Związek 9 sierpnia 2015

Szalony urlop

Jedna lampka wina, jeden miły wieczór, jedno małe szaleństwo. W sumie to nie takie małe…No ale zacznijmy od początku.

Jest kwiecień, beztroski urlop w Krakowie, żadnych zmartwień, tylko relaks. Codzienne spotkania ze znajomymi, głównie tymi dzieciatymi, bo przecież po trzydziestce to raczej większość już się dorobiła chociaż jednego potomka/potomkini.

Parapetówka u znajomych do późna, jakieś winko czy nalewka, po troszku, kulturalnie, przecież wyszliśmy z dziećmi. Wracamy do domu, maluchy zasypiają dość szybko…  My, jakoś nie jesteśmy śpiący. Siadamy w salonie i rozkoszujemy się ciszą i przyjemnym wieczorem.

Potem chwila szaleństwa… No przecież niektórzy dorośli tak mogą, oczywiście “niektórzy” dorośli z innymi “niektórymi” dorosłymi 😉

Wracamy po urlopie do szarej codzienności w Dublinie. Mijają dni, tygodnie. Staramy się jak najwięcej jeździć z dziećmi i odwiedzać nowe miejsca, kiedy tylko jest wolny dzień i pogoda dopisuje, co w Irlandii nie jest takie łatwe 😉

Zaczynam źle się czuć, jazdy samochodem są uciążliwe, mam kłopoty żołądkowe, wraca mi moja dziecięca przypadłość czyli choroba lokomocyjna. Ciągle jestem głodna albo mi niedobrze. W końcu postanawiam iść do lekarza, bo przecież jak długo może człowiekowi być niedobrze, może to jakieś wrzody albo coś… myślę. Mąż rzuca, że może jestem w ciąży, zbywam go, bo przecież dopiero co miałam okres.

Dla jego i własnego spokoju robię test ciążowy, bo przecież lekarz na pewno zapyta czy nie jestem w ciąży, więc jak pokażę wynik to będziemy mieć wszyscy pewność, że trzeba szukać innej przyczyny.

Kupuję w aptece jakiś pierwszy lepszy test, wracam do domu i idę do łazienki. Kiedy myję po wszystkim ręce, przypadkowo rzucam na niego okiem i zamieram… Dwie kreski niemal od razu, mocne i wyraźne. Chwilę później dzwoni mąż (ma gość wyczucie) odbieram i nic… nie potrafię wykrztusić z siebie słowa. Mąż dopytuje czy wszystko ok, czemu milczę, w końcu z trudem wybąkuję, że są dwie kreski. Ja w szoku a mąż się cieszy… Lepiej to przyjął ode mnie…

Wieczorem rozmawiamy na spokojnie i mówię, że przecież to niemożliwe, że test na pewno się myli no bo jak, kiedy. Oczywiście wiem skąd się biorą dzieci, przecież dwójkę całkiem świadomie spłodziliśmy, zresztą o Adiego staraliśmy się ponad półtora roku! No ale przecież wiatropylna nie jestem, a od ostatniego okresu nie było takiej opcji, zabezpieczaliśmy się. No i wtedy mój całkiem idealny i całkiem genialny mąż przypomina mi nasz uroczy wieczór podczas urlopu… Nagle wszystko zaczyna się układać, moje mdłości wypadałyby na 6-7 tydzień, okres mógł być zwykłym plamieniem w terminie kiedy powinnam mieć normalnie okres, a moje osłabienie jest w tej sytuacji całkiem oczywiste.

Umawiam się szybko na wizytę u lekarza, który kilka dni później rozwiewa moje wątpliwości i potwierdza, że ten jeden wieczór odpowiada za całe zamieszanie.

W moim brzuchu rośnie mała fasolka. Moja niezawodna jak dotąd intuicja wybrała się na urlop i olała mnie…

Ogarnął nas lekki popłoch, dotarło do nas, że trzeba jakoś się odnaleźć w tej nowej sytuacji, ogarnąć trochę z tym wszystkim, ale na szczęście po kilku dniach wieczornych rozmów, ułożyliśmy sobie w głowach całą sytuację,  zaczęliśmy się cieszyć. Powiedzieliśmy dzieciom, które zaraz zaczęły zastanawiać się, które czego nauczy maluszka, czy będzie chłopcem, czy dziewczynką i jak damy mu na imię. Z każdym dniem coraz bardziej przywiązują się do niego/niej, bo jeszcze nie wiemy jakiej płci jest nowy członek naszej rodzinki. Przytulają się do brzuszka, rozmawiają z nim, po wizycie u lekarza oglądają zdjęcia. Chcą wszystko wiedzieć, co słychać u maluszka, jak się czuje i czy już planuje wychodzić 😉

Teraz jestem w 17 tygodniu. Jesteśmy już spokojniejsi, ułożyliśmy sobie w głowach plan jak zorganizować to wszystko. Nie powiem, bo będzie to dla nas niemała rewolucja, nagle z myśli o rodzince 2+2 trzeba się przestawić na 2+3.

