Mordercze krewetki – szybka karcianka, która pozamiatała

Kiedy otworzyłam pudełko, wiedziałam, że czeka nas dobra zabawa. Oprócz potwornie uroczych, zabójczych stworów, szybkiej i dynamicznej rozrywki, twórcy obiecywali dodatkowe emocje. W grze „typów” od Eksplodujących kotków czeka na was w pełni uzasadniona możliwość obrobienia rywali. A to oznacza, że podkradanie dóbr przez najmłodszych spotka się z odwetem w majestacie prawa. Będzie się działo, gdy na stół wjadą mordercze krewetki!

Ta karcianka, co tu kryć, pozamiatała. Jest bardzo łatwa, bardzo szybka i jeszcze bardziej emocjonująca. Twórcy po raz kolejny udowodnili, że proste rzeczy są najlepsze. Nie musicie zadręczać się milionem zasad. Wystarczy jedna: zero litości.

Mordercze krewetki

Fot. Archiwum prywatne

Mordercze krewetki – gra z biglem

Krewetki są wyjątkowo urokliwe, jak na tak krwiożercze bestie, a musicie wiedzieć, że takie cudaki istnieją naprawdę  i nie chcielibyście ich spotkać w ciemnym akwenie. Jeśli zastanawiacie się, czy gra o tak melodyjnej nazwie nadaje się dla dzieci – odpowiedź brzmi: TAK!

Ponieważ podczas rozgrywki można nieelegancko obrobić współgraczy, zastanawiałam się, czy nie spowoduje to u moich dzieci konfliktów czy rozpaczy i wzajemnej walki. Wiadomo, wystarczy, że ktoś na kogoś oddycha albo popatrzy i już dramat gotowy. Jakże ja naiwna byłam! Dzieci chętnie korzystały z opcji kradzieży kart przeciwników, ale konfliktów nie było. Ofiarami niezmiennie byli rodzice… test na integrację rodzeństwa został zdany na szóstkę.

Fot. Archiwum prywatne

Mordercze krewetki – co znajdziecie w pudełku

Gra jest pięknie wykonana, choć składa się tylko z kart. Mordercze krewetki w tęczowych kolorach mnie zachwyciły. Te małe potworki mogą być zakochane lub wściekłe jak diabły tasmańskie w kreskówkach. Opakowanie jest nieduże, ale wysokiej jakości, dzięki czemu całość świetnie się prezentuje. W środku znajdziecie 105 kart do gry, instrukcję, która jasno mówi, że czytają ją tylko dzbany 😉 i lepiej obejrzeć film, i obietnicę dobrej zabawy.

Na kartach znajdują się krewetki spod ciemnej gwiazdy w 7 kolorach, różnią się również wyglądem, bo każdy kolor odpowiada innej emocji na paszczy skorupiaków. Na rewersach zobaczycie natomiast ilustracje z magicznymi kulami w różnych kolorach. Każda kula ma trzy barwy i jeden z nich zdradza, jaka krewetka jest po drugiej stronie.

Fot. Archiwum prywatne

Zasady gry, czyli o co biega

Zasady są naprawdę proste i zawierają się w dosłownie kilku zdaniach. Celem zabawy jest zdobycie 10 kart, czyli 10 punktów. Rozgrywka polega na przenoszeniu kart krewetek z akwarium (czyli z tzw. ręki) na stos punktów.

Zaczynamy z czterema kartami. W każdej turze gracz decyduje, czy wyciągniętą kartę ze stosu, zabiera do swojego akwarium, czy chce użyć jej do kradzieży krewetki od innej osoby. Żeby było ciekawiej, nie widzimy, jaka krewetka znajduje się w stosie kart. Jeżeli kolor krewetki pasuje do wylosowanej, zdobywamy aż dwie karty. Jeśli mamy pecha i okradany nie posiada w swoim akwarium danej barwy – zyskuje naszą wylosowana krewetkę, a my odchodzimy z niczym. Możemy oczywiście wykazać się uczciwością i od razu, bezpiecznie zabrać krewetkę do swojej kolekcji.

Zabawa w podbieranie jest naprawdę przednia i dzięki niej można komuś w ostatniej chwili pokrzyżować marzenia o zwycięstwie. Oczywiście znając menażerię w akwarium przeciwnika, możemy oszacować, czy opłaca nam się zaryzykować skok na cudze akwarium.

