DIY 29 października 2019

Góry na ścianie – DIY

Pokój dziecka jest pomieszczeniem, które zmienia się w domu najczęściej. Nie ma się co temu dziwić, przecież musi nadążyć za wiekiem i rozwojem swojego właściciela. Dobrze, jeśli projekt pokoju i jego wyposażenie jest na tyle plastyczne czy uniwersalne, żeby kolejne zmiany nie pociągały za sobą ogromnych nakładów pieniędzy, czasu i pracy. Idealnie, jeśli pokój ma neutralną bazę, czyli ściany, meble na przykład w bieli czy szarościach, bo wtedy tylko za pomocą dodatków możemy zrobić ciekawą metamorfozę. Nie bójmy się zmian 🙂

Aleks powoli staje się nastolatkiem i kilka dni temu poruszył z nami temat przemiany swojego pokoju. Okazało się, że zaczęły mu przeszkadzać pewne kolory i otwarte regały, za to miał pomysł na wprowadzenie kilku nowych aranżacji. To jego królestwo, to on musi czuć się w nim komfortowo i dobrze, dlatego nie mieliśmy żadnych wątpliwości, by sam zdecydował o kolorystyce i całości wystroju. Choć zdaję sobie sprawę, że czasem rewolucyjne pomysły nastolatka mogą być bardzo trudne do zaakceptowania przez rodziców i myślę, że wtedy urządzanie jego pokoju musi jednak opierać się na pewnym kompromisie.

Aleks chciał, by na jego szarych ścianach pojawiły się czarne, wyraziste motywy. Przejrzeliśmy wspólnie mnóstwo fajnych inspiracji na Pintereście i ostatecznie zdecydował się na góry. Zresztą ku naszej radości – bo ten skandynawski motyw sprawdza się w pokoju nastolatka i jest łatwy do samodzielnego wykonania (nawet jeśli ma się dwie lewe ręce do prac remontowych).

Zobaczcie kącik z łóżkiem przed metamorfozą:

Czego potrzebujemy, by namalować góry na ścianie w pokoju dziecka?

Przyda się:

  • dobra taśma malarska (polecam niebieską zamiast żółtej,  choć warto wiedzieć, że niebieska nie nadaje się do oklejenia drzwi czy listew, trzyma się tylko ściany),
  • folia malarska,
  • mały wałek (a najlepiej dwa, byśmy mogli wspólnie malować razem z dzieckiem – my użyliśmy wałków o szerokości 10 cm i 4 cm do dokładnego malowania detali i ostrych krawędzi gór),
  • nożyk do tapet,
  • farby,
  • opcjonalnie – brokat.

Do pokoju dziecka wybierzmy farby bezpieczne, bezzapachowe, najlepiej zmywalne. Ta ostatnia cecha sprawia, że jest to rozwiązanie na lata – do utrzymania ścian w dobrym stanie wystarczy gąbka i woda z detergentem. My użyliśmy czarnej farby tablicowej i lateksowej szarej oraz białej Tikkurili. Pokój był malowany farbami tej samej marki dwa lata temu, więc nie było potrzeby szorowania ścian czy gruntowania.

Projekt malowanych gór

Aleks zdecydował się na inspirowane stylem skandynawskim czarne góry (na czarnej barwie na ścianie przede wszystkim mu zależało) i szarych górach w tle. Śmiało szukajcie inspiracji w Internecie (Pinterest, Instagram), by znaleźć taki wzór, który Wam się najbardziej podoba. Wiele inspiracji oddziela pierwszy plan od drugiego paskiem poprzedniego koloru ściany, my tego nie zrobiliśmy – dołożyło to trochę pracy, ale efekt był tego wart.

Malunek powinien ograniczać się wyłącznie do jednej ściany bądź tak jak w naszym przypadku do dwóch ścian sąsiadujących, by wykorzystać róg pokoju. Ściana ta nie musi być wolna, może być zastawiona niskimi meblami, takimi jak łóżko czy niewysokie szafki. Cały pokój byłby przytłaczający, szczególnie w tak intensywnych kolorach.