Tak wiem, zawsze marzyła nam się duża rodzina, tylko jakoś nie myśleliśmy, że to już, że to teraz nadszedł ten moment. Choć może to i dobrze, sami pewnie odkładalibyśmy to na kiedy indziej, bo zawsze może być bardziej odpowiedni czas. Zresztą przecież mój zegar biologiczny tyka, mam 33 lata i za kilka lat mogłoby być za późno. Dlatego pomimo pewnych trudności, które nam się przez to pojawiły, cieszymy się naszym kolejnym szczęściem, które już w styczniu pojawi się na świecie 🙂

Mówi się, że każda ciąża jest inna i to prawda. Po doświadczeniach z dwóch poprzednich inaczej i spokojniej podchodzę do wszystkiego, jestem bardziej zrelaksowana i cieszę się każdym kolejny dniem, łatwiej przychodzi mi radzenie sobie z ciążowymi przypadłościami. Nie panikuję, nie stresuję się, jak to bywało wcześniej. Pozwalam sobie na chwile relaksu, częściej odpoczywam, korzystam z tego czasu, by przygotować się spokojnie na przyjście maluszka na świat. Prawdziwa rewolucja nastąpi później.

Subscribe
Powiadom o
guest

7 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Milena Kamińska
9 lat temu

Oj szalony 🙂

Milena kamińska
Milena kamińska
9 lat temu

Ogromne gratulacje!!!!!

Natalia Bobek
9 lat temu

No to lekturka ☺☺

Sylwia Kotewicz
9 lat temu

hihi niezapomniany urlop 🙂 gratulacje 🙂

Kulinaria 8 sierpnia 2015

Chleb zmieniający życie

Pieczywo to jeden ze składników pożywienia, który każdy z Was zjada przynajmniej raz dziennie pod różną postacią. Sama chętnie po nie sięgam a jeszcze chętniej bawię się w domowe wypieki. Niektórzy pytają, czemu tracę na to czas? Odpowiadam, bo wiem, co jem – pieczywo zdrowe, bogate w błonnik i cenne wartości odżywcze. Ponad to jego wykonanie jest szybkie i banalnie proste. Przepis na chleb „zmieniający życie” otrzymałam od mojej mamy i popchnięta ciekawością postanowiłam sprawdzić, co to za cudo. Zakochałam się, chleb jest wspaniały – zwarty, sycący, pełen nasion.

Składniki:

  • 1 szklanka ziaren słonecznika
  • 1/2 szklanki siemienia lnianego
  • 1/2 szklanki orzechów laskowych lub migdałów
  • 1 1/2 szklanki płatków owsianych lub jaglanych
  • 6 łyżek łuski nasion babki płesznika ( Plantago psyllium)*
  • 1 płaska łyżeczka soli morskiej
  • 2 łyżki nasion szałwii hiszpańskiej (Chia seed)
  • 1 łyżka syropu klonowego
  • 3 łyżki rozpuszczonego oleju kokosowego
  • 1 1/2 szklanki letniej wody

Przygotowanie:

  1. Wszystkie suche składniki mieszamw dużej misce. W szklance mieszam wodę, syrop klonowy i olej kokosowy. Olej kokosowy najlepiej rozpuść w kąpieli wodnej. Następnie wlewam płynne składniki do suchych i dokładnie mieszam przez kilka minut. Gdyby ciasto było za gęste dodaję ze 3 łyżki wody. Odstawiam na minimum 1-2 godziny a najlepiej na 10 godz. lub całą noc, aż do wchłonięcia płynów.
  2. Rozgrzewam piekarnik do 185 stopni C.
  3. Keksówkę smaruję cienko olejem kokosowym lub wykładam papierem do pieczenia i przeładam do środka masę z ziarenek. Piekę przez 20 minut, po tym czasie chleb wyjmuję z keksówki, kładę na kratce do pieczenia i piekę jeszcze 35 minut. Jeśli piekę na papierze do pieczenia nie odrywam go jeszcze – robię to później jak chleb ostygnie. Chleb jest gotowy, kiedy można w niego postukać i usłyszeć głuchy, pusty odgłos.
  4. Wyjmuję pieczywo z piekarnika, do schłodzenia, najlepiej na całą noc. To bardzo ważne, bo nawet lekko letni chleb będzie się jeszcze kruszył. Kroję cienkim i ostrym nożem.

Upieczony chleb przechowuję do około tygodnia w zamkniętym pojemniku

Voilà! Szybko, smacznie i zdrowo!