Fot. Archiwum prywatne

W tym przypadku kradzieże są bardzo sprawiedliwe. Jeśli ktoś buchnie nam kartę, nie będziemy musieli długo czekać na zemstę. Jest śmiesznie, wszyscy krzyczą i się emocjonują, a los może się w każdej chwili odwrócić. Uważajcie na tęczową zemstę. 🙂

Czas jednej partyjki to od 5 do 10 minut, ale uwierzcie, że na jednej się nie skończy! Gra jest świetna, nie wymaga żadnych szczególnych przygotowań. Wystarczy przetasować karty. Możecie grać nawet w 6 osób. Jedno jest pewne, po milionie krewetkowych napadów i odwetów, koniecznie musimy złapać za Eksplodujące kotki!

Z uśmiechem na twarzy polecamy wam taką zabawę. Sprawdzi się również na imprezach i imprezkach.

Mordercze krewetki

Fot. Archiwum prywatne

Informacje o grze: Mordercze krewetki

Fot. Materiały prasowe

Autor: Ken Gruhl, Jeremy Posner

Ilustracje: Matthew Inman

Wydawca: Rebel


 

Wpis powstał we współpracy z Rebel

Zdjęcia: Archiwum prywatne, materiały prasowe

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Zdrowie 26 marca 2023

Utrzymuj jelita w równowadze. Pomoże ci w tym kawa

Nasze jelita zamieszkują niezliczone mikroorganizmy, które im bardziej są różnorodne, tym lepiej. Dobrze jest też, aby żyły ze sobą w określonej „przyjaźni” i równowadze. W utrzymaniu właściwych proporcji między bakteriami „dobrymi” i „złymi” oraz w zapewnieniu różnorodności pomocna może być kawa, dzięki zawartości polifenoli i błonnika. O tym, co jeść i pić, aby zachować zdrowy mikrobiom i co to właściwie znaczy rozmawiamy z profesor Ewą Stachowską, specjalistą z dziedziny żywienia człowieka, kierującą obecnie Zakładem Żywienia Człowieka i Metabolomiki Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie.

Będziemy wielokrotnie używać takich sformułowań jak mikrobiom czy mikrobiota. Wyjaśnijmy może, co kryje się pod tymi pojęciami.

O mikrobiomie mówimy, gdy chcemy podkreślić zasób informacji genetycznej, którą niosą ze sobą wszystkie mikroorganizmy żyjące w naszych jelitach. Termin mikrobiota służy z kolei pokreśleniu bogactwa samych mikroorganizmów. Co ważne – pojęcia mikrobom i mikrobiota dotyczą organizmów, które żyją też w innych miejscach – jest mikrobiom skóry, mikrobiom układu oddechowego itd. Właściwie nie ma takich miejsc w organizmie, które byłyby jałowe. Również człowiek, który dopiero przychodzi na świat, nie ma jałowych jelit – są już częściowo zasiedlone przez mikrobiotę.

Przyjrzyjmy się może dokładniej połączeniu między układem pokarmowym a nerwowym, czyli tzw. osi jelitowo-mózgowej. Jak to się dzieje, że jelita i mózg się porozumiewają?

Mamy do czynienia z połączeniem funkcjonalno-anatomicznym. Układ nerwowy jest zakotwiczony w strukturach układu pokarmowego (enteryczny układ nerwowy), więc wszystko, co wytwarzają bakterie jelitowe (metabolity) ma funkcję wybiórczego działania na receptory układu enterycznego. W ten sposób mikroorganizmy, w miejscu, w którym przebywają, regulują wydzielanie warstwy mukoproteinowej, ale też perystaltykę jelit, trawienie czy wchłanianie. Jest też 10-ty nerw czaszkowy (nerw błędny), który bezpośrednio łączy układ nerwowy z pokarmowym. Informacje wytwarzane przez bakterie docierają do mózgu, służąc bezpośrednio regulacji różnych procesów związanych z przewodem pokarmowym.

A z kolei w jaki sposób mózg działa na jelita?

Może podam przykład oparty na emocjonalnym wpływie tego, co produkuje mózg. Gdy jesteśmy zestresowani, czujemy „węzeł” w brzuchu. Dzieje się tak za sprawą hormonu stresu, kortyzolu, który ma wpływ regulujący na skład bakterii jelitowych i funkcję bariery jelitowej. Jest to więc komunikacja dwustronna.

Czy to, co jemy i pijemy, wpływa na tę komunikację?

