Gry planszowe i nie tylko 16 kwietnia 2023

Agricola rodzinna – dobra gra na początek

Agricola rodzinna to uproszczona odsłona kultowej gry Agricola, która wśród gier ekonomicznych zajmuje nieustannie wysoką pozycję, mimo że w Polsce po raz pierwszy wydano ją w 2009 roku nakładem Wydawnictwa Lacerta. Wtedy też zyskała ona tytuł Gry Roku. W grze Agricola rodzinna mamy mniej zasad, dzięki temu świetnie sprawdza się w gronie młodszych czy początkujących graczy.

O co chodzi w grze Agricola rodzinna?

Agricola rodzinna to typowa gra typu work placement. Polega ona na wysyłaniu pracowników na pola akcji, które przynoszą pewne korzyści, np. możliwość pozyskania drewna, gliny, czy dodatkowych akcji. Najczęściej liczba pól akcji jest ograniczona i decyduje zasada „kto pierwszy ten lepszy”.

Agricola rodzinna

Fot. Archiwum prywatne

W grze Agricola rodzinna wcielamy się w rolników, których zadaniem jest rozwinąć swoją farmę. Przede wszystkim rozbudowywać ją o nowe izby, dla nowych członków rodziny, zasiewać pole, by pozyskiwać zboże oraz rozszerzać swoje pastwiska, by hodować owce, dziki i krowy. Należy też zapewnić odpowiednią ilość pożywienia dla pracowników, co wcale nie jest takie proste. Jednak jest to do ogarnięcia już przy pierwszym podejściu. Ośmiolatka dała radę, Wy także sobie poradzicie. Nie bójcie się instrukcji, choć wygląda groźnie, to w mig pojmiecie zasady i po pierwszej rozgrywce będziecie chcieli grać dalej. 

Gra Agricola rodzinna jest przeznaczona dla graczy od ósmego roku życia i w pełni zgadzam się z tą propozycją. Grać można solo lub od dwóch do czterech graczy.

Fot. Archiwum prywatne

Co w pudełku?

Prócz wspomnianej już instrukcji, czeka na Was ogromna ilość komponentów, które przechowacie w dołączonych woreczkach strunowych. W pudełku znajdziecie:

  • planszę gry
  • 4 chaty startowe
  • 2 dwustronne rozszerzenia planszy
  • 12 żetonów izby
  • 36 żetonów pastwisk
  • 11 żetonów usprawnień
  • 9 żetonów wielokrotności
  • 5 żetonów żebrania
  • 44 żetony żywności
  • 1 żeton koguta
  • ponad 170 drewnianych znaczników (drewno, zboże, glina, trzcina, owce, dziki, krowy i obory).

Przygotowania do rozgrywki

Rozłożenie wszystkich elementów zajmuje trochę czasu i dla ułatwienia dodam, że pomocne są małe miseczki, w których można rozłożyć poszczególne komponenty. Następnie do podstawowej planszy należy dołożyć odpowiednie rozszerzenie w zależności od liczby graczy. Obok planszy należy położyć żetony izb, pastwisk i pól, a na plansz odpowiednią liczbę surowców we wskazanych miejscach. Każdy gracz na początku otrzymuje chatę składającą się z dwóch izb oraz dwóch pracowników w wybranym kolorze. Pozostałe pionki rolników (trzy) będzie można pozyskać w trakcie gry. 

Agricola rodzinna

Fot. Archiwum prywatne

 

Pierwszy gracz otrzymuje znacznik koguta oraz dwie porcje żywności, a pozostali gracze dostają po trzy porcje. Warto tutaj dodać, że na jednego pracownika potrzebujemy dwóch żetonów pożywienia, więc od początku trzeba zadbać o stan spiżarni. 

Na koniec na planszy umieszczamy pionek na pierwszym polu. Po każdej rundzie będzie przesuwał się on o jedno pole, odblokowując nowe pola akcji.

Jak grać w Agricolę?

