Tata
Tata umarł jak miałam trzynaście lat, to za mało, żeby nawiązać z rodzicem dorosłą relację, byłam dzieckiem. Ostatnie lata Jego życia były naznaczone chorobą. Niby wiedziałam, że jest źle, ale po dziecięcemu wierzyłam, że będzie dobrze. Bo ja tak chcę. Niestety, w życiu nie zawsze jest tak jak chcemy, wtedy też nie było.
Jak wspominam Tatę? Migawkami. Tylko tyle, albo aż tyle mi zostało. Pamiętam nasze wyprawy do lasu na grzyby, wracaliśmy do domu z torebką kurek i podgrzybków. Nie wiem czy Mama była szczęśliwa obierając to wszystko, no ale grzybki w occie – pychotka.
Pamiętam jak uczył mnie jeździć na rowerze, nasze pierwsze wyprawy rowerowe – byłam może rok – dwa starsza od Duśki. Wydawało mi się, że jeździmy bardzo daleko… dziś wiem, że to nieprawda (z Duśką dalej chodzę piechotą). No ale wtedy to było dużo, dopiero uczyłam się jeździć na dorosłym rowerze (kto pamięta Wigry 3?).
I zimowe wyprawy na łyżwy na… staw! Tak tak, kiedyś zimy były inne, a i obyczaje też, dziś nikt by na staw nie wszedł. Duśce nawet nie zamierzam o tym opowiadać, żeby kiedyś nie wpadła na pomysł spróbować. Zresztą teraz staw nie zamarza tak jak kiedyś, zima trwa dwa tygodnie a nie trzy miesiące.
Pamiętam jak Tata pozwolił mi zjechać na łyżwach z górki – oczywiście, że się poobijałam, no ale skąd miałam wiedzieć, że za zakrętem będzie wystający korzeń? Siniak na biodrze nosiłam przez dwa tygodnie i byłam z niego dumna. Bo do połowy górki udało mi się ustać 😉
Tata nauczył mnie robić papierowe samoloty, dziś robię takie dla Duśki. Jest tak samo szczęśliwa jak ja w dzieciństwie. Robił też dla mnie spadochrony z chusteczki i baterii a także helikoptery z puszek po farbach, ale tego niestety nie umiem. Nauczył mnie rzucać lotkami i grać w kometkę. Lotki były prawdziwe, ostro zakończone, nie żadne rzepowe piłeczki. Rzucałam w drewniane drzwi garażu.
W lecie jak wracał z pracy jeździliśmy nad rzekę. Tak, tak, kiedyś ojcowie wracali z pracy o siedemnastej nie o dwudziestej drugiej.
Kiedyś spóźnił się na autobus pracowniczy i musiał wracać do domu pociągiem. Dlaczego? Bo zobaczył, że w kiosku jest „Okienko”, gazeta, którą uwielbiałam, a która nie miała dużego nakładu.
Czasem opowiadał mi o swoim dzieciństwie, a czasem prowadziliśmy „dorosłe” rozmowy o życiu. Wtedy myślałam, że są dorosłe, dziś wiem, że nie całkiem 😉 ale zaszczepił mi swój sposób patrzenia na świat. Na przykład, wyobrażaliśmy sobie, że wygraliśmy kupę pieniędzy w totolotka, planowaliśmy co za to kupimy i gdzie pojedziemy, a potem mówił: wiesz, są prowadzone badania nad lekarstwem na raka, może sfinansujemy?
Był rodzinnym fotografem. Niestety. Dlaczego? Bo mam z nim tylko jedno zdjęcie, bardzo kiepskie, nie wiem kto je zrobił. Kiedyś nie było aparatów cyfrowych, w ogóle mało kto miał aparat, a kliszę się oszczędzało. Takie czasy. Dziś pilnuję, żebyśmy robili sobie wspólne rodzinne zdjęcia, żeby Duśka kiedyś miała więcej zdjęć z rodzicami.
Podobno powiedział Mamie, że jak urodzi mu syna to nie odbierze ze szpitala 😛 jednak myślę, że tęsknił za męskim potomkiem. Może dlatego sporo mnie uczył, dziś śmieję się, że urodziłam się ze śrubokrętem w ręce. W torebce mam cztery 😛 Tam gdzie potrzeba więcej umiejętności niż siły świetnie sobie radzę z technicznymi sprawami, a i drzewa narąbię jak trzeba.
Umarł za wcześnie. Nie było Go przy mnie jak dorastałam, może dlatego te wspomnienia takie pozacierane? A może dlatego, że upłynęło już 25 lat od Jego śmierci? Nie wiem. Bardzo mi przykro, że Duśka zna Dziadka tylko z paru zdjęć. To nie tak powinno być.
Został mi po Nim zegarek, prawdziwa szwajcarska Doxa. Czasem ją sobie nakręcam, słucham cykania, zamykam oczy i próbuję cofnąć czas.
Piękne i wzruszające…
Trzeba pielęgnować takie wspomnienia
dziękuję :*
Smutny tekst a jednak uśmiechałam się czytając.
Ja też się uśmiecham gdy wspominam Tatę 😉
Jak cudownie że posiadamy umiejętność zachowywania wspomnień! Życzyłabym sobie, żeby tych pięknych wspomnień z domu rodzinnego było zachowanych jak najwięcej. I to nie tylko na zdjęciach.
Ja z tatą mam dużo przykrych wspomnień, niestety..
Ale przyznać muszę, że po jego śmierci było mi i tak (o dziwo) źle i płakałam po nim jak bóbr…. Najbardziej jest mi żal, że nie zdążył doświadczyć bycia Dziadkiem 😐
Łzy po rodzicach nigdy nie obsychają 🙁
łzy cisną się do oczu 🙁 Mój tata zmarł nie cały rak temu Julka często wspomina co robiła z dziadkiem niestety Zuzia nigdy go nie pozna 🙁 strasznie żałuje bo był świetnym dziadkiem :*
Mogę szczerze i bez fałszu powiedzieć, że świetnie Cię rozumiem 🙁
Tekst mimo tego że o tęsknocie i wspomnieniach, to wywołał na mojej buzi uśmiech. Pamiętajmy o zmarłych nie tylko dzisiaj ale przez cały rok. [*][*][*]
Moj sp.tesc(nie zdazylam go poznac) powiedzial tesciowej tak samo. Urodzila corke. Wczesniej 3 chlopakow