Zdrowie 11 stycznia 2024

Jak często należy wykonywać mammografię po leczeniu raka piersi?

Jak wynika z badania brytyjskich naukowców kobiety w wieku 50 lat i starsze, które przeszły leczenie raka piersi i po trzech latach są od niego wolne, mogą wykonywać ją rzadziej niż raz w roku wobec obecnie zalecanego w tym kraju schematu – coroczne badanie przez pięć lat, a następnie co trzy lata. W Polsce po przebytej chorobie zaleca się wykonywać mammografię raz do roku.

Harmonogram badań kontrolnych u kobiet, które przebyły leczenie z powodu raka piersi od wielu lat jest przedmiotem licznych kontrowersji i dyskusji.

„Z jednej strony wiadomo, że u pewnego odsetka pacjentek dojdzie do nawrotu raka piersi, co wielu onkologów skłania do optowania za wykonywaniem częstszych badań kontrolnych, z drugiej  jednak należy pamiętać o negatywnym wpływie obciążających badań kontrolnych na poczucie zdrowia u pacjentek po leczeniu raka piersi. Nie bez znaczenia są także obciążenia dla budżetów ochrony zdrowia” – zwróciła uwagę prof. Agnieszka Jagiełło-Gruszfeld z Kliniki Nowotworów Piersi i Chirurgii Rekonstrukcyjnej Narodowego Instytutu Onkologii w Warszawie.

Chorym na raka piersi po ukończeniu leczenia zaleca się wykonywanie mammografii raz do roku celem wykrycia ewentualnej wznowy miejscowej i drugiego nowotworu piersi. Obecne wytyczne amerykańskie zalecają coroczne badania przesiewowe bez przerwy, natomiast wytyczne brytyjskie – coroczne badania przesiewowe przez 5 lat, a następnie co 3 lata.

„Należy wspomnieć, że wielu ekspertów podkreśla, że wizyty i badania kontrolne >>na życzenie<< wydają się równie skuteczne, jeśli chodzi o wykrywanie wczesnego nawrotu, jak wizyty u onkologa prowadzone zgodnie z góry założonym harmonogramem. Chodzi tu jednak głównie o nawroty odległe, a nie o wykrywanie raka drugiej piersi lub raka w piersi po leczeniu oszczędzającym” – powiedziała w rozmowie z Serwisem Zdrowie prof. Jagiełło-Gruszfeld.

Brytyjscy naukowcy na zlecenie rządu przeprowadzili badanie, które miało rozstrzygnąć, czy po zakończeniu leczenia po trzech latach corocznego wykonywania mammografii można bezpiecznie wykonywać ją rzadziej. Ich zdaniem do wznowy lub rozsiewu raka piersi najczęściej dochodzi bowiem w trakcie pierwszych trzech lat po zakończeniu leczenia.

W tym celu brytyjscy naukowcy przebadali 5235 kobiet po 50. roku życia po ukończeniu leczenia z powodu raka piersi. Zauważono, że po blisko 9 latach obserwacji do wznowy nowotworu doszło u 7 proc. kobiet. Nie zauważono istotnych różnic w czasie przeżycia pomiędzy obiema grupami chorych. Naukowcy twierdzą, że ich odkrycia powinny zmienić dotychczasową praktykę.

„Zamiast co roku robić mammografię przez wiele lat, po trzech latach od operacji i po przejściu leczenia za pomocą podstawowej mammografii możemy ponownie zająć się tymi pacjentkami w ramach programu badań przesiewowych, zwłaszcza w przypadku pacjentek po mastektomii” – przyznała na łamach MDeddge.com dr Janet Dunn, która przedstawiła wyniki badania na sympozjum na temat raka piersi w grudniu 2023r. w San Antonio.

Zdaniem lekarzy powinno się wziąć pod uwagę potencjalny wpływ tak częstych badań na zdrowie psychiczne.

„Kobiety, które poddają się mammografii w oczekiwaniu na wyniki, są znacznie bardziej zaniepokojone, jeśli chorowały już na raka piersi, niż te, które właśnie przeszły normalne badania przesiewowe. Odejście od tak częstych badań zmniejszyłoby ten niepokój. Zmniejsza także koszty – po prostu zmniejszamy obciążenie całego systemu opieki zdrowotnej” – stwierdza dr Dunn.

