W drogę!
Sprzątanie przy dziecku to jak mycie zębów w trakcie jedzenia – uświadomiła mi koleżanka blogerka. Miała rację. Niby moje dziecko nie takie małe, niby rozumie, ale co z tego? Ja sprzątam ona się bawi, wystarczy chwila mojej nieuwagi i już podłoga zasypana zabawkami, a w planach odkurzanie, ratunku! Dosyć, tak być nie może, nie chcę, nie, nie, nie, sio dziecko, wynoś się na dwór bo ja chcę sprzątać, a jak posprzątam to pójdziemy na spacer.
– Długi?
– Jasne, będziesz chciała to długi, ale teraz idź na dwór.
Mam ten luksus, że mam podwórko, nie muszę się martwić, widzę ją przez okno cały czas. Poszła. Nie żeby nie pukała co pięć minut w drzwi, nie ma tak dobrze, ale w końcu się rozkręciła i zajęła sama sobą. A ja? Nie wiedziałam, a raczej zapomniałam, że czterdzieści minut to naprawdę dużo czasu i można mnóstwo zrobić. Przecież przy dziecku te same czynności trwają dwie godziny! I to nawet nie dlatego, że mi dziecko złośliwie przeszkadza, cóż znowu, moja córeczka mi pomaga! No tylko tempo jakby wolniejsze niż moje. Nie wyganiam, nie zabraniam, niech się wdraża w obowiązki, im szybciej tym lepiej. Ale czasem mam ochotę sprzątnąć szybko i nie marnować soboty.
– Już wychodzisz?
– Tak prawie, jeszcze tylko węgiel przyniosę, chodnik wytrzepię i już się ubieram.
Ubrałam się.
– To dokąd idziemy?
– Na długi spacer.
– Dobrze, to prowadź.
Wychodzimy z bramy, Duśka decyduje, że idziemy w lewo, niby słusznie, dalej od głównej ulicy, ale jakie błoto! Ale dobrze, wiem z doświadczenia, że za zakrętem już będzie lepiej, to tylko przy zabudowaniach tak źle wygląda.
Na pierwszym skrzyżowaniu Duśka chce skręcać w lewo, domyślam się dlaczego, ostatnio szła tą trasą z tatusiem, ale w lewo błoto nie do przebrnięcia, nie ma szans. Przekonuję, ją że lepiej iść prosto, tam jest sucho.
– No dobrze, jak chcesz to chodźmy prosto.
Dzięki Ci Boże za takie zgodne dziecko! Idziemy.
– Zobacz wrony! Jak dużo!
No dużo, jedno stado, za nim kolejne, czyżby już od nas odlatywały? Super, znaczy wiosna idzie! Skręcamy w kolejną suchą ulicę, domy, przy domach zjeżdżalnie, huśtawki, każde dziecko ma swoją – gdzie się podziały place zabaw? Jakoś nam wymarła okolica, mojego placu zabaw z dzieciństwa już nie ma, został porośnięty krzakami i chwastami plac – śmietnik. Przykre.
Ulica zmienia się w leśną drogę, niby ciągle jest to ulica, ale po lewej las, po prawej las… Miło, cicho.
– Zobacz jakie paprochy drzewiaste, jak tu brudno.
No brudno, też uważam, że lasy liściaste powinny być grabione na jesieni, ale jakoś nikt się za to nie łapie, nie wiem czemu.
– A co będziemy robić jak wrócimy do domu?
– Zjemy obiad i obejrzymy skoki.
-To jak będzie skakał Jasiek Ziobro to ci powiem, dobrze?
– Dobrze kochanie.
Przypominają mi się wczorajsze kwalifikacje, patrzyłam jednym okiem, od niechcenia poprosiłam dziecko żeby mi powiedziało jak będą Polacy skakać. Za chwilę usłyszałam – mamusiu, Jasiek Ziobro skacze, poznałam po kasku!
– Chciałabym żeby już była wiosna mamusiu.
– Ja też bym chciała, już niedługo kochanie.
Idziemy dalej, właściwie nie rozmawiamy, Duśka milczy, dziwne, na ogół buzia jej się nie zamyka. Nie zagaduję jej, korzystam z chwili spokoju, przecież wiem, że w domu mnie zagada na przysłowiową śmierć.
Skręcamy na teren dawnego szpitala, ciekawa jestem, kto w ogóle pamięta, że tu był szpital, już dwadzieścia lat jak go nie ma. Podobno teren wykupił miejscowy przedsiębiorca wielobranżowy. Mam tylko nadzieję, że nie wybuduje tu żadnego marketu. Niby teren leśny, ale nie łudzę się, wystarczyłoby postawić Biedronkę czy innego Lidla żeby się pół naszego miasta i okolic zjechało. Oby nie.
Po raz kolejny przekonuję Duśkę, że nie możemy iść tam gdzie ona chce, bo tam jest błoto. Wychodzimy na ulicę, hałas, uciekamy w bok przy pierwszej okazji. Jednak te leśne drogi są całkiem przyjemne.