Agricola rodzinna trwa czternaście rund, a każda z nich składa się z trzech faz:

  • Faza przygotowania oznacza nic innego jak przygotowanie się do nowej rundy. Polega na uzupełnieniu zapasów surowców na planszy. 
  • Faza pracy to moment, kiedy wszyscy gracze po kolei umieszczają po jednym członku rodziny na danym polu. Jeśli pole jest już zajęte, nie można tam postawić innego pionka. Po postawieniu pracownika na danym polu należy od razu wykonać przypisaną mu akcję, np. zebrać drewno, kupić gliniany piec do wypieku chleba, czy zbudować zagrodę. 
  • Faza powrotu do chaty następuje w chwili, gdy wszyscy pracownicy zostali wysłani do pracy. Wracają oni do swoich chat, a pionek rundy przesuwamy jest na kolejne pole. Pola akcji, do których on nie dotarł, są niedostępne. 

Fot. Archiwum prywatne

Co pewien czas na torze rund widnieje symbol żniw. Kiedy pionek minie ten znak, następują żniwa, czyli czas, kiedy musimy wykarmić członków swojej rodziny. Jednak w pierwszej kolejności, jeśli zasialiście zboże, możecie zebrać teraz plony w postaci jednego znacznika zboża z każdego zasianego pola. Następnie musicie wyżywić swoich robotników. Na koniec, jeśli posiadacie w zagrodach minimum dwa takie same zwierzęta, możecie powiększyć stado o jedno młode pod warunkiem, że macie dla niego miejsce. 

Gra kończy się po czternastu rundach i wygrywa osoba z największą liczbą punktów, które w trakcie rozgrywki możecie zyskać za każdego pracownika (3 pkt), znaczniki zboża na polach, zwierzęta w gospodarstwie, czy dodatkowe budynki. 

Fot. Archiwum prywatne

Wrażenia

Agricola rodzinna to bardzo klimatyczna gra łącząca w sobie i ekonomię i strategię. Przed Wami wiele decyzji, czasem bardzo trudnych, gdyż będziecie musieli z czegoś zrezygnować, a nawet nie spełnić głównego celu. Kosztować Was będzie to trzy ujemne punkty. Czeka Was wiele wyborów i poświęceń (to albo to). 

Fot. Archiwum prywatne

 

Graficznie gra urzeka na każdym kroku. Tutaj wszystko dobrze współgra – kolorystyka i szczegóły na planszy i kafelkach. Nie jest tego za dużo i z łatwością można zrozumieć, jakie przedstawiają akcje i co oferują graczom, jeśli spełnią podstawowe wymagania. Zachwycam się drewnianymi komponentami, których jest ponad sto pięćdziesiąt, a w nich zwierzęta biją wszystkich na głowę. 

Ilość możliwych do wykonania akcji sprawia, że gra jest bardzo regrywalna. Nie musicie się martwić, że Agricola rodzinna znudzi się Wam, wręcz odwrotnie, uzależnia. 

Fot. Archiwum prywatne

Rozgrywka jest bardzo dynamiczna i te pudełkowe czterdzieści pięć minut bardzo szybko mija. Grając solo lub w dwójkę jest spokojnie, nie ma większej rywalizacji, można z powodzeniem skupić się na rozwoju farmy. Przy trzech lub czterech osobach robi się ciasno na planszy i nie raz inny gracz pierwszy zajmie pole akcji, na którym nam zależało. Przy większej liczbie osób czuć presję upływającego czasu, co dodaje wiele emocji w trakcie gry. 

Dla kogo Agricola rodzinna?

Dla tych, którzy:

  • nie lubią skomplikowanych zasad;
  • lubią grać także solo;
  • lubią dobrze wykonaną, jakościową grę z urzekającą grafiką;
  • nie lubią ciągnących się w nieskończoność rozgrywek, czy oczekiwania na ruch drugiego gracza;
  • lubią nieco pokombinować;
  • uwielbiają gry Uwe Rosenberga.
Agricola rodzinna

Fot. Archiwum prywatne

Polecam wszystkim początkującym, a w szczególności rodzicom, którzy planują wejść razem z dzieckiem w świat gier planszowych. 

