Dom 11 maja 2020

Jestem od tego, by pokazać mu świat

Przez kilka lat była wolontariuszką w ośrodku preadopcyjnym Tuli Luli. I rozmyślała o zostaniu rodziną zastępczą dla dziecka, które nie ma szans na adopcję. Nie spodziewała się jednak, że już wkrótce pozna chłopca z zespołem Downa.

O sobie mówi, że jest nauczycielką z powołania. – Zawsze lubiłam bawić się w szkołę. Ustawiałam sobie misie, uczyłam je i prowadziłam szkolny dziennik – wspomina Agnieszka, anglistka z prawie 20-letnim doświadczeniem. Ale to wcale nie języki obce były jej pierwszą pasją. Najpierw pokochała muzykę i fortepian. Maturę zrobiła w szkole muzycznej przy ul. Sosnowej. – Gdy miałam 16 lat, doświadczyłam duchowego przeżycia. Nawróciłam się, zostałam chrześcijanką, a po roku wstąpiłam do Kościoła Zielonoświątkowego, w którym jestem do dziś. To właśnie w liceum uznałam, że samo granie na instrumencie mi nie wystarcza. Poczułam, że chcę iść w stronę pomagania. Założyliśmy chrześcijański zespół muzyczny. Jeździliśmy do więzień i poprawczaków, by opowiadać o Ewangelii i dawać ludziom nadzieję na nowe życie, nawet za kratami – opowiada.

Tuli Luli

 

Nic dziwnego, że po maturze wybrała pedagogikę opiekuńczo-wychowawczą, a pracę magisterską napisała o ośrodku dla uzależnionych. To na studiach po raz pierwszy odwiedziła dom dziecka. – Poznałam tam maleńką dziewczynkę. Nie miała obu rączek. Bardzo to przeżyłam – komentuje.

Czy mogę pokochać nie swoje dziecko?

Z czasem doszły kolejne kwalifikacje zawodowe – angielski w Kolegium Języków Obcych, dzięki któremu prawie przez 20 lat pracowała w gimnazjum i podstawówce, oraz podyplomowa socjoterapia, do której zachęciła ją dyrekcja szkoły. – Przez kilka lat prowadziłam w szkole zajęcia dla dzieci mających życiowe trudności. Rozmawialiśmy o emocjach i uczuciach. Ale przede wszystkim uważnie ich słuchałam. Dzieci się odkrywały. Opowiadały o skrywanych talentach i marzeniach. Jeden chłopiec, którego nikt o to nie podejrzewał, bo uchodził za łobuziaka, marzył o byciu kucharzem – relacjonuje.

Tuli Luli

Wiele decyzji konsultowała z „górą” w czasie modlitwy. Jedną z nich była chęć powrotu do idei pomagania. Na Facebooku przeczytała, że Fundacja Gajusz otwiera preadopcyjny ośrodek Tuli Luli. I że będą potrzebni wolontariusze. – Nagle poczułam, że chcę spróbować. Samą mnie to zaskoczyło, bo byłam przyzwyczajona do pracy z młodzieżą i dorosłymi – opowiada.

Na pierwszym spotkaniu poznała historię fundacji: – Tisa poszła na taki układ z Bogiem, że jeśli jej malutki wówczas synek Gajusz wyzdrowieje, to ona zrobi wszystko, co może, by dzieci nie umierały w samotności tak jak dziewczynka z domu dziecka, która odeszła w szpitalnym pokoju obok Gajusza. Synek wyzdrowiał, a ona założyła fundację. Ta opowieść wydała mi się bliska. I tak w 2016 r. zostałam wolontariuszką w Tuli Luli. Dość szybko przekonałam się, że mogę pokochać dziecko, którego sama nie urodziłam. Z jednej strony cieszyłam się, gdy te dzieci szły do adopcji, a z drugiej bardzo przeżywałam rozstania. Po kolejnym pożegnaniu zadałam sobie pytanie, czy byłabym w stanie opiekować się kimś na stałe. Myślałam o dziecku, które nie ma szans na adopcję i wymaga szczególnej opieki. Oprócz tej myśli miałam w głowie mnóstwo obaw: że jestem sama, że za stara, co z pracą i jak sobie poradzę. Wszystkie te wątpliwości rozwiały się podczas niby przypadkowych rozmów z ludźmi. Sporo wyczytałam także na stronie rodzinajestdladzieci.pl – opowiada.

