Przychodzi baba do lekarza…

Przychodzi baba do lekarza, a tam kolejka. I to nie byle jaka i nie do byle kogo. Ginekolog, czyli lekarz, do którego idealnie byłoby zawitać raz na pół roku, wcale nie cieszy się wielką popularnością wśród kobiet. A skąd to wiem? A z rozmowy, jaką przyszło mi przeprowadzić z kilkoma pacjentkami, oczekującymi do „mojego” ginekologa.
Od słowa do słowa i rozgadały się kobiety, która z czym i do jakiego ginekologa chodziła. Posłuchałam z ciekawością, utwierdzając się w przekonaniu, że ten „mój” to jednak liga, jeśli idzie o specjalistów w tym fachu. Kobiety zwracają dużą uwagę na delikatność, z jaką lekarz podchodzi do pacjentki. Jedna z pań tak określiła postawę poprzedniego „gina”, nazwijmy go „T”- „pakował we mnie łapy, jakby widły do gnoju pchał”. Ja się roześmiałam niebosko, naprawdę porównanie mnie rozśmieszyło, jednak ta dziewczyna nie podzieliła mojego entuzjazmu. Co się okazało, ona dość młodo rodziła pierwsze dziecko, po kontrolnym KTG przyszła kolej na badanie rozwarcia. Aż mnie ciary przechodzą, jak pomyślę że facet z grubymi paluchami, miałby pakować we mnie łapsko, umilając bolesne badanie komentarzem „no i co tak podskakujesz na tym fotelu.” Nóż się w kieszeni otwiera, prawda?
Zadziwiające jest to, że mało delikatne są kobiety-ginekolożki, choć one najlepiej powinny wiedzieć, że takie badanie to żadna przyjemność. Kobieta-kobiecie wilczycą? Moją pierwszą ciążę prowadziła pani „Cz”. Raczej mało sympatyczna i nieuśmiechnięta kobieta. Ale prawda jest taka, że przecież nie chodziłam do niej na spotkania towarzyskie. Jej wątpliwe poczucie humoru, rekompensowało mi podejście do pacjenta. Kompetentna, z opinią dobrego fachowca, odpowiadała na każde moje pytanie. A jak się okazuje, nie wszyscy ginekolodzy mają we krwi rozwiewanie wątpliwości i odpowiadanie pacjentkom. Niektórym wydaje się wręcz, że to pacjentka jest dla lekarza, a nie odwrotnie.
Ginekolodzy poza tym, że czasem podchodzą do kobiet bardzo instrumentalnie i niedelikatnie, często ich po prostu nie słuchają. Ona mówi o jednym, a on zupełnie o czym innym. I te kobiety zniechęcone, albo idą gdzie indziej, albo odpuszczają wizytę… Jedna z oczekujących ze mną pań, przyjechała do „doktora Sz” z miasta oddalonego o 40km, bo nawet tam chodzą słuchy, że jest on godny polecenia. Inna bajka, że często przeszkadza brak prywatności, choć tu akurat najmniej zależy od lekarza, bo nie zawsze są wymarzone warunki do rozebrania się w osobnym pokoju.
No dobrze, a dlaczego ja tak obstaję przy tym akurat lekarzu, a miałam z piątką innych specjalistów w Gryficach do czynienia? Ponieważ ma w porządku dłonie (tak, zwracam na to uwagę, wygląd rąk jest dla mnie ważny). Nie chciałabym, aby ktoś pakował swoje serdelki pod moją kieckę, jakkolwiek to dziwnie nie zabrzmi, niczym widły do gnoju 😉 Badanie jest delikatne, moje pytania i sugestie wysłuchane. Nie zdarzyło się, abym wyszła z niedosytem wiedzy. Kultura osobista to rzecz niezbędna, poczucie humoru też mile widziane. Rozmowa z perspektywy fotela ginekologicznego jest odrobinę dziwna, a jednak atmosfera rozluźnienia pomaga przebrnąć przez te chwil parę. No i mimo oblegania przez pacjentki – co raczej dobrze świadczy, że jest tyle chętnych do niego – kontakt na telefon komórkowy, sprawia że nie kwitnę w przychodni przez pół dnia. No cóż, nie odnotowałam jakichś przykrości i minusów. Pozwalał mi biegać w drugiej ciąży, i doprowadził ją do szczęśliwego rozwiązania.
Nota bene, przysłał smsa z gratulacjami, gdy Woju się urodził. Można? Można. Ale to chyba zależy od charakteru człowieka. Ja mam tego farta, że trafił mi się ginekolog nie tylko kompetentny, ale i zwyczajnie ludzki.
Chyba wiem kogo tak chwalisz 🙂 razem nie raz czekałysmy. Bardzo pozytywnie. A jakby tak literami nazwisk polecieć to poza doktorem esz poleciłabym doktora be i de 😉 też są ok 🙂
Miałam do czynienia z różnymi ginekologami jesli chodzi o kulturę delikatność i płeć. Statystyki wyglądają tak: na 3 kobiety jedna ludzka dwie powinny pracować w ubojni, na 5 facetów jeden no z przymrużeniem oka dwoch do których ustawiają się kolejki
Czyli jednak tak jak w moim rankingu, mężczyzna jest lepszym ginekologiem. Oni chyba mają więcej empatii, bo jedynie mogą domyślać się, jak bardzo cierpimy podczas miesiączki czy porodu. Kobiety to znają stąd może mają to gdzieś skoro „ona przeżyła”
jestem zadowolona, niestety prywatnie
Kilka lat temu miałam wątpliwą przyjemność przebywania w szpitalu w mojej miejscowości. Podczas obchodu padło pytanie: jak się Pani czuję? Moja szybka odpowiedź, że źle została zripostowana: to dobrze…. potem przyszła pielęgniarka i przekazała mi, że będzie badanie…. W gabinecie wielkości boiska, bez żaluzji i zasłon stał fotel ginekologiczny, obok niego siostra i około 15 lekarzy… moja konsternacja była tak zaskakująca, że pielęgniarka pod nosem zasugerowała, żebym szybko wskoczyła na fotel, bo tracimy czas… zabrało mi migdałki 3 lekarzy… po kolei. Bez słowa. Bez delikatności. Łzy płynęły do uszu i ściskały za gardło… siostra tylko pogłaskała mnie po ręce pocieszająco… Czytaj więcej »
współczuję przeżycia.
W drugiej ciąży leżałam na ginekologi 1.5 miesiąca. O podejściu lekarzy, badaniach lub ich braku, o proszeniu się o ktg, o braku intymności itp. mogłabym napisać książkę. Okropne to wspomnienia. Jak teraz mam zrobić badania czy iść do lekarza to jestem chora! Nie chcę już nigdy więcej
Obyś trafiła na takiegolekarza jakiegoj a mam . Nie mogę narzekać.