Taniec na linie. Poszukiwanie balansu między życiem zawodowym a rodzinnym. Jak kobiety odnajdują się w roli założycielek rodziny w niestabilnym artystycznym świecie?
Chyba nikogo nie dziwi już fakt godzenia kariery zawodowej z rodzicielstwem. Czy jest to łatwe połączenie? W większości przypadków słyszymy, że nie. Kobiety są jednak stworzone do ponadprzeciętnych zadań a macierzyńska miłość to niewyczerpane źródło mocy. Jak to wygląda w świecie sztuki, który słynie ze swojej nieprzewidywalności?
Mamy – aktorki stawiane są przed trudnymi wyborami. Do premiery spektaklu zostało już parę dni, teraz każda próba jest na wagę złota. Na jego sukces pracuje kilkunastoosobowy zespół, składający się między innymi z wymagającego reżysera. Co jednak gdy w domu czeka chore dziecko? Czy da się pogodzić angażujący projekt z opieką nad niemowlakiem? Młodzi aktorzy słyszą czasem od starszych kolegów, że nieobecność w teatrze usprawiedliwić może jedynie własnoręcznie dostarczony akt zgonu… Szacunek i odpowiedzialność wobec widzów oraz zespołu to jedno, drugie to pasja i miłość do sztuki. Bo jak inaczej uzasadnić występy w zaawansowanej ciąży, czy wyjazdy z teatrem całej rodziny, by umożliwić karmiącej mamie występ? Rekordzistka Teatru Sztuka Ciała zagrała spektakl jeszcze w dniu porodu. Jeśli tylko zmieszczę się w kostium [a ich niebanalne kostiumy potrafią zmienić nie do poznania!] i nie będzie przeciwwskazań, będę grać do końca – deklarowały kolejne aktorki z tego zespołu.
Mówi się, że bycie rodzicem to praca na cały etat… Co jednak, gdy nasza posada wymaga zaangażowania w takim samym wymiarze godzin jak przed założeniem rodziny? Skąd brać czas, którego przy opiece nad dzieckiem często brakuje? Jak połączyć życie rodzinne z aktorstwem?
Zanim zostałam mamą, miałam już za sobą niemal 7 lat doświadczenia jako aktorka. Pojawienie się w moim życiu córki, faktycznie, wymagało dostosowania trybu życia do opieki nad dzieckiem. Mamy to szczęście, że pracujemy w zespole, gdzie każda z nas rozumie jakie trudy niesie za sobą macierzyństwo i obecność dzieci, opiekunek, babć, tatusiów na próbach czy wyjazdach lub układanie prób pod grafik przedszkola to norma, do której przywykłyśmy. Na przestrzeni lat stałyśmy się mistrzyniami logistyki, można powiedzieć, że żyjemy ciągle z kalendarzem w ręku, by wszystkie ważne sprawy – rodzinne i zawodowe znalazły dla siebie swój czas. Ja akurat mam łatwiej, bo pod moją opieką jest tylko jedna cudowna 11-latka, którą w razie czego może zająć się mój wspaniały partner, ale w naszym zespole są też kobiety, które mają trójkę dzieci. One dopiero potrafią mieć urwanie głowy. – opowiada Katarzyna Wróbel, aktorka Teatru Sztuka Ciała.
Ja żartuję, że moja córka to mój jednoosobowy dział promocji i marketingu. Czasem pomaga, czasem marudzi, a raz było nawet dość zabawnie. Rozmawiałam w sprawie nadchodzącej wystawy w Desa Modern (Elektrownia Powiśle), a ona odeszła na bok “zająć się sobą”. Stałam tak i dziwiłam się „co ci przechodnie tak się zatrzymują i gapią na tą witrynę”… w końcu podchodzę i patrzę, a tam, pod ikonografiami moich obrazów, śpi moja córka. Nic nie powiedziała, po prostu się położyła. – opowiada Magdalena Jędrzejczyk, malarka (Lenka Studio).
Oprócz wielu dylematów i poświęceń godzenie macierzyństwa oraz życia zawodowego może prowadzić do kreowania nowych pomysłów, a także stać się impulsem do nieszablonowego działania. W przypadkach, gdy sytuacja wymaga od nas wyjścia poza klasyczne ramy naszego działania, możemy znaleźć się w miejscu, do którego w innym wypadku nigdy byśmy nie trafiły.
Dzieci mogą być też ogromną inspiracją do twórczego działania. Dla aktorek Sztuki Ciała sposobem na “lawirowanie” między pracą a opieką nad bobasem jest tworzenie spektakli najnajowych, czyli tych dla najnajmłodszych dzieci. Pierwszy z nich – “Wombat nie śpi” powstał, gdy córka współzałożycielki teatru – Joanny Płóciennik miała zaledwie 8 miesięcy.