Nasz pokarm jest jedną z fizjologicznych składowych, z którą bakterie wieki temu nauczyły się bytować i który pełni dla nich funkcję regulacyjną. Jeśli jemy mądrze, wspieramy rozwój tych mikroorganizmów, których końcowe metabolity służą naszemu zdrowiu. Człowiek na przestrzeni lat ewolucji dowiedział się, co jeść, aby czuć się dobrze, a czego unikać, bo go to zatruje lub zabije. Największy udział żywności pochodzenia roślinnego, którą człowiek żywił się od zawsze, bo była łatwo dostępna, zapewniający dużą podaż błonnika, mniejsza zawartość produktów pochodzenia zwierzęcego i marginalna ilość pokarmów wysokoprzetworzonych, to proporcje niezwykle korzystne dla mikrobioty.

A czy możemy wytypować sobie takie produkty, po które możemy sięgać, aby wzbogacić naszą mikrobiotę jelitową?

Pomóc nam może w tym reguła 3 P, mówiąca o tym, że w diecie powinny znajdować się produkty probiotyczne, prebiotyczne i związki polifenolowe. Są to składniki, które pomagają regulować mikrobiotę i wzmacniają jej różnorodność.

Może spróbujmy pokusić o przykładowe menu oparte na tej regule.

Żywność probiotyczna, czyli z żywymi kulturami bakterii, do której zaliczamy różne kiszonki, kefiry, fermentowane soki, jest niezwykle zdrowa i możliwa do stosowania w sposób ciągły – warto po nią sięgać kilka razy dziennie. Potem mamy prebiotyki, do których zaliczamy błonnik. Możemy go uzupełniać, jedząc warzywa, owoce i pełnoziarniste pieczywo. Trzecią składową są polifenole – bioaktywne związki o działaniu przeciwzaplanym, zwarte w owocach, warzywach, ale też w kawie, herbacie czy kakao. Bakterie metabolizują polifenole i wytwarzają związki o jeszcze silniejszej mocy antyoksydacyjnej. Duża ilość polifenoli w diecie reguluje liczbę wolnych rodników, ale też jest wykorzystywana przez bakterie do własnych celów. Wymienioną wcześniej kawę, z uwagi na zawartość włókien, czyli błonnika, zaliczamy również do drugiej grypy, prebiotyków.

Ile kawy możemy pić, gdy chcemy wesprzeć nasze jelita?

Na pewno taką rozsądną ilością będą 3 filiżanki dziennie, choć ja wypijam nawet 4. To zawsze są kwestie indywidualne. Udowodniono, że kawa nie wpływa podrażniająco na jelita czy na żołądek, ale osób, które odczuwają dyskomfort, nie należy nakłaniać do jej picia. Jeśli ktoś preferuje bardzo słaby roztwór kawy, z przewagą mleka krowiego czy roślinnego, to również może po taki sięgać. To, co warto wiedzieć i co wynika z badań, to że kawę błędnie łączy się z wywoływaniem chorób układu pokarmowego, jak nowotwory żołądka i wątroby. Kawę niesłusznie obwinia się też o wypłukiwanie magnezu czy odwadnianie – więcej wody tracimy z wydychanym powietrzem czy poprzez skórę.

Czy dobroczynny wpływ kawy na jelita znajduje zastosowanie w medycynie?

O tak! Kawa okazuje się niezastąpionym napojem po operacjach brzusznych, np. po resekcji jelita grubego czy cesarskim cięciu. Wyniki badań pokazują, że filiżanka kawy po operacji pomaga w przywróceniu funkcji jelit, porażonych lekami, stosowanymi podczas zabiegu. Nie stwierdzono również działań niepożądanych po wypiciu kawy.

Wracając do osi jelita-mózg. Wiemy, że kawa dobrze działa na nasz układ nerwowy. Pobudza, pomaga w zapamiętywaniu i utrzymaniu koncentracji. Jaką rolę odgrywają w tym jelita?

Kawa, będąc reprezentantem dwóch P, polifenoli i prebiotyków, wspiera różnorodność i równocenność bakterii. Szczególnie dobrze działa na prawidłową liczebność gatunków Lactobacillus i Bifidobacterium, które produkują m.in. cząsteczki o charakterze neurokompetentnym. Przyczynia się również do tego, że nie namnażają się bakterie patogenne, niektóre Clostridium i Enterococcus. Kawa ma więc działanie tonizujące – sprawia, że człowiek czuje się dobrze. A jeśli czujemy się dobrze, to znak, że nasza oś jelita-mózg funkcjonuje prawidłowo!

A czy Polacy wiedzą, jakie jedzenie jest dobre dla jelit?