Na koniec kilka słów o grze Agricola rodzinna od ośmiolatki

Agricolę rodzinną proponuję tym, którzy nie za bardzo lubią grać w gry. Ta jest bardzo fajna i interesująca. Kiedy gra się w dwie osoby, wtedy nie ma bitwy o piecyk do chleba. Piecyk ma pomagającą funkcję. Jeśli go posiadasz, możesz wymienić jedno zboże i jedno drewno na pięć posiłków. Ta funkcja piecyka bardzo mi się podoba. 

Na koniec dodam, że przy drugiej rozgrywce od razu ją polubiłam i jest teraz jedną z moich ulubionych gier. Lubię w nią grać także sama.

Fot. Archiwum prywatne

Tytuł: Agricola rodzinna
Autor: Uwe Rosenberg
Ilustracje: Limetown Studio
Wiek: od 8+
Liczba graczy: 1-4
Czas gry: 45 minut
Wydawca: Rebel

Zdjęcia: Archiwum prywatne

Recenzja powstała w ramach współpracy z Rebel

Poznaj opinie innych graczy o Agricoli w serwisie Planszeo

Fot. Archiwum prywatne

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Ciąża 16 kwietnia 2023

Choroby weneryczne u kobiet a ciąża i płodność

Choroby weneryczne a ciąża i płodność — co należy wiedzieć? Ciąża nie chroni przed chorobami wenerycznymi. Mało tego, jeśli w ciążę zachodzi kobieta, która nie wie, że jest zakażona, bo nie ma żadnych objawów, będzie bardziej podatna na szybsze rozwinięcie objawowej infekcji i większe ryzyko powikłań niż kobieta nieciężarna. A kiła, rzeżączka czy chlamydioza wcale nie są takie rzadkie w Polsce.

Jeśli chodzi o choroby weneryczne w Polsce to „złotą trójcą”, czyli najczęściej występującymi są: chlamydioza, rzeżączka i kiła. Sporadycznie zdarzają się pacjenci z zakażeniem rzęsistkiem pochwowym czy mykoplazmozą.

Przy czym w statystykach sprawa nie wygląda źle. Ale… Nie powinny uspokajać oficjalne dane na temat liczby nowo wykrywanych chorób wenerycznych w Polsce. Wprawdzie jest obowiązek ich zgłaszania przez lekarzy do bazy prowadzonej przez nadzór epidemiologiczny, ale z jednej strony nie zawsze jest dopełniany, a z drugiej istnieje prawdopodobnie relatywnie spora grupa pacjentów, którzy o chorobie po prostu nie wiedzą. Dlaczego? Dlatego, że nie mają objawów. Dotyczy to na przykład rzeżączki czy chlamydiozy u kobiet – często przebiega bezobjawowo lub skąpoobjawowo, co niestety, nie znaczy, że nie sieje w organizmie zniszczeń, a nadto transmisja patogenu na partnerów seksualnych odbywa się bez przeszkód.

Częstość występowania chorób wenerycznych w Polsce

  • Rzeżączka: 523 przypadki w 2019 roku (1,36 na 100 tys. zakażeń), 246 w 2020 roku (0,64 na 100 tys.)
  • Kiła: 1607 nowych przypadków w 2019 roku (zapadalność: 4,19 na 100 tys.), 710 w 2020 roku (zapadalność 1,85 na 100 tys.)
  • Kiła wrodzona: 14 przypadków w 2019 roku

Chlamydioza (choroby wywołane przez tę bakterię poza ziarnicą weneryczną) – 418 w 2019 roku (1,09 na 100 tys.), 169 w 2020 (0,44 na 100 tys.) (wszystkie dane za publikacją NIZP-PZH i GIS „Choroby zakaźne i zatrucia pokarmowe w Polsce w 2020 roku).

