Dziś pierwszy dzień wakacji. Czy wiesz, jak chce je spędzić Twoje dziecko?
Wujek Google usłużnie podpowiada, co zrobić z dzieckiem w wakacje, ale zupełnie nie bierze pod uwagę zdania samych zainteresowanych. Najwyraźniej w dobie internetu dzieci zostały ubezwłasnowolnione i nikt ich o zdanie nie pyta. Ja zapytałam zaprzyjaźnioną młodzież. I muszę przyznać, że dyskusja potoczyła się w zupełnie innym kierunku, niż zakładałam.
Czy dziecko musi mieć zaplanowane wakacje od A do Z?
Przyznam szczerze, nie wiem, skąd wzięło się takie przekonanie, ale różne uczynne źródła donoszą mi, że ma się ono całkiem dobrze. Ja rozumiem, że dziecku, szczególnie młodszemu, trzeba zapewnić opiekę na czas wakacji, ale czy faktycznie trzeba mu planować każdy dzień, wypełniając go od rana do wieczora rozrywkami?
Nie jest tajemnicą, że kreatywność rodzi się z potrzeby chwili, a w przypadku dzieci po prostu z nudy. Im więcej dziecko ma czasu, tym większa szansa, że do głosu dojdą jego rzeczywiste potrzeby i zainteresowania. Oczywiście pod warunkiem, że smartfon trafi do domowego sejfu.
Jeśli chodzi o potrzebę zachowania kontaktu z dzieckiem, to z całego serca polecam smartwatch. Naprawdę genialny wynalazek.
Pozostaje jeszcze kwestia rozwijania zainteresowań. Rok szkolny, szczególnie w starszych klasach, nie pozostawia zbyt wiele czasu na własne pasje. Wakacje to jedyny czas, który dziecko może spędzić zgodnie z własnymi potrzebami. Dajmy mu szansę! Nawet jeśli te potrzeby wydadzą nam się dziwne.
O czym marzą nastolatkowie w kontekście wakacji?
Przyznaję, odpowiedzi trochę mnie zaskoczyły. Po pierwsze małolaty chcą spędzać czas ze sobą nawzajem i chwała im za to. Po drugie – spędzanie czasu ze sobą to np. zabranie przyjaciółki na wakacje z rodzicami. No fajnie, ale czemu tak?
– Bo przecież inaczej nie można. Bo albo rodzice czegoś zabraniają, albo prawo. To rób, tego nie rób, melduj się co chwila, naładuj telefon, zabierz zegarek. Oszaleć można! Pewnie, że fajnie byłoby wyjechać gdzieś bez rodziców, ale się nie da. Nawet nad rzekę na cały dzień się nie da, bo niebezpiecznie.
No i kurcze, nie sposób nie przyznać racji. Z drugiej strony – co mają robić rodzice, którzy za niedopilnowanie dziecka zwyczajnie mogą trafić do aresztu? I kij z tym, że to dziecko ma czternaście, piętnaście, szesnaście lat. Ma być pod kontrolą i koniec, bo przecież to dziecko. Ja się czasem naprawdę boję, co z tej naszej wiecznie pilnowanej młodzieży wyrośnie.
Na razie idziemy na kompromis. Małolaty będą stacjonować rotacyjnie w domach któregoś z nich. Niekoniecznie w czasie obecności rodziców. Im to pasuje. Rodzicom też.
Czy można marzyć o zostaniu w domu?
Okazuje się, że można. Oczywiście nie na całe wakacje, no bez przesady, ale na część na pewno. A najlepiej, gdyby rodzice wtedy pracowali i zostawili dziecku cały dom do dyspozycji. Co wtedy?
Ano właśnie nadrabianie zaległości.
– Bo my mamy takie plany wspólne, kilka projektów nieskończonych, takich naszych, bo czasu nie było. To w wakacje jak znalazł to sobie ogarniemy.
– No mam tu parę rzeczy do zrobienia. Takich do nauki, ale dla siebie, niezwiązanych ze szkołą. Trochę to zaniedbane, bo czasu nie było, to siedzenie w domu to się jednak przyda.
– No wreszcie sobie spokojnie posiedzę w domu i odpocznę.
Co ciekawe, nic nie było o graniu na konsoli albo telefonie. Może nie jest z nimi tak najgorzej? Niestety o aktywnościach fizycznych też jakoś mało było.
O wyjazdach też marzą, nawet z rodzicami
Co prawda rodzice na tych wyjazdach to takie trochę zło konieczne (no sorry, nie gniewaj się, ale przychodzi taki czas, że wolałoby się bez rodziców), ale możliwość zmiany otoczenia jest wartością nadrzędną. Niestety tu w kilku miejscach trafiłam na mur finansowy. Nie wszyscy wyjadą w tym roku choćby na krótkie wakacje.
Zapytaj, zanim zaplanujesz
Odpowiedzi dzieci, i tych młodszych, i starszych, mogą zaskoczyć. Zanim zdecydujesz, co będzie robiło Twoje dziecko każdego dnia wakacji, zapytaj, czy ma jakieś plany, albo potrzeby. Niektóre odpowiedzi pewnie będą od czapy, ale inne mogą dać do myślenia.
No a jak to było dawniej?
Kurcze, zupełnie inaczej. Śniadanie i w długą. Na obiad się wróciło albo i nie. Kolacja była obowiązkowa. W domu nikt nie siedział, chyba że naprawdę lało. Rowery, piłka, planszówki, karty, podchody, wyprawy na pobliską plażę to była moja wakacyjna codzienność. Oczywiście z rówieśnikami i to już od starszych klas podstawówki. Nikt nas obsesyjnie nie pilnował, bo nie bardzo było jak. Zresztą komu by się chciało?
Jak się zdarzył wypadek, to nazywano to wypadkiem, nie zaniedbaniem rodziców, służb, organizatorów i nie wiem kogo jeszcze. Musiałoby to zaniedbanie być naprawdę rażące, żeby ktoś za to beknął. Najczęściej to gówniarz wykazał się nieodpowiedzialnością i tyle. Jak przy okazji złamał rękę albo nogę, to miał wakacje z głowy.
A co my wtedy robiliśmy? Hmm, co było w młodości, niech tam pozostanie. Tak sobie tylko czasem myślę, że pilnujemy tych naszych dzieci, bo świetnie wiemy, do czego zdolne są nastolatki. Można powiedzieć, że nasze dzieci pokutują za naszą niegdysiejszą beztroskę.