Jak namalować góry na ścianie w pokoju dziecka?

Jeśli już wiemy, jaki chcemy mieć wzór na ścianie, możemy go najpierw delikatnie naszkicować ołówkiem. My zdecydowaliśmy się od razu przykleić taśmę. U góry, czyli przy szczytach, taśma malarska może spokojnie się krzyżować, ale w miejscach łączeń dwóch gór , czyli przy szczytach wewnętrznych trzeba było ją dokładnie dociąć nożykiem. Nasz projekt to dwa górskie pasma, więc zaczęliśmy od zaznaczenia pasma drugoplanowego.
Ważna informacja: nożyk do przycinania musi być ostro zakończony i być naprawdę ostry. Wtedy cięcie taśmy jest proste i precyzyjne. Jak widać na zdjęciu (z lewej strony) akurat nie docięliśmy jednego paska, ale wiedzieliśmy, że zamalujemy to na czarno.

 Podłogę zabezpieczyliśmy folią malarską i zabraliśmy się do malowania. Powierzchnia nie była duża, więc praca była szybka i przyjemna.
Tak naprawdę najwięcej czasu zajęło… płukanie wałków po każdym malowaniu.

Po pierwszej warstwie nie było widać dużego kontrastu między kolorami (cały pokój był pomalowany kolorem 1000N, nowy szary to 2000N). Niezbędne były oczywiście dwie warstwy dla równomiernego pokrycia ściany.

Gdy całość była gotowa, czekaliśmy, aż farba wyschnie i następnie nałożyliśmy kolejną warstwę. Farba Optiva5 schnie 2-3 godziny w domowych warunkach, ale tablicowa potrzebowała aż 6 godzin na pełne wyschnięcie – warto to wziąć pod uwagę przy wcześniejszym planowaniu czasu pracy.

Po wyschnięciu drugiej warstwy farby pora ściągnąć taśmę. Nie polecam jej szarpać ani ciągnąć całymi pasmami – lepiej zrobić to powoli, wtedy taśma nie zerwie farby albo co gorsza – tynku.
Warto wiedzieć: niebieskie taśmy (dowolnej firmy) są zdecydowanie lepsze od zwykłych, żółtych. Klej lepiej trzyma się ściany, nie zostawia śladów na powierzchni i równo odchodzi w trakcie ściągania. Jednak nie trzyma się powierzchni plastikowych czy drewnianych.

Pora na pierwszy plan – okleiliśmy nowy wzór do pomalowania na czarno. Żeby nie robić kilkunastu warstw na ścianie, okleiliśmy szczyty osobno, ale o tym dalej.

Pierwsza warstwa farby tablicowej była łatwiejsza do pomalowania – w końcu było widać, gdzie jest nowa warstwa 🙂

Po położeniu dwóch warstw i wyschnięciu czarnej farby (dwa razy po sześć godzin) zdjęliśmy taśmę linii śniegu. Taśmy dookoła gór zostawiliśmy!

I nakleiliśmy nowe taśmy wzdłuż czarne warstwy farby. Wtedy nie musieliśmy niepotrzebnie malować w tym samym miejscu, jednak te element wymagał dokładności i cierpliwości.

Mój mąż wpadł na pomysł, który bardzo spodobał się Aleksowi, by śnieg skrzył i mienił się w słońcu – do tego celu użyliśmy dekoracyjnego brokatu do farb. Brokat jest przeznaczony do mieszania z bezbarwnym lakierem, a ponieważ chcieliśmy jeszcze wykorzystać białą farbę do innych celów zastosowaliśmy małą sztuczkę – nasypaliśmy odrobinę brokatu na kartkę papieru, zbliżyliśmy do ściany, a potem wystarczyło dmuchnąć w stronę ściany błyszczący proszek. Zabieg można powtórzyć jeśli efekt jest niezadowalający, ale warto zacząć od mniejszej ilości. Drobinki sprawiają, że gdy przez okno wpadają promienie słońca śnieżne czapy nabierają delikatnego blasku.

