Modyfikacja tego genu zmieni życie wielu ludzi. Sprawdź, czy chodzi także o Ciebie
Wiedziałam! Wiedziałam, że to nie jest wina mojego charakteru, lenistwa, widzimisię, wygodnictwa i kaprysu. Normalnie czułam przez skórę, że jest w tym jakiś głębszy sens. Teraz wiem, że to gen ABCC9 odpowiada za moje specyficzne potrzeby. A dokładniej jedna z odmian owego genu.
No dobra. Tak bardzo specyficzne to one nie są. Może się nimi pochwalić co piąta osoba w Europie. Nie wiem, czemu akurat Europejczyków tak dokładnie przebadali. Może akurat byli pod ręką. W końcu to niemieccy naukowcy dokonali przełomowego odkrycia.
Naukowcy to w ogóle ciekawa grupa społeczna. Nie jedzą, nie śpią, nie mają czasu dla rodziny, tylko zgłębiają mroczne tajemnice czegoś tak małego, że gołym okiem nie widać. Mało tego! Zanim zaczną zgłębiać owe tajemnice, to najpierw wymyślają, że takie coś w ogóle może istnieć, a potem zaczynają szukać! A jak już znajdą, to trzymaj się kto może.
No i ci niemieccy naukowcy odkryli, że istnieje coś takiego jak „gen śpiocha”. Nie, nie wygłupiam się. Mówię serio. Są ponoć osoby (ja do nich na bank należę!), które potrzebują więcej snu niż reszta ludzkiej populacji, a poranna pobudka jest dla nich niczym senny koszmar.
Jeśli nie macie ochoty wierzyć niemieckim naukowcom (no wiadomo, oni w dziejach historii różnych rzeczy się doszukiwali i różne eksperymenty czynili), to może autorytety z Pensylwanii będą bardziej przekonujące? Tamtejsi naukowcy odkryli gen o jeszcze bardziej skomplikowanej nazwie – DQB1*0602. Ich zdaniem ma go co czwarta spacerująca po ziemi osoba. I co się okazuje? Posiadacze owego genu mają krótszą fazę REM, ich sen jest płytszy, budzą się niewyspani i są ogólnie niezadowoleni, że muszą wstać (znowu – wypisz wymaluj ja i moje dziecko).
Naukowcy jak to naukowcy. Jak już coś odkryją, to zaraz się zastanawiają, jakby to odkrycie wykorzystać i dzięki temu przedłużyć badania o kilka kolejnych lat. Może nawet jakieś granty na to dostaną, jak dobrze umotywują potrzebę badań? Wyizolowanie genu snu to dla nich za mało. Teraz zamierzają prowadzić badania w celu wyłączania owego genu. Jak im się powiedzie, to może w ogóle nie będziemy potrzebowali snu? Albo będziemy spać tyle, na ile czas nam pozwoli? W sumie byłoby to bardziej sprawiedliwe niż teraźniejsze wyznaczniki długości snu. Tak wiem, natura wie najlepiej i nie powinniśmy w nią ingerować. I wiem też, że wszystko da się wykorzystać w dwojaki sposób. Może uda się ograniczyć ilość snu osoby, która śpi 11 godzin na dobę (ponoć tyle spał Einstein), ale może też uda się „przy okazji” pozbawić snu więźniów i zagonić ich do katorżniczej pracy. No ale… jest ryzyko, jest zabawa. Ja tam nie miałabym nic przeciwko temu, żebym budziła się wyspana i gotowa do pracy. Bo teraz to ten… nawet jeśli budzik obudzi mnie o nieludzko wczesnej szóstej rano, to mój mózg i tak nie podejmie pracy umysłowej przed dziesiątą. Normalnie tracę cztery godziny!
Tak więc, jeśli trafi się jakaś grupa naukowców, która zechce na mnie poeksperymentować, to ja jestem jak najbardziej za. Jeśli im się uda, to będę bardziej produktywna (nie mam nic przeciwko!), a jeśli zrobią coś odwrotnie, to przynajmniej wyśpię się za wszystkie czasy.