Poradnikowe poniedziałki 10 grudnia 2018

5 powodów, dla których warto jeść kiszonki

Wszyscy znamy kiszoną kapustę i ogórki, które tradycyjnie lądują w ramach dodatku do obiadu na polskich stołach. Kiszone warzywa są obecne u nas od wieków, ale zapominamy, że pod taką postacią możemy jeść nie tylko sztandarowym kapustę i ogórki, ale także buraki, rzodkiew, marchew, kalafior i wiele innych warzyw.

Można kisić także owoce oraz zioła, co brzmi trochę jak wyższa szkoła jazdy, jednak nie ma rzeczy zbyt trudnych, żeby nie można było spróbować ich w zaciszu własnej kuchni.

Sam proces kiszenia jest łatwy do przeprowadzenia – wystarczy jedynie zadbać o to, by bakterie probiotyczne miały możliwość do swobodnego wzrostu i nie pojawiła się niechciana pleśń. (Tak przy okazji – kiedyś poświęcę osobny wpis i podam mój niezawodny sposób na kiszenie warzyw:).

Kiszonki są niezwykle cenne dla zdrowia i urody, więc warto przyjrzeć się z bliska ich zaletom.

Po pierwsze – kiszonki są bogate w probiotyki. Rzeczone probiotyki to szczepy dobrych bakterii kwasu mlekowego, które zasiedlają jelita. Są nieocenione w budowaniu odporności organizmu, ponieważ “uszczelniają” jelita sprawiając, że są one mniej przepuszczalne dla szkodliwych drobnoustrojów. Bakterie kwasu mlekowego potrafią neutralizować wiele toksyn oraz rozkładać szkodliwe substancje i ułatwiać ich wydalanie.

Po drugie – kiszonki są bogatym źródłem witamin i minerałów. Jeśli do tej pory tego nie widzieliście, miło mi poinformować, że dostarczają one cennych witamin z grupy B, witaminę C, A, E, K, ale także potas, fosfor, wapń i magnez. Już 5 łyżek kiszonej kapusty pokrywa dzienne zapotrzebowanie organizmu na witaminę C. Te substancje są bardzo ważne dla codziennego funkcjonowania organizmu i wzmacniania możliwości obrony przed infekcjami.

Po trzecie – kiszonki mogą zapobiegać alergiom. Kiszonki, a w zasadzie wspomniane wyżej   bakterie kwasu mlekowego mogą być pomocne w zapobieganiu alergii pokarmowej. Zaleca się ich spożywanie kobietom w ciąży, aby już od tego etapu wzmacniać nie tylko własne zdrowie poprzez stymulowanie układu odpornościowego, ale także zdrowie dziecka.

Po czwarte – kiszonki regulują procesy trawienne. Tu znów probiotyczne bakterie robią całą robotę, pomagając w procesach trawiennych, likwidując problemy z niestrawnością, przeciwdziałając zaparciom. Szczególnie polecane są przy problemach ze zbyt małą ilością kwasu w żołądku.

Po piąte – dbają o sylwetkę i urodę. Porządna porcja kiszonek nie tylko dostarcza niewielką ilość kalorii, co jest ważne dla osób przebywających na diecie, ale także wzmacnia włosy, paznokcie oraz skórę. Dzięki zawartości witamin i minerałów dodają  wigoru, usuwają zmęczenie i dodają sił do działania, co szczególnie jest potrzebne zimą, gdy tej energii najbardziej nam brakuje.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Gry planszowe i nie tylko 7 grudnia 2018

Fruit Ninja Combo Party

Na wstępie zaznaczę, że nigdy nie grałam na smartfonie we Fruit Ninja, dlatego nie będę porównywała pozycji Rebela do jej elektronicznego prototypu. Przyznam Wam się, że nawet nie wiedziałam, że takowa gierka istnieje – uświadomiło mnie dopiero moje dziecko.

