Zdrowie 59 minut temu

33% młodych Polek unika wizyt u ginekologa. Powód? Wstyd i skrępowanie

Czy Polki wciąż boją się wizyt u ginekologa? Jak pokazuje raport Kliniki.pl „Polka u ginekologa 2024”, aż co trzecia przedstawicielka generacji Z unika badań z powodów emocjonalnych. Wstyd, brak komfortu i obawy przed oceną mogą zrujnować zdrowie intymne Polek.

Młode kobiety rezygnują z profilaktyki zdrowotnej

Dlaczego tak wiele kobiet odmawia wizyty u lekarza? Na pierwszym miejscu wskazują skrępowanie i wstyd, które powstrzymują aż 33% młodych Polek przed kontrolami ginekologicznymi. W całej populacji ten odsetek wynosi 19%. Problem ten dotyka szczególnie generacji Z, czyli kobiet w wieku 18-24 lata, które rezygnują z badań, zanim w ogóle wejdą do gabinetu.

Pełny raport do pobrania na stronie https://polkauginekologa.pl

Niechęć do ginekologa – co czwarta Polka zaniedbuje zdrowie intymne

25,6% ankietowanych Polek otwarcie przyznaje, że wizyty u ginekologa to dla nich nieprzyjemny obowiązek. Do tego dochodzą długie kolejki (14%), wysoki koszt wizyt prywatnych (20,9%) oraz… brak potrzeby wizyty (14,6%). Najwięcej natomiast badanych przyznaje, że nie lubi po prostu wizyt u ginekologa (25,6%). Na podstawie zgromadzonych danych można zauważyć, że kluczowymi barierami są subiektywne odczucia i bariery psychiczne, które w znacznym stopniu wpływają na decyzje zdrowotne kobiet. Czy to sygnał, że Polki zaniedbują swoje zdrowie intymne?

Płeć lekarza – czy to naprawdę ma znaczenie?

Aż 45,5% badanych kobiet deklaruje, że wybiera kobietę-ginekologa. Dlaczego? Poczucie komfortu i bezpieczeństwa okazują się kluczowe w tym wyborze. Z kolei 35% pacjentek woli lekarza-mężczyznę, co również pokazuje, jak istotne są osobiste preferencje w budowaniu zaufania do specjalisty. Badanie wykazało, że kobiety najczęściej zwracają uwagę na takie cechy lekarza jak wysokie kompetencje (50,9%), umiejętność budowania dobrej atmosfery i kontaktu (45%), empatia (32%) oraz delikatność podczas badania (28%). Pacjentki cenią ginekologów, którzy budują atmosferę zaufania i dbają o ich komfort psychiczny oraz fizyczny podczas wizyty.

Polka u ginekologa

Piotr Zimolzak, wiceprezes SW Research, komentuje:

„Idealny ginekolog to osoba empatyczna, delikatna, dająca poczucie komfortu i swobody, ale jednocześnie kompetentna i doświadczona w swoim fachu. To połączenie jest kluczowe, aby pacjentki mogły przełamać bariery psychiczne i skupić się na trosce o swoje zdrowie”.

Najgorsze doświadczenia z gabinetu ginekologicznego: „To koszmar!”

Polka u ginekologa

Nie wszystkie wizyty u ginekologa są jednak pozytywnym doświadczeniem. Zdaniem badanych do najgorszych elementów spotkań w gabinecie ginekologicznym należą zbędne komentarze, bolesne badanie, brak intymności i niestosowne żarty. Negatywnie na komfort pacjentek wpływa również rozkazywanie i autorytarna postawa lekarza, lekceważenie, oschłość i brak zaangażowania, pośpiech i stresująca atmosfera. Tego typu doświadczenia zniechęcają pacjentki do powrotu i mogą prowadzić do unikania kolejnych wizyt, co z kolei utrudnia realizację profilaktyki zdrowotnej. Takie sytuacje nie tylko wpływają na komfort wizyty, ale także mogą prowadzić do poważnych zaniedbań zdrowotnych.

Empatia i komfort to klucz do zdrowia kobiet

Zdaniem specjalistów z Kliniki.pl, rozwiązaniem problemu może być większy nacisk na komfort psychiczny pacjentek. Budowanie atmosfery zaufania, delikatność i zrozumienie to fundamenty, które mogą przełamać bariery psychiczne Polek. Odpowiednie podejście lekarza, w tym uważne słuchanie pacjentki, wyjaśnianie przebiegu wizyty oraz okazywanie szacunku, może znacznie obniżyć poziom stresu i wstydu, który często towarzyszy takim wizytom.

