sieci. A ściślej rzecz ujmując: jakie bajki ogląda, bo bez mojej pomocy i asysty uruchamia jedynie serwis YouTube.
Duśka jak na sześciolatkę przystało wybiera jedynie bajki i programy dla dzieci, czasem pokaże mi jakąś miniaturkę i pyta czy może włączyć, ale jeśli usłyszy, że to nie dla dzieci, nie upiera się. A jeśli zdarzy się, że włączy coś przez przypadek, natychmiast wyłącza. Skąd takie przypadki? Problem zaczyna się w momencie, kiedy bajka dla dzieci jest przeróbką z wulgarnym tekstem. Czasem autorzy takich filmików litościwie oznaczają je w tytułach jako nieodpowiednie dla dzieci, ale niestety nie zawsze. Dlatego bardzo spodobała mi się inicjatywa serwisu antyweb.pl wskazująca na potrzebę oznaczania w serwisie treści nieodpowiednich dla dzieci. Zdaję sobie sprawę z tego, że YT udostępnia usługę włączenia trybu bezpiecznego, ale nie oszukujmy się – nie jest to skuteczne rozwiązanie. W trybie bezpiecznym nie są wyświetlane jedynie te filmy, które zostały wcześniej zgłoszone przez innych użytkowników jako zawierające nieodpowiednie treści. A co z tymi, których nikt nie zgłosił? Ideałem byłoby aby każdy użytkownik serwisu dodając film obowiązany był oznaczyć go jako film nie dla dzieci lub film tylko dla dorosłych.
Czy autorzy listu nie oczekują zbyt wiele? Można by pomyśleć, że my – rodzice, jesteśmy w stanie kontrolować, co nasze pociechy robią w sieci. No pomyśleć by można, ale… Nasze dzieci rosną, dziś to są kilkulatki, za chwilę będą chodziły do gimnazjum i przestaną nas pytać o każdy filmik. Oznaczenie nieodpowiednich treści daje szansę wprowadzenia w domu stałej zasady nieoglądania filmów dla dorosłych. Czy to się da egzekwować? No cóż… sposobów na ukrycie historii przeglądania stron internetowych jest tak samo dużo, jak na jej odzyskanie. Nie będę tu pisała o trybach prywatnych i sposobach na sprawdzenie stron przeglądanych w tym trybie, bo to nie miejsce i nie pora, kto będzie chciał to sobie znajdzie. Ale wiedzcie drodzy rodzice, że po pierwsze istnieje tryb prywatny w przeglądarce, który daje tyle, że strony przeglądane w tym trybie nie zapisują się w historii przeglądania, po drugie są sposoby na sprawdzenie co w tym trybie było przeglądane. Czyli jak nie kijem go to pałką 😛 Więc owszem, uważam, że taki zakaz, jeśli będzie jasno sprecyzowany – da się egzekwować.
Czy widzę jeszcze jakąś korzyść z obowiązku oznaczania treści nie dla dzieci? No może by się tak jeden z drugim zastanowił co robi? Do dziś pamiętam jak włączyłam Duśce Hello Kitty. Miała wtedy może ze trzy lata, więcej nie. I daję Wam słowo honoru, reklamy mam poblokowane na tysiąc sposobów, bo ich nie lubię, na bank nie wyświetlały i nie wyświetlają mi się reklamy przed filmami. Niestety baran jakiś może w ramach żartu, a może skrajnej głupoty domontował reklamę przed kreskówką. Przełknęłabym, gdyby to była reklama jakiejś zabawki czy innego badziewia dla dzieci, niestety była to reklama jakiegoś czegoś dla mężczyzn, reklamował ją troglodyta w sposób mało subtelny, Duśka się zwyczajnie przestraszyła i popłakała. Łudzę się, że obowiązek oznaczania treści nie dla dzieci zmusiłby do odpowiedzialności, szczególnie jeśli błędne oznakowanie filmu skutkowałoby sankcjami ze strony serwisu.
Jestem za! Bardzo fajna inicjatywa 🙂
Byle by tylko dzieci same nie siedziały przed komputerami, bo wtedy to niewiele da.
Czy ja wiem? Przedszkolakowi możesz powiedzieć np. że może oglądać filmy oznaczone kwiatuszkiem i on się posłucha. Przynajmniej moja przedszkolaczka by się posłuchała 😉