Twoje dziecko też jest uparte? 5 sposobów jak sobie z tym radzę
Mój syn jest bardzo uparty. Jak sobie coś postanowi, to nie ma zmiłuj – ani prośbą, ani groźbą. Jako mama czuję się wtedy taka bezradna. Znasz to?
Wydaje nam się, że jako rodzice powinniśmy wymagać od dziecka posłuszeństwa. Tego też oczekuje od nas otoczenie – dzieci mają słuchać dorosłych. Jeśli jest inaczej to inni oceniają takich rodziców jako nieporadnych wychowawczo – “że im dziecko wchodzi na głowę”. Rzecz dotyczy zarówno zbuntowanego dwulatka, odstawiającego histerię w sklepie, przedszkolaka, który odmawia jedzenia obiadu, jak i nieustępliwego ucznia, który chce postawić na swoim.
I nie wiem, jak Ty, ale mnie z jednej strony denerwuje ten upór mojego syna, z drugiej drażni, że zmuszając go do bezwarunkowego słuchania, „łamię” jego charakter. No bo przecież zależy mi by był wytrwałym, pewnym siebie i asertywnym dorosłym. Za nic w świecie nie chciałabym, żeby był w przyszłości uległy, niezdecydowany i nie miał swojego zdania.
Jak więc znaleźć złoty środek, by z jednej strony zaakceptować tę jego silną wolę, a z drugiej nie pozwalać na wszystko, co sobie „ubzdura”?
Doszłam do pewnych wniosków – jeśli masz podobne lub zupełnie inne doświadczenia, proszę podziel się też nimi.
- Są sytuacje, kiedy rodzic nie może odpuścić i musi być konsekwentny.
Kiedy? Wtedy, kiedy zachowanie dziecka łamie jakieś ustalone zasady, nie szanuje wartości, nie przestrzega granic. Wtedy nasz upór jest konieczny i nie możemy dla chwili świętego spokoju zgodzić się, by dzieciak postawił na swoim.
Pierwszy przykład, który przychodzi mi do głowy, to gdy maluch stanowczo chce na nas coś wymusić (kupno tego tu i teraz). A jeśli chodzi o starszaków – to mam idealny przykład z własnego podwórka, gdy Aleks uparł się, że chce czytać książkę przy wspólnej kolacji (wiem, w dzisiejszych czasach niejeden rodzic cieszyłby się, że dziecko w ogóle chce czytać ;)). Nie zgodziliśmy się na to, a on zagroził, że niczego w takim razie nie tknie z talerza. Próbował nas przekonać dobrych kilkanaście minut i w rezultacie poszedł spać głodny. Było mi z tym źle, ale mamy zasadę, że przy wspólnym posiłku nie czyta się, nie korzysta z komputera, nie odbiera się telefonów. Amen.
- Powyższy punkt wymaga dopowiedzenia – warto wytłumaczyć dziecku, dlaczego mamy takie a nie inne zdanie. Dajmy mu jasno do zrozumienia, że jego zachowanie nie jest dobrym rozwiązaniem. Zróbmy to spokojnie i cierpliwie. W mojej historii z książką przypomnienie Aleksowi obowiązującej zasady i wytłumaczenie, dlaczego nie chcemy się zgodzić – w danej chwili nie przyniosło rezultatu. Ale też nigdy ta konkretna sytuacja się już nie powtórzyła, myślę że wtedy pokazaliśmy jakiego zachowania kategorycznie nie akceptujemy.
- Są sytuacje, kiedy warto się zastanowić, czy nie odpuścić. Trzymanie się swojego zdania jest to pewien sposób wyrażania siebie, więc dziecko powinno też mieć na coś wpływ i czuć, że ktoś (mama, tata) liczy się z jego racjami. To dobra okazja na rozmowę, obronę własnego zdania, wysłuchania argumentów dziecka.
Aleks po pół roku zajęć w kółku teatralnym poprosił, by go stamtąd wypisać. Przekonał nas w kilku zdaniach – spróbował, kilka miesięcy przygotowywał się do przedstawienia, wystąpił i teraz wie, że to jednak mu się nie podoba, że wolałby chodzić częściej na basen.
- Są też sytuacje, kiedy przydatny jest kompromis. Wytłumacz dziecku na czym on polega i jeśli jest możliwy próbujcie go wypracować. Bycie rodzicem to nie udział w wojnie, z której musi wyjść zarówno zwycięzca, jak i przegrany. Znalezienie rozwiązania wymaga pójścia obu stron na pewne ustępstwa, wyrzeczenia i poświęcenia – to nie jest wcale łatwe, więc warto tę umiejętność ćwiczyć. I co istotne – dotyczy zarówno dziecko jak i rodzica, więc jest dobrą okazją, by pokazać, że dorosły nie musi zawsze dominować i może w jakiejś kwestii ustąpić.
- I jest jeszcze jedna wskazówka, która czasem się sprawdza – rozładowanie trudnych emocji śmiechem. Po prostu czasem wystarczy zażartować, próbować dziecko rozśmieszyć albo zacząć je łaskotać. Zaciętość i krnąbrność zazwyczaj znika, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Jeśli jest potrzeba, można po jakimś czasie wrócić do tej problemowej sytuacji i ją przegadać.
Slusznie. Mam podobne spostrzezenia
Mam jedną uparciuszkę, a raczej upartą oślicę. Im bardziej zmęczona tym gorzej. W okresie buntu dwulatka było kiepsko, ani prośbą, ani groźbą, ani perswazją, ani odwracaniem uwagi, szantaż czy przekupstwo też odnosiły małe skutki. Konsekwencja dała rezultaty ale co się nazłościłam, a ona napłakała to nasze. Trzeba wyrobić sobie nerwy ze stali i powtarzać swoje jak mantrę. Teraz łatwo się mówi, ale 2-3 lata temu to niemal jak pole bitwy było.
pole bitwy, cóż za trafne określenie 🙂
moje dziecko wie czego chce, nie nazywam go uparciuchem, nie wymagam posluszenstwa, daje prawo do swojego zdania. rozmawiam, tlumacze, negocjuje. wiadomo, sa sytuacji w ktorych musi byc tak,jak rodzc postanowil (wzgledy bezpieczenstwa etc.) ale na szczescie nie ma ich wiele.
Mój 9 latek wykończył nas. Nie mamy siły. Szukam pomocy