Wirus czy dzieci – kto szybciej wykończy rodziców?
Nie powiem, że wcale nie boję się tego całego koronawirusa, bo prawda jest taka, że go nie znam i nie wiem, co mógłby ze mną zrobić, ale odnoszę ostatnio wrażenie, że szybciej wykończą mnie moje dzieci niż ta cała zaraza.
Może to dziwnie brzmi, szczególnie dla kogoś, kto nie został zamknięty w domu półtora miesiąca temu z trójką dzieci w wieku dwa, cztery i dziewięć lat. Ale serio, czasem mam wrażenie, że to oni przyczynią się niebawem do mojego uszczerbku na zdrowiu (psychicznym), a nie jakiś tam „kowid”.
Żadnego luzu i odpoczynku, dwadzieścia cztery godziny na dobę razem, na dodatek w pełnej gotowości, by każdemu poświęcić czas, dogodzić i usłużyć wedle indywidualnych potrzeb. I w przeciwieństwie do męża nie mogę szukać chwil wytchnienia w pracy, ponieważ moja branża (kosmetyczna) została zamknięta do odwołania.
Siedzę więc z dziećmi w domu od rana do nocy, nie wychodząc dalej niż na teren naszego ogródka. Swoją drogą ogromnie się cieszę, że mamy mały skrawek swojej prywatnej działki, bo inaczej już mogłabym leżeć gdzieś związana w kaftan na oddziale dla czubków.
A tymczasem wciąż jestem na wolności, teoretycznie zdrowa, choć z mocno nadszarpniętą cierpliwością. Nie wiem jednak na ile mi jeszcze jej wystarczy. Moje dzieci wszak nie próżnują, a fakt, że muszą teraz siedzieć w domu, w izolacji, sprawia, że całą swoją energię (zarówno dobrą, jak i tą złą) wyładowują na mnie.
Wrzeszczą, piszczą, płaczą. Kłócą się, biją i popychają. Rozwalają po całym domu zabawki (i nie tylko), wszędzie robią rozpiździel – inaczej się tego ująć nie da. Ciągle mnie wołają, wiecznie czegoś chcą i wszędzie za mną łażą, nawet do kibla! Żałuję, że nie mam tradycyjnego wychodka na dworze, bo może tam mogłabym się przed nimi chociaż na chwilę chować?
Są takie dni, że już o dziesiątej rano mam dość, że chce mi się krzyczeć, płakać, kopać, bić worek treningowy, albo pójść pobiegać, daleko, tak co by rozładować te wszystkie nagromadzone emocje. Czasem mam ochotę odwrócić się na pięcie, pierdyknąć drzwiami i uciec! Ale nie mam gdzie, bo przecież mamy siedzieć w domu!
Miewam takie dni, gdy zastanawiam się, czy już mogę otworzyć sobie zimne piwo, by się rozluźnić, śmiejąc się przy tym sama z siebie, że przez tę całą narodową kwarantannę popadnę w alkoholizm 😉
Zdarzają się też czasem momenty, kiedy niewiele brakuje, żeby moje dzieciaki rozniosły dom na strzępy, a wówczas nachodzą mnie takie myśli, żeby ich związać i zakneblować. Nie śmiejcie się, ale ja serio nie pamiętam już, co to znaczy cisza, co znaczy mieć czas dla siebie, na własne przyjemności i hobby. Choć jak tak dalej pójdzie, to te krótkie i szybkie wypady do sklepu po niezbędne produkty do życia zacznę celebrować i traktować jako nagrodę 😉
Ten ciągły hałas i rozgardiasz, którego nie da się opanować, nieustanne wspinanie się na wyżyny własnej kreatywności, by w sposób ciekawy i edukacyjny spędzić z dziećmi dzień, a do tego przyjmowanie różnych ról, w tym od marca nauczycielki, jest tak absorbujące i męczące, że każdego dnia padam na pysk, jeszcze bardziej, niż to miało miejsce przed kwarantanną.
Generalnie rzecz biorąc, w okresie który wielu ludzi próbuje mądrze wykorzystać na własny rozwój, edukację, realizację planów i marzeń dających się ogarnąć w domowym zaciszu, a także na słodkie lenistwo, ja staram się nie zwariować. Próbuję z całych sił nie ulec pokusie uduszenia własnych dzieci, dotrwać cało i zdrowo do końca dnia i zdążyć się zregenerować, przed kolejnym głośnym i wymagającym dniem.
Wiem jednak, że nie jestem w tym odosobniona, obecnie jest nas całe mnóstwo – zamkniętych w domach z dziećmi, bez możliwości swobodnego wychodzenia, tak co by te małolaty mogły się wyszaleć, a my odetchnąć. Ale trzeba sobie jakoś radzić, dając upust emocjom drzemiącym w środku, chociażby spisując je na (wirtualnym) papierze i dzieląc się nimi zdalnie, z innymi rodzicami.
Dlatego też czynię to dzisiaj przed Wami, wylewam z siebie odrobinę gorzkich żali i zbieram siły by wykąpać dzieciaki, nakarmić a potem uśpić. Jak dobrze pójdzie, może będzie mi dane chociaż z pół godziny poczytać swoją książkę – nie dziecięcą(!) i względnie się wyspać. Choć na to nie liczę, bo mój najmłodszy „ dzieć” nie zna litości i wciąż budzi mnie w nocy (a w najlepszym wypadku robi to skoro świt).
W każdym razie z oczyszczoną nieco duszą wracam do swych obowiązków, a Wam życzę dużo zdrowia i cierpliwości! (Jeszcze) będzie dobrze! 😉
- Koronawirus u dzieci. Najczęściej zadawane pytania
- Czego uczy nas koronawirus?
- #zostanwdomu – czy przymusowe siedzenie w domu ma jakieś plusy
- 10 rzeczy, które zrobię z dzieckiem w czasie kwarantanny
- Dwa sprawdzone sposoby na kreatywne spędzenie czasu w domu
- Cuda na kiju! 8 sposobów, jak uszczęśliwić dziecko na podwórku
- Jak pomóc zestresowanej przyjaciółce?
- Szkoła dobrych nawyków. Higiena rąk z marką Carex
Znam to ale mam juz za soba moje dziewczynki mozns powiedziec sa w wieku 9,11 lat i zajmuja sie soba bez jekow pisku placzu czesciej przesiaduja przed kompem a ja tancze na miotle siedze w garach i w zadaniach. Fakt czasu mam malo dla siebie ale mam cisze i spokoj.
Wobec tego trochę Ci zazdroszczę 😉 Tęsknię bowiem za ciszą i spokojem! I chwilami tylko dla siebie! 🙂