Nasza dieta stała się dietą zachodnią, czyli wysokoprzetworzoną. Skutki jej spożywania są takie same, jak we wszystkich krajach, gdzie dotarł rynek tańszego i łatwo dostępnego jedzenia – zaczęliśmy gonić rankingi, jeśli chodzi o otyłość i choroby cywilizacyjne. Za to dawna polska kuchnia była lokalnym wariantem diety środziemomorskiej. Brakowało w niej co prawda kawy, bo to był towar bardzo luksusowy, ale schemat żywienia był prawidłowy – oparty na żywności pochodzenia roślinnego, roślinach strączkowych, bobie, fasoli i soczewicy oraz produktach pełnoziarnistych.

A czy jest szansa na zmianę współczesnych nawyków żywienia?

Ostatnio obserwuje się polaryzację zainteresowań związanych z żywieniem. Mamy tradycyjnych 50-latków, w których diecie jest dużo mącznych i tłustych produktów, a z drugiej strony są młodzi ludzie, którzy podążają za dietami roślinnymi, planetarnymi, portfolio, niejednokrotnie jednak bardzo kosztownymi.

Jaki jest więc złoty środek?

Najlepsza mikrobiota to mikrobiota zróżnicowana, z dużą ilością bakterii (wyrażoną wskaźnikiem różnorodności alfa i beta), a także innych organizmów (grzybów, wirusów, fagów). Możemy ją osiągnąć dzięki różnorodnemu jedzeniu, stosując się do reguły 3 P. Jedzmy w sposób zbilansowany, stosujmy dietę redukcyjną, typu śródziemnomorskiego, w której nie zabraknie różnych składników, ale oparta będzie głównie na produktach roślinnych i – jeśli możemy i lubimy – niech częścią tego zrównoważonego planu będzie kawa!
Kawa – Obraz Couleur z Pixabay
***
Prof. dr hab. n. med. Ewa Stachowska – biochemik i specjalista z dziedziny żywienia człowieka. Kieruje Zakładem Żywienia Człowieka i Metabolomiki Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie.

***

„Kawa i zdrowie” to program informacyjno-edukacyjny, zainicjowany w 2017 r. pod patronatem Instytutu Żywności i Żywienia (obecnie Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego PZH – Państwowego Instytutu Badawczego) przez Fundację „Żywność, Aktywność Fizyczna i Zdrowie”. Jego celem jest promocja walorów zdrowotnych kawy oraz zmiana sposobu jej postrzegania poprzez obalanie mitów i przedstawianie faktów opartych na badaniach naukowych. Obiektywne i aktualne informacje na temat właściwości kawy oraz jej miejsca w codziennej diecie przekazywane są za pomocą strony internetowej www.kawaizdrowie.pl. Motywem przewodnim kampanii jest hasło „Od 3 do 5 filiżanek kawy dziennie. Codziennie. Dla zdrowia”, wynikające z opinii Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA), która mówi, że bezpieczne dla zdrowia, dzienne spożycie kofeiny to ok. 400 mg, czyli mniej więcej od 3 do 5 filiżanek kawy. Działania Programu wspiera naukowa Rada Ekspertów.
Źródło wpisu: www.media.mcconsultants.pl
Obraz Free Photos z Pixabay
Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Dom 25 marca 2023

Jak wydawać mniej na zakupy i jak kupować, by nie wyrzucać do kosza jedzenia… i pieniędzy? Poradnik antyinflacyjny

Jak poradzić sobie ze skutkami inflacji? Odpowiedź wydaje się prosta – wydawać mniej. Na liście działań, które podejmujemy w tym celu, pierwsze miejsce zajmuje poszukiwanie tańszych opcji zakupowych. 6 na 10 konsumentów (61 proc.) pytanych przez Intrum deklaruje, że zaopatruje się w dyskontach. A co, jeśli mamy ten krok za sobą? Powinniśmy przyjrzeć się temu, ile kupujemy, bo prawdopodobnie i tak nie jesteśmy w stanie tego przejść. W Polsce każdego roku marnujemy aż 5 mln ton jedzenia! Co więcej, ponad aż 60 proc. żywności, które trafia do śmieci, pochodzi z gospodarstw domowych. Statystyczny Polak wyrzuca rocznie aż 247 kg jedzenia. W świetle światowego problemu głodu, takie działanie jest wręcz niemoralne i również szkodzi naszej Planecie. I nie zapominajmy o tym, że do kosza z jedzeniem wędrują również nasze pieniądze. Dlatego kupujmy z głową. A możemy zaoszczędzić nawet, zanim wybierzemy się do supermarketu na zakupy. Wystarczy tylko odpowiednio podejść do tematu.