Fruit Ninja Combo Party to gra towarzyska dla 3 – 6 osób. Na tę kwestię powinniście zwrócić uwagę na samym początku, zastanawiając się, czy macie okazję grać w taką ilość graczy. Tym bardziej, że im więcej osób, tym będzie energiczniej, ciekawiej i weselej. Jest to gra karciana, zręcznościowa i oparta w dużej mierze na losowości.

Lubię, gdy gry, mieszczą się w zgrabnych pudełkach – tak jest i w tym przypadku. Gra jest ładnie i starannie wykonana W niewielkim kartoniku znajdziemy 72 karty z barwnymi ilustracjami sześciu różnych owoców (cytryny, kiwi, ananasy, gruszki, arbuzy, banany), 30 kart nagród ze złotymi jabłkami i 6 kart pomocy. Do punktowania służą żetony jabłek, a do zapisywania punktów – notesik. Dodatkowo dołączona jest niewielka katana wykonana z drewna. Instrukcja zawiera krótki opis gry wraz z obrazkowym instruktażem.

Przygotowując się do rozgrywki, na środku kładziemy katanę, zakrytą talię nagród oraz żetony. Każdemu graczowi rozdajemy 12 kart owoców. Gra posiada dosyć proste zasady, które szybko przyswoimy, gdy przeczytamy krótką instrukcję. Zabawa trwa od 2 do 4 rund, a jedna runda trwa 11 tur. Choć liczba serii może przerażać, gra toczy się dosyć szybko.

W każdej turze gracze najpierw wybierają po jednej karcie z ręki, kładą ją zakrytą przed sobą i równocześnie obracają. W ten sposób zaczynamy zbierać swój zestaw. Kiedy dwie karty leżące na stole są identyczne, ich właściciele mają za zadanie złapanie katany stojącej na stole — wtedy mamy element ruchowy zabawy. Następnie pozostałe karty trzymane w ręce przekazujemy osobie siedzącej po naszej lewej stronie, a od gracza po prawej otrzymamy nowe dla nas karty. Punkty otrzymujemy m.in. za zbieranie swoich zestawów – kilku tych samych owoców lub serię wieloowocową, gdzie owoce nie mogą się powtórzyć. Ponieważ nie wiemy, jakie karty otrzymamy od rywala, zbieranie zestawów to kwestia szczęścia. Runda kończy się po 11 turze, czyli wtedy, gdy w ręce zostanie już tylko jedna karta. Szczegółowe informacje, na czym polega dokładna punktacja, znajdziecie w instrukcji.

Jeśli lubicie gry, w których liczy się refleks, spostrzegawczość, ale i szczęście, a w dodatku macie większe towarzystwo chętne do gry — Fruit Ninja Combo Party pewnie Wam się spodoba. Proste do wytłumaczenia zasady, zgrabne pudełko, które można zabrać ze sobą wszędzie i szybki czas rozgrywki, są dobrymi kryteriami gry towarzysko – imprezowej dla większej liczby osób. Naszego serca karcianka ta niestety nie podbiła. Być może dlatego, że grając tylko w trzy osoby, jest zdecydowanie mniej ciekawie i zabawnie.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Boże Narodzenie 7 grudnia 2018

Nie działa? Dzwoń od razu!

Na ogół lubię ludzi, ale czasem mnie wkurzają. A już najbardziej to wkurzają mnie w Wigilię. Swoim ego. Egocentryzmem i egoizmem. Bo ja chcę, bo ja muszę, bo mnie się należy. Mam to szczęście albo nieszczęście, że jestem żoną instalatora. I Wigilia co roku wygląda tak samo.

Nie zamierzam tu robić reklamy mojemu mężowi, więc na potrzeby tego tekstu przyjmijmy, że jest on instalatorem kablówki. Branża się nie zgadza, ale realia jak najbardziej.