W kontekście powyższych statystyk należy zwrócić uwagę m.in na to, że w Wielkiej Brytanii, w której prowadzone są programy przesiewowe w kierunku rzeżączki, notuje się znacznie wyższą zapadalność na tę chorobę niż w Polsce – aż ok. 75 przypadków na 100 tysięcy mieszkańców. W Polsce jest niemal 75 razy mniejsza. Należy wątpić jednak w to, że to dlatego, iż Polki i Polacy są tak wstrzemięźliwi w praktykach seksualnych w porównaniu z Brytyjkami i Brytyjczykami.

Stąd epidemiolodzy i lekarze podkreślają, że dostępne informacje o liczbie zachorowań nie odpowiadają rzeczywistości. W powyższych danych statystycznych z Polski widać też efekt pandemii – niemal dwukrotnie mniejszą zapadalność niż rok wcześniej. Zdaniem wielu specjalistów to nie tyle efekt braku zachorowań, a niemożności zgłoszenia się do profesjonalisty.

Lek. Monika Wasilewska dermatolog – wenerolog z Centrum Medycznego Damian wskazuje, że w poradniach wenerologicznych w czasie pandemii zanotowano istotny spadek zgłaszających się na leczenie, także do Kliniki Dermatologii i Wenerologii w Szpitalu Klinicznym Dzieciątka Jezus, która jest jednym z najlepszych ośrodków wenerologicznych w Polsce.

Choroby weneryczne w ciąży

Na szczęście pacjentki w ciąży z chorobą weneryczną stanowią mniejszość u specjalisty dermatologa zajmującego się wenerologią. Najczęściej tego rodzaju konieczność konsultacji pojawia się w sytuacji dodatnich badań przesiewowych w kierunku kiły – te rutynowo wykonywane są u każdej kobiety w ciąży będącej pod opieką ginekologa. Dodatni wynik w kierunku kiły nie zawsze oznacza chorobę. Sytuacja taka wymaga dokładnej weryfikacji, czy są to fałszywie dodatnie wyniki czy też trzeba wdrożyć leczenie. Choroby weneryczne a ciąża  

„Warto rozwiać mit, który wciąż gdzieś krąży, że ciąża chroni przed zakażeniem chorobami wenerycznymi. Jest wręcz przeciwnie – ciąża jest bowiem stanem tolerancji układu immunologicznego i dlatego właśnie ciężarne są bardziej podatne na szybsze rozwinięcie objawowej infekcji, mają wyższe ryzyko rozwoju choroby rozsianej i większe ryzyko powikłań, np. zajęcia układu nerwowego, w tym zapalenia nerwu wzrokowego z uszkodzeniem wzroku w przypadku kiły. W przypadku chlamydii czy rzeżączki istnieje zagrożenie tzw. SARA (sexually acquired reactive arthiritis), czyli reaktywnego zapalenia stawów związanego z chorobą weneryczną” – mówi lek. Monika Wasilewska.

Choroby weneryczne a ciąża: co grozi dziecku?

Zarażenie chorobą weneryczną przyszłej mamy jest ogromnym zagrożeniem dla jej nienarodzonego jeszcze dziecka, choć wiele zależy od rodzaju choroby i jej etapu.

„Zakażenie płodu to bardzo poważna sytuacja, bo może dojść do poronienia, przedwczesnego porodu lub – w przypadku kiły – urodzenia dziecka z kiłą wrodzoną, co oznacza szereg zaburzeń dotyczących skóry, rozwoju kości, ośrodkowego układu nerwowego czy zębów i są to trwałe powikłania, z którymi dziecko boryka się potem przez całe życie” – ostrzega specjalistka.

Jeśli kobieta została przed porodem zarażona rzeżączką czy chlamydiozą, istnieje ryzyko zarażenia dziecka drogą okołoporodową, na skutek którego u noworodków dochodzi do zapalenia spojówek. Dlatego też nowo urodzonym dzieciom rutynowo zakrapla się oczy roztworem azotanu srebra (tzw. zabieg Credego) jako przeciwdziałanie zapaleniu rzeżączkowemu lub chlamydiozie ocznej, które – nieleczone – wywołują u dzieci ślepotę.

