Dom bez klamek
Pamiętacie? Już Wam kiedyś pisałam, że moje najmłodsze dziecko to urodzony ancymonek. Dziecko petarda, sztandarowy przykład malucha, przy którym rodzice nigdy nie odpoczywają. Nie, nie żeby marudził i ciągle kradł naszą uwagę, bo lubi. On ma inną “wadę” – nadmiar energii, którą kieruje w najmniej właściwą stronę. Uściślając, Aleksander robi to, czego nie powinien, i pojawia się tam, gdzie na logikę być go nie powinno. Mały ma dwadzieścia miesięcy i niesamowitą koordynację, rzekłabym, że jest potomkiem najprawdziwszej małpy.
W moim mieszkaniu, dla bezpieczeństwa Olka, mam zamontowaną bramkę do kuchni, pozamykane pomieszczenia, w których aktualnie nie przebywa, ale to dopiero początek. Moje mieszkanie bliżej ma do psychiatryka, niż siedliska zwyczajnej rodziny.
- Bez klamek w oknach
Złapałam Olka wczoraj na łażeniu po parapecie i szarpaniu za klamki. Wszedł jakimś cudem przez łóżeczko (nadal nie wiem, jak – przefrunął, przeskoczył???) na parapet. Zabezpieczenia na okna mam, ale raczej gówniane, więc widząc, że on już takie cuda odstawia, mąż wykręcił klamki, a łóżeczko przestawił w inny kąt, choć i tak nie wiemy, jak się po nim wdrapał wyżej.
- Nie ma drabinki na piętrowe łóżko
Mały miał czternaście miesięcy, gdy obcykał, jak wchodzi się na piętro łóżka po drabinie, na wysokość dwóch metrów. Skurkowaniec “łamał” ciało w pół i trzymając się rękoma, zarzucał nogi bokiem szczebel wyżej, i tak do szczytu. Wykręciliśmy dolny szczebel, ale pomogło na chwilę, bo potrafi podstawić zabawki i wejść po nich na kolejny szczebel i dalej do góry. Przez te sześć miesięcy znacznie poprawił swoje osiągi we wspinaczce. Drabinkę zdejmujemy w ciągu dnia i stoi zamknięta w kuchni, wstawiamy ją tylko na noc, kiedy najstarszy idzie do siebie spać.
- Nie ma dużych zabawek, np. rowerek czy zjeżdżalnia
Tzn. są, ale w kuchni, bo mały wykorzystuje je jako podstawkę i wchodzi na meble – taniec na stole i wdrapywanie się na parapety to klasyka. Musimy go pilnować, gdy się bawi. Kilka samodzielnych chwil na rowerku kosztowało mnie pożegnanie z kwiatami w doniczkach i książkami. Moja ukochana mandarynka stoi, póki ciepło, na balkonie. Boję się też o akwarium, bo Olek ma w zwyczaju walić w nie zabawkami.
- Nie mam krzeseł przy stole
To znaczy mam, ale nie stoją normalnie – są ustawione jedno na drugim, bo Olek ciągnął je do drzwi, stawał na nich i otwierał zamek u góry, albo podsuwał do akwarium, by zdjąć pokrywę czy też dosuwał je do stołu i rozwalał mi laptop. Namiętnie zdejmuje talerze i szklanki podczas kolacji, a co gorsze podkrada jedzenie starszym braciom 😉 I nie potrzebuje krzesła, wystarczy, że machnie zabawką na pałąku po stole, żeby wszystko zleciało. Co sięgnie, to od razu ściągnie, ale muszę mu oddać to, że zawsze znosi talerze do kuchni, żebym do zmywarki wrzuciła.
- Nie mam wody w łazience
To znaczy mam, ale przez jakiś czas zakręconą przy głównym zaworze, bo jak sobie mały otworzy drzwi, albo chłopaki nie zamkną, to funduje mi powódź stulecia, odkręcając krany na full. A jak wyciągnie wąż od prysznica z wanny, to robi sobie kałuże na podłodze.
Nie znam drugiego takiego dziecka. Tam, gdzie ma okazję, wybebesza wszystko z szafek – obojętnie, czy to dokumenty, czy “tylko” poskładane ubrania. Niezamknięta łazienka jest gwarantem wywalonego z kosza prania. Dla świętego spokoju odłączamy pralkę od zasilania, bo młody namiętnie się nią bawił. A najgorsze jest to, że mówię mu “NIE”, a on patrzy z uśmiechem i dalej robi swoje.
W moim domu jest jak w psychiatryku – bez klamek, ostrych przedmiotów, dużych zabawek, kwiatów, ozdób, niezabezpieczonych kontaktów, krzeseł i z zamkniętymi drzwiami. Ale to dobra zaprawa, niebawem psychiatryk stanie się moim drugim – bezpiecznym dla mojej psyche – domem 😉
Czy ktoś też ma tak jak ja?