Emocje 29 lipca 2014

Wąskotorówka

Kiedy zostajemy mamami, zmienia się nasz sposób patrzenia na świat – w sensie metafizycznym i przyziemnym… w parę chwil zdobywamy nowe profesje… 
Choć wieloma zajęciami już parałam się w swoim życiu, z położnej-pedagoga-filmowca-biurowca przeistoczyłam się w dyżurnego geodetę-urbanistę… a wszystko za sprawą ”czterech kółek z napędem na mamę”.

Szybko przekonałam się, że „świat bez barier do pokonania” kończy się nie dalej, jak przed wejściem do windy  Oczywiście nie zamierzam oddawać się biadoleniu, jednak to fascynujące, jak mało myślących istot zajmuje się swoją profesją np.: projektowaniem.

Część sklepów znika z map mamy z pobudek czysto fizycznych, które pozwoliłam sobie określić prostym wzorem – obiekt A nie może być większy niż otwór B, ażeby pokonać drogę po bułki – wyjątek stanowi sytuacja w której otwór B stanowi przestrzeń w autobusie, ale to już bardziej zagmatwane rozdziały fizyki związane z falami dźwiękowymi i energią sprężystości.

Wracając jednak do tematu, my mamy z wózkami nie lubimy:

  • karuzeli (lub drzwi) obrotowych przy wejściu,
  • wąskich alejek,
  • kioskopochodnych, czyli kiosków, do których ktoś zapragnął wpuścić klientów,
  • schodów,
  • towaru na paletach co 2 metry,
  • oraz wąskich odstępów między kasami;

LUBIMY za to bardzo: przestrzeń, miłą obsługę, drzwi automatyczne i szerokie zakręty.

I tu czuję się w obowiązku pochwalić drogerię Rossmann, z której ja korzystam, nie jest gigantyczna, ale za to mogę do niej wjechać, zrobić zakupy bez obmyślania podkopów między regałami, ba! nawet mogę zawrócić i wyjść bez wypieków złości na twarzy. Morał? A jednak można, wystarczy pomyśleć – bo przecież większość domowych sprawunków leży w naszych damskich dłoniach!

Niestety nie wszędzie jest tak przyjemnie, choć szczytem ignorancji na jaki się ostatnio natknęłam, był misternie wykonany znak na drzwiach małego sklepiku: ilustrujący ideę właściciela: zakaz wjazdu z wózkiem!

A czy Wy też czasem zastanawiacie się nad zaopatrzeniem przedniej osi w spychacz? Dobrym rozwiązaniem jest chusta (pod warunkiem że nie planujecie tony zakupów).

Zdjęcie: Hanna Szczygieł

Subscribe
Powiadom o
guest

9 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Basia
Basia
10 lat temu

Już dawno nie pchałam wózka, ale pamiętam do dziś tę traumę – szczególnie małe sklepiki po schodkach – nigdy nie zostawiłam wózka z dzieckiem przed sklepem!

Magda
Magda
10 lat temu

Już gdzieś zamieszczałam tę historię, ale się powtórzę. Mąż idąc z wózkiem do marketu L, zaraz przy wejściu napotkał regały. Było tak wąsko, że ciężko było przejść nawet bez wózka. Oczywiście uprzejma pani pouczyła go bardzo „grzecznie”, że gdzie się pcha z tym wózkiem? Mąż długo nie myśląc powiedział, że skoro mają tu tak ciasno, to on teraz idzie zrobić zakupy, a pani będzie pilnowała córki i tak też zrobił. Pani była tak zaskoczona, że zanim do niej dotarło, mąż stał już przy kasie 😀

Hanna Szczygieł
Hanna Szczygieł
10 lat temu
Reply to  Magda

Agent 🙂

Żaklina Kańczucka
Żaklina Kańczucka
10 lat temu

W mojej miejscowości nie wybieram się z wózkiem na zakupy, bo mnie krew zalewa- albo schodki bez podjazdów, albo wąskie drzwi … Albo krzywe chodniki.

Maman Biedronian
Maman Biedronian
10 lat temu

Nie wiem czy tylko ja mam problem, ale piekielnie nie lubię zakupów w Biedronce. Zawsze masa palet, ciasno i akurat ktoś w przejściu rozstawia towar. Ehh a Rossman, faktycznie przygotowany na mamy

Hanna Szczygieł
Hanna Szczygieł
10 lat temu

Dokładnie, u nie to samo! Nie raz nie poszłam do Biedronki – choć np. zależało mi na ich konkretnym produkcie, tylko dlatego, że nie mam jak dojechać do kasy!