Chore dzieci bez szans na adopcję

Jesienią 2018 r. poznała Dominika. Miał miesiąc, zapalenie płuc i leżał w szpitalu. – Latem „oddałam” do adopcji moje poprzednie dziecko z Tuli. Po rozstaniu fundacja zawsze daje czas na odpoczynek. Wtedy jest się takim wolontariuszem do „gaszenia pożarów”. Mojej pomocy potrzebował chłopiec w szpitalu. Gdy weszłam, leżał sam w pustej sali, a weflon sterczał mu jak antenka. Pielęgniarki chciały go poprawić, a on straszliwie rozpaczał. Po powrocie do sali mocno przytuliłam Dominisia, a on już po kilku minutach zasnął – wspomina.

Tuli Luli

Właściwie to nawet nie wiedziała, że idzie do chłopca z zespołem Downa. – To było pierwsze, co wówczas zobaczyłam. Ogarnęło mnie wzruszenie i współczucie. Dziś już sama nie wiem, czy to się wtedy bardziej rzucało się w oczy niż teraz, czy po prostu z czasem przestałam widzieć w nim chore dziecko – komentuje. I przyznaje, że zawsze starała się pomagać w Tuli Luli dzieciom mniej popularnym, takim, do których jest mniej chętnych wolontariuszy. Gdy Dominik wrócił ze szpitala do swojego tymczasowego domu, pracownicy fundacji zaproponowali Agnieszce, by została jego wolontariuszką. – A ja coraz częściej myślałam o założeniu rodziny zastępczej. I to wcale nie dla Dominika. Myślałam o jakimś starszym dziecku z domu dziecka, bo przecież jestem po czterdziestce – opowiada.

Sytuacja prawna Dominika była uregulowana już dwa miesiące po jego narodzinach. Teoretycznie mógłby iść do adopcji. W praktyce chętnych nie było. – Wszystkie zdrowe dzieci trafiają z Tuli Luli do rodzin adopcyjnych. Dla dzieci chorych, nawet tych śmiertelnie, znajdujemy kochające rodziny zastępcze – komentuje Tisa Żawrocka-Kwiatkowska, szefowa Fundacji.

Muzyka i głośny śmiech

W Gajuszu wszyscy z troską myśleli o przyszłości Dominika. Aż wreszcie ktoś zadał Agnieszce to pytanie: – Czy rozważam zostanie dla niego rodziną zastępczą. Nad odpowiedzią wahałam się kilka tygodni. To nie była spontaniczna decyzja. Bo wiedziałam, że będzie wymagać całkowitej zmiany w życiu. Odwiedziłam nawet szkołę specjalną, żeby poznać młodzież z zespołem Downa. Tak duży kontrast między słodkim Dominisiem a nie zawsze słodką i chorą młodzieżą był dla mnie jak terapia szokowa. Ale po kilku godzinach napięcie puściło, a szok ustąpił. Dlatego gdy tylko dowiedziałam się, że Dominiś ma trafić do specjalistycznego domu dziecka, bo szans na adopcję nie ma, uznałam, że czas podjąć decyzję.