Polka u ginekologa

Równie istotne jest dostosowanie środowiska gabinetu – stworzenie przyjaznej i intymnej atmosfery może sprawić, że pacjentki poczują się bardziej swobodnie. Wprowadzenie takich zmian nie tylko zwiększy komfort wizyt, ale także może wpłynąć na wzrost świadomości kobiet o konieczności regularnej profilaktyki. Empatyczne podejście to nie tylko gest, ale także skuteczna droga do poprawy zdrowia intymnego Polek.

Raport „Polka u ginekologa 2024” zawiera wyniki badań zrealizowanych przez agencję SW Research na zlecenie Kliniki.pl na reprezentatywnej grupie kobiet w wieku od 18 do 70 lat.

KONTAKT:

Agnieszka Kędzierska-Strzępka
kierownik działu marketingu i wydarzeń
e-mail: a.kedzierska@kliniki.pl

 

Źródło informacji: Kliniki.pl

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Witaj w Everdell – najlepsza okazja roku dla fanów planszówek przed Mikołajkami

Ostatnio w nasze ręce trafiła prawdziwa perełka dla graczy. Od 18.11. w sieci sklepów Biedronka pojawiła się nie lada gratka, czyli nowa, dedykowana odsłona kultowej już gry Everdell. To, co rozpala najmocniej, to cena — grę Witaj w Everdell kupicie za 99 zł, czyli o połowę taniej od jej bliźniaczej poprzedniczki. Czy warto? Zdecydowanie tak. Są tylko dwa wyjątki od tej reguły. Jeżeli na planszówkach zjedliście już zęby lub macie klasyczną wersję  tej gry, to zwyczajnie nie jest dla was, no, chyba że macie młodsze dzieci, które chcecie zarażać swoją pasją. Drugi dotyczy posiadaczy gry „Moje małe Everedell”.

Chyba nie ma osoby, która nie słyszałaby o legendarnym już #Everdell. Mamy dla was genialne wiadomości – już od poniedziałku 18.11.2024 r. można zagrać w zupełnie nową wersję! Właśnie pojawiła się nowa odsłona leśnej sagi — Witaj w Everdell w boskiej cenie 99 zł! Można ją znaleźć tylko w sieci sklepów Biedronka. Jeśli nie macie na półce „Moje małe Everdell”, biegnijcie do sklepu, zanim wszystkie gry znikną. Zobaczcie koniecznie, jak prezentuje się ta budżetowa wersja dość drogiego tytułu, co znajdziecie w pudełku i jak w nią grać. Z całą pewnością to pozycja dla wszystkich tych, którzy kochają zabawę, ale nie znoszą skomplikowanych zasad i miliona reguł, których trzeba się nauczyć przed rozgrywką.

Fot. Archiwum prywatne

Witaj w Everdell — nowa edycja w boskiej cenie

Rozgrywki w leśnym świecie Everdell od lat należą do ścisłej czołówki planszówek, które są niezmiennie na topie. To tytuł, który łączy wszystkie cechy doskonałej gry. Dobrze będziecie się przy niej bawić, grając z dziećmi albo ze znajomymi na imprezce. Wersja, która właśnie wjechała do Biedronek to nowa odsłona kultowego już tytułu, którą miała przyjemność przetestować. I w mojej opinii to strzał w dziesiątkę. Zanim opowiem wam więcej o samej grze, krótka polecajka, czyli najmocniejsze strony i kilka powodów, żeby ją sobie kupić. I to  moja prawdziwa opinia, nikt za nią nie płaci!

Fot. Archiwum prywatne

Dlaczego warto kupić grę Witaj w Everdell? Moja dyszka „za”:

  1. Zasady gry są dość proste i dostosowane dla początkujących.
  2. To dobry sposób, żeby polubić się z grami strategicznymi.
  3. Wspólny czas, nawet z młodszymi członkami rodziny, to zawsze wygrana.
  4. W tej cenie tak dobrej gry nie kupić to grzech (jej bliźniaczka kosztuje dwa razy więcej!).
  5. To przystępny sposób na naukę i ruszenie głową. Gra genialnie uczy skupienia, kalkulacji i oceny sytuacji.
  6. Jest piękna!
  7. Mikołajki — to zawsze dobry powód.
  8. Autorzy przewidzieli ułatwienia dla najmłodszych, aby dobrze i bez stresu bawili się podczas gry. Jest przestrzeń do tego, by w trakcie gry dać dzieciakom fory i trochę pokantować na ich korzyść. Bo przecież nikt nie rodzi się wybornym strategiem, a niektórzy łatwo się zniechęcają.
  9. To dopiero początek przygody. Zacznij od tej wersji, żeby się wciągnąć, potem z łatwością wejdziesz na następny poziom i poradzisz sobie w całym everdellowym universum. A do dużej wersji gry wydano już naprawdę sporo dodatków i jest w czym wybierać!
  10. Wiele osób zastanawia się, czy skusić się na klasyczną wersję, ale jest to dość kosztowna gra (cena okładkowa ok. 250 zł), nie ma lepszego sposobu, żeby sprawdzić, czy gra nam się podoba i będzie leżała na stole, czy na stosie pudełek hańby. Lepiej przekonać się o tym za stówkę niż za 250…

Fot. Archiwum prywatne

Witaj w Everdell — jak się grało?