Żaklina Kańczucka
Żaklina Kańczucka
10 lat temu

A mi się jeszcze taka sytuacja nie zdarzyła, choć może wynika to z faktu, że zakupy z dziećmi robię sporadycznie.

Asia
Asia
10 lat temu

Ojjj ile to razy kombinowałam jak koń pod górkę żeby zmieścić się z wózkiem między sklepowymi regałami! Wrrrrr!

Daniela M
Daniela M
10 lat temu

Żenujące kwoty

Podróże 24 lipca 2014

Jak urodziny to tylko w zoo!

To miały być niezapomniane urodziny, w końcu piąte, pierwsze prawie okrągłe 😉 Tort? Przyjęcie? Eee, to takie oklepane 😛 Prezenty były, ale zamiast przyjęcia i tortu miała być wycieczka – niespodzianka. Dla Duśki jazda pociągiem to już niesamowita frajda, jednak ciągle dopytywała: a gdzie my jedziemy? Ale mamusia i tatuś byli twardzi, nie pisnęli ani słówka 😉

Droga do warszawskiego zoo prowadzi przez Park Praski, właściwie już po wyjściu z tramwaju można zobaczyć duży napis ZOO. Dlatego weszliśmy do Parku Praskiego od innej strony 😉 Około kilometrowy spacer przez park i byliśmy na miejscu. Przy wejściu zagadywaliśmy na różne tematy, żeby nie przeczytała napisu nad bramą. Ufff, udało się! Duśka weszła na teren ogrodu zoologicznego zdezorientowana, chociaż to nie był jej pierwszy raz, i nagle:

– To flamingi!!! Jesteśmy w zoo!!!

Parafrazując reklamę: bilet rodzinny pięćdziesiąt złotych, mina pięciolatki bezcenna!

Przy wejściu do zoo stoi tablica z planem ogrodu zoologicznego, warto się z nią zapoznać. Ale jeśli tego nie zrobicie, nie martwcie się, ciężko byłoby zabłądzić, zoo jest dobrze oznakowane, a drogowskazy wyraźne i czytelne.

Czym się różni warszawski ogród zoologiczny od innych? Nie mam pojęcia, dawno w żadnym innym nie byłam. Czy jest wart odwiedzenia? Ależ oczywiście! Od kilku lat warszawskie zoo przechodzi modernizację, zbudowano słoniarnię, ogromny wybieg dla goryli, nosorożce dostały nowy dom, hipopotamy też. W sezonie zimowym można było obserwować zachowanie hipopotamów pod wodą, w lecie są na zewnątrz na tradycyjnym wybiegu dla hipopotamów, czyli po prostu w sadzawce 😉 To tyle co pamiętam w porównaniu do poprzednich wizyt, pewnie zmian było więcej.

O której godzinie trzeba przyjść do zoo? Im wcześniej tym lepiej, najlepiej wejść od razu jak tylko brama się otworzy dla zwiedzających. My spędziliśmy w zoo pół dnia i to było o pół dnia za mało. Czemu? Bo każde zwierzę jest unikalne, każde niesamowite, każde prezentuje się wyjątkowo i przy każdym ma się ochotę zostać dłużej.

Ile jest zwierząt w zoo? Nie mam pojęcia.  Żyrafy, słonie, hipopotamy, niedźwiedzie, wielbłądy, żubry, lwy, tygrysy, małpy, puma, panda, pantera, zebry, pingwiny, ptaki, gady…………….. wymieniajcie co pominęłam. Aaa, wydry oczywiście, wydry są cudne! Przy wydrach spędziliśmy bardzo dużo czasu. Równie długo, jeśli nie dłużej, byliśmy u goryli, udało się nawet porozmawiać z ich opiekunką. Z rekinarium Duśka nie chciała wyjść, nie wiedziałam, że moje dziecko jest takie odważne!

Pięciolatka zadecydowała, że musimy się przejechać ciuchcią jeżdżącą po zoo. Urodziny to urodziny, jedziemy! Muszę przyznać, że to był dobry pomysł, chwila odpoczynku bardzo się przydała.