„Chlamydia i mykoplazmoza niosą ze sobą także ryzyko rozwoju u dziecka zapalenia płuc, które stanowi zagrożenie dla ich życia, dlatego nawet jeżeli mamy tylko podejrzenia, że mogło dojść do zakażenia, bezwzględnie należy podjąć leczenie” – podkreśla lekarka.

Zarażenie dziecka chorobą weneryczną wiąże się z ryzykiem upośledzenia jego rozwoju na całe życie.

W przypadku kiły może dojść do rozwoju tzw. zespołu kiły wrodzonej – to bardzo groźne powikłanie, które objawia się przede wszystkim zmianami skórnymi (wysypka pęcherzykowa lub grudkowo-plamista), nieprawidłowym wzrostem kości, zmianami w ośrodkowym układzie mózgowym, czyli występowaniem mikroudarów i niedokrwienia tkanki nerwowej, zapalenia opon mózgowych, zapalenie rogówki, które uszkadza wzrok.

„Typowy dla tego zakażenia jest nieprawidłowy rozwój kostno-zębowy, którego objawem jest m.in. nos siodełkowaty oraz deformacja zębów – bardzo charakterystyczne stygmaty kiły wrodzonej. Wiele objawów zostaje z dzieckiem na całe życie” – ostrzega lek. Monika Wasilewska.

Na szczęście do takich sytuacji w Polsce dochodzi jednak rzadko (kilkanaście przypadków rocznie) – zdecydowana większość kobiet korzysta z opieki lekarskiej w czasie ciąży, a na samym jej początku wykonywany jest test mający na celu wykrycie ewentualnego zakażenia krętkiem kiły – bakterią wywołującą tę chorobę.

Jeśli chodzi o choroby weneryczne, warto też wspomnieć o zakażeniu wirusem opryszczki zwykłej typu 1, 2 (wirus HSV) czy zakażeniu wirusem brodawczaka ludzkiego HPV w okolicy anogenitalnej.

Jak wyjaśnia lekarka, objawowa infekcja HSV okołoporodowo może doprowadzić do zakażenia noworodka i wystąpienia u niego infekcji układu nerwowego. Pierwotne zakażenie okołogenitalne wirusem opryszczki w I i II trymestrze może doprowadzić do rozwoju wad płodu z grupy tzw. zespołu objawów wrodzonego zakażenia u noworodków TORCH (ang. TORCH syndrome).

Jeśli chodzi o zakażenia HPV w ciąży, to często dochodzi do znacznego rozrostu zmian brodawkowych w okolicy krocza, co stanowi przeszkodę do porodu drogami natury i stanowi ryzyko zakażenia dziecka.

„Choroby weneryczne na wczesnych etapach dobrze się leczą, ale trzeba bardzo pilnować wizyt, przestrzegać zaleceń od wenerologa, bo może się to bardzo źle skończyć. Często wiążą się z tym osobiste dramaty, bo na jaw wychodzą problemy z niewiernością partnera” – mówi lekarka.

Choroby weneryczne a ciąża: leczenie

Powinno się rozpocząć jak najszybciej. Dostępne są standardy postępowania i leczenie bezpieczne dla kobiet w ciąży. Gdy pochodzenie choroby jest bakteryjne (jak w przypadku kiły, rzeżączki, chlamydii) mamy do dyspozycji antybiotyki. Lekarka wskazuje, że w przypadku kiły najlepsze są iniekcje z penicyliny, czyli starego leku, który jest bardzo skuteczny. Problem pojawia się, gdy kobieta jest uczulona na penicylinę. Według wytycznych należy ją odczulić i następnie podać penicylinę, ale w praktyce jest to bardzo trudne do wykonania.

Jeśli chodzi o choroby wirusowe, takie jak zakażenie HSV czy HPV, można podawać leki lub podjąć leczenie zabiegowe, które jest bezpieczne w ciąży.

Choroby weneryczne a płodność

Przebycie choroby wenerycznej to nie tylko kłopoty w ciąży, ale także problemy z zajściem w ciążę.

„Choroby wenerologiczne są najczęstszą przyczyną niepłodności mechanicznej u kobiet. W Europie powoduje je najczęściej chlamydioza, która nie u wszystkich pacjentek daje objawy, można więc ją przejść i nawet o tym nie wiedzieć, a pozostałością jest powikłanie w postaci zrostów w jajowodach. Podobnie jest z rzeżączką, która z kolei jest najczęstszą przyczyną niepłodności w Stanach Zjednoczonych, a której efektem jest zapalenie narządów miednicy mniejszej i także zrosty jajowodów, utrudniające zapłodnienie. Dlatego planując ciążę, nawet mając stałego partnera, warto zrobić przesiewową diagnostykę w kierunku takich chorób jak kiła, zakażenie HIV czy WZW typu B i C, żeby zabezpieczyć siebie i dziecko” – radzi wenerolog.

Warto dodać jeszcze jedno – zabezpieczenie mechaniczne, czyli prezerwatywa, chroni nie tylko przed niechcianą ciążą, ale też przed chorobami przenoszonymi drogą płciową. Należy też pamiętać, że do zakażenia chorobami wenerycznymi dochodzi w trakcie każdego rodzaju kontaktu seksualnego, czyli waginalnego, analnego lub oralnego.

Źródła:

  • Wytyczne dotyczące diagnostyki i leczenia kiły wrodzonej
  • Rekomendacje Polskiego Towarzystwa Dermatologicznego

Źródło informacji: Serwis Zdrowie
Źródło zdjęcia: Ömürden Cengiz/Unsplash
Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Zdrowie 16 kwietnia 2023

Czym grozi jazda hulajnogą?

E-hulajnogi podbijają świat. Jak pokazują jednak nowe badania, z jazdą na tym wehikule wiąże się ryzyko specyficznych urazów, do których  na dodatek dochodzi coraz częściej. Warto wiedzieć, jakie ryzyko stwarza nieostrożna jazda i jak zmniejszyć zagrożenie.

Wypadki na hulajnodze mogą być poważne

Nic dziwnego, że elektryczne hulajnogi zyskują na popularności – oferują świetny sposób na ominięcie korków, są niedrogie, a przy tym dają niemałą frajdę z jazdy. Do tego wiele miast inwestuje w systemy wypożyczania hulajnóg przez smartfonowe apki. Jednak, mimo że rozwijane prędkości nie są wysokie, to użytkownik pojazdu jest w dużej mierze nieosłonięty i porusza się często w zatłoczonym otoczeniu. O wypadki na hulajnodze i urazy w takich warunkach nietrudno. Opublikowane właśnie badanie autorstwa zespołu z londyńskiego St Mary’s Hospital i innych brytyjskich ośrodków pokazało, że na elektrycznych hulajnogach częściej dochodzi do poważnych obrażeń ciała, niż na rowerach. Naukowcy przeanalizowali dane na temat pacjentów w dowolnym wieku, przyjmowanych do szpitali w Anglii i Walii w 2021 roku. Choć hulajnogi odpowiadały za niecałe 300 przyjęć do klinik, a rowery – za ponad 2,5 tys., to użytkownicy hulajnóg częściej trafiali na oddziały leczące poważne urazy i na oddziały intensywnej terapii.

Nieco ponad 35 proc. przypadków z udziałem użytkownika hulajnogi dotyczyło poważnego urazu głowy, a 39 proc. – kończyny. W przypadku kolarzy odsetki te wyniosły natomiast niecałe 20 i nieco ponad 27 proc. Miłośnicy rowerów częściej padali natomiast ofiarą uszkodzenia miednicy lub klatki piersiowej. „Te wczesne wyniki sugerują większe relatywne prawdopodobieństwo doznania poważnej traumy na e-hulajnodze niż na rowerze. Wskazują jednocześnie na odmienny charakter urazów” – piszą autorzy pracy opublikowanej w piśmie „Injury Prevention”.