Po namalowaniu białych czap śniegu, ściągnęliśmy taśmy. Zdjęcia nie oddają efektu, ale brokat wygląda bardzo ładnie w słońcu 🙂

Voila! Skończone!
Zagadka – kto widzi czarną lampkę ścienną na tle gór? 🙂

Jeśli podoba Wam się motyw gór w pokoju dziecka, to nie zastanawiajcie się długo. Jest to tak uniwersalny wzór, że pasuje zarówno do pokoju malucha, jak i nastolatka.

Aleks jest bardzo zadowolony – po pierwsze własnymi rękami stworzył swoją przestrzeń, po drugie – fajnie spędziliśmy czas całą rodziną, a po trzecie – efekt bardzo mu się podoba!

Warto pamiętać:
– zwykłe farby schną szybko, więc taki zabieg można przeprowadzić w ciągu jednego dnia, jednak ze względu na farbę tablicową zajęło nam to cały weekend;
– warto wybrać lepsze farby – ściana to kilka metrów kwadratowych, nie trzeba 10-litrowych wiaderek, więc koszty tak nie przytłaczają. Kupiliśmy trzy puszki – dwie po 0.9l oraz jedną (białą) 0.45l, a łatwość z jaką się je zmywa jest tego warta;
– małe wałki to małe zużycie farby, szczególnie po umyciu.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Dom 28 października 2019

Zatkany zlew – jak odetkać, domowe sposoby

Jak odetkać zatkany zlew w kuchni lub w łazience to pytanie, które pada często. Ta mało komfortowa sytuacja, w której dochodzi do zatrzymania wody w odpływie, każdemu zdarzyła się choć raz. Przyczyn kłopotu może być kilka, podobnie jak sposobów na pozbycie się problematycznego zatoru.

Zatkany zlew w kuchni i łazience – przyczyny 

Woda w odpływie zlewu lub wanny zatrzymuje się, gdy coś blokuje drogę jej ujścia. Najczęściej to “coś” w łazience to włosy, patyczki higieniczne, które często utykają i trudno je wyciągnąć z odpływu, piasek z ubrań czy z obuwia. W kuchni do zatkanych rur odpływowych najczęściej trafiają resztki jedzenia z talerzy, a także tłuszcz zlewany z patelni po smażeniu. Nawarstwianie się w jednym miejscu takich drobnych przedmiotów czy substancji sprawia, że wąskie rury zatykają się i woda stoi. Gdy swobodny odpływ utrudniony jest przez dłuższy czas, i nic z tym nie robimy, pojawia się brzydki zapach, który trudno jest ignorować.  

Jak odetkać zatkany zlew – soda, ocet, cola; domowe sposoby

Domowe sposoby na to, jak odetkać zatkany zlew, są proste i często skuteczne. Zanim więc pobiegniecie do sklepu, by kupić nieobojętną dla środowiska “chemię” do udrażniania rur, spróbujecie znacznie łagodniejszych sposobów.  

1.Gumowa przepychaczka – mechaniczne działanie

Idę o zakład, że każdy wie, jak to “cudo” wygląda, ale nie każdy ma ją w domu. Taka zwykła zwykła, gumowa przepychaczka (czy też przepychacz) posiada ruchomą końcówkę pełniącą rolę pompy ssąco-tłoczącej – przykłada się ją do odpływu i konkretnymi ruchami udrażnia rurę. W większości przypadków przepychaczka działa bardzo dobrze, a w dodatku przedmiot lub substancja, która blokuje przepływ, zazwyczaj wypływa na zewnątrz zassana przez końcówkę.

2. Soda i ocet na zatkany zlew

Soda i ocet na zatkany zlew to prosty sposób na udrażnianie rur, który nie wymaga wiele zachodu. Wystarczy powędrować do kuchni, wziąć ocet i sodę oczyszczoną (proporcje 3:1), połączyć i od razu, zanim zacznie się pienić, wlać do odpływu. Po kwadransie oczekiwania wlej do niego cały czajnik wrzącej wody. Zator ze szczątków organicznych powinien się rozpuścić. To dobry sposób, gdy zator nie jest zbyt duży. Soda i ocet na zatkany zlew to jedna kombinacja. Zamiast octu można dodać ¾ szklanki soku z cytryny do sody, a po czasie przelać to wrzątkiem. 

3. Cola a zatkany zlew

To kolejny sposób na dość łagodne dla środowiska pozbycie się zatoru w rurach. Osławiona już cola wykorzystywana jest nie tylko do odrdzewiania i sprzątania, ale i udrażniania rur. Zawartość przynajmniej pół litrowej butelki coli wlewamy do odpływu i zostawiamy na jakiś czas (najlepiej na kilka godzin). Po tym zalewamy odpływ wrzącą wodą. Cola całkiem dobrze sobie radzi z tłuszczem, który często powoduje zatory, a wrząca woda rozcieńcza dodatkowo i ułatwia przepływ substancji.

Gdy powyższe sposoby nie okażą się skuteczne, wtedy trzeba sięgnąć po typowo chemiczne, często żrące środki do udrażniania. Podczas ich stosowania należy uważać, by nie wdychać oparów, oraz sprawdzić, czy można zastosować je w przypadku aluminiowych elementów. Jeśli nawet to nie pomoże, można wykorzystać specjalną śrubę do udrażniania (tzw. żmija, spirala, sprężyna) lub też w ostateczności zdemontować i oczyścić zatkany syfon.

Zatkany zlew – jak zapobiegać problemom?

Nie od dziś wiadomo, że lepiej zapobiegać, niż leczyć. Dlatego zwracajcie uwagę na to, co wrzucacie do komory zlewu i zadbajcie, by znalazło się w nim dodatkowe sitko zatrzymujące odpady. Innym, skutecznym sposobem jest zamontowanie specjalnego rozdrabniacza do odpadów. Taki “młynek” zapobiegnie tworzeniu się zatoru i zminimalizuje ryzyko jego powstania. Warto zabezpieczyć się w ten sposób i uniknąć kłopotliwej sytuacji w przyszłości. 

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Ciąża i dziecko 25 października 2019

Czy dziecko musi jeść mięso?

 Czy dziecko musi jeść mięso? W tym roku minęło dwadzieścia pięć lat, odkąd ja rozstałam się z mięsem i mniej więcej sześć, odkąd nie je go moja dziesięcioletnia córka. Jesteście ciekawi, co z tego wynikło?

Czy dziecko musi jeść mięso?

Kiedy mniej więcej czteroletnia Duśka oświadczyła mi, że skoro ja nie jem mięsa, to ona też nie chce, w pierwszej kolejności spytałam o zdanie lekarza. Nasza rodzinna pani doktor zdobyła moje zaufanie już w pierwszym roku życia Duśki, więc i teraz zaufałam jej osądowi. Otóż zdaniem pani doktor, jeśli uda się stworzyć odpowiednio zbilansowaną dietę, dziecko może nie jeść mięsa. Trzeba tylko regularnie robić badania i pilnować poziomu żelaza, bo to spada jako pierwsze, gdy się odstawi mięso.

Dlaczego moje dziecko nie je mięsa?

Skłamałabym, gdybym powiedziała, że to była moja decyzja i że jako zdeklarowana wegetarianka nie wprowadziłam dziecku mięsa do diety. Otóż wprowadziłam. Nauczyłam się gotować mięso, ba – nauczyłam się nawet je kupować! Nawiązałam kontakty handlowo-towarzyskie ze sprzedawcą mięsa na naszym rodzimym bazarze i zawsze miałam dla Duśki świeżutkie polędwiczki wieprzowe. Nie wiem dokładnie, co to znaczy, ale były nietłuste i nieżylaste, więc chyba w porządku?

