W szkole 14 grudnia 2018

Przekupiłam moje dziecko i nie żałuję

Nie jestem zwolenniczką przekupywania dzieci. Hasło „daj cioci buziaka, to dostaniesz lizaka” nie padło z moich ust nigdy. Zawsze mi się wydawało, że można wytłumaczyć, wynegocjować, dogadać się. No ale… teoria teorią, a życie życiem?

– Dziecko kochane, ale wiesz, że ten wycisk musisz mieć zrobiony? Że to ważne?

– No tak wiem, ale jak będzie bolało, to co?

– Bez przesady, nikt ci wiercił w zębach nie będzie.

– Ale włożą mi do buzi taką łyżkę z czymś. A jak to będzie truskawkowe?

– Nie będzie, przecież wiesz, jakie będzie. Pani Magda ci pokazywała. Miękkie i chłodne. Malinowe. Nie masz się czego bać. Nie poparzy cię. Będziesz dzielna?

– Nie będę.

 

I tak cały miesiąc. Wizyta u ortodonty zbliżała się wielkimi krokami, a dziecko nie wykazywało chęci współpracy. Prywatnie to nawet ją rozumiałam, ale służbowo, jako mama musiałam zrobić wszystko, żeby ta wizyta była owocna. Czyli po prostu, żeby dziecko dało sobie zrobić wycisk.

Obejrzałyśmy filmiki na YouTube, porozmawiałyśmy, poczytałyśmy opinie w internecie, a opór jak był, tak nie chciał sobie pójść. Ratunku pomocy!

 

Odstawiłam na bok swoje wszystkie niezłomne zasady.

– Dziecko kochane. Jak dasz sobie zrobić ten wycisk, możesz wybrać nagrodę.

– Jaką chcę?

– No, tylko żeby mnie było stać.

– No dobra, to do Anglii nie pojedziemy. Ale pójdziemy do Biedronki, tam są te takie fajne.

– Dobrze. Jak sobie dasz zrobić wycisk, to pójdziemy do Biedronki i kupimy te takie fajne.

Wolałam nie wnikać, co to jest takie fajne. Uznałam, że kosze w Biedrze są na tyle niedrogie, że będzie mnie stać. Zresztą na ten cel byłam w stanie przeznaczyć całkiem sporo. Cel uświęca środki. Jednak Anglia to faktycznie przesada, no i dziecko nie ma paszportu ani dowodu, nie byłoby to takie proste.

Nie przekupuję Duśki na co dzień, właściwie musiałabym się dobrze zastanowić, czy kiedykolwiek to zrobiłam. W moim przekonaniu jak dziecko coś musi, to musi i tyle. Nie ma nagrody za zjedzenie obiadu. Zresztą… Na takie akcje to akurat Duśka jest odporna. Już jako pięciolatka na propozycję zjedzenia buraczków w przedszