Kaczka Susie czyli najlepsza zabawka na prezent
Gdybyście zapytali mnie o ulubioną zabawkę Duśki bez wątpienia wskazałabym małą żółtą kaczuszkę-pacynkę. I co pomyśleliście? Biedne dziecko, które nie ma prawdziwych zabawek? Biedni rodzice, których nie stać na prawdziwe zabawki?
Spieszę Was uspokoić, rodziców na zabawki stać, a dziecko ma ich tyle, że się w naszym niewielkim mieszkaniu nie mieszczą. Nie są to zabawki renomowanych firm z Fisher Price na czele (chociaż ze dwie sztuki pewnie by się znalazły), za to wszystkie mają prawidłowe certyfikaty (po tekście (nie)Magda(leny) Duśka wpadła w szał sprawdzania), a ich zakupy były przemyślane. Nie brakuje różnego rodzaju klocków, puzzli, układanek, pluszaków, lalek, wózka dla nich, kuchni z akcesoriami, samochodów i drewnianej kolejki (a kto powiedział, że takie rzeczy tylko dla chłopców?). Są też zabawki kupione z myślą o rozwoju zdolności manualnych, a więc wszelakie „liny” – ciastolina, pucholina, piankolina. Są też małe, płaskie plastikowe figurki z dziurkami, służące do przewlekania przez nie kolorowych sznurków. Ot, taki mały wstęp do szycia, wyrabiający precyzję ręki.
Rozglądam się po domu, co jeszcze… Planszówki oczywiście! Cała masa gier. A która jest ulubiona? Szachy 😛 Nie żeby moje dziecko opanowało tajniki tej gry, aż tak bardzo zaawansowana nie jest, ale umie ustawić figury na planszy i pamięta, która w jaki sposób się porusza, więc w jej pojęciu, umie 😉 Nie zaprzeczam, trzeba budować w dziecku wiarę we własne umiejętności, coś tam w końcu załapała.
Co do lalek i pluszaków jest ich zdecydowanie za dużo. Większość to oczywiście prezenty, nie wiem dlaczego każdemu gościowi wydaje się, że trzeba dziecku misia przynieść. A może to najłatwiej kupić? Tak czy inaczej wybór moje dziecko ma ogromny. A jednak to pacynka mianowana kaczką Susie jest najważniejszą towarzyszką życia. Dlaczego? Nie wiem, pewnie mojego dziecka nie obchodzi, że to „tylko pacynka”, która kosztowała „tylko 15zł” – wiem bo sama kupowałam. I chyba w tym tkwi sekret – nie cena zabawki świadczy o jej atrakcyjności. Dzieci kupują oczami i sercem, nie pieniędzmi.
Zbliżają się święta, pewnie większość z Was stoi przed dylematem co kupić dziecku „od Mikołaja” (w zależności od regionu kraju, od Gwiazdki, Gwiazdora, Aniołka i nie wiem co jeszcze, wstawcie swoją wersję). Najprościej jest zapytać dziecko jaka zabawka na prezent byłaby najlepsza. Tak wiem, to ryzyko, dzieci mają różne marzenia, czasem drogie, a czasem… zaskakujące. Duśka zapytana o co poprosi w liście Mikołaja odpowiedziała: o brokatowe naklejki z Krainą Lodu. Teraz mam dylemat gdzie czegoś takiego szukać 😉
Cena to ostatnia rzecz na jaką należy zwracać uwagę, choć niestety często jest koronnym argumentem, szczególnie przeciw. Jednak w pierwszej kolejności należy sprawdzić czy zabawka jest bezpieczna, (certyfikat CE lub TUV). Druga rzecz, którą warto przemyśleć, to czy zabawką nie okaże się „pięciominutówką” czyli czy po pięciu minutach nie wyląduje w kącie. Nie wszystko co interesujące dla nas jest równie atrakcyjne w oczach dziecka. Po trzecie zabawka powinna być dopasowana do wieku dziecka. Kupowanie pięciolatkowi gry dla dwunastolatków najczęściej mija się z celem. To tak jakby przeciętnemu zjadaczowi chleba podarować podręcznik do fizyki kwantowej dla studentów studiów doktoranckich. Warto też zastanowić się czy zabawka chociaż trochę wpisuje się w aktualne zainteresowania dziecka. I dopiero na końcu, jeśli cena nie odstrasza, dokonać zakupu.
A gdybyście mnie zapytali o najbardziej nietrafiony prezent odpowiedziałabym: laptop edukacyjny dla dzieci. Kosztował około 100 zł, ma mały wyświetlacz, skomplikowane i kompletnie nieintuicyjne menu i dźwięki, od których muchy w locie padają. Zawartość też nie powala atrakcyjnością. Typowy przykład zabawki o której można powiedzieć: skoro tyle kosztuje to pewnie jest coś warta. Niestety, w tym wypadku były to wyrzucone pieniądze.
Biedne dziecko i rodzice PiS mają w domu!
bosshhh, co mamy?!
Prawo i Sprawiedliwość ????hahaha
noooo i jeszcze wolność, równość i braterstwo 😛
A jak ,hahahahahahaha
Mojej cory ulubiona zabawka to też misiu a na drugim miejscu rozklekotany wózek (wraz z kuzynem postanowili wozić siebie na wzajem tam ;d)
To ciekawe, że te zniszczone zawsze najlepsze, nie wiem po co my nowe kupujemy, trzeba jakieś używki brać 😛
ulubioną zabawką mojego syna jest papier i nozyczki
na pewno bym tak nie pomyślała