Wyniki przedstawione przez Janet Dunn w San Antonio w grudniu 2023 r., wskazują na to, że nie ma potrzeby wdrażania bardziej intensywnego programu przesiewowych badań mammograficznych u kobiet, które wcześniej chorowały na raka piersi po upływie pierwszych dwóch lat od leczenia.

„Jest to kolejny dowód na to, co intuicyjnie wydaje się słuszne, mianowicie, że populacja kobiet, które przebyły leczenie raka piersi nie wymaga specjalnego nadzoru i może trafić do screeningu populacyjnego. Zresztą zmiany w zasadach kwalifikacji do przesiewowych badań mammograficznych również w Polsce nadążają za światowymi tendencjami w tym zakresie” – podkreśliła prof. Jagiełło-Gruszfeld.

Źródło: www.medscape.com

 

Źródło informacji: Serwis Zdrowie

Obraz Elías Alarcón z Pixabay

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Kultura 10 stycznia 2024

Akademia Pana Kleksa – czy współczesna wersja klasyka jest godna polecenia?

Akademia Pana Kleksa w reżyserii  Macieja Kawulskiego to chyba temat nr jeden w ostatnich dwóch tygodniach. Gdzie się człowiek nie obejrzy, tam ktoś wystawia jakąś opinię. Osobiście byłam tym filmem mocno zaintrygowana od samego początku. Kiedy usłyszałam pierwszy raz piosenkę „Całkiem nowa bajka” w wykonaniu kilku znanych artystów, wiedziałam, że wybiorę się do kina. A ponieważ zdążyłam już przeczytać wiele słów krytyki, utwierdziło mnie to tylko w przekonaniu, że muszę to zrobić i sama przekonać się, czy współczesna wersja klasycznej bajki wyszła dobrze, czy niekoniecznie…?

No więc poszłam (z siedmioletnią córką) i wyszłam bardzo zadowolona, żeby nie powiedzieć zachwycona. To prawda, że film ten odbiega mocno od pierwowzoru, ale kto powiedział, że musi to być jego kopia? Od pierwszej adaptacji książki Brzechwy minęło wszak 40 lat, to szmat czasu i nic już nie jest takie samo. Świat się zmienił, wydaje się więc zupełnie naturalne, że ktoś chciał, by Akademia poszła z duchem czasu, by jej uczniami byli nie tylko chłopcy, ale też dziewczęta. Sam pan Fronczewski mówi we wstępie piosenki zwiastującej film „Witajcie w całkiem nowej bajce”, to chyba oczywiste, że będzie inna niż ta, którą stworzył Krzysztof Gradowski w 1983 r. 

Niemniej dużo słyszy się o tym, że film jest smutny i straszny, że nie nadaje się dla dzieci w wieku 5-7 lat, a nawet do 10 roku życia. Hmm… nie wiem, czy każde kino ma inne sugestie, w Heliosie jest info – od 7 lat, a w małym kinie na żorskiej starówce, w którym byłam, nie ma żadnych ograniczeń wiekowych. Powiem więc tak: pokazałam zwiastuny filmu mojemu pięciolatkowi i po tym, jak zobaczył epizody z Wilkusami, stwierdził, że nie chce iść, bo będzie się bał. Natomiast jego dwa lata starsza siostra, uznała, że przecież to są tylko przebrani ludzie i ona chętnie pójdzie. I faktycznie ani razu nie dała po sobie znać, że pojawiające się na ekranie postacie są dla niej przerażające.

Kluczem więc według mnie jest wytłumaczenie dzieciom przed pójściem do kina, że będą pewne sceny, które mogą przyspieszyć bicie ich serca, ale to tylko fikcja, że pod tymi futerkami i groźnie wyglądającymi pyskami, kryją się zwykli ludzie, aktorzy odgrywający swoje role.

To samo tyczy się zarzutów, że film jest smutny. Serio? Nigdy nie oglądaliście z dziećmi w domu wyciskających łzy filmów czy bajek? Marley i ja, Był sobie pies, Mój przyjaciel Hachiko, Król Lew czy nawet Kraina lodu – mój pięciolatek płacze za każdym razem przy scenie, kiedy Anna zamarza – te produkcje też nie nadają się dla dzieci??