 

Zazwyczaj to wygląda tak:

Pierwsze dwa tygodnie grudnia są dość spokojne. Ludzie w tym czasie raczej rzadko się przeprowadzają, więc rzadko potrzebują nową kablówkę. W trzecim tygodniu robią zakupy, więc też jakoś tej kablówki pilnie nie potrzebują. Awarie zgłaszają sporadycznie. Szaleństwo zaczyna się w Wigilię. Co roku. No jak przez kalkę normalnie.

– Proszę pana, bo mnie kablówka nie działa, niech pan przyjedzie.

– No ale dziś jest Wigilia, proszę pana już południe, nie zdążę, po świętach przyjadę.

– Ale dziś jest dzień pracy! Pan nie może nie przyjechać!

– Ja nie mogę przyjechać, są święta i jestem już poza Warszawą.

– Ale mnie nie działa kablówka!

– Długo?

– No będzie ze dwa tygodnie, ale jakie to ma znaczenie?

 

No powiedzcie, że Wam się w tym momencie nóż w kieszeni nie otwiera. Mnie się otwiera za każdym razem jak w Wigilię, oczywiście nie rano, bo rano to są sklepy pootwierane i ludzie mają co innego na głowie, ale tak w okolicach południa i później, zaczyna dzwonić telefon. Systematycznie co roku. Bo jest Wigilia, idą święta i nie działa. No przecież nie może nie działać, bo święta. Musi działać!

Otóż człowieku drogi, nie, nie musi. Kablówka to tylko kablówka. Skoro nie była ci do szczęścia dwa tygodnie potrzebna, to jeszcze dwa dni przeżyjesz. To nie prąd, nie woda i nie zapchana kanalizacja.

Tak na marginesie: jak mieszkałam w Warszawie, kanalizacja od zlewu i wanny zapchała się na parterze właśnie w Wigilię. Pogotowie wodociągowe miało to gdzieś. Skoro z toalety można korzystać to wszystko w porządku. Dwa dni bez kąpieli, jedynie ochlapanie się w misce było dostępne. O prawdziwym zmywaniu też można było zapomnieć. W święta! Więc ta kablówka to naprawdę nie koniec świata.

Cyfrowy świat nas kompletnie odczłowieczył, nie uważacie? Ja chcę, ja klikam Enter i ma się stać. Ja dzwonię, pan przyjeżdża. Tak to ma działać. I kij z tym, że po drugiej stronie słuchawki jest człowiek, który ma rodzinę i plany na święta. Ja chcę, ma działać, mnie nie działa, pan przyjeżdża, bo ja tak chcę. To jest zjawisko stosunkowo nowe, jak sięgnę pamięcią dziesięć, piętnaście lat wstecz, to tego nie było. Telefon w Wigilię nie dzwonił. A jeśli już dzwonił to z jakąś świeżą sprawą i awarią w całym bloku.

Więc jako żona instalatora apeluję: zgłaszajcie awarie od razu! Nawet w niedzielę. Mnie to nie przeszkadza. Będziecie pierwsi w kolejce w poniedziałek. Ale nie w Wigilię! Toć już nawet handel w Wigilię kończy się w okolicach 14.00 (a pamiętam, jak pracowałam w Wigilię do 20.00, to znaczy siedziałam w kompletnie pustym markecie…). Wigilia to nie jest typowy dzień pracy. Tym bardziej to nie jest dzień na załatwianie spraw, których się przez ostatni miesiąc nie załatwiło z czystego lenistwa.

 

Subscribe
Powiadom o
guest

2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Justyna
Justyna
5 lat temu

U nas co roku było to samo, Mój tato mechanik, za każdym razem w wigilię ktoś żeby naprawić mu samochód… czasem zaraz przed kolacja ! Ja juz się przyzwyczaiłam, wiec chillout i udanej wigilnej kolacji 🙂

Beata
Beata
5 lat temu

Zgadzam się z tym , trzeba szanować drugiego człowieka i pomyślec o drugim człowieku a nie tylko o sobie .

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close