Gry planszowe i nie tylko 3 kwietnia 2022

Przygody Robin Hooda – recenzja gry przygodowej!

Tytuł: Przygody Robin Hooda
Autor: Michael Menzel
Wiek: od 10 lat
Liczba graczy: 2-4
Czas gry: ok. 60 min.
Wydawca: Galakta

Postaci Robin Hooda chyba nie muszę nikomu przedstawiać, gdyż nawet przedszkolaki słyszały o dzielnym bohaterze, który rabuje bogatych, a biednym oddaje. To taki nasz Janosik, tylko wcześniej i w dodatku w Anglii.

Istnienie Robin Hooda nie zostało potwierdzone przez źródła historyczne, jednak w każdej legendzie jest ziarenko prawdy. Dotychczas powstało mnóstwo powieści, poematów, a jego historia została także kilka razy zekranizowana zarówno na wielkim, jak i małym ekranie.  Na mnie największe wrażenie wywołał serial Robin z Sherwood z magnetyzującą i zapadającą w ucho muzyką zespołu Clannad, której nie mogło zabraknąć w trakcie rozgrywania Przygody Robin Hooda od Wydawnictwa Galakta.  Któż z nas nie marzył by zostać częścią wesołej kompanii?

 

Akcja gry Przygody Robin Hooda rozpoczyna się w Anglii w latach 1193, kiedy to Nottingham pod nieobecność Króla Ryszarda cierpi pod jarzmem złego księcia Jana i jego popleczników . To czas krwawych krucjat, z których niewielu dzielnych rycerzy wracało do ojczystej ziemi.  To czas podnoszenia podatków, by zrealizować kolejne zachcianki władzy, nie zawsze pożyteczne i słuszne. Robin powraca do ojczystej ziemi, gdzie staje na czele wesołej gromadki, która walczy o sprawiedliwość, wolność i prawdę.

Przygody Robin Hooda to gra przeznaczona dla dzieci w wieku od 10 lat, ale ośmiolatki z pomocą dorosłych poradzą sobie z zadaniami, które przed nimi staną w grze. Czas gry jest bardzo indywidualny, jednak warto założyć sobie około godziny na jeden scenariusz. W grę może grać od dwóch do czterech osób. 

W pudełku znajdziemy:

  • 5 figurek Robin Hooda
  • 5 figurek Lady Marion
  • 5 figurek Małego Johna
  • 5 figurek Willa Szkarłatnego
  • 3 figurki Guy z Gisbourne
  • 1 planszę (8 części w etui)
  • 1 księgę
  • 1 worek
  • 12 klepsydr
  • 1 figurkę barda
  • 1 strzałę
  • 1 figurkę kruka
  • 1 figurkę specjalną
  • 140 kostek

Przygotowanie rozgrywki

Przed rozpoczęciem gry nie czytajcie i nie zaglądajcie do instrukcji. Przede wszystkim otwórzcie księgę, ona wyjaśni, podpowie i przeprowadzi Was krok po kroku. Z każdym kolejnym scenariuszem niektóre zasady ulegają modyfikacji, więc księga pomoże Wam się nie pogubić w trakcie rozgrywki. 

Fot. Przygody Robin Hooda

Fot. Przygody Robin Hooda

Przygotujcie odpowiednie miejsce, by każdy gracz miał dobry dostęp do planszy, gdyż zajmie ona cały stół. Czasem podłoga jest najlepsza. Warto również na początku podzielić zadania pomiędzy dzieci, aby ich koncentracja zbytnio nie uciekała. Starsze dzieci mogą z powodzeniem czytać fragmenty w książce, a młodsze sprawdzą się w losowaniu z woreczka i dbaniu o jego odpowiednie wypełnianie w trakcie gry. 

Wcielacie się w role Robin Hooda i jego towarzyszy: Małego Johna, Lady Marion i Willa Szkarłatnego, by walczyć z niesprawiedliwością i odkrywać mroczne sekrety. W naszej rodzinie dość szybko padły decyzje kto jest Robinem, a kto Marion. Ja i mąż nie mieliśmy wyboru, pozostali nam John i Will. Po wyborze postaci, każdy z graczy otrzymuje pięć figurek swojego bohatera.

Łapcie zatem swój łuk i przyłączcie się do walki o sprawiedliwość i równość w tej familijnej grze kooperacyjnej.

Jak grać w Przygody Robin Hooda?