Nie będę ukrywać, że nie bardzo rozumiem scenę, w której Albert, przyjaciel Ady Niezgódki, gubi się ni stąd, ni zowąd w bajce o Dziewczynce z zapałkami, a potem trafia na sam środek zamarzniętego jeziora, gdzie wpada do wody i tonie*, ale nie uważam też, żeby ta scena, a zarazem ból i smutek towarzyszący utracie bliskiej osoby dyskryminował film. Przecież w prawdziwym życiu też tracimy bliskich. Jak dla mnie to jest po prostu pretekst do podjęcia rozmowy z dzieckiem na ten temat.

*Wybaczcie mi ten drobny spojler, dorosłym jakoś specjalnie nie powinien zaburzyć odbioru filmu, może natomiast nieco pomóc młodszym widzom w opanowaniu emocji, jeśli wcześniej uprzedzicie dzieci, że będzie tego typu scena.

Co mi się podobało w filmie poza scenerią i feerią barw i dlaczego uważam, że pomimo fali krytyki warto obejrzeć nową Akademię Pana Kleksa?

Zdecydowanie ujęło mnie to, że dużo mówi się w tej produkcji o sile wyobraźni i marzeń, o tym, że wszystko jest możliwe, że możemy sięgać wysoko i być tym, kim chcemy. Jedyną przeszkodą, jaką napotykamy na swej drodze, jest nasz strach. Pan Kleks ma jednak na to radę: „nie mówimy ALE, mówimy WIĘC” – nie szukamy wymówek i swoich słabych stron, lecz mobilizujemy się do działania.

Podobnie rzecz ma się z empatią, o której mowa w niektórych scenach. Nawiasem mówiąc, to też okazuje się dla niektórych widzów problematyczne, bo dzieci podobno nie rozumieją tego słowa. Jeśli nie rozumieją, to przecież można im wytłumaczyć, o co chodzi, prawda? No ale wracając do meritum, uważam, że Akademia Pana Kleksa skrywa w sobie dużo mądrości i tematów wartych przedyskutowania ze swoimi pociechami. Chociaż prawdę mówiąc, myślę, że niejeden dorosły może się czegoś nauczyć po obejrzeniu filmu.

Jeśli mowa o dobrych stronach produkcji, to koniecznie muszę wspomnieć o muzyce – zarówno piosenki znane z wierszy Brzechwy jak np. Na wyspach Bergamutach czy nowe utwory stworzone specjalnie do tej współczesnej wersji robią robotę, aż człowiek się uśmiecha i podśpiewuje pod nosem.

No i oczywiście nie mogę pominąć gry aktorskiej! Tomasz Kot w roli Pana Kleksa i Sebastian Stankiewicz jako ptak Mateusz totalnie mnie zachwycili! Myślę, że idealnie odnaleźli się w swych rolach i zagrali je wyśmienicie. Piotr Fronczewski, jako Doktor Paj-Chi-Wo odegrał w zasadzie mały epizod, ale jakże zacny! Nie zawaham się stwierdzić, że pan Fronczewski nie musi robić nic nadzwyczajnego, wystarczy, że mówi tym swoim pięknym głosem i to daje zamierzony efekt 😊 Warto też wspomnieć o Danucie Stence, co prawda nie zachwyciła mnie tak bardzo, jakie wielu innych widzów – czytałam dużo pozytywnych opinii na jej temat – ale uważam, że dobrze wcieliła się w rolę złej i żądnej zemsty Wilkuski.

Reasumując, moim zdaniem nowa Akademia Pana Kleksa jest ciekawa, na swój sposób piękna, mądra i godna uwagi. Według mnie ten, kto się waha przed pójściem do kina, powinien się wybrać i sam ocenić, czy wizja Macieja Kawulskiego jest w porządku, na miarę naszych czasów, czy rzeczywiście trochę poniosło pana reżysera…?

Na marginesie dodam, że moja siedmiolatka chce iść do kina jeszcze raz i niewykluczone, że tak się stanie 😉

 

Źródło zdjęcia: NextFilm

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Podróże 10 stycznia 2024

Chociaż mróz, to liczba miejsc noclegowych na ferie topnieje z dnia na dzień

Trwa ostatnie odliczanie do ferii. Chociaż dla niektórych województw zaczną się one dopiero za miesiąc, to pierwsi uczniowie – w tym ci ze stolicy – zaczną zimową labę już w tę sobotę. Wielu z nich wyjedzie tradycyjnie w polskie góry, a tam z tygodnia na tydzień robi się coraz drożej. W najbardziej popularnych górskich miejscowościach średnia cena za osobę za noc wzrosła w pierwszych dniach stycznia względem wartości grudniowych. W tej chwili za czterodniowy wyjazd dla 3-4 osób zapłacimy średnio 1606 złotych wynika z analizy największego polskiego serwisu turystycznego, Nocowanie.pl.