Oprócz tego gotowałam też jakieś warzywne zupki i wiecie co? Te bez mięsa zjadała bez mrugnięcia okiem, te mięsne… hmm… tatuś kończył 😛 Podobnie było ze słoiczkami – bezmięsne w całości i natychmiast. Mięsnymi pluła. Geny? Czy może fakt, że nie jadłam mięsa w ciąży miał na to wpływ? 

Mój stosunek do mięsa jest, jaki jest. Krótko mówiąc – negatywny. Po prostu to, co teraz można kupić w sklepach, nawet tych rzekomo lepszych, moim zdaniem nie zasługuje na miano mięsa. To jakiś substytut, który może przez chwilę koło mięsa leżał, a może i nie. Sporo zmieniło się już na etapie hodowli zwierząt. Kiedyś krówki po łące chodziły, trawkę jadły, spokojnie przeżuwały, ogonem od much się ogarniały, a teraz? Stoją w boksie, paszę jedzą, mleko dają, a na koniec i tak idą do ubojni. Nie przekonuje mnie to. Z wieprzami jest podobnie, aczkolwiek one po łąkach nigdy nie biegały. Ale obawiam się, że pokrzywy z obierkami nikt już im nie tłucze. Nie te czasy… Nie widzę nic wartościowego w mięsie, więc przemocą dziecku nie wmuszam. Tyle.

Mięso w diecie dziecka, czy na pewno jest zdrowe?

Moim zdaniem, nie, bo to nie to mięso, co kiedyś, ale mnie wierzyć nie musicie. Podparłam się więc wujkiem Google, który uczynnie podpowiedział mi, że w dobie obfitości jedzenia w sklepach i suplementów diety w aptekach, dzieci bardzo rzadko cierpią na niedobory składników odżywczych (problemem, o ile można to tak nazwać, są dzieci niedożywione, pochodzące z biednych rodzin), natomiast często cierpią na nadmiary. Najczęściej w diecie dziecka jest za dużo cukrów prostych, tłuszczy oraz właśnie białka zwierzęcego, które wcale nie jest takie zdrowe, jak można by przypuszczać. Ponoć nadmiar owego białka może być rakotwórczy. Nie panikujcie, „może” nie znaczy „musi”. Niemniej jednak warto trochę przystopować, jeśli dziecko je mięso trzy razy dziennie. Ponadto nadmiar białka zwierzęcego podnosi poziom cholesterolu.

Białko zwierzęce, czy na pewno jest niezbędne w diecie?

Przede wszystkim trzeba pamiętać, że organizm ludzki nie przyswaja białek. Tak po prostu – nie. Potrzebujemy nie tyle białek, ile znajdujących się w nich aminokwasów. To z nich organizm sam sobie buduje białka. A aminokwasy są nie tylko w białku mięsnym, roślinnym też. Różnica polega jedynie na tym, że białka mięsne na ogół zawierają wszystkie niezbędne aminokwasy, białka roślinne wybiórczo i dlatego trzeba się trochę napracować przy komponowaniu diety. Poza tym warto pamiętać, że białko zwierzęce, to też mleko, ser, jaja, ryby… Ryby moje dziecko je. Ja też. To taki kompromis. Chociaż ostatnio coś mi płakała, że nie chce jeść ryb, bo one kiedyś pływały… będzie dorosła, przejdzie na weganizm jak nic!

Dieta wegetariańska u dziecka, a wyniki krwi

No i tu Was zaskoczę. To moje dziecię, które nie dość, że nie je mięsa, to w ogóle je niewiele i raczej wybiórczo, ma zdecydowanie lepszą morfologię niż ja, która staram się, by na moim talerzu nie brakowało zarówno jaj, ryb, jak i warzyw i owoców. Co nie znaczy, że lekceważę dietę mojego dziecka. Podsuwam owoce, soki, produkty sojowe (no wiecie, to białko roślinne jednak się przydaje), ale przymykam oczy na słabość do kajzerek. Badamy się regularnie. Sporo też rozmawiam z Duśką na temat jej zmieniających się potrzeb w kontekście okresu dojrzewania. Dajemy radę. Bez mięsa.

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close