Czy dziecko musi jeść mięso?
Czy dziecko musi jeść mięso? W tym roku minęło dwadzieścia pięć lat, odkąd ja rozstałam się z mięsem i mniej więcej sześć, odkąd nie je go moja dziesięcioletnia córka. Jesteście ciekawi, co z tego wynikło?
Czy dziecko musi jeść mięso?
Kiedy mniej więcej czteroletnia Duśka oświadczyła mi, że skoro ja nie jem mięsa, to ona też nie chce, w pierwszej kolejności spytałam o zdanie lekarza. Nasza rodzinna pani doktor zdobyła moje zaufanie już w pierwszym roku życia Duśki, więc i teraz zaufałam jej osądowi. Otóż zdaniem pani doktor, jeśli uda się stworzyć odpowiednio zbilansowaną dietę, dziecko może nie jeść mięsa. Trzeba tylko regularnie robić badania i pilnować poziomu żelaza, bo to spada jako pierwsze, gdy się odstawi mięso.
Dlaczego moje dziecko nie je mięsa?
Skłamałabym, gdybym powiedziała, że to była moja decyzja i że jako zdeklarowana wegetarianka nie wprowadziłam dziecku mięsa do diety. Otóż wprowadziłam. Nauczyłam się gotować mięso, ba – nauczyłam się nawet je kupować! Nawiązałam kontakty handlowo-towarzyskie ze sprzedawcą mięsa na naszym rodzimym bazarze i zawsze miałam dla Duśki świeżutkie polędwiczki wieprzowe. Nie wiem dokładnie, co to znaczy, ale były nietłuste i nieżylaste, więc chyba w porządku?
Oprócz tego gotowałam też jakieś warzywne zupki i wiecie co? Te bez mięsa zjadała bez mrugnięcia okiem, te mięsne… hmm… tatuś kończył 😛 Podobnie było ze słoiczkami – bezmięsne w całości i natychmiast. Mięsnymi pluła. Geny? Czy może fakt, że nie jadłam mięsa w ciąży miał na to wpływ?
Mój stosunek do mięsa jest, jaki jest. Krótko mówiąc – negatywny. Po prostu to, co teraz można kupić w sklepach, nawet tych rzekomo lepszych, moim zdaniem nie zasługuje na miano mięsa. To jakiś substytut, który może przez chwilę koło mięsa leżał, a może i nie. Sporo zmieniło się już na etapie hodowli zwierząt. Kiedyś krówki po łące chodziły, trawkę jadły, spokojnie przeżuwały, ogonem od much się ogarniały, a teraz? Stoją w boksie, paszę jedzą, mleko dają, a na koniec i tak idą do ubojni. Nie przekonuje mnie to. Z wieprzami jest podobnie, aczkolwiek one po łąkach nigdy nie biegały. Ale obawiam się, że pokrzywy z obierkami nikt już im nie tłucze. Nie te czasy… Nie widzę nic wartościowego w mięsie, więc przemocą dziecku nie wmuszam. Tyle.
Mięso w diecie dziecka, czy na pewno jest zdrowe?
Moim zdaniem, nie, bo to nie to mięso, co kiedyś, ale mnie wierzyć nie musicie. Podparłam się więc wujkiem Google, który uczynnie podpowiedział mi, że w dobie obfitości jedzenia w sklepach i suplementów diety w aptekach, dzieci bardzo rzadko cierpią na niedobory składników odżywczych (problemem, o ile można to tak nazwać, są dzieci niedożywione, pochodzące z biednych rodzin), natomiast często cierpią na nadmiary. Najczęściej w diecie dziecka jest za dużo cukrów prostych, tłuszczy oraz właśnie białka zwierzęcego, które wcale nie jest takie zdrowe, jak można by przypuszczać. Ponoć nadmiar owego białka może być rakotwórczy. Nie panikujcie, „może” nie znaczy „musi”. Niemniej jednak warto trochę przystopować, jeśli dziecko je mięso trzy razy dziennie. Ponadto nadmiar białka zwierzęcego podnosi poziom cholesterolu.
Białko zwierzęce, czy na pewno jest niezbędne w diecie?
Przede wszystkim trzeba pamiętać, że organizm ludzki nie przyswaja białek. Tak po prostu – nie. Potrzebujemy nie tyle białek, ile znajdujących się w nich aminokwasów. To z nich organizm sam sobie buduje białka. A aminokwasy są nie tylko w białku mięsnym, roślinnym też. Różnica polega jedynie na tym, że białka mięsne na ogół zawierają wszystkie niezbędne aminokwasy, białka roślinne wybiórczo i dlatego trzeba się trochę napracować przy komponowaniu diety. Poza tym warto pamiętać, że białko zwierzęce, to też mleko, ser, jaja, ryby… Ryby moje dziecko je. Ja też. To taki kompromis. Chociaż ostatnio coś mi płakała, że nie chce jeść ryb, bo one kiedyś pływały… będzie dorosła, przejdzie na weganizm jak nic!
Dieta wegetariańska u dziecka, a wyniki krwi
No i tu Was zaskoczę. To moje dziecię, które nie dość, że nie je mięsa, to w ogóle je niewiele i raczej wybiórczo, ma zdecydowanie lepszą morfologię niż ja, która staram się, by na moim talerzu nie brakowało zarówno jaj, ryb, jak i warzyw i owoców. Co nie znaczy, że lekceważę dietę mojego dziecka. Podsuwam owoce, soki, produkty sojowe (no wiecie, to białko roślinne jednak się przydaje), ale przymykam oczy na słabość do kajzerek. Badamy się regularnie. Sporo też rozmawiam z Duśką na temat jej zmieniających się potrzeb w kontekście okresu dojrzewania. Dajemy radę. Bez mięsa.