* Babkę płesznik można zastapić 10-12 czubatymi łyżkami mielonego siemienia lnianego

 

 

Subscribe
Powiadom o
guest

2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Kasia Albecka
9 lat temu

Piekę sama chleb „chleb życia”. Polecam. Niestety wiadomo, że pszenica, dzisiejsza – modyfikowana, wzdyma i powoduje rośnięcie brzuchola ( takiego piwnego)

Emocje 6 sierpnia 2015

Masz samochód? Oto 8 wskazówek na bezpieczną jazdę samochodem

Dwa groźne wypadki na A2, śmigłowiec w akcji. Ranni, wśród nich dziecko. W wypadku zginęła dwójka dzieci. Pijany kierowca potrącił rowerzystkę… To tylko niektóre fragmenty nagłówków gazet z ostatnich dni, a i tak mrożą krew w żyłach przyprawiając nas o gęsią skórkę. Co możemy zrobić by jazda samochodem była bezpieczna z Naszej strony?

  1. Piłeś, nie jedź. W okresie wakacji wielu z nas puszczają hamulce ograniczeń i czasem pozwalamy sobie na więcej, np na łyk zimnego piwa w upalne dni. Potem siadamy za kółkiem. Niby niewinny łyk piwa, a może kogoś zranić, a nawet zabić. Dlatego jeśli pijesz nie jedź, i nie jedź też z kierowcą, który pił. Nawet jeśli to będzie łyk piwa 0,5%. To tyczy się także rowerzystów i rolkarzy – choć ci podobno traktowani są jako piesi, dla mnie nie zwalnia ich to z odpowiedzialności.
  2. Zawsze mniej pod ręką butelkę z wodą. W upalne dni tracimy ją szybciej z naszego organizmu. Mała, niepozorna butelka pełna tego eliksiru życia może cię uratować, gdy będziesz stała w korku – bo przed tobą zdażył się wypadek. Pamiętaj o tym by zawsze mieć ją pod ręką.
  3. Nie rozmawiaj przez telefon, nie pisz sms-ów. Nieważne, czy prowadzisz samochód, rower, czy idziesz pieszo przez przejście dla pieszych, nie czytaj i nie odpisuj na sms, nawet ten najkrótszy. Wystarczy chwila, moment, której nic i nikt już nie cofnie.
  4. Zwolnij, zwłaszcza w terenie zabudowanym. Każdemu z nas się śpieszy, to zawieźć dzieci do szkoły, czy na wakacje, bo będziemy szybciej na miejscu, albo szybko kogoś wyminąć by ominąć zator na drodze.Zastanów się, czy naprawdę warto. Razem z rodziną podróżujemy teraz po Polsce i nie raz widzę głupotę kierowców, bo to czy wyprzedzę dwa, trzy auta robi aż taką różnicę, by narażać życie swojej rodziny i innych uczestników drogi?
  5. Zapinaj pasy sobie i dziecku, nawet jeśli jedziesz  tylko do pobliskiego sklepu.
  6. Czujesz się zmęczona, śpiąca, zatrzymaj samochód na poboczu. Napij się wody, przeciągnij. Jeśli jest możliwość niech ktoś cię zmieni.
  7. Nie ufaj innym kierowcom, bądź czujna cały czas.
  8. Pamiętaj o przeglądach technicznych samochodu, a także sprawdzaj płyn hamulcowy, czy stan wody w chłodnicy. Jeśli nie wiesz, gdzie są w twoim aucie to panowie chętnie ci pomogą by podreperować swoje ego.

Twoje życie i życie Twoich dzieci jest cenniejsze niż 5 minut szybciej na miejscu, czy sms do koleżanki.

Subscribe
Powiadom o
guest

4 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Agnieszka Kowalczyk
9 lat temu

Cos wskazuje na cos, ale wskazowki sa do czegos

Katarzyna Łuczak
9 lat temu

częste przerwy, co godzinę albo co 100 km.. zależy jaką kto ma wytrzymałość. W tym czasie można wejść np. do budynku stacji i schłodzić się… albo przedramiona zimną wodą w wc, przemyć twarz

Milena kamińska
Milena kamińska
9 lat temu

Oprócz pisania smsow nie maluj paznokci nie rób makijażu. Spraw by dziecko miało zajęcie i się nie nudziło by podczas podróży nie odwracalo twojej uwagi. Przypomnij sobie pierwsza pomoc. Nie sluchaj głośno muzyki by słyszeć co dzieje się na drodze

Wcześniak i co dalej
Wcześniak i co dalej
9 lat temu

Mnie śmieszą komentarze typu: oj to tylko kawałek, albo ja jestem świetnym kierowcą to nie muszę przestrzegać prawa i mogę sobie zapier*****. Albo mój „ulubiony”: ja nie zamierzam mieć wypadku.

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close