Pszczoły – zabijając jedno stworzenie, zabijasz całą przyrodę
Pszczoły nie kojarzą mi się najlepiej. Niestety mam alergię na jad pszczół i os (z innymi żądlącymi nie miałam przyjemności) i dobrze wiem, jak szybko można gnać na pogotowie, żeby dać się ukłuć pielęgniarce w dupsko, po użądleniu.
Jednak nie popadam w histerię na widok pasiastych owadów. Wydaje mi się, że im mniej gwałtownych ruchów, tym lepiej, nic złego zadziać się nie powinno. Z tego powodu dziwi mnie to, z jaką łatwością inni ludzie potrafią pacnąć biedną pszczołę, która trafiła do domu. Zdradzę Wam, że gdy tylko pszczoła przysiądzie na oknie, łapię ją delikatnie w ściereczkę, nie zaciskając na niej materiału, tylko wokół. W każdym przypadku udało mi się zwrócić wolność małemu intruzowi.
Można pomóc słabej pszczole
I te małe intruzy, choć coraz więcej się mówi o ich roli w przyrodzie, nadal mają niezasłużenie złą opinię. To, że ludzie je tłuką w domach to jedno, inną kwestią jest stosowanie chemii przez rolników tam, gdzie pszczoły mogą się znajdować. Skutki są okropne, całe ule pszczół wymierają. Same owady również słabną – niestety na własnym balkonie zauważyłam już kilka sztuk. Były zdezorientowane, osłabione, nie latały, chodziły jedynie w kółko. Nie wiedziałam, że można im pomóc, żeby wróciły do swojego ula. Po prostu odkładałam każdą z nich na kwiaty, jednak z tym samym skutkiem – owady umierały. Dopiero przed kilkoma dniami dotarła do mnie infografika, z której wyczytałam, że trzeba takiej słabiutkiej pszczole podać na łyżce cukier rozpuszczony w odrobinie wody, a jeszcze lepiej – podsunąć miód. Po takim posiłku owad powinien odzyskać siły i wrócić do swoich. Na przyszłość będę wiedziała, co robić, Wy już też.
Umrą pszczoły, umrze przyroda
I teraz powiem Wam, dlaczego o tym piszę. Kondycja pszczół w naszym pięknym kraju nie jest dobra. Pszczół jest coraz mniej, ekolodzy i naukowcy biją na alarm, że to się może skończyć tragedią. Jeśli nie przemawiają do Was takie apele, przytoczę przykład katastrofy, która już się dokonała w Chinach. Tam, w prowincji Hanyuan pszczoły wyginęły. Każdej wiosny, gdy grusze obsypują się kwiatami, zamiast pracowitych pszczół, do drzew podchodzą sadownicy i sami zapylają kwiaty. I nie dzieje się to w ciągu kilku minut. Chińczycy do żeńskich kwiatów wsypują wysuszony pyłek, który wcześniej ręcznie zdejmują z kwiatów męskich. Tzw. zapylacze wchodzą po drabinach nawet na wysokość czterech metrów, by wykonać swoje zadanie. Proste? Może dla pszczół.
Gdyby nie praca ludzi-zapylaczy, drzewa w Hanyuan nie rodziłyby owoców. Może jednak my nie powtarzajmy błędów innych i zadbajmy o pracowite stworzenia odpowiednio? Naukowcy szacują, że aż ⅓ produktów, które spożywamy, zależy od pracy pszczół. Wyobraźcie sobie, że to, co dzieje się w jednej chińskiej prowincji mogłoby objąć cały świat. To będzie ekologiczna katastrofa.