Na terenie zoo jest kilka miejsc gdzie można coś przekąsić, ja polecam budkę z frytkami naprzeciwko wybiegu dla lwów. Nie żeby frytki były jakieś wyjątkowe, chociaż wcale nie były złe. Coś do frytek też było, ale nie pamiętam co. Czemu akurat tam? A karmiliście kiedyś wróble frytkami? 😀 Co odważniejsze wskakują na stolik, mniej odważne krążą po sąsiednich stolikach lub na ziemi, ale blisko. A jak już poda im się frytkę to nie wypuszczą, walczą jak psy o kość. Ot, taki mały bonus wśród tych wszystkich zwierzaków. Bo pamiętajcie, że zwierząt w zoo karmić nie wolno. Za to można zobaczyć jak wygląda karmienie zwierzaków jeśli przyjdzie się do nich o odpowiedniej godzinie. Informacje o tym znajdziecie na stronie internetowej warszawskiego zoo. Przy niektórych zwierzętach widziałam tabliczki informujące o godzinach karmienia.

Na terenie zoo widziałam plac zabaw, ale kto by miał na to czas? Nie wiem dokładnie, jak on wygląda i czy jest wart polecenia.  Na pewno godzien uwagi jest przyjemny zakątek gdzie pływają łabędzie. Krótki pomost, rozszerzenie z ławkami, cisza, spokój, łabędzie i lemury na drzewach 😉 Kolejna chwila wytchnienia. Takie chwile są potrzebne, bo zoo zajmuje sporą przestrzeń, ciocia Wiki twierdzi, że to 32ha, a więc obejście tego wszystkiego wymaga nie tylko czasu ale i siły 😉

Ta wizyta w zoo była bardzo sympatyczna i… za krótka! Już planujemy następną 😉 A Wy?

IMG_2238

IMG_2107

IMG_2121

IMG_2127

IMG_2136

IMG_2142

IMG_2143

IMG_2151

IMG_2157

IMG_2187

IMG_2221

IMG_2226

Zdjęcia: Mirella

 

Subscribe
Powiadom o
guest

7 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Barbara Heppa-Chudy
Barbara Heppa-Chudy
10 lat temu

W warszawskim zoo po raz pierwszy w życiu widziałam pingwiny 🙂

Mirella
Mirella
10 lat temu

W sumie ja też byłam zaskoczona ich obecnością 😀

Magda
Magda
10 lat temu

Szkoda, że mamy pół Polski do tego ZOO

Mirella
Mirella
10 lat temu
Reply to  Magda

Wakacje to dobra pora na wycieczkę!

Asia
Asia
10 lat temu

W Warszawskim zoo jeszcze nie byłam, ale mam nadzieję, że kiedyś odwiedzę 🙂
A póki co polecam opolskie zoo 😉

Mirella
Mirella
10 lat temu
Reply to  Asia

Jakoś daleko do Opola…

Milena Kamińska
9 lat temu

Udanej wycieczki

Podróże 22 lipca 2014

Z niemowlakiem nad morze

Morze Bałtyckie co roku przyciąga tysiące turystów, którzy z lubością oddają się przyjemności plażowania. Piękne widoki, gorący piasek, jod w powietrzu no i ten kojący szum morskich fal. A na piachu, za parawanami kryją się całe rodziny, od tych najmłodszych, po starszych członków klanu. Często widuję również niemowlęta, mimo że dla nich pobyt nad morzem wiąże się ze szczególnymi przygotowaniami.

Aby spędzić czas na plaży bez kłopotów, niemowlaka należy zabezpieczyć przed promieniami słonecznymi odpowiednim preparatem stosowanym na skórę (można je używać, o ile dobrze mi wiadomo, od trzeciego miesiąca życia), nawet jeśli słońce nie praży szczególnie mocno.

Oczywiście pamiętajmy że NIE WOLNO przebywać z maluchem na słońcu pomiędzy godzinami 10-16. Oprócz kremu na skórę, obowiązkowo zakładamy na główkę czapeczkę z rondem lub daszkiem i okularki.

Nie polecam rozbierania malca do naga, bo lekkie ubranko to dodatkowa ochrona przed promieniowaniem słonecznym. Przyda się za to lekki otulacz np. z bambusowego włókna, bo takowy zatrzymuje wspomniane promieniowanie. Gdy maluszek przyśnie przy szumie fal , delikatnie okrywając jego ciałko, zapobiegniemy wychłodzeniu, tym bardziej że nad morze często wieje dość mocno odczuwalny wiatr.

Kilkumiesięczny brzdąc musi być chroniony przed słońcem zawsze, najlepiej pod lekkim plażowym namiotem, gdzie będzie możliwość  odpoczynku, posiłku i miłej zabawy.