Jak wydawać mniej na zakupy?

Krok 1: Zrób rachunek sumienia!

W pierwszej kolejności warto prześledzić nasze wydatki na jedzenie i produkty spożywcze z kilku ostatnich tygodni, by przekonać się, ile rzeczywiście wydajemy na ten cel. Osoby, które nie prowadzają regularnie budżetu lub robią często, ale drobne zakupy, mogą nawet tego nie wiedzieć. Policzymy wszystkie wydatki – wyjścia do supermarketów i dyskontów, a także np. odwiedzanie zaprzyjaźnionej cukierni w drodze do pracy czy zakupy spożywcze, które robimy online.

Krok 2: Włącz „efekt latte” i pozbądź się kosztownych nawyków

Gdy po zsumowaniu wydatków stwierdzimy, że kwota, którą wydajemy na żywność, jest zdecydowanie za wysoka w stosunku do naszych dochodów lub nasza sytuacja finansowa zmusza nas do skromniejszego trybu życia, powinniśmy postarać się o oszczędności. Ale nie musi to koniecznie wiązać się z dużymi wyrzeczeniami. Z pewnością są wydatki, z których możemy zrezygnować „od ręki”.

Takim z wydatkiem jest np. kawa, którą wielu kupuje codziennie w drodze na przystanek. Taka „przyjemność” skutecznie uszczupla nasz budżet – nawet o 300 zł w skali miesiąca (zakładając, że za kawę płacimy ok. 15 zł i kupujemy ją 20 razy w miesiącu). W ciągu roku to aż 3 600 zł! Gdy odpuścimy sobie kawę na wynos, czekają nas znaczące oszczędności. David Bach, amerykański pisarz, piszący głównie o finansach, nadał im nawet specjalną nazwę: „efekt latte”. Według jego teorii, gdy zrezygnujemy z pewnych nawykowych zakupów, niekoniecznie tych najbardziej potrzebnych, staniemy się bogatsi.

– Efekt latte wcale nie musi dotyczyć wyłącznie kawy. To podejście możemy przenieść na nasze inne zwyczaje zakupowe, dzięki czemu zaoszczędzimy. Przykłady? Po co kupować gazety „w papierze”, jak i tak od dawna mamy zwyczaj przeglądania ulubionego dziennika na naszym smartfonie. Oduczmy się sięgania po jednorazowe, tym plastikowe torby, które kosztują coraz więcej. Zaskoczy nas, ile dzięki temu możemy zaoszczędzić w skali miesiąca. I będziemy bardziej „eko” – komentuje Katarzyna Sieczko, ekspert Intrum.

Krok 3: Rób świadomie zakupy

Kompletny must have, to robienie zakupów z listą. Nie powinniśmy przekraczać progu supermarketu bez spisania tego, co potrzebujemy kupić. Bez takiej listy z pewnością włożymy do koszyka „niepotrzebne” produkty i wydamy niepotrzebnie pieniądze.

– Nie ukrywajmy, sieciom handlowym na tym zależy. Sposób ułożenia produktów w sklepach, oświetlenie, rozpylany zapach, itp. – wszystko ma nas skłaniać do tego, abyśmy wydawali jak najwięcej. Trzeba bardzo się postarać, aby nie ulec pokusom, więc… powinniśmy odwiedzać supermarkety i dyskonty jak najrzadziej! Zakupy raz w tygodniu będą najlepszym rozwiązaniem. W ten sposób ograniczymy dodatkowe wydatki i nie będziemy marnować jedzenia ze świadomością, że kolejne zakupy zrobimy dopiero za kilka dni – radzi Katarzyna Sieczko, ekspert Intrum.

Róbmy zakupy blisko domu – najlepiej, gdyby cały proces zakupowy – od wyjścia, po rozpakowanie zakupów już na kuchennym blacie – zajmował ok. 1-1,5 h. Gdy zajmie jak najmniej czasu, nie zdążymy zgłodnieć i nie skusimy się na zakup jakiejś przekąski w drodze do domu.

Na zakupy, szczególnie te spożywcze, nie powinniśmy wybierać się „na głodniaka”. Zostało udowodnione, że wtedy kupujemy więcej. Starajmy się unikać odwiedzania sieci popularnych dyskontów czy supermarketów, które są zlokalizowane w galeriach czy dużych pasażach handlowych, bo inaczej prawdopodobnie nasze zakupy nie skończą się na kupieniu tylko tego, co mamy na liście…

Krok 4: Planowanie, planowanie i… jeszcze raz planowanie! 