Retrospekcja mnie dopada. Kiedy ja tu ostatni raz byłam z dzieckiem? Chyba jak ją w wózku woziłam i to nie w spacerówce a w głębokim. Po co? No właśnie, po co ja z nią chodziłam? Przecież mogłam postawić wózek pod drzewem, dziecku wszystko jedno. Na początku tak robiłam, raz że za słaba byłam na długie spacery z wózkiem, dwa – wydawało mi się, że mogę ten czas wykorzystać jakoś produktywnie. Zmądrzałam. Spacer z maleństwem nie jest dla dziecka, jest dla matki. Chodziłam z nią po tych leśnych drogach i odpoczywałam. Po prostu sobie szłam i było dobrze.
Dziś sobie idziemy razem. I też jest dobrze. Nie rozmawiamy, odpoczywamy, delektujemy się ciszą, cudownie jest. Trzeba korzystać, bo jak się ociepli to znowu będziemy chodzić na plac zabaw do parku, gdzie o ciszy i spokoju nie ma co marzyć.
Kierujemy się w stronę domu. Powrót na ziemię jest bolesny. Na ulicy grupa gimnazjalistów słucha muzyki z telefonu. Przepraszam, pomyliłam się. Tego czegoś nie da się nazwać muzyką, to nawet koło muzyki nie leżało. A było tak miło, tak cicho. Co to za głupia moda robić publiczny hałas?!
Mijamy ich szybko i wracamy do domu, posprzątanego na szczęście. Możemy spokojnie zjeść obiad i delektować się sobotnim popołudniem.
Zastanawiacie się czy na co dzień nigdzie nie wychodzimy, że tak się rozczuliłam nad spacerem? Ależ wychodzimy, do sklepu, do klubu, na pocztę, do banku, na bazar, do biblioteki, do znajomych. Z naszego końca świata wszędzie jest daleko, każda wyprawa jest jednocześnie spacerem. Dziś miałyśmy spacer bez celu, daawno tak nie było 😉
A jutro znowu pójdziemy na spacer.
Przeszłyśmy około trzech kilometrów, dziecko nie zamiauczało, myślę, że to dobra wróżba na sezon letni, tyle dróg przed nami!
I mamy kawałek dnia z życia mamy z dzieckiem :).
Fajny taki spacer.
Fajny, fajny 😉 Następny był dłuższy – 4,5 km, jeszcze fajniejszy bo dwa strumyki po drodze 😉
A w strumyku woda i różne żyjątka… i tak patrzeć godzinami można! Mnie los nagrodził Sanem kilkaset metrów od domu. Spacer nad rzeką nigdy się dzieciom nie nudzi!
Pozostaje mi zazdrościć bo my nad te strumyki to kawałek mamy, no i zawsze co rzeka to rzeka. Ale co racja to racja, na wodę można patrzeć godzinami 😉
Zapraszam na weekend do nas 🙂 A tak naprawdę to uważam, że szczęśliwi są ci, którzy mają przyrodę za oknem…
Och, żebyś bliżej mieszkała!
Za oknem mam las, dzięcioły, kowaliki, sójki, wiewiórki, nie tak źle 😉 Ale ja jestem wodne stworzenie, jeziorem za oknem bym nie pogardziła 😉
Z którego zakątku Polski jesteś?
Z Mazowsza 😉 Mieszkam w Mazowieckim Parku Krajobrazowym 😉
Toż to rzut beretem 😉 jakieś 500 km 😉
No fakt, na moją wymarzoną Nową Zelandię duuużo dalej 😉
Super! Też uważam, ze spacery są dla mam. Jak Zosia była malutka, my się przeprowadziliśmy, była moją przepustką, żeby wyjść z domu, zrelaksować się, a nawet – poznać nowych sąsiadów 🙂 Teraz już widzę radość w jej oczach, kiedy się zabieramy za szykowanie na spacerek 🙂
i mam nadzieję, że będziemy miały okazję na nóżkach równie piękne spacery odbywać 🙂
Na nóżkach jest fajniej, z wózkiem nie wszędzie się wejdzie 😉 I w ogóle dziecko im starsze tym fajniejsze, codziennie się o tym przekonuję!
a tak tak… ale my mamy 8 miesięcy i sobie na razie na 4 drałujemy 🙂 to po dworze jeszcze nie da rady. Za to w chuście też chodzimy i wszędzie się da 🙂
I na czterech się da po dworze, tylko jeszcze nie teraz 😉 Przerabiałam to błoto na kolanach – bezcenne 😀
🙂 jak już trawka trochę wyrośnie to pewnie. Ostatnio nawet na placu zabaw ją posadziłam, ale po dróżkach nie pochodzi. Zanim się zrobi ładnie cieplutko, to już pójdzie wydaje mi się, bo już się podnosi, choć pewnie nie raz będzie wygodniej na 4 😀
Oj tak, jest taki czas, że na czterech szybciej i łatwiej, nawet jak się umie na dwóch 😀 Już niedługo będzie cieplutko 😉
ja się pochwalę, że mam w okolicy domu rzekę, na której bobry sobie harcują… niesamowite, że te niewielkie zwierzęta potrafią powalić ogromne drzewa- taki spacer to lekcja przyrody dla mnie i dla Małej 🙂 pozdrawiam!
Oglądałam bobrowiska na Mazurach i teraz to mnie skręciło z zazdrości! Również pozdrawiam!
Marzenia,taki spokojny, cudowny spacer w ciszy
Marzenia do spełnienia 😀
Yhy chyba jak sama pójdę sobie na taki spacer 🙂
A to też jest dobra opcja, jeśli tylko ma się z kim dziecko zostawić 😉