My mamy podpaski, nasze mamy – watę a co miały babki? Kobieca zaradność zaskakuje
Tak, wszystkie bez wyjątku to znamy – okres, miesiączka, “krwawa Mary” czy też przyjazd ciotki z Ameryki zwiastuje typowo kobiecą przypadłość. Gdyby nie fakt, że dzięki odwiecznemu naturalnemu cyklowi jesteśmy w stanie poczynać i rodzić dzieci, chyba żadna z nas nie pisałaby się na to z własnej woli. Bo wiemy czym pachnie hormonalne wzruszenie na reklamie proszku do prania podczas PMS, jak wkurza te 2 kg więcej na wadze z powodu zatrzymanej wody w organizmie i sam fakt, że czasem i dobry tydzień dokucza nam ból i krwawienie.
Jedyne czego możemy sobie pozazdrościć, to szerokiego wyboru środków higienicznych zabezpieczających naszą bieliznę przed zabrudzeniem. Co chcemy, to mamy: tampony (z aplikatorem lub bez, w różnych rozmiarach), podpaski (większe, mniejsze, pachnące lub bezzapachowe, ze skrzydełkami bądź bez), wkładki (j.w.), kubeczki menstruacyjne (różne rozmiary i bajeczne kolory). Czy coś pominęłam? Chyba tylko to, że dzięki przyjmowaniu hormonów możemy manipulować długością i terminem wywołania krwawienia. W sumie nie jest tak źle.
A nawet jest dobrze, gdy tylko zapytamy nasze matki, a jeszcze lepiej, babki, jak one sobie radziły podczas miesiączki, nie dysponując takim arsenałem środków, jak my.
Kwestia higieny została ustalona wiele lat wstecz. Ani nasze mamy, ani babcie nie czuły się komfortowo, brzydko pachnąc, więc dbały regularnie o higienę. Już przed wojną panie miały w zwyczaju, jeśli nie mycie najistotniejszych części ciała wieczorem, to przynajmniej przecieranie go wilgotną szmatką. W młodości babcie czyniły to w kącie pokoju, nachylając się nad miednicą, dzierżąc w dłoniach mydło Biały Jeleń. Kobiety z następnego pokolenia zażywały kąpieli z pianą w swych ciasnych, szaro-burych komunistycznych łazienkach.
Gdy nadchodziły “trudne dni” trzeba było szukać ratunku. I nie, nie w drogeriach, jakich mamy na pęczki we współczesnych miastach, a we własnej inwencji twórczej. Tak się tworzyła względnie krótka historia podpaski.
Nazwa tego niewątpliwego cudu higieny wywodzi się od specjalnych pasków, podtrzymujących zwój materiału. Tuż po I wojnie światowej panie same sobie szyły bieliznę, z miejscem na wkład zatrzymujący krew. Wkładki przygotowywano z materiałów o długości ok. pół metra! Były one wielorazowe i służyły aż do zdarcia, czyli gdy już nie było jak ich dłużej prać oraz podczepiać do rzeczonych wcześniej pasków (pamiętajcie – stąd nazwa :).
Przełom nastąpił w czasie trwania II wojny światowej, podczas której pielęgniarki zmuszone brakami w materiałach higienicznych, zaczęły wykorzystywać jałowe bandaże podczas miesiączek. Szybciej było wyrzucić zabrudzone, niż prać je na froncie. Zabrzmi to strasznie, ale chyba trzeba “podziękować Hitlerowi” za jednorazowe podpaski.
Potrzeba matką wynalazków, więc gdy za komuny zabrakło i tego, kobiety sięgnęły po jeszcze inną deskę ratunku. Wata! Tak, to czym my zdobiliśmy choinkę na święta, nasze mamy wydreptywały w długich kolejkach, po czym pięknie rolowały – czasem owijały w papier toaletowy, by starczyło na dłużej i tyle. Bo jak sobie radzić lepiej, gdy na półkach tylko papier i spirytus?
Resztę chyba same pamiętacie. Grube, toporne “śledzie” które wyjątkowo się odznaczały pod ubraniem, ewoluowały w ultra cienkie cuda, które nawet pod lupą trudno jest dostrzec na bieliźnie kobiet.
Tak więc moje miłe, jeśli z przekleństwem na ustach powitacie kolejne “trudne dni”, pomyślcie, że jednak w stosunku do tego, co czekało wasze matki i babki, to jednak są “łatwe dni”.
źródło: ciekawostkihistoryczne.pl
🙂
NIE CZYTALAM JESZCZE TEGO ARTYKULU LE 4 LETNIEMU BRATU TLUMACZYLAM ZE WKLADA IE JE POD PACHY JAK SIE CZLOWIEK SPOCI HAHAHAH
uwierzył ;)?
W roli mamy – wrolimamy.pl no pewnie 🙂
do dziś się smieje z niego hehe
Teks idealnie na mój dzisiejszy dzień .. 😉
Świetny tekst. Każdy przyszły i obecny tata powinien to przeczytać.
Dodałam komentarz do innego wpisu… Nie wiem tylko, czemu nagle pojawił się inny. Nie podoba mi układ treści na Twoim blogu. Przykro mi. Za to piszesz genialnie.