Od połowy 2019 r. mieszkają już razem, w niewielkim domku pod Łodzią. – Im bardziej poznawałam Dominika, tym bardziej widziałam, jak bardzo jest wyjątkowy. Przestałam dostrzegać zespół Downa. Widzę za to jego ogromny potencjał i miłość do ludzi. Spodziewałam się problemów, ale na razie ich nie doświadczyłam. Oczywiście chodzimy prawie codziennie na różnego rodzaju terapie: wczesne wspomaganie rozwoju, rehabilitację i do logopedy. Do tego wizyty u kilku specjalistów. I jeździmy do ośrodka pod Warszawą, gdzie Dominiś miał operację laryngologiczną, na którą Fundacja Gajusz zorganizowała zbiórkę pieniędzy. Ale te wszystkie codzienne obowiązki nie są wcale problemem. To jest coś, co idąc na kurs dla rodzin zastępczych, wpisałam sobie w życiowy plan. Najważniejsze jest dla mnie, żeby Domiś był szczęśliwy. Wszelkie trudny rekompensuje mi jego uśmiech. Poza tym my się ze sobą naprawdę świetnie dogadujemy. Lubimy sobie razem muzykować na pianinie, oglądać książeczki i śmiać się na cały głos. A tak najbardziej to Dominik lubi obserwować świat, a ja jestem od tego, żeby mu ten świat pokazywać.

Kampania Rodzina Jest dla Dzieci promuje rodzicielstwo zastępcze oraz wspiera dzieci z łódzkich domów dziecka. Prowadzi ją Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Łodzi. Więcej o rodzicielstwie zastępczym i wolontariacie na www.rodzinajestdladzieci.pl oraz na profilu kampanii na Fb. Osoby zainteresowane prosimy o kontakt telefoniczny – 506 980 979.

Tuli Luli

Zdjecia: Tomek Ogrodowczyk i prywatne archiwum Agnieszki

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Zdrowie 10 maja 2020

Trzydniówka (rumień nagły) – jak sobie radzić z tym u dziecka?

Trzydniówka u dziecka (choroba trzydniowa, rumień nagły, choroba szósta) to potoczna nazwa jednej z tych chorób, które są doskonale znane rodzicom. Czym dokładnie jest trzydniówka, jak wygląda wysypka, czy pojawia się też u dorosłych?

Trzydniówka u dziecka – przyczyny 

Trzydniówka u dziecka pojawia się aż w 85-90% przypadków u maluchów do 2 roku życia. Znacznie rzadziej zapadają na nią dzieci powyżej 4 roku życia. Trzydniówkę, która jest chorobą zakaźną, wywołują wirusy herpes (HHV6 i HHV7). Zarazić się można od dziecka, które jeszcze nie ma objawów, oraz malucha z pełnymi symptomami choroby. O zakażenie nietrudno – dochodzi do niego w kontakcie bezpośrednim, drogą kropelkową. Choroba rozwija się od tygodnia do dwóch od momentu zakażenia. Pocieszające jest to, że przebieg trzydniówki w większości przypadków jest dość łagodny, a sama trzydniówka u dziecka pojawia się zazwyczaj tylko raz.  

Trzydniówka u dziecka – wysypka i inne objawy

Gdy myślimy o chorobie jaką trzydniówka u dziecka, wysypka przychodzi nam na myśl w pierwszej kolejności. Oczywiście wysypka jest charakterystyczna, ale choroba zaczyna się nie od niej, a od bardzo wysokiej gorączki. Temperatura może sięgać 40 °C, dziecko nie ma innych objawów, ale może być rozdrażnione i marudne. Rzadko może pojawić się lekka biegunka lub kaszel i katar.

Przy braku niepokojących objawów i spadku temperatury po podaniu leków przeciwgorączkowych, można odroczyć wizytę u lekarza. Jeśli dojdzie do wizyty, pediatra może zauważyć u dziecka zaczerwienione gardło z grudkami chłonnymi. Niekiedy u gorączkującego dziecka mogą pojawić się drgawki gorączkowe. Do lekarza należy się wybrać obowiązkowo, jeśli gorączka trwa dłużej niż trzy dni lub towarzyszą jej niepokojące objawy, które mogą świadczyć o innych chorobach. 