Aby taka lista powstała, musimy dokładnie zaplanować to, co będziemy jeść, np. skali tygodnia. – W czasie stale rosnących rachunków – które zdaniem blisko 6 na 10 (59%) respondentów Intrum rosną szybciej niż pensje – gotowanie i samodzielnie przyrządzanie posiłków powinno być naszym dobrym nawykiem. Odwiedzanie ulubionych restauracji zostawmy na specjalne okazje, czy traktujmy jako przyjemność, którą robimy sobie od czasu do czasu – podpowiada Katarzyna Sieczko, ekspert Intrum.

Zatem planujemy posiłki. Ale nie chodzi tylko o to, by pysznie jeść i nie marnować jedzenia, ale również o „mądre” łączenie składników i tworzenie listy zakupowej. O co chodzi w praktyce? Dla przykładu – jeżeli jednego dnia planujemy ugotować zupę pomidorową, to następnego niewykorzystana do końca puszka pomidorów może nam posłużyć do przygotowania smakowitego sosu do spaghetti. W Internecie znajdziemy wiele porad, jak robić zakupy, by nie marnować jedzenia, czy jak gotować, by wydawać jak najmniej. Z pomocą przychodzą nam również dedykowane aplikacje, które same podpowiadają listy zakupów.

Krok 5: Odpowiednio przechowuj produkty 

Konieczność częstszego robienia zakupów – i tym samym wydawania pieniędzy – pomoże nam również wyeliminować odpowiednie przechowywanie żywności. Temat wydaje się oczywisty, ale w praktyce okazuje się sporym problemem.

Najczęściej nie wiemy, jak obchodzić się ze świeżymi warzywami i owocami – a nierzadko kusi nas kupowanie większych opakowań, bo wydaje się nam, że tak jest taniej. Najpierw źle je przechowujemy, a potem zbyt szybko „spisujemy na straty” i wyrzucamy do kosza. Błędem jest również pozostawianie otwartych produktów w ich oryginalnych opakowaniach, zamiast przekładanie do szczelnie zamykanych pojemników.

Nie marnujemy również tego, co już ugotowaliśmy. Zdecydowaną większość dań da się zamrozić i zjeść w późniejszym terminie. Przykładowo, wyciągnięta z zamrażalnika porcja pierogów, które zrobiliśmy wcześniej, to jeden obiad „gratis”.

Krok 6: Uważaj na promocje!

Supermarkety kuszą nas promocjami. W wielu sieciach pojawiły się nawet specjalne „antyinflacyjne” oferty. – Podchodźmy do takich propozycji rozważnie, bo inaczej nie tylko nie zaoszczędzimy, a wręcz przeciwnie – możemy zapłacić podwójnie. Bycie świadomym konsumentem, który uważnie czyta wszystkie oferty i to, co jest napisane przez sprzedawcę „drobnym drukiem” w momencie, kiedy inflacja i wysokie stopy procentowe obniżyły naszą siłę nabywczą, jest bardzo ważne – zauważa Katarzyna Sieczko, ekspert Intrum.

Kupowanie w większych ilościach, pojemnościach, tzw. wielopaki, na ogół pozwala zaoszczędzić, ale za każdym razem sprawdzajmy, ile wynosi cena jednostkowa. „Drugi produkt gratis” może nie do końca być świetną okazją, jeżeli w tej ofercie za podstawowy produkt zapłacimy więcej niż gdybyśmy go mieli kupić „pojedynczo” na normalnych warunkach. Bądźmy też czujni w przypadku produktów, które supermarkety i dyskonty oferują po wyjątkowo niskich cenach. Sprawdzajmy, czy w takich sytuacjach promocja nie dotyczy np. produktów z kończącą się datą przydatności – prawdopodobnie nie będziemy w stanie zjeść 10 jogurtów kupionych w cenie 5, których data ważności kończy się za dwa dni.

Dobrą praktyką jest również stałe śledzenie cen. Zdarza się, że sklepy na krótką przed promocją podwyższają cenę produktów (także tych spożywczych), tylko po to, by za kilka dni ogłosić wyjątkowo atrakcyjną ofertę. Nasz portfel nie odczuje promocji…

 

Źródło wpisu: www.media.lightscape.pl
Obraz Pexels z Pixabay

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close