Jak zapewne zauważyliście na zdjęciu, mamy swoja grę Everdell w wersji klasycznej, ale ponieważ kupiliśmy ją niedawno, nie mieliśmy czasu zagrać z dzieciakami — na razie wciągaliśmy się w nią razem z mężem i co tu kryć, skradła nasze serca.  Niemalże natychmiastowo dołączyła na półkę z ulubionymi planszówkami. Brakowało czasu, bo gra jest bardzo bogata i wytłumaczenie najmłodszym pochłonęłoby sporo czasu, więc odkładaliśmy to na później. Dlatego nowa wersja dosłownie spadła nam z nieba (wiadomo, że w Rebel maniacy gier i tak czują się, jak w niebie…). Ta wersja okazała się idealnym sposobem na to, żeby nie było za trudno, żebyśmy się nie nudzili i mogli zagrać wszyscy razem „z marszu”.

Fot. Archiwum prywatne

Zasady są uproszczone i już  w pierwszej rundzie każdy załapał, jak grać. W dużym skrócie mamy nasz piękny las, w którym znajdują się różne dobroci, czyli surowce (jagódki, żywica i drewno). Za te dobroci możemy kupować sobie karty, które oferują nam punkty lub super bonusy. Mamy też pionki-zwierzaki, które wędrują sobie po uroczym Everdell i zbierają dla nas potrzebne przedmioty. Grę wygrywa ten, kto na koniec zdobędzie najwięcej punktów.

Trzeba jednak trochę pogłówkować, żeby wycisnąć z kart i innych zasobów jak najwięcej. Nie zawsze darmowa karta, będzie nam się opłacała, a ta teoretycznie wysoko punktowana, może w finale nie zapewniać nam zwycięstwa. I to jest w tej grze najfajniejsze — ona naprawdę uczy myślenia i to, jak dzieciaki kombinują i się uczą, widać z rozgrywki na rozgrywkę.

Instrukcja z zasadami, przygotowaniem do gry i kolejnymi krokami jest prosta i przejrzysta — każdy da sobie radę! Podczas gry można śmiało używać jej jako ściągawki.

Gra trwa ok. 30 – 40 minut i składa się z powtarzalnych rund.

Fot. Archiwum prywatne

Gra jest rodzinna i przyjazna, ale nie naiwna. Pogrzebałam nieco w internecie i muszę powiedzieć, że Witaj w Everdell do złudzenia przypomina wydaną wcześniej „Moje małe Everdell”, nie mam jednak tej wersji i nie mam pojęcia, czy zasady czymś się różnią. Na pewno różnice polegają na sposobie wydania gry — zamiast mepli postaci i akrylowych zasobów, mamy w wersji z sieci sklepów Biedronka ich kartonowe odpowiedniki i pionki. Jednak nadal są piękne i porządne.

Fot. Archiwum prywatne

Jeśli zaczniemy porównywać grę z jej dużą, macierzystą wersją, różnic znajdzie o wiele więcej — od bajeranckiego drzewa zaczynając, na zasadach i stopniu skomplikowana akcji kończąc.

Nam grało się świetnie i myślę, że jeszcze przed świętami będziemy mogli razem z dziećmi bezboleśnie przesiąść się na duże Everdell i podjąć nowe wyzwania.

Fot. Archiwum prywatne

Witaj w Everdell — co znajdziemy w pudełku?

  • instrukcję,
  • planszę
  • 4 planszetki domów,
  • 4 kości surowców,
  • 59 kart,
  • 12 pionków stworzeń,
  • żetony parady,
  • dodatkowe żetony surowców i punktów.

Fot. Archiwum prywatne

Minusy, czyli na co niektórzy pokręcą nosem

Gra ma niewiele minusów, bo takie tytuły bronią się same. Z całą pewnością nie jest to gra dla wprawnych graczy, którzy mają nieco wyższe oczekiwania co do stopnia trudności. Graczy, którzy mają już „Moje małe Everdell”, to jej siostra bliźniaczka w bardziej budżetowej wersji. Nie zachwyci też osób, które w tradycyjne Everdell już grają. I to tyle. Oczywiście, gdyby zamienić kartonowe zasoby na takie, jak w grze matce (kto nie lubi tych małych jagódek?!), byłoby jeszcze lepiej, ale to oczywiście podbiło cenę tytułu.

Czy może być lepiej? Oczywiście, że tak!  Już niedługo znajdziecie na naszym Facebooku konkurs, w którym będziecie mogli wygrać egzemplarz tej gry.