Przede wszystkim grajcie zgodnie z księgą przygód. To Wasz przewodnik, który przeprowadzi Was przez każdy etap wszystkich scenariuszy. Podjęte przez Was decyzje wpłyną na wygląd planszy i odkrywanie kolejnych sekretów oraz przebieg historii. To sprawia, że nie sposób ujawnić przed Wami dokładnego przebiegu rozgrywki. Wspólnie musicie zdecydować, w jaki sposób np. uwolnicie Małego Johna, odnajdziecie skrzynie ze złotem, czy odszukacie kowala. Jedynie podpowiem, że stóg siana jest ważny i nie wolno go zbagatelizować. 

Fot. Przygody Robin Hooda

Fot. Przygody Robin Hooda

Jak poruszać się po planszy? Każdy gracz otrzymuje pięć figurek ruchu swojego bohatera, każda z nich jest innej długości. Jeśli nie wykorzystacie najdłuższego kroku, możecie wrzucić białą kosteczkę do worka, która podwyższa Wasze szanse na sukces. 

Wraz z kolejnymi scenariuszami gracze otrzymują dodatkowe zdolności, jak np. Marion ma dodatkową figurkę kruka, a Will dodatkową figurkę ruchu.  

O kolejności ruchu decyduje losowanie krążków z woreczka. W takim woreczku znajdą się krążki w kolorach bohaterów, następnie czerwony, który zmusza nas do radykalnej zmiany na planszy, a później wraz z odkrywaniem kolejnych kart dojdzie jeszcze krążek w kolorze białym (dodatkowy ruch dla każdego gracza), szarym (dodatkowy ruch dla wybranego gracza) oraz fioletowy, który oznacza potyczkę z Guy z Gisborne. 

Plansza zgodnie z instrukcją w księdze przygód będzie zmieniała się w trakcie rozgrywki, a naszym zadaniem będzie np. odnalezienie bezpiecznego obozowiska wesołej gromadki, czy utworzenie zawieszonych leśnych ścieżek pomiędzy drzewami. 

Fot. Przygody Robin Hooda

Fot. Przygody Robin Hooda

Czas rozgrywki odmierzają klepsydry na księdze. Jeśli zostanie usunięta ostatnia z nich, gra dobiega końca i jednym słowem – przegraliście. Jednak nie martwcie się, możecie powtórzyć scenariusz, a księga przygód przeprowadzi Was przez zupełnie inną historię. Na powtórkę z rozgrywki nie ma tutaj szans, przed Wami nowe przygody. 

Fot. Przygody Robin Hooda

 

Przygody Robin Hooda, a nasze wrażenia

Przygody Robin Hooda to gra przygodowa, strategiczna i kooperacyjna oparta na zasadzie podręczników programowanych, o których więcej pisałam Wam tutaj. Zakochaliśmy się w niej już od pierwszego wejrzenia! Największe wrażenie zrobiła na nas plansza, która przypomina wielki kalendarz adwentowy. Zgodnie z przebiegiem gry i podjętymi decyzjami, będziemy odkrywać kolejne fragmenty, które ułatwią lub utrudnią nam rozwiązanie zadania. Przy pierwszych rozgrywkach jest to ogromna niespodzianka, co kryje się pod kawałkiem tektury. Wraz z kolejnymi scenariuszami będzie łatwiej, ale nadal plansza Was „zaskoczy”.

Ponadto „pamięta” ona Wasze wcześniejsze odkryte sekrety, a kolejny scenariusz wprowadzi Was do kolejnej rozgrywki. 

Fot. Przygody Robin Hooda

Fot. Przygody Robin Hooda

Kolejną perełką jest Księga Przygód, która na ponad dwustu stronach zawiera trzymające w napięciu opowieści i to właśnie ona przeprowadzi Was krok po kroku. Nie potrzebujecie żadnej instrukcji. 

Wykonanie gry jest na bardzo wysokim poziomie. Solidna plansza z grubej tektury przetrwała bez uszczerbku wszystkie nasze rozgrywki. Troszkę słabiej poradziły sobie wyjmowane tekturowe elementy, ale tylko na paru z nich widać ząb czasu. Ponadto drewniane elementy jak zawsze chwytają mnie za serce i tylko kosteczki mogły być nieco większe.

Fot. Przygody Robin Hooda

Fot. Przygody Robin Hooda

Losowość gry jest całkiem spora, co sprawia, że wcale nie tak łatwo wygrać. Przyznam, że czasem musieliśmy ukradkiem zajrzeć do woreczka, by mieć pewność, że wylosujemy białą kosteczkę. Jednak było to umocowane wyższą koniecznością opanowania emocji dzieci, które wczuły się w historię lepiej niż dorośli. 

