Pimi z Krainy Tygrysów. Idźcie do kina!
Pimi z Krainy Tygrysów to film, który na pewno pokochacie. Nie ma opcji, żeby było inaczej. Filmy produkcji włoskiej nie goszczą często w naszych kinach i chyba szkoda, bo akurat ten obraz dobitnie udowadnia, że włoska kinematografia stoi na wysokim poziomie. Idźcie do kina!
O czym jest Pimi z Krainy Tygrysów?
Wbrew pozorom (albo tytułowi) głównym bohaterem filmu nie jest Pimi. Pimi to mała, słodka tygrysiczka, którą kłusownicy pozbawili mamy, a ją samą zamierzali sprzedać. Jednak głównym bohaterem filmu jest Balmani, nastoletni chłopiec, który trafił do domu dziecka. Jego mama zginęła w wyniku trzęsienia ziemi. O ojcu nic nie wiadomo.
Balmani nie czuje się dobrze w domu dziecka. Zresztą jest w nim bardzo krótko. Okres adaptacji jest trudny i bolesny, a koledzy wcale go nie ułatwiają. Pewnej nocy Balmani postanawia uciec. Chce wrócić do rodzinnego miasta, do ruin swojego domu, bo tylko tam czuje się bezpieczny.
Noc to dobra pora, by się ukryć, także ze swoimi niecnymi planami. Z tego założenia wychodzą kłusownicy, którzy zabijają piękną tygrysicę (tak, zobaczymy nieżywe zwierzę w filmie, nie – nie jest to drastyczny widok, ale przykry) i zamykają jej dziecko w klatce. Balmani cichaczem otwiera klatkę i tak zaczyna się wspólna podróż małej Pimi i chłopca, który nie ma domu. Początkowo Balmani chce, by Pimi została w dżungli, bo to jest jej miejsce, ale to uparte stworzenie wybrało chłopca na opiekuna. Chcąc czy nie, Balmani zabiera ją ze sobą. Jego nowym celem staje się Tygrysie Gniazdo – miejsce wysoko w Himalajach, gdzie znajduje się klasztor o tej nazwie i gdzie, jak sądzi Balmani, Pimi znajdzie nową rodzinę.
Tak zaczyna się historia, w czasie której nie raz musiałam sobie powtarzać, że to film dla dzieci, więc na pewno dobrze się skończy. Podróż nie była łatwa i obfitowała w sytuacje, powiedzmy – nieciekawe. Jednak tych ciekawych było więcej.
Pimi z Krainy Tygrysów i obyczaje Nepalczyków
Tak szczerze mówiąc, to nie wiem, jak żyją ludzie w Nepalu, ale to, co zobaczyłam w filmie, bardzo mi się podobało. Jest raczej biednie, ale baaaardzo życzliwie.
To jest Balmani, trzeba go podwieźć. Nie ma sprawy.
Balmani idzie w góry i nie ma ciepłych ubrań. Nie ma sprawy, damy mu zimowe okrycie.
To jest Balmani i jest głodny. Podzielimy się tym, co mamy.
Jest i druga strona medalu.
To jest Balmani i jest sam w towarzystwie tygrysa. Nikt nie pyta dlaczego. Właściwie liczy się tylko tu i teraz. Teraz jest głodny, teraz jest w drodze, teraz jest chory i potrzebuje opieki. A co potem? Ten mały chłopiec był postrzegany jak dorosły – idzie, widocznie musi. Mentalność ludów żyjących w Nepalu jest zupełnie inna niż nasza. Nie wyobrażam sobie, by nikt w Polsce nie powiadomił służb na widok samotnie wędrującego nastolatka. Moje dziecię uznało, że nie ma więcej niż dwanaście lat. Ja bym dała koło piętnastu, ale to nadal mało. Chyba jednak nie w Nepalu. Mimo wszystko ta wszechobecna życzliwość dla obcego dziecka jest naprawdę ujmująca. Nikt nie ogląda się na służby, tylko po prostu zaprasza go do siebie. Jest w tym bardzo dużo ciepła i takich ludzkich odruchów, które niestety zanikają w tak zwanych cywilizowanych krajach.
Wrażenia po obejrzeniu filmu Pimi z Krainy Tygrysów?
Jak najbardziej pozytywne! Po raz kolejny muszę stwierdzić, że Best Film ma nosa do dobrych filmów. Takich, które nie tylko ogląda się z prawdziwą przyjemnością, ale też wynosi z nich konkretną wartość. Czy wiecie, ile jest na świecie tygrysów? Ja już wiem.
Historia Balmaniego i Pimi jest piękna i bardzo głęboka. Jego wędrówka po ulicach Katmandu, a późnej górach Nepalu, to podróż, którą chciałoby się przeżyć wspólnie. I chociaż nie lubię gór i ogólnie mnie one denerwują, to nie mogę nie być obiektywna – widoki mają prawo zachwycać, a majestat Himalajów nie ma sobie równych. Niestety na zdjęciach udostępnionych przez Best Film nie ma gór, więc musicie uwierzyć mi na słowo. No ale czy zdjęcie poniżej nie chwyta za serce?
Muszę też pochwalić dubbing, bo akurat w tym filmie jest naprawdę spoko. Jak ogólnie dubbingu nie lubię, bo zazwyczaj jest kanciasty i zbyt egzaltowany, tak tu jest w porządku. Chociaż moje dziecko twierdzi, że głos nie zawsze trafia w ruchy warg 😉 Ja uczciwie mówię – nie zauważyłam, ale nie wykluczam.
Dla kogo jest Pimi z Krainy Tygrysów?
Film jest oznaczony jako 10+ i chyba trzeba uznać to za trafioną granicę. To pięknie opowiedziana historia, która czasem wyciska z oczu łzy wzruszenia, ale nie brak w niej scen zahaczających o przemoc. Myślę, że młodsze dzieci po pierwsze mogłyby się za bardzo przestraszyć, po drugie – nie wszystko zrozumieją. Pociechą dla nich niech będzie fakt, iż kiedyś do tego filmu dorosną 😉
Natomiast nie ma górnej granicy wieku dla tego filmu. Obejrzeliśmy go rodzinnie i daję Wam słowo – wciągnął nas po równo. To nie jest klasyczna bajka, którą się ogląda tylko po to, by towarzyszyć dzieciom, a w myślach odlicza minuty do jej końca. Pimi z Krainy Tygrysów to film, który z przyjemnością obejrzy cała rodzina. Idźcie do kina!
Zdjęcia: Best Film