Fot. Archiwum prywatne

Egzemplarz gry do recenzji otrzymaliśmy od wydawnictwa Rebel — dziękujemy!

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Mięta w doniczce. Jak ją uprawiać, by mieć pod ręką świeże ziele?

Mięta w doniczce uprawiana na przysłowiowym kuchennym parapecie ma wiele zalet. Poza odświeżającym smakiem nie da się jej odmówić również walorów zdrowotnych, które sprawiają, że staje się ona częstym wyborem wśród  amatorów domowej uprawy ziół.

Miętę można rozpoznać z zamkniętymi oczami dzięki charakterystycznemu intensywnemu zapachowi oraz smakowi. Zawdzięcza go zawartości olejków eterycznych, szczególnie mentolu, mentonu, mentofuranu i limonenu. Dzięki dostępności różnych odmian liście mięty z powodzeniem wrzucamy do napojów, deserów, sałatek i innych potraw. Poza tym rosnąca w ładnej doniczce może z powodzeniem ożywić kuchnię lub balkon.

Dlaczego warto uprawiać miętę w doniczce?

Mięta rośnie szybko i (szczególnie uprawiana w ogrodzie) ładnie się rozkrzewia, można wykorzystać świeże listki, jak i mrozić je oraz suszyć. Dobrze mieć ją pod ręką również ze względu na liczne właściwości. Napar z mięty, działający rozkurczowo, od pokoleń stosuje się na ból brzucha i poprawę trawienia. Herbatkę miętową poleca się także ze względu na właściwości relaksujące oraz poprawiające jakość snu.

To aromatyczne zioło ma również działanie antybakteryjne, co może pomóc w zwalczaniu bakterii w jamie ustnej, odświeżania oddechu, a jej zapach może koić ból głowy. Latem nie do przecenienia jest chłodzące działanie mięty, które pozwala odczuć ulgę podczas upałów.  

Jak uprawiać miętę w doniczce?

Miętę uważa się za łatwą w uprawie roślinę, która nie wymaga szczególnej pielęgnacji, więc powinni sobie poradzić z tym zadaniem także początkujący. Jak uprawiać ją w doniczce, by cieszyła oczy przez kilka miesięcy i służyła w kuchni?

Przede wszystkim mięta w doniczce potrzebuje odpowiedniego stanowiska w kuchni  –  lekko cienistego lub nieco bardziej słonecznego, ale nie w bezpośrednich promieniach. Ustawienie jej na pełnym słońcu poskutkuje poparzeniem i obeschnięciem liści. Najbardziej sprawdzi się parapet okna wychodzącego na wschód lub zachód, a jeśli pomieszczenie jest ciemne lub zimą brakuje światła, sprawdzi się również okno południowe.

Mięcie niestraszne są niższe temperatury oraz przeciągi, dlatego z powodzeniem można uprawiać ją także na balkonie. 

Kiedy podlewać miętę w doniczce? 

Na pewno często, gdyż nie należy doprowadzać do przesuszenia rośliny. Gleba w doniczce powinna być stale wilgotna, ale nie mokra. Dlatego tak ważna jest przepuszczalne podłoże oraz odpowiedni drenaż, którym woda będzie odpływać na podstawkę. Najlepiej, by ziemia była żyzna, ale lekka, o pH 6,0-7,0. Po zakupie mięty w markecie należy ją przesadzić z małego pojemnika do większej doniczki, wymieniając od razu podłoże, ponieważ korzenie potrzebują przestrzeni, by mogły się rozrastać. Dobrze wiedzieć, że zimą, gdy kaloryfery grzeją pełną mocą i powietrze jest przesuszone, warto zraszać regularnie listki. Od czasu do czasu można podlać miętę biohumusem rozrobionym z wodą do podlewania.

Mięta w doniczce — jak ją rozmnażać?

To bardzo łatwe zadanie. Wystarczy oderwać kilka gałązek z liśćmi, włożyć je do wody i poczekać kilka dni. Gdy wyjdą korzonki, sadzonkę można przenieść do przygotowanej doniczki. Najlepiej pozyskać gałązki z rośliny ogrodowej lub kupić miętę na ryneczku czy w sklepie ze zdrową żywnością. Można wysiać ją także z nasion, natomiast ten proces wymaga sporo cierpliwości, zanim roślina odpowiednio wyrośnie. 

Trzeba też pamiętać, że najlepiej jest ścinać lub obrywać górne części gałązek, co sprawi, że mięta w doniczce będzie się rozkrzewiać na boki. Obrywanie liści od dołu do góry spowoduje ogołocenie rośliny.  


Źródło: homebook.pl, e-ogrodek.pl
Źródło zdjęcia: Al Kawasa/Unsplash
Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close