Choć liczba scenariuszy w Przygodach Robin Hooda jest ograniczona, to pomimo przejścia całej gry, można rozegrać ją jeszcze raz, tym razem podejmując inną decyzję niż wcześniej. Dzięki temu będą czekały naszą gromadkę nowe przygody. Dla chętnych podobno są scenariusze w języku niemieckim, więc gra na pewno zagości dłużej w naszym domu. Z tłumaczem online nie ma już innych przeciwności.

Dla kogo jest gra Przygody Robin Hooda? Dla wszystkich żądnych przygody, zaskakujących zwrotów akcji, dobrej wspólnej zabawy i miłośników gier kooperacyjnych. 

Mały spojler. W pierwszej naszej rozgrywce Mały John uratował się sam, pewien stóg siana przydaje się w paru misjach. Pamiętajcie też, że warto dbać o morale i ducha nadziei, inaczej możecie marnie skończyć.

Udanych rozgrywek życzą Robin Hood i Lady Marion. =D

 

 

 

Fot. Przygody Robin Hooda

Fot. Przygody Robin Hooda

Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Galakta

 

Więcej informacji o grze znajdziesz na stronie GramywPlanszowki.pl | GwP https://gramywplanszowki.pl/gra/2112/przygody-robin-hooda

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
W szkole 31 marca 2022

Czego nie mówić nastolatkom?

Dogadanie się z nastolatkiem nie zawsze jest łatwe. Młodzi ludzie są bardzo wrażliwi, wręcz przewrażliwieni i jedno nieopatrznie rzucone przez nas zdanie może nieoczekiwanie zakończyć rozmowę. Czego nie mówić nastolatkom? Wbrew pozorom lista nie jest długa. 


Mówiłam, że tak będzie! 

Zdanie z lubością wypowiadane przez matki i znienawidzone przez dzieci w każdym wieku, jednak chyba przez nastolatki najbardziej. Okres dojrzewania to czas eksperymentów, wielu rzeczy młody człowiek musi się nauczyć na własnej skórze, nie może całe życie bazować wyłącznie na doświadczeniach rodziców. Nawet jeśli dziecku coś się nie uda, popełni błąd, coś zepsuje, zniszczy zawali, nie poddawajmy się chęci mówienia: „No ja wiedziałam, że tak będzie!”. Zamiast tego lepiej zapytać: „To co teraz?”. Młodzi ludzie są bardzo kreatywni i ich propozycja rozwiązania problemu może nas zaskoczyć. Jednym słowem: dajmy dziecku szansę! 

 

Uspokój się, nie jesteś małym dzieckiem! 

Wypowiedzenie takich słów do roztrzęsionego emocjonalnie nastolatka to chyba jeden z większych rodzicielskich grzechów. No i co z tego, że to nastolatek, skoro przechodzi właśnie intensywny okres dojrzewania i może mieć problemy z wyrażaniem emocji i panowaniem nad – często skrajnymi – reakcjami? Wbrew pozorom reakcje dwulatków i nastolatków nie są wcale tak bardzo różne. Także ich potrzeby wykrzyczenia złości są całkiem podobne. A tłumienie emocji to najgorsze, co możemy nakazać naszemu dziecku. Nagromadzone i tak kiedyś znajdą ujście, np. w anoreksji lub sięganiu po używki. 

 

Dopóki ze mną mieszkasz, masz się mnie słuchać! 

Te słowa najczęściej są przejawem bezradności ze strony rodziców i padają wówczas, gdy wszystkie racjonalne argumenty zawodzą. Trzeba jednak pamiętać, że nastolatek to stworzenie buntownicze i skłonne do nieprzemyślanych działań. Takie słowa mogą być impulsem do ucieczki z domu, zwłaszcza jeśli napięte stosunki między nim a rodzicami panują dłuższy czas. 

Oczywiście nie oznacza to, że nie możemy przydzielić dziecku żadnych domowych obowiązków. Mamy takie prawo i to nawet usankcjonowane Kodeksem Rodzinnym. Jednak młody człowiek potrzebuje pewnej niezależności – niech sam zdecyduje, do jakiej szkoły średniej pójdzie, jaki kolor mają mieć ściany w jego pokoju i ile kolczyków ma w uchu (albo, o zgrozo – w nosie!). Umiejętność podejmowania decyzji i ponoszenia konsekwencji tych nietrafionych jest bardzo przydatna w dorosłym życiu. 

 

Jesteś na to za młody! 

Fakt, są rzeczy, których nastolatkowie mówić, robić czy choćby nawet wiedzieć nie powinni, na wszystko jest odpowiedni czas. Na ogół jednak słowa te często mają przykryć zmieszanie rodziców, którzy nie umieją porozmawiać z dzieckiem na „trudne” tematy dotyczące np. antykoncepcji czy seksu. Niekiedy też są sposobem na odsunięcie w czasie rozmowy, bo chwila jest niesprzyjająca. 

