Rzadko czytam blogi parentingowe. W zasadzie teraz to został mi tylko jeden, który śledzę stale, drugi zawiesił swoją działalność (Magda wiedz, że brakuje mi Ciebie w blogosferze!) a na trzecim niewiele się dzieje. Czasem ktoś udostępni ciekawy jego zdaniem link na Facebooku i właśnie w ten sposób trafiłam do Matki Prezesa, ale jak się zorientowałam autorem wpisu był Ojciec. Niech i tak będzie, dyskusje z mężczyznami są na ogół bardziej porywające. Ehh, ten kipiący testosteron…
Otóż drogi ojcze na szczęście nie mojego dziecka… Dlaczego na szczęście? No cóż, nie chciałabym, żeby moje dziecko odziedziczyło po Tobie Twoje egoistyczne i bezduszne geny. Otóż więc drogi ojcze, przeczytałam Twój tekst dwa razy i nie znalazłam niczego, naprawdę NICZEGO z czym mogłabym się zgodzić.
Być może brakuje Ci empatii, a może wyobraźni, nie wiem. Gdybyś miał choć odrobinę jednego bądź drugiego potrafiłbyś wczuć się w sytuację ojca, któremu właśnie odebrano dzieci. I daruj sobie uwagi, że patologia, lenistwo i takie tam głupoty, bo ojciec pracował, starał się, niestety koszty życia go przerosły. Bieda nie jest tożsama z patologią, za to domy dziecka są całkiem dobrą wylęgarnią tejże. Mówisz, że mógł nie mieć tyle dzieci? Pewnie mógł. Ale podziwiam go za to, że je ma. Tak, naprawdę podziwiam. I zazdroszczę. Ja tyle nie mam i już nie będę miała. Nie masz też bladego pojęcia w jakiej był sytuacji, kiedy się na te dzieci decydował. Niestety fortuna kołem się toczy.
Tak więc ten ojciec pracujący, zarabiający, a więc i podatki płacący w sytuacji dla jego rodziny dramatycznej na pomoc państwa liczyć nie może. Jego podatki pójdą na utrzymanie domu dziecka bądź rodziny zastępczej. A wiesz dlaczego? Bo nikt go nie pyta, na co mają iść. Ciebie też nikt nie pyta. Jedyne czym możesz dysponować to nędzny 1% Twojego podatku. I naprawdę nikogo nie obchodzi, czy chcesz wspierać biedne rodziny wielodzietne, czy wolisz elyty rządowe. Mnie też nikt nie pyta niestety. A ja na przykład jestem przeciwna finansowaniu z budżetu państwa partii politycznych. Niech się utrzymują ze składek. Nie dają rady? Trudno. Nie mój problem. Zdecydowanie wolałabym dołożyć do garnka głodującym dzieciakom.
A wiesz dlaczego biedne rodziny mają postawę roszczeniową wobec państwa? Bo to polityka państwa doprowadziła do takiej sytuacji, że pracy po prostu nie ma. Koszty pracy są tak duże, że pracodawcom nie opłaca się ich tworzyć. A jeśli już coś stworzą to na umowę śmieciową, bo tak jest bezpieczniej. Nie dziwię się im, trzeba być szaleńcem żeby w dzisiejszych czasach dać komuś etat. Szczególnie jeśli się ma niewielki biznesik. Skoro więc państwo lekką ręką wyprzedało cały przemysł, to niech państwo łaskawie powie teraz obywatelom jak mają utrzymać rodziny.
Przeszkadzają Ci strajkujący? Ja się cieszę, że ludzie mają odwagę upominać się o swoje. Jak Belgowie wyszli na ulicę to cała Europa im klaskała, ale w Polsce zawsze musi być odwrotnie. Jakbyśmy mogli to byśmy się pozagryzali, żeby tylko ten drugi nie dostał o jednego cukierka więcej. Ale to Polska właśnie – godzimy się na kosmiczne diety posłów, godzimy się nawet na odprawy jakie dostają po zakończeniu kadencji (pokaż mi łaskawie inny zawód gdzie pracownik po wygaśnięciu umowy na czas określony dostaje odprawę), ale nie godzimy się pielęgniarkom dać 700 złotych więcej bo niby z jakiej racji. Zanim powiesz, że nikt nie kazał być pielęgniarką pozwól mi zauważyć, że jest to zawód bardzo potrzebny. O wiele bardziej niż minister czy prezes czegokolwiek. Podobnie jak potrzebne są kasjerki w hipermarketach. Można mówić, że nikt im na kasie siedzieć nie każe, ale spróbuj zrobić zakupy jak żadnej nie będzie. Pracują, więc za swoją pracę powinny dostawać tyle, żeby starczyło na godne życie. Tak samo rzecz się ma w przypadku rolników, górników, kierowców, maszynistów a nawet pracowników kompletnie niewykwalifikowanych. Oni też wykonują pracę, może mało ambitną ale potrzebną, płaca się należy. Płaca, nie jałmużna.
W krajach mądrzejszych od naszego istnieje prawdziwa polityka prorodzinna. Tam płaci się rodzicom za to, żeby powoływali do życia i wychowywali dzieci, im więcej dzieci tym większa kasa. I to naprawdę kasa, a nie grosze. A wiesz, dlaczego? A otóż dlatego, że jest to prosta ekonomia, państwo utrzymuje dziecko powiedzmy dwadzieścia lat, w zamian dziecko kolejne czterdzieści pracuje i płaci podatki. Czysty zysk. Od razu mówię, nie wierzę, że te dzieci pójdą w ślady rodziców i będą płodzić kolejne pokolenia tylko po to, żeby brać zasiłki. Po prostu nie leży to w ludzkiej naturze. Są tacy co będą brali, są tacy co będą pracowali. Bo jakby nie patrzeć, pracować się opłaca, mamony więcej. U nas jest tylko „polityka prorodzina” – głośno krzyczy się, że rodzi się coraz mniej dzieci, ale rodzinom, które decydują się mieć tych dzieci dużo (a więc spełniają postulaty miłościwie nam panujących) rzuca się kłody pod nogi i żałosne ochłapy w postaci zasiłku rodzinnego na pociechę.
Z Twoich słów przebija cynizm, otóż wiedz więc, że ja też potrafię być cyniczna. I w tym momencie cynicznie pytam: po co ratować wcześniaki? Widać natura ma wobec nich inne plany. A koszty ratowania wcześniaków są przeogromne. Nie lepiej wydać te pieniądze na zdrowe dzieci? Więcej żłobków, więcej przedszkoli, wyższe zasiłki macierzyńskie i wychowawcze. Więcej ludzi zdecyduje się na dzieci, będzie kto miał pracować na nasze emerytury. Czyż to nie brzmi logicznie?
P.S. Ponieważ wybuchła niezdrowa sensacja wokół ostatniego akapitu chciałam zauważyć, że gdyby los dzieci był mi obojętny to ten tekst nigdy by nie powstał. Nie jetem przeciwna ratowaniu wcześniaków, jestem jak najbardziej za! Cyniczne zakończenie było odpowiedzią na cyniczny tekst pana Artura, proszę się w nim niczego więcej nie doszukiwać.
To Grześ wpadnie na galaretkę 🙂
Pomysłowe podanie galaretki 🙂 Muszę spróbować
moje dzieci uwielbiają galaretkę i bardzo dziękuję za pomysł, na pewno zrobię !!!!
super , dzięki za pomysł
Zrobię na walentynki dzieciom uwielbiają galaretki