Aborcja – gdy natura zawodzi, a kobieta nie ma prawa głosu…
„Podkarpacie wolne od aborcji” – taki tytuł przykuł dziś rano moją uwagę. Przycupnęłam więc na chwilę przed telewizorem, bo byłam ciekawa co tam znowu „mądrego” powiedzą w tym temacie. I powiem szczerze, że choć nie spodziewałam się jakiegoś pozytywnego przekazu, to jednak włos zjeżył mi się na głowie i poczułam lekką irytację.
Tym z Was, którzy nie mieli okazji zobaczyć lub posłuchać tego reportażu, krótko przybliżę o co chodzi.
Otóż pewna kobieta, będąc na początku swej ciąży, podczas jednego z badań usg usłyszała od ginekologa pytanie – „Co by zrobiła, gdyby dowiedziała się, że nosi w łonie dziecko z wadami genetycznymi?”. Odpowiedź w dużym skrócie brzmiała tak: „Zależy jakie byłyby to wady, ale prawdopodobnie usunęłabym ciążę”. Lekarz podobno nigdy więcej tematu nie podjął, a po porodzie okazało się, że dziecko przyszło na świat z wodogłowiem, chorym sercem i zdeformowaną rączką.
W tym momencie poczułam szybko rosnące mi ciśnienie i złość, no bo dlaczego jakiś tam lekarz postanowił zataić przed przyszłą mamą tak ważne informacje i podjąć za nią decyzję o urodzeniu chorego dziecka?!
W jakim my kraju żyjemy, że o tego typu sprawach decydują za nas politycy, księża i lekarze?!! Wiecznie włażą nam z butami w nasze krocza, łona, głowy i portfele, mówiąc nam co mamy robić, a czego nie!
I nie chodzi mi w tym miejscu o to, że popieram aborcję, lecz o to, że każda kobieta powinna mieć prawo do wiedzy – dotyczącej jej stanu zdrowia oraz jej potomstwa – a także do własnego zdania. Bo kto teraz będzie ponosił, odpowiedzialność za decyzję podjętą przez tego ginekologa oraz za to dziecko, które wymaga poważnej opieki, leczenia i poświęcenia (czasu, pracy, pieniędzy i własnego ja)?!
À propos pieniędzy, kto da tej „biednej” kobiecie finanse na utrzymanie siebie i rodziny (bo zapewne o pracy zawodowej może w tej chwili tylko pomarzyć)? Kto jej da na leczenie? Podobno w tej chwili zbiera na operację zdeformowanej ręki, brakuje jej raptem 200 tysięcy – z wrażenia nie kojarzę już nawet czy to „tylko” w złotówkach, czy może w innej walucie.
Kto jej teraz pomoże?!?
Pewnie nikt, bo tak to właśnie u nas jest, że chętnych do decydowania o naszym losie jest zawsze dużo, ale tych do późniejszego wsparcia już nie ma. Kobieta taka, jak ta z reportażu, zostaje sama jak palec. Być może nawet (jakby problemów miała mało) z odciśniętym na twarzy piętnem, że gdyby wiedziała, to by tę ciążę usunęła, czyli w oczach bezwzględnych przeciwników aborcji – zabiłaby własne dziecko. Bo założę się, że wiele takich głosów padnie, o ile już nie padło, w jej stronę…
I żeby była jasność, nie jestem zwolenniczką aborcji na życzenie (bo wpadłam, a nie jestem gotowa na macierzyństwo), ale nie jestem też jej zagorzałą przeciwniczką. Uważam po prostu, że każdy powinien mieć prawo do wiedzy i podejmowania takiej decyzji, której konsekwencje będzie potrafił udźwignąć – psychicznie i fizycznie. Poza tym, lekarze, którzy zasłaniają się w tej chwili klauzulą sumienia powinni udzielać swoim pacjentkom stosownych informacji, służyć radą i kierować je tam, gdzie zostanie udzielona im właściwa POMOC!
A jakby dziecko rozchorowało się już po urodzeniu.Cała ciąża ok a np.po pół roku zanik mięśni,nowotwór.Utopisz?Odpuścisz?Czy będziesz troszczyć się jak matka i szukać pomocy,wsparcia?Osobiście jestem za obowiązkowym urodzeniem i utworzeniem całodobowych ośrodków pomocowych dla chorych,bo wiadomo ,że czasami jest to nawet ponad siły całej rodziny.Czasami te zdrowe osoby chcą odpocząć i nawet muszą.