Niestety nastolatek najpewniej poczuje się zlekceważony, a pytania drugi raz nie zada. Jeśli naprawdę nie chcemy teraz rozmawiać, trzeba się po prostu umówić na jakiś konkretny termin i dotrzymać go. 

 

Ja w twoim wieku… 

Jakby to miało jakieś znaczenie. Szczególnie teraz, gdy otaczająca nas rzeczywistość zmienia się z prędkością światła. Oczywiście, że okres dojrzewania naszych dzieci wygląda zupełnie inaczej niż nasz, ale czy to znaczy, że nastolatkowie powinni to jakoś odpokutować, zadośćuczynić nam? Przeprosić za to, że oni mają dotykowe smartfony, a my nierzadko nawet klawiszówek nie mieliśmy? No chyba nie tędy droga. 

Uczyliśmy się więcej? Byliśmy porządniejsi? Akurat. Hasło: „Co z tej dzisiejszej młodzieży wyrośnie” to chyba hymn każdego pokolenia. Ja w czasach szkolnych odpowiadałam: „Przyszłość narodu” 😉

Porównywanie młodości naszych dzieci i naszej jest zupełnie bez sensu. To mniej więcej tak, jak my mielibyśmy się z naszymi dziadkami porównywać. 

 

Dlaczego tylko czwórka, skoro inni dostali piątki i szóstki? 

Nie ma lepszej metody na podcięcie skrzydeł i dotyczy to nie tylko nastolatków. Zresztą przeciętny młody człowiek ze skłonnością do generalizowania (a każdy nastolatek ją ma) usłyszy co innego: „Jesteś beznadziejny, inne dzieci są lepsze, rozczarowałeś mnie”.  

Zamiast rzucać takie uwagi lepiej zastanowić się, czy wyższa ocena była w zasięgu dziecka i przede wszystkim – czy mu na niej zależało. Może czwórka jest dla nastolatka wystarczająca? To w końcu dobra ocena. 

 

Nie zajmuj się głupotami, musisz się uczyć i skończyć studia! 

Niegdyś faktycznie studia były przepustką do lepszego życia, dziś już niekoniecznie. Poza tym nie każdy musi je skończyć, by być w życiu szczęśliwym. A co, jeśli Twoje dziecko chce być krawcową lub hydraulikiem? Jeśli ma predyspozycje do pracy w zawodzie, który nie wymaga wyższego wykształcenia, pozwól mu na to. To jego życie, nie Twoje. No i wiek nastoletni to niekoniecznie najlepszy moment na planowanie kariery zawodowej. Wywieranie presji na dziecku jest kompletnie pozbawione sensu. 

 

Przede wszystkim jednak warto pamiętać, że nastolatek to nie małe dziecko i jeśli naprawdę chcemy się z nim porozumieć, musimy traktować go jak partnera w rozmowie, a nie z góry przyjmować dominującą pozycję. 

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Uroda 30 marca 2022

(Czy) Hybrydy i żele niszczą paznokcie – fakty i mity

Konflikt między zwolenniczkami a przeciwniczkami stylizacji paznokci trwa od dawna. Miłośniczki regularnie co 3-4 tygodnie robią sobie manicure i cieszą się zadbanymi, pięknie pomalowanymi paznokciami, natomiast oponentki  krzyczą, że „hybrydy i żele niszczą paznokcie!”. Jak to jest naprawdę? 

Hybrydy i żele niszczą paznokcie – człowiek niszczy, nie produkt! 

Czy hybrydy i żele rzeczywiście są szkodliwe? Teoretycznie NIE, jednak w praktyce wszystko zależy od człowieka, który wykonuje daną usługę, ponieważ to, czy zabieg stylizacji paznokci będzie bezpieczny, bezbolesny, czy uszkodzi skórki i paznokcie, zależy od sposobu wykonania, a nie od samego materiału.

Niezwykle ważna jest więc wiedza i umiejętności. Jeśli za stylizację paznokci weźmie się osoba, która nie ma o tym bladego pojęcia, albo obejrzała kilka filmików w Internecie i uznała, że ona już wszystko wie i potrafi to robić (bo przecież w tym  nie ma żadnej filozofii, ot zwykłe malowanie!), no to może wyrządzić sobie lub – co gorsza – komuś krzywdę. I nie mam tu na myśli brzydko nałożonego koloru czy krzywo opiłowanych paznokci.