Coraz więcej poszkodowanych

Liczba wypadków przy tym rośnie. Dobrze pokazało to amerykańskie badanie sprawdzające wzrost takich zdarzeń między rokiem 2014 i 2018. Naukowcy zauważyli wyraźną zmianę, szczególnie w roku ostatnim. W czasie badania, w USA, na e-hulajnogach doszło do prawie 40 tys. wypadków z zarejestrowanymi urazami. Liczba wypadków na 100 tys. osób wzrosła w uwzględnionym okresie o 222 proc, a liczba przyjęć do szpitala – o 365 proc. Ta analiza także pokazuje, że nierzadko dochodzi do urazów głowy – w 2018 roku, na 14 651 urazów 4707 dotyczyło tej właśnie części ciała. Liczba uszkodzeń kończyn górnych wzrosła natomiast z ponad tysiąca do ponad 3700, a dolnych – z ponad 1700 do ponad 4700. Najpowszechniejszym rodzajem urazu było złamanie (27 proc.). Relatywnie częste były też stłuczenia, otarcia i rany szarpane. Jedna z przyczyn częstych urazów głowy, jest dosyć trywialna. Otóż naukowcy przywołują inne badania, według których tylko kilka proc. amatorów jazdy na hulajnodze zakłada kask. Badanie pokazało jednocześnie, że 36 proc. ofiar wypadków stanowiły kobiety, a najbardziej narażoną na zranienia grupą były osoby w wieku od 18 do 34 lat, a także osób poniżej 18 roku życia. „Donosimy o znaczącym wzroście częstości urazów i hospitalizacji związanych z jazdą na e-hulajnogach, w latach 2-14-2018, szczególnie w ostatnim roku” – piszą naukowcy w swojej pracy.

Wypadki na hulajnodze. Uwaga rodzice!

Przez wypadki na hulajnodze coraz częściej cierpią także dzieci. W ubiegłym roku donieśli o tym autorzy jednego badań przedstawionych w trakcie 2022 American Academy of Pediatrics National Conference & Exhibition. Zauważyli oni, że w latach 2011-2020 urazy doznawane przez dzieci na elektrycznych hulajnogach stały się jednocześnie poważniejsze i częstsze. W 2011 roku mniej niż jeden uraz na 20 wymagał hospitalizacji, a zgłoszonych przypadków było 130. W roku 2022 – już 1 na 8 wypadków wymagał przyjęcia do szpitala, a wszystkich zdarzeń było prawie 250. Średni wiek poszkodowanych wyniósł 11 lat, a ponad 40 proc. stanowiły dziewczęta.

Również wśród dzieci i młodzieży często dochodziło do urazów głowy (10 proc.), w tym wstrząśnienia mózgu, pęknięcia czaszki, wewnętrznych krwotoków. Najczęściej jednak dochodziło do złamań rąk (27 proc.). „Roczna liczba uszkodzeń ciała doznanych na e-hulajnogach wzrosła w latach 2011-2020, po części, prawdopodobnie z powodu wzrostu popularności pojazdów wynajmowanych przez aplikację. Nasze badanie opisało spektrum urazów pojawiających się u dzieci i pomoże pracownikom oddziałów ratunkowych w odpowiednim przygotowaniu a także rodzicom i rodzinom w lepszej trosce o bezpieczeństwo” – zwraca uwagę główny autor badania, dr Harrison Hayward z Children’s National Hospital. „Rodzice, których dzieci jeżdżą na e-hulajnogach powinni wiedzieć, jak najlepiej o to bezpieczeństwo zadbać. Kaski to podstawa, ponieważ ponad 10 proc. zgłoszonych urazów dotyczyło głowy” – podkreśla ekspert i przypomina badania, według których kaski, użytkownikom rowerów ratują niejednokrotnie życie.