Już w ten piątek ostatni dzwonek przed zimową przerwą usłyszą uczniowie z województw dolnośląskiego, mazowieckiego, opolskiego, zachodniopomorskiego. Tydzień później dołączą do nich wypoczywający z podlaskiego, warmińsko-mazurskiego, a następnie – od 29 stycznia do 11 lutego – dzieci i młodzież z lubelskiego, łódzkiego, podkarpackiego, pomorskiego i śląskiego. Ostatnia tura ferii, od 12 lutego, obejmie województwa: kujawsko-pomorskie, małopolskie, lubuskie, świętokrzyskie i wielkopolskie.

„Już na przestrzeni ostatniego kwartału minionego roku rezerwacji na ferie było o blisko 5% więcej niż w analogicznym okresie poprzedniego sezonu zimowego. Jednak o całościowych wynikach zdecydują najbliższe tygodnie, bo – jak pokazał zeszły sezon – aż 80% wszystkich rezerwacji na ten czas dokonywanych jest na ostatnią chwilę, w styczniu i lutym” – mówi Tomasz Zaniewski, wiceprezes Nocowanie.pl. „Tradycyjnie już na liście zimowych destynacji przoduje Zakopane, w którym w tej chwili średnia cena za osobę za noc kształtuje się na poziomie 106 złotych. Średnia cena w stolicy Tatr wzrosła od listopada o 19%, co jest zupełnie naturalne – gdy spada dostępność ofert w niskich cenach, sięgamy po te droższe” – podkreśla i dodaje, że tylko na przestrzeni pierwszego tygodnia stycznia w miejscowościach górskich średnie ceny wzrosły względem grudnia od kilku do kilkunastu procent w zależności od ich popularności i dostępności wolnych miejsc.

Drożej jest również w chętnie wybieranym na ferie Karpaczu, gdzie w tej chwili średnia cena osobodoby wynosi 111 złotych (wzrost względem średniej z grudnia o 15%) oraz Krynicy Zdrój, gdzie za osobę za noc trzeba teraz zapłacić średnio 112 złotych.

Gości o bardziej zasobnych portfelach, wybierających obiekty w wyższym standardzie, przyciąga też Białka Tatrzańska, gdzie średnia z dokonanych rezerwacji to obecnie 166 złotych za osobę za noc.

„To, co cieszy właścicieli obiektów noclegowych, to wydłużenie się czasu rezerwacji. W zeszłym roku długość wyjazdu wynosiła średnio mniej niż trzy dni, w tym roku wyjeżdżamy na dłużej, średnio na cztery dni” – zauważa Zaniewski.

Trudno określić czy Polacy mają w tym sezonie więcej pieniędzy, czy po prostu przyzwyczaili się już do nowej rzeczywistości rynkowej i uwzględniają w planowaniu domowego budżetu ceny wyższe niż przed skokiem inflacyjnym. Niemniej ci, którzy szukają bardziej budżetowych rozwiązań, mogą poszukać ich w mniej zatłoczonych miejscowościach górskich. Dobre ceny mają dla nich gospodarze obiektów noclegowych w Bukowinie Tatrzańskiej – średnia cena za osobę za noc wynosi tu obecnie 87 złotych, Poroninie (84 złote), Kościelisku (92 złote) czy Białym Dunajcu (97 złotych).

Ci, którzy nie są miłośnikami białego szaleństwa, mogą też wybrać się nad morze, gdzie liczba rezerwacji stanowi zdecydowaną mniejszość, ale również rośnie. Najpopularniejsze o tej porze roku są Kołobrzeg, gdzie w tej chwili średnia cena noclegu dla jednej osoby wynosi 76 złotych, Gdańsk (94 złote) czy Świnoujście (72 złote).

KONTAKT

Joanna Karpińska

Tel. 501 738 565

 

Źródło informacji: Nocowanie.pl

Obraz Petra z Pixabay

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close