Poprzez nieprawidłowe pracowanie pilnikiem, frezarką, dłutkiem albo cążkami można kogoś nieźle zranić, poszarpać skórki, przepiłować płytkę, a nawet oderwać ją od łożyska czy uszkodzić macierz, doprowadzając do trwałej deformacji. O wszelkich zakażeniach wirusowych i bakteryjnych nie wspominając!

Dlatego, jeśli zastanawiacie się, czy hybryda i żel niszczą paznokcie, to musicie wiedzieć, że nie produkt sam w sobie, a człowiek niszczy.

Dobrze przygotowane do zabiegu paznokcie, na które najpierw ktoś prawidłowo nałożył produkty, a później poprawnie je ściągnął, nie odczują wykonania tej usługi.

Hybrydy i żele niszczą paznokcie – winne bywają czasem klientki

À propos zdejmowania masy hybrydowej i żelowej…

Klientki bardzo często podważają, podgryzają, same spiłowują produkt albo nawet zrywają(!) materiał z paznokcia, doprowadzając tym samym do uszkodzeń płytki. Nierzadko później wmawiają swojej stylistce, że „to samo odpadło”. Sęk w tym, że doświadczona manicurzystka jest w stanie ocenić, kiedy materiał rzeczywiście sam odpadł, a kiedy został brutalnie zerwany, bo to widać gołym okiem.

Poprawnie wykonany manicure można regularnie powtarzać, ciesząc się zdrowymi i ładnymi paznokciami, bez konieczności dawania im czasu na… odpoczynek, podczas którego muszą… pooddychać – i tu właśnie dobrnęłyśmy do dwóch notorycznie powtarzanych przez różne panie mitów.

MITy na temat stylizacji paznokci

Paznokcie muszą odpocząć”  i „Paznokcie muszą pooddychaćguzik prawda!

Paznokieć to martwy wytwór naskórka, a skoro martwy to znaczy, że nie oddycha. Płytka paznokcia wszystkie niezbędne substancje czerpie z organizmu – poprzez macierz i łożysko. Dostęp do tlenu jest jej kompletnie niepotrzebny.

To samo dotyczy kwestii odpoczywania paznokci. Otóż paznokcie nie są zmęczone tym, że ktoś położył na nie hybrydę bądź żel. Paznokcie nie uprawiają sportu, nie muszą więc odpoczywać. Zresztą one cały czas odrastają, a więc produkty do stylizacji nie są nakładane ciągle w jedno i to samo miejsce. Przy każdej stylizacji paznokcie zostają opiłowane (skrócone), a nowa masa, nałożona na nową część paznokcia – mówiąc łopatologicznie.

Teraz przejdźmy do bólu i pieczenia w lampie UV…

Ból i pieczenie w lampie UV podczas utwardzania masy (najczęściej żelowej), nie oznacza szkodliwego jej działania na płytkę. To całkowicie normalne, ponieważ związane jest z polimeryzacją (utwardzaniem, przechodzeniem produktu ze stanu płynnego w stały), czyli zjawiskiem, w trakcie którego wydziela się ciepło. I to ciepło (odczuwane przez kilka sekund) odbieramy właśnie jako pieczenie. Intensywność tego odczucia to oczywiście kwestia indywidualna. I choć czynników wpływających na siłę nieprzyjemnych doznań jest co najmniej kilka, to jednak kluczową rolę odgrywa tutaj grubość naturalnej płytki – im cieńsza i słabsza, tym ból i pieczenie może być większe.

Na koniec wspomnę jeszcze o acetonie…

Osobiście nie używam acetonu. Masę żelową i hybrydową ściągam frezarką, bo jest to bezpieczniejszy i szybszy sposób – dlaczego?

Otóż paznokcie absorbują wodę i inne płyny/rozpuszczalniki (w tym aceton) dziesięć razy szybciej niż skóra. Łatwo można to zaobserwować podczas kąpieli – po mniej więcej minucie kontaktu z wodą skóra nie zdąży się jeszcze pomarszczyć, a paznokcie staną się już miękkie, bardzo giętkie i transparentne.

Tak nasączona płytka staje się więc narażona na urazy – złamania, pęknięcia, czy rozdwajanie. Dlatego wszelkie zabiegi (piłowanie, polerowanie, itp.) wykonuje się na sucho, kiedy paznokcie są twarde. Dotyczy to również stosowania acetonu, używanego czasem do ściągania masy hybrydowej.

Reasumując: hybryda i żel same w sobie nie szkodzą paznokciom. To człowiek je „psuje” poprzez nieumiejętne opracowywanie płytki, nakładanie i ściąganie masy. 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close