Piłeś? Nie jedź

Nie dotyczy to tylko samochodów, ale wszystkich pojazdów, również e-hulajnóg, co dobrze pokazało badanie przeprowadzone w Berlinie. To miasto o wysokiej popularności tego środka lokomocji. Naukowcy przeanalizowali informacje o wszystkich ofiarach wypadków na e-hulajnogach, którzy między czerwcem i grudniem 2019 roku trafili do czterech miejskich oddziałów ratunkowych. Analiza ukazała różne informacje. Wśród 248 pacjentów ok. połowa stanowiły kobiety, a średni wiek uczestników niebezpiecznych zdarzeń wyniósł 29 lat (od 5 do 81). Ponad połowa wypadków miała miejsce w weekendy, a urazy zwykle dotyczyły różnych części ciała, w tym głównie kończyn i głowy. Badanie pokazało jednocześnie wysokie zagrożenie ze strony alkoholu – urazowe uszkodzenia mózgu wiązały się, w dużej mierze właśnie z jego spożyciem. kilka zaleceń mają. „Badanie to opisało przypadki urazów związanych z użytkowaniem e-hulajnóg w dużym, europejskim mieście. Bardziej restrykcyjne przepisy, kaski oraz techniczne modyfikacje e-hulajnóg powinny w przyszłości ograniczyć związane z tymi pojazdami wypadki skutkujące urazami” – wyniki podsumowują naukowcy.

Wypadki na hulajnodze — jak ich uniknąć?

Jak więc zmniejszyć ryzyko wypadku i urazu? Zajęli się tym już specjaliści z amerykańskiej Komisji ds. Bezpieczeństwa Produktów Konsumenckich.

Punkt pierwszy na sporządzonej liście to wspominany już kask, z zaleceniem dodania do niego ochraniaczy dla kolan i łokci. Po drugie, przed jazdą lepiej sprawdzić, czy pojazd nie jest uszkodzony. Dobrze też jest przetestować hamulce, bo droga hamowania zależy od różnych czynników, w tym pogody. Równie ważne są zalecenia producenta np. co do wagi czy wieku kierowcy. Kolejna sprawa to widoczność – elektryczne hulajnogi są nieduże i lepiej zakładać, że inni użytkownicy drogi mogą jej kierowcy nie zauważyć na czas. Dlatego, zawczasu trzeba zwalniać, w razie potrzeby używać sygnału dźwiękowego, a także unikać gwałtownych, trudnych do przewidzenia ruchów.

Cały czas trzeba przyglądać się drodze – sprawdzać, czy nie pojawiają się na niej jakieś przeszkody, choćby nierówności. W razie pojawienia się takich, które można pokonać – odpowiednio wcześnie trzeba zwolnić i przyjąć właściwą pozycję. Obie ręce cały czas powinny spoczywać na kierownicy, mimo że czasami pojawia się pokusa, aby jedną z niej zdjąć w różnych celach. Eksperci zwracają też uwagę na to, aby nie zabierać pasażerów, unikać rozpraszaczy (np. muzyki), oraz nie popisywać się (nawet jeśli jakiś trick nie spowoduje od razu wypadku, to np. podskoki mogą naruszyć strukturę pojazdu i poskutkować urazem później). Eksperci przypominają także o odpowiednim parkowaniu, ponieważ stojąca w niewłaściwym miejscu hulajnoga stwarza zagrożenie dla innych osób na drodze. W przypadku wypożyczanych pojazdów, dobrym zwyczajem będzie zgłaszanie wszelkich usterek, które mogłyby zagrażać następnemu użytkownikowi. Oczywiście, jeździć można tylko na trzeźwo. Fachowcy podkreślają także znaczenie zdrowego rozsądku i odpowiedzialności – przypominają np., że większości kolizji można uniknąć po prostu zmniejszając prędkość. Może się wydawać, że jest tego wiele, ale tak naprawdę, to proste do wprowadzenia zasady, a skorzystać może i użytkownik hulajnogi i inne osoby na drodze.


Źródła:
Praca naukowa porównująca wypadki na e-hulajnogach i na rowerach
Praca naukowa na temat wzrostu częstości wypadków w USA
Doniesienie na temat wypadków wśród dzieci
Praca naukowa na temat różnych aspektów wypadków na e-hulajnogach
Opracowanie amerykańskiej Komisji ds. Bezpieczeństwa Produktów Konsumenckich
Źródło informacji: Serwis Zdrowie
Źródło zdjęcia:  Kelly Sikkema/Unsplash
Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close