Nie polecam ciągnięcia na plażę wózka, bo nie tylko chodzi o totalny brak miejsc między leżakami, ale to jest masakra ciągnąć grzęznący w sypkim piachu dziecięcy dyliżans. A położyć dziecko wysoko w gondoli to średni pomysł, jeśli rodzice zamierzają położyć się plackiem aby łapać równą opaleniznę. Mało co rodzic będzie widział, i na myśli mam już nie tyle możliwość ulania pokarmu i zakrztuszenia, ale obawę przed gryzącymi latającymi owadami. Nie umiałabym spokojnie cieszyć się chwilą, gdy nie widać a może i nie słychać maluszka przy szumie fal i hałasie biegających wokół dzieciaków. Poratować się można chustą lub nosidłem, bo trudno jest transportować maleństwo tylko na rękach.

Koniecznie dla maluszków butelkowych przygotujcie coś na ząb, sok, a jeszcze lepiej wodę, a co do dzieci piersiowych nie ma żadnego problemu, jedzenie i picie zawsze jest pod “ręką”.

Oczywiście chusteczki, pieluszki, prowizoryczny przewijak (flanelowa pielucha lub ręcznik, kocyk) to rzeczy bez których z domu ja raczej się nie ruszam, a tym bardziej na wczasy nad morzem.

Fajnie będzie mieć dla starszych maluszków jakąś zabawkę, i raczej nie do wody,  bo półroczny szkrab może przebywać w wodzie (gdy sprzyjają ku temu warunki) jedynie ok 5 minut. Co do pełnej listy rzeczy przydatnych, nie będę przytaczała tu ekwipunku przeznaczonego również dla starszaków, za to odsyłam Was do mojego poprzedniego wpisu.

Słowem podsumowania, plażowanie z najmłodszymi jest możliwe i gdy będziemy przestrzegać powyższych zasad, będzie ono nie tylko przyjemne, ale też bezpieczne i zdrowe. A jeśli nie zdecydujecie się na poranny lub wieczorny “plażing” , to zawsze można spacerować wśród powszechnych na wybrzeżu lasów iglastych oraz po deptakach nadmorskich miejscowości, gdzie nacieszymy oczy widokami a przy okazji nawdychamy się jodu.

Subscribe
Powiadom o
guest

7 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Maria Ciahotna
Maria Ciahotna
10 lat temu

Przyda nam się to podsumowanie, choć prawdę mówiąc, mamy za sobą już kilka nadmorskich wojaży 🙂 Najśmieszniejszy był nasz pierwszy rodzinny wypad – z 8 mies.córeczką pojechaliśmy ze znajomymi nad morze do Włoch – i żeby zapewnić jej wygodną zabawę, ciągnęliśmy ze sobą początkowo na plażę nawet łóżeczko turystyczne – by mogła się bawić nie jedząc piasku! 😀 Dzisiaj wydaje mi się to trochę śmieszne, ale intencje były szczytne 🙂
W tym roku pojedziemy już w 5 osób, najmłodsza będzie miała 10 miesięcy, więc będzie wesoooło 🙂

Żaklina Kańczucka
Żaklina Kańczucka
10 lat temu
Reply to  Maria Ciahotna

No cóż, doświadczenie weryfikuje pierwotne plany 🙂 A takie łóżeczko to mogę ja śmiało ciągnąć, bo Wojtek brzydzi się piasku i nie daj Bóg żeby na rączkę czy nóżkę przyplątało się ziarenko- odsuwa od siebie kończynę i czeka aż ktoś go poratuje 🙂

BAFOMET
10 lat temu

Wyprawa z takim maluchem nad morze to prawdziwa przeprawa, trzeba wszystko dokładnie zaplanować przed wyjazdem, a na miejscu mieć oczy dookoła głowy.

Magda
Magda
10 lat temu

Kiedy my byliśmy z niemowlakiem nad morzem pogoda była raczej barowa. Najbardziej przydała nam się niestety apteczka:(

Kamila Klimek
Kamila Klimek
10 lat temu

My za rok planujemy Kołobrzeg mały będzie miał półtora roku, więc już się da i na plaży trochę posiedzieć. No i przede wszystkim droga będzie lepsza niż z 8miesięcznym smykiem. Już nie mogę się doczekać przyszłorocznych wakacji:)

Żaklina Kańczucka
Żaklina Kańczucka
10 lat temu
Reply to  Kamila Klimek

Kołobrzeg- po sąsiedzku z moim miastem, bardzo ładny i klimatyczny 🙂

Kamila Klimek
Kamila Klimek
10 lat temu

Bylismy dwa razy i zakochalismy sie w Kołobrzegu:))

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close