Trzydniówka u dziecka – wysypka

Po 3-4 dniach gorączka ustępuje i uwidacznia się na ciele drobnoplamista wysypka. Pojawia się najpierw za uszami i na karku, następnie schodzi na tułów. Z wyglądu przypomina gęsto malutkie jasnoczerwone plamki, usiane na skórze. Wysypka najpierw nasila się, a po kilkunastu godzinach zaczyna powoli schodzić. Dziecko nie odczuwa dyskomfortu związanego z wysypką. Nie pozostawia ona po sobie żadnych śladów i zwiastuje zakończenie choroby. 

Trzydniówka u dziecka – leczenie

Leczenie choroby, jaką jest trzydniówka u dziecka, nie wymaga stosowania specjalnych leków czy pobytu w szpitalu. Również antybiotyki nie wchodzą w grę, ponieważ nie zwalczają one wirusów. Należy jednak obniżać zbyt wysoką gorączkę, podając leki przeciwgorączkowe dostosowane do wagi dziecka. Koniecznie trzeba zadbać, by dziecko było odpowiednio nawodnione – w trakcie wysokiej gorączki organizm traci płyny. Należy także pamiętać o przestrzeganiu podstawowych zasad higieny rąk, co pozwoli uniknąć ewentualnego zakażenia od osoby chorej.  

Trzydniówka u dorosłych

O ile trzydniówka u dzieci pojawia się bardzo często, u dorosłych jest już rzadkością. W marginalnych przypadkach mogą zachorować na nią osoby z obniżoną odpornością. Jeśli już do tego dojdzie, trzydniówka u dorosłych może mieć przebieg ostrzejszy, niż w przypadku dzieci.

 

źródło: www.mp.pl 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Ciąża i dziecko 8 maja 2020

Jak wpędzić dziecko w kompleksy? Mam dla Ciebie kilka sprawdzonych sposobów

Kompleksy wydają się nieodłączną częścią naszego życia, a na pewno życia naszych nastoletnich dzieci. Może się wręcz wydawać, że nastolatkowi kompleksy są potrzebne do prawidłowego rozwoju. Jeśli też tak uważasz, podpowiem Ci, jak wpędzić dziecko w kompleksy.

Porównuj do siebie

Nie zapomnij przy tym wspomnieć, że Ty w wieku Twojego dziecka, byłaś Alfą i Omegą z co najmniej trzech przedmiotów. Reszta ocen była na poziomie dobrym. Jedynek nie dostawałaś nigdy. Umiałaś też obsłużyć pralkę, ugotować prosty posiłek, samodzielnie posprzątać i w ogóle zostać w domu bez opieki. Na rowerze to nauczyłaś się jeździć, jak tylko złapałaś równowagę na nocniku. No i niczego się nie bałaś ani nikogo! Nie martw się, nie zmotywujesz dziecka do większych starań. Osiągniesz to, co zamierzasz: Twoje dziecko uzna, że jest beznadziejną ofiarą losu i do niczego się nie nadaje.

 

Porównuj do kolegów

Oczywiście podkreślając ich zalety i osiągnięcia. „Krzyś mógł dostać piątkę, a Ty tylko czwórkę?”. „Dlaczego strzeliłeś tylko jedną bramkę a Adaś cztery?”. „Małgosia zawsze tak ładnie wygląda, czy Ty musisz się ciągle brudzić?”. „Zobacz, jaka Zosia jest grzeczna. Wiesz dlaczego nikt się z Tobą nie bawi? Bo Ty nie jesteś grzeczna”. I tak dalej. Masz jak w banku, że dziecko najbliższe lata spędzi na punktowaniu swoich wad i głębokim skrywaniu zalet. O ile w ogóle uda mu się jakieś u siebie znaleźć. Raczej nie nawiąże trwałych przyjaźni, bo w życiu nie uwierzy, że ktokolwiek chciałby się z nim zadawać.