“Wombat”, a raczej fakt, że „siedząc w domu z dzieckiem” można stworzyć z nim i niejako dla niego spektakl, zainspirował mnie do produkcji “Pstryka”, “Krążka”, “tu Tutu” i “Kostki” – mówi Anna Ługowska. Obecnie spektakle najnajowe zajmują istotne miejsce w repertuarze grupy, a spiritus movens – nastoletnia już Nina, czynnie udziela się przy tworzeniu przedstawień. Bywa fotografką, asystentką reżyserki, realizatorką dźwięku, narratorką.
Moje dziecko jest jednym z najstarszych w naszej watasze, ma dwanaście lat. Długo bywała ze mną na prawie wszystkich spektaklach. Uczestniczyła w tworzeniu, w produkcjach. Teraz mówi o tym, że chciałaby swoją przyszłość wiązać z pisaniem scenariuszy, planuje uczyć się w szkole filmowej. – Opowiada Joanna Płóciennik.
Widzę na pewno to, że te nasze dzieciaki są bardzo bystre i mają bardzo bogatą wyobraźnię. (…) Mam poczucie, że są jakoś zainspirowane naszymi działaniami i poniekąd pomagają w prowadzeniu teatru. Np. przy pracy nad ,,Owadami” wyjechałyśmy na rezydencję artystyczną i zabrałyśmy tam całe nasze stado. I one zwyczajnie uczestniczyły w każdej rozgrzewce a częściowo też w próbach i tworzeniu scen. – kontynuuje.
Taka sztafeta inspiracji, wspólne pasje, wzajemne zrozumienie, ale także specyficzny rytm życia ludzi sztuki, wyjaśniają skąd tyle artystycznych rodzin. W tym “tańcu na linie” trudno o lepszy przykład niż wędrowne rodziny cyrkowców.
– Mój dziadziuś w cyrku, później pasją zaraził swojego syna – opowiada Izabela Jakubczyk, przedstawicielka czteropokoleniowej rodziny łódzkich cyrkowców – Od małego dziadek zabierał mnie do cyrku, uczestniczyłam w jego treningach. Poznałam to życie od podszewki. Mówi się, że jak raz się w to wdepnie, to już nie można wyjść.
Praca z dziećmi pod ręką, na ręku lub wręcz na piersi zdarza się zarówno twórczyniom, lecz także badaczkom twórczości.
Kiedy mój syn miał 4 miesiące, dostałam wiadomość, że przeszłam kolejny etap w konkursie na grant naukowy i zostałam zaproszona na rozmowę kwalifikacyjną. Zaproszenie mnie zaskoczyło nie tylko dlatego, że całą sobą byłam wówczas zaangażowana w odnajdowanie się w nowej, życiowej roli. Na czas pandemii konkurs został wstrzymany – mój wniosek przeleżał w ministerstwie 2 lata. Więc z głową przepełnioną artykułami typu „sen i aktywność noworodka”, „jak pokonać kryzys laktacyjny”, „zaufaj intuicji, mamo”, zanurzyłam się po latach w historie kobiet w teatrze polskim. Hasło „śpij kiedy dziecko śpi” przekułam na „ucz się kiedy dziecko śpi” i tak spędziłam kolejne dwa miesiące. W dniu egzaminu: kryzys laktacyjny. Syn nieodkładalny, zrozpaczony i wtulony. Na szczęście rozmowa w pandemicznym czasie odbywała się online. Ustawiłam kamerę tak, by widać było mnie zaledwie do linii ramion; poniżej, na rogalu do karmienia trzymałam synka, tuż nad nim tocząc półgodzinną bitwę o grant naukowy: o moje kierownictwo 12-osobowym zespołem znakomitych badaczy i badaczek i o finansowanie 6-ciu lat badań na rzecz odnalezienia, przywrócenia pamięci, udokumentowania i upowszechnienia wiedzy o kobietach tworzących historię polskiego teatru. Udało się. „HyPaTia. Kobieca Historia Teatru Polskiego” wygrała konkurs i właśnie jesteśmy w połowie realizacji projektu – zdradza kulisy rozmowy konkursowej antropolożka i kulturoznawczyni, Katarzyna Kułakowska, a jej opowieść jest świadectwem tego, jak kobiety tworzą historię, nie tylko teatru.
Od zawsze matki musiały radzić sobie z łączeniem ról i odnajdowały się w tym doskonale. Bohaterki dnia codziennego są w stanie rozwijać swoją karierę zawodową mimo lawiny innych obowiązków oraz braku czasu. Bo w sumie dlaczego miałyby rezygnować z czegoś, co dla nich ważne, skoro są w stanie dokonać wszystkiego? Cyrk rodzinny prezentuje taniec na linie w najlepszym stylu!
Więcej o projektach cytowanych w tekście osób dowiecie się Państwo tutaj:
Źródło wpisu: informacja prasowa
Obraz Peggy und Marco Lachmann-Anke z Pixabay