Uważam, że nauczyciele zasługują na góry złota
„Bodajbyś cudze dzieci uczył” – nie wiadomo, kto i kiedy pierwszy wypowiedział te słowa, ale na pewno nie uczynił tego z sympatii. Przekleństwo to ciąży na nauczycielach od wieków i z roku na rok jest bardziej aktualne. Niedofinansowani, sfrustrowani nauczyciele ośmielili się głośno powiedzieć „STOP” i zawalczyć o swoje. I z całego serca życzę im, żeby wywalczyli sobie te podwyżki. Należy im się jak mało komu.
Każdy ma prawo do godnego życia
Robienie z nauczania zawodu misyjnego to jakieś nieporozumienie. Nauczyciel też człowiek i jeść musi. I musi mieć gdzie mieszkać, za co się ubrać i wykształcić swoje własne dzieci. I fajnie, jakby nie musiał mieszkać kątem u teściów. Tymczasem młody nauczyciel powinien skakać z radości do góry, jak dostanie „na rękę” 2000 zł. Ponoć normą jest 1800 zł na początek. Nie wystarczy nawet na wynajem mieszkania, o reszcie nie wspominając. Dlatego tak wielu absolwentów wyższych uczelni ląduje na przysłowiowej kasie w markecie.
Niejakim wyjściem z sytuacji mógłby być bogaty mariaż. Kiedy współmałżonek zarabia na to godne życie, nauczyciel może realizować swoją życiową misję. Tyle że ślub dla pieniędzy jest jakby niesmaczny. No i czy to o to chodzi?
Nauczyciel zawodem, w którym jest duża konkurencja?
A niby czemu nie? Im większe płace, tym więcej chętnych. Może czas skończyć z selekcją negatywną. Moja córka ma szczęście, większość nauczycieli, którzy ją uczą, jest w porządku. Ale wiem z opowieści innych rodziców, że w tej samej szkole trafiają się bardzo niechlubne wyjątki, a nazwanie ucznia idiotą przy całej klasie nie należy do rzadkości.
Im więcej byłoby chętnych do pracy w szkolnictwie, tym większa konkurencja. Nie wystarczy skończyć studiów i zrobić przygotowanie pedagogiczne, czy co tam się teraz robi. Trzeba będzie się wykazać czymś jeszcze, może przejść testy psychologiczne, udowodnić, że ma się predyspozycje do pracy z młodzieżą, stworzyć autorski program. A jak nauczyciel się nie sprawdzi? Na bruk, przy wysokich zarobkach chętnych nie będzie brakowało. I wtedy będziemy mieć naprawdę wykształcone, a nie tylko wyuczone, społeczeństwo.
Czy pieniądze dadzą czas wolny?
Z różnych stron pojawiają się głosy, że podwyżka nie da nauczycielom czasu wolnego, o który rzekomo zabiegają. Faktycznie, podwyżka nie zdejmie z ich barków licznych obowiązków zawodowych. Ale mając więcej pieniędzy, można sobie pozwolić na nieco droższe ale szybsze gotowanie. Można też zainwestować w lepsze sprzęty domowe, które pozwalają ten czas oszczędzać. Można w końcu poprosić zaprzyjaźnioną Ukrainkę, żeby posprzątała co dwa tygodnie. Sporo można zdziałać, jak się ma więcej pieniędzy. Czas wolny też można sobie za pieniądze kupić.
Ponoć mamy wolny rynek
I na tym wolnym rynku rzekomo każdy ma prawo wyboru. Może i ma. Tylko co zrobimy, jak wszyscy zaczną wybierać pracę w markecie? Kto będzie uczył nasze dzieci? Nie, nie przesadzam. Już teraz w szkołach brakuje nauczycieli i to nie jest mit. Szkoła mojego dziecka dwa miesiące borykała się z zatrudnieniem fizyka i już wiadomo, że ów fizyk pracuje tylko do końca czerwca. W innych szkołach wcale nie jest lepiej. Brakuje przede wszystkim nauczycieli języków obcych. Bo też i nie oszukujmy się, jak ktoś perfekcyjnie zna język obcy, nie przyjdzie pracować w szkole. Więcej zarobi jako tłumacz. Więc ten wolny rynek nie działa tak, jak powinien. Dużo słychać głosów mówiących, że nikt nikogo na siłę do zawodu nauczyciela nie przymuszał. To prawda, ale nie o przymus tu chodzi, a o zachętę. Niestety – zachęty, by podjąć pracę w szkolnictwie, brak.
Podwyżka pensji to nie wszystko
System edukacji wymaga gruntownej reformy od podstaw. Są szkoły, gdzie realizuje się programy autorskie, ale to kropla w morzu. W większości przypadków nauczyciele realizują podstawę programową, stosując pradawne metody nauki polegające na wkuwaniu na pamięć. Aż trudno uwierzyć, że przy obecnym stanie wiedzy na temat różnorodnych metod nauki i sposobach przyswajania wiedzy, nie jest to wykorzystywane w praktyce.
Od dawna wiadomo, że klasy są zbyt liczne. Nauczyciel, nawet gdyby chciał, nie da rady podejść do każdego ucznia. Powiedzmy, że na historii nie musi, ale na matematyce mógłby. Tym mniej zdolnym wytłumaczyć, co trzeba, tym najzdolniejszym zadać jakieś zadanie dodatkowe, żeby się nie nudzili. Tymczasem nauczyciele nie mają ani czasu, ani pomysłu na pracę z uczniami odbiegającymi od przeciętności. Najsłabsi i najzdolniejsi muszą sobie poradzić sami. Promuje się przeciętniactwo. Tak było, jest i pewnie niestety długo będzie. Strajk nauczycieli to bardzo dobry moment, by przy okazji odważyć się na reformę szkolnictwa. Tylko obawiam się, że zabraknie odważnych i chętnych, którzy mogliby się za to wziąć.
Niezależnie od tego, czy strajk się odbędzie, czy też nie, nauczycielom życzę, żeby mieli siłę walczyć o swoje. Bo ja dobrze rozumiem, że walcząc o swoje, tak naprawdę walczą o nasze wspólne dobro. Więc ja bym im te miliony monet dała. Nauczycieli Duśki wyjątkowo lubię.