 

Wykorzystuj uzależnienie dziecka od Ciebie

„Jak ja mam kochać takie niegrzeczne dziecko?”. „Jak nie posprzątasz po sobie, nie dostaniesz kolacji!”. „Jak jeszcze raz tak się zachowasz, to Cię zostawię i sobie pójdę w świat!”. Na pewno potrafisz stworzyć więcej takich zdań. Za ich pomocą przekonasz dziecko, że musi zasłużyć na Twoją miłość, bo w życiu nie ma nic za darmo. A ono chętnie się do tego dostosuje, bo przecież jego egzystencja jest w Twoich rękach. To, że przy okazji całkowicie straci wiarę w siebie to drobiazg. Przecież o to Ci właśnie chodzi. Nie zapomnij powtarzać co jakiś czas, że wstydzisz się za dziecko, albo że ono samo powinno się wstydzić.

 

Wyzywaj dziecko. Oczywiście kulturalnie

Są przecież niewinne wyzwiska. Jeśli dziecko coś rozsypie albo rozleje, powiedz: „Ale z ciebie gapa”. Możesz się nawet uśmiechnąć, jeśli akurat masz dobry humor. Jak się przewróci, krzyknij: „Ty niezdaro!”. A masz jeszcze do dyspozycji wiele innych, pozornie grzecznych, epitetów. Wśród nich króluje głuptasek. Równie dobrze sprawdza się sierotka. Zapomnij o zdaniach typu: „Świetnie ci poszła ta klasówka”. Przecież nie chcesz wychować pewnego siebie człowieka, prawda?

 

Strasz dziecko Babą Jagą

Albo innym Cyganem. Nie zjadło kolacji? Na pewno przyjdzie Dziad z brodą i je zabierze. Biega samo po parku? Toć ta Baba z wielką torbą porywa niegrzeczne dzieci!

Nie każdemu dziecku da się wcisnąć taki kit, ale każde zakoduje sobie w głowie jedno – bez problemu pozwolisz je zabrać albo ukarać całkowicie obcej osobie. I nic nie zrobisz, by je ratować! Rób tak regularnie. W ten sposób nauczysz dziecko, że nie jest godne miłości. Nie tylko Twojej. Niczyjej.

 

Podziwiaj cudzą urodę

To zadanie dla rodziców nastolatek i nastolatków. Tak, tak, chłopcy też są przewrażliwieni na punkcie urody, chociaż udają, że wcale nie. Nie zapomnij wrzucić do codziennego repertuaru zdań typu: „Świetna fryzura. Szkoda, że Tobie włosy się tak nie układają”. „Jak trochę popracujesz nad sylwetką, też będziesz mieć taki płaski brzuch”. „Musisz używać więcej kosmetyków, twoja cera jest tragiczna”. Dla wzmocnienia efektu wypowiadaj takie zdania publicznie. Nie zapomnij też wspomnieć o ortodoncie, wszak krzywe zęby na pewno są zmorą Twojego dziecka. Wykorzystaj to! Przecież nie chcesz mieć w domu zarozumiałego narcyza.

 

A na koniec najważniejsza rada:

Uświadom dziecku, że kompleksy istnieją. Jeśli nie będzie ich świadome, nie będzie ich miało. A przecież nie chcesz mieć w domu zarozumiałego młodego człowieka, prawda? No właśnie. Musisz więc pokazać, na czym polegają kompleksy. Masz grube łydki i obwisły brzuch? Zamiast wziąć się za siebie, zacznij podkreślać ten fakt jak najczęściej. Możesz na przykład stanąć przed lustrem i ciężko westchnąć: „Okropnie wyglądam w tej sukience, strasznie mi się opina na brzuchu”. Albo inaczej: „Znowu mi się zrobiły worki pod oczami. Jak ja wyglądam?!”. „Nie mogę chodzić na szpilkach, bo wtedy widać, jakie mam krzywe nogi”. To ostatnie jest mega mocne, jeśli masz córkę. Skoro Ty masz krzywe nogi, to ona też, bo przecież jest do Ciebie podobna, prawda? Nie bój się. Już nigdy nie założy krótkiej spódnicy.

 

A tak całkiem na koniec:

Mam nadzieję, że masz poczucie humoru i cały powyższy tekst potraktujesz tak, jak on na to zasługuje 😉

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close