W przedszkolu 16 kwietnia 2019

Zasada, którą powinien znać każdy rodzic

Czasem, gdy kładę się spać, to z poczuciem winy. Wiem, że mogłam lepiej i więcej, a wyszło, jak wyszło. I mam w tym momencie na myśli relacje z moim dzieckiem. Jeśli od czasu do czasu masz podobne refleksje, to przeczytaj o zasadzie trzech minut, o której warto zawsze pamiętać.

Na co dzień bywa różnie – są dni, kiedy mamy czas i ochotę, by spędzić z dzieckiem naprawdę dobre chwile. Są też dni, kiedy krucho z czasem, gdy nam śpieszy się z tym i owym, lub niby jesteśmy fizycznie, ale myślami uciekamy gdzieś bardzo daleko.

Trzy minuty…

To w zasadzie tak niewiele. Tyle czasu poświęcamy przecież naszym zębom rano i wieczorem albo przeciętnie właśnie tyle trwa piosenka puszczana w radio. Podarowanie maksimum swojej uwagi w tym właśnie czasie dziecku nie powinno więc być żadnym problemem, prawda?

To teraz konkrety…

O co chodzi w „zasadzie trzech minut”? Psycholog Nataliya Sirotich wyjaśnia, że metoda to dotyczy przywitania się z dzieckiem, które powinno trwać właśnie tyle czasu. Ważne jest, że reguła ta dotyczy każdego powitania, by odbyło się tak, jakbyśmy nie widzieli dziecka przez długi czas i bardzo ucieszyli się na jego widok. Wręcz dosłownie rzucamy w tym momencie wszystko i jesteśmy tylko dla niego. Należy więc przykucnąć, pochylić się, tak by nasze oczy były w tej samej linii, mocno przytulić się, zapytać, co się wydarzyło, gdy nie byliśmy razem i posłuchać, co ma do powiedzenia.

I już?

Tak! Ten czas jest kluczowy dla naszych relacji. Mimo to tyle razy obserwowałam, jak my rodzice tego nie potrafimy. Wpadamy do przedszkola, czy do szkolnej świetlicy i skupiamy się na tym, by było szybko, by niczego nie zapomnieć. Albo właśnie rozmawiamy przez telefon lub odpisujemy w smartfonie na maila i tylko wzrokiem ponaglamy, by młode się nie guzdrało.


Trzy minuty…

Nie przegapmy nigdy tego czasu. Niech za każdym razem, gdy witamy się naszym dzieckiem, ono poczuje, że jest dla nas najważniejsze, bo czyż tak właśnie nie jest? Czy ten mały człowiek przed nami nie jest największą miłością naszego życia? Czy nie jest więc wart poświęcenia mu trzech minut?

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Poradnikowe poniedziałki 15 kwietnia 2019

Okulary korekcyjne – jak o nie dbać i o czym pamiętać?

Okulary to moje drugie imię. “Przyrosły” mi do twarzy już w czasach liceum, gdy tylko zaczęłam gorzej widzieć. Okulista był bezlitosny – krótkowzroczność i astygmatyzm nie pozwalały na to, by pokpić sprawę. Musiałam zadbać nie tylko o wzrok, ale przy okazji o okulary, bo cena szkieł wraz z oprawkami wcale nie jest taka niska, jak mogłoby się wydawać.

Jak dbać o okulary korekcyjne?

Jeśli Wy również jesteście “nosicielami” okularów, powinniście wiedzieć, jak dbać o nie. Udało mi się zebrać wiedzę w jednym miejscu i chętnie się nią z Wami podzielę.

      1. Odkładanie do etui

O ile okulary nie tkwią na Waszych nosach, obowiązkowo powinny leżeć w zamykanym, utwardzonym etui. Co prawda okulary nie są aż tak delikatne, by byle dotknięcie mogło je połamać, ale wcale nietrudno jest je zarysować, czy uszkodzić, gdy wrzucacie je luzem do torby lub zasypiacie z nim. Etui to najlepszy przyjaciel okularów i należy o nim pamiętać.

  1. Miękka chusteczka do okularów

Nie powinno czyścić się szkieł korekcyjnych byle jakim skrawkiem materiału. Aby ich nie porysować, sięgajcie wyłącznie po miękką chusteczkę do okularów lub nawilżane alkoholem papierki. Poza tym nikt nie lubi oglądać świata przez rozmazany brud na szkłach, co może zagwarantować wycieranie ich czym popadnie. Chusteczka ma niewielkie rozmiary, więc warto ją trzymać w etui, by jej nie pobrudzić lub nie zgubić.

  1. Mycie okularów

Samo przecieranie chusteczką nie zapewni doskonałej czystości szkieł. Warto raz na jakiś czas umyć okulary w specjalnym płynie do pielęgnacji lub choćby ciepłej wodzie z dodatkiem łagodnego płynu do mycia naczyń – poradziła mi to pani optyk, jako sposób na odtłuszczenie szkieł. Nie używajcie gąbek, wystarczy przetrzeć szkła pod wodą palcami. Trudno dostępne miejsca można przetrzeć patyczkiem higienicznym nasączonym np. spirytusem.

  1. Zakładanie i ściągajcie oburącz

Nie wkładajcie i nie zdejmujcie okularów ciągnąć za jeden z zauszników. To gwarant nagięcia ich i poluzowania mocujących śrubek, a nawet trwałego odkształcenia. Należy także unikać ściągania ich przez głowę.

  1. Odkładnie ich zawsze szkłami do góry

Odkładanie okularów szkłami do dołu niesie ryzyko ich porysowania.

 

Wiecie już, jak dbać o okulary korekcyjne. Te proste rady zapewnią okularom dłuższy żywot i ładny wygląd.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Pielęgnacja 12 kwietnia 2019

Nowoczesna wyprawka dla noworodka, czyli jakim cudem dałam sobie radę bez tych gadżetów?!

To nie tak, że torpeduję wszystkie wynalazki, jakie pojawiają się na rynku tylko dlatego, że ja ich nie miałam. To nie tak, że uważam wszystkie, jak leci, za beznadziejny sposób na wyciąganie pieniędzy od rodziców. Ale chcę powiedzieć tym, którzy się wahają, którzy może nie mają za dużo pieniędzy: bez wielu teoretycznie niezbędnych rzeczy, dacie radę!

Wyprawka dla noworodka – co mówi internet

W internecie można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy. Sama chętnie korzystam z tego źródła informacji. Można też dowiedzieć się wielu rzeczy kompletnie niepotrzebnych. I w końcu można dać zrobić sobie wodę z mózgu. Bo kolorowe, bo zachwalane, bo może i drogie, ale na dzieciach nie wolno oszczędzać, bo taaaakie wygodne i poręczne – tak reklama internetowa kusi młodych rodziców. Jak dziś przeglądam nowoczesne listy wyprawkowe, to zastanawiam się, jakim cudem dałam radę bez tych wszystkich gadżetów. W końcu niektórych używa się aż dwa lata!

Wyprawka dla noworodka – gadżety, których nie dane mi było poznać

Części z nich w tamtych czasach (to już prawie dziesięć lat!) nie było na rynku albo słabo się reklamowały. Część była tak droga, że po prostu nie było mnie stać. Na niektóre pewnie nadal mnie nie stać. Na liście nowości, które zaskoczyły mnie ostatnio, znalazły się:

– Koszula do kangurowania – za nic nie mogę wyczaić, w czym rzecz. O kangurowaniu słyszałam, chociaż nie wtedy, kiedy Duśka się rodziła. O koszuli usłyszałam dopiero niedawno. Kiedy moje dziecko się urodziło i zszyli mnie po cesarce, położna po prostu przyniosła mi noworodka, położyła na gołych piersiach, nakryła nas szpitalną kołdrą i kazała tak leżeć. I całkiem fajnie nam było. Gdyby dziś ktoś mi powiedział, że mam kangurować noworodka, to pewnie bym go sobie położyła na piersiach i przykryła nas kocykiem i tyle. Koszula do kangurowania, taka przypominająca nosidło, kosztuje ok. 150 złotych. Hmm…. Biorąc pod uwagę, że kangurowania wymagają głównie wcześniaki, to spory wydatek jak na góra dwa miesiące. No ale oki, na wcześniakach oszczędzać nie wolno, być może komuś taka koszula naprawdę się przyda.

– Gniazdko – zwane też kokonem. Niby fajna rzecz, ale znowu – kosztuje blisko 200 złotych, wystarczy na krótko, bo już trzymiesięcznemu dziecku może być w nim ciasno. Zadaniem gniazdka jest otulenie dziecka, dania mu poczucia bezpieczeństwa i zapobieżenie przed sturlaniem się z dorosłego łóżka. Na pewno łatwiej zabrać w podróż gniazdko niż łóżeczko turystyczne, tu się zgodzę. Być może to opcja dla tych, co dużo podróżują z noworodkiem. O ile są tacy.

– Ponczo – jakieś takie sprytne, że można to nosić na szyi niczym szal, można „schować” w nim dziecko w czasie karmienia piersią, jest wielkie niczym plażowy parawan i nawet za osłonę dla wózka da radę zrobić. Nie wykluczam, że faktycznie wygodne. W moim przypadku zaoszczędzone kolejne 70 złotych.

– Otulacze do spania – pojawiły się chyba niedawno, bo wśród różnych rzeczy, które dostałam od mam z większym stażem, jakoś żaden się nie trafił. Mnie osobiście się nie podobają, bo dziecko wygląda jak spętane, ale ponoć dzieci to lubią, są spokojniejsze i lepiej śpią. To chyba jakaś współczesna forma staropolskiego becika. Nie miałam, ale nie wykluczam, że gdyby mi dziś ktoś podarował, to bym wypróbowała, choćby dla przyzwoitości. Najbardziej nieprzyzwoite wydają mi się ceny. O ile skłonna byłabym dać za to 40 złotych, to 150 już nie.

– Automatyczny bujaczek – pewnie dałby mi wolną rękę w wielu sytuacjach, ale może lepiej, że go nie miałam. Dzięki temu do perfekcji opanowałam taki rozkład dnia, by mieć czas dla dziecka wtedy, gdy potrzebowało mnie ono najbardziej. Po prostu nie miałam wyjścia. Aha, ponoć są bujaczki nieautomatyczne, trzeba bujać je ręcznie. Rodzice, którzy testowali, nie polecają. Ceny zaczynają się od 100 złotych, ale taki bardziej wypasiony to minimum 200 zł.

– Waga dla niemowląt – zapewne przydaje się w niektórych sytuacjach, szczególnie rodzicom wcześniaków. Duśka na szczęście urodziła się w terminie, nawet ciut po. Obawiam się, że gdybym miała takową wagę w domu, to bym jej używała kilka razy dziennie i wpadła w paranoję. Te hormony po ciąży naprawdę robią sieczkę z mózgu 😛

Ceny są bardzo różne, najtańsza 80 zł, najdroższa, jaką udało mi się namierzyć, ponad 800…

 

Może nie zaoszczędziłam jakoś bardzo dużo, ale na średniej jakości wózek było. Na dobry (zdaniem internetów) się nie szarpnęłam. Przed urodzeniem Duśki zrobiłam rachunek sumienia i uznałam, że potrzebuję zwykły wózek z grubymi, dużymi kołami. I tyle.

Wyprawka dla noworodka – na dzieciach się nie oszczędza?

Z perspektywy czasu cieszę się, że internetowa reklama w tamtych czasach była mało agresywna i nie dała rady wmówić mi wielu rzeczy. To nie tak, że uważam całą powyższą listę za nadającą się wyłącznie do kosza. Uważam jednak, że bez tych gadżetów też da się wygodnie i bezpiecznie wychować dziecko. I z serca Wam radzę – jeśli nie macie na coś pieniędzy, nie dajcie sobie wmawiać, że na dzieciach się nie oszczędza. Faktycznie, nie kupuje się najtańszych pieluch jednorazowych (nie wiem, czy są jeszcze, kiedyś w Carrefourze były takie z jedynką w kółku), bo to zwykła wata z ceratą co odparza, ale nie wydaje się kilkuset złotych tylko dlatego, że wszyscy wokół tego oczekują. Tak naprawdę dziecko nie potrzebuje tych wszystkich bujaczków, kokonów, otulaczy, koszy Mojżesza i nie wiem, czego tam jeszcze. Małe dzieci nie są materialistami. Są monopolistami. Chcą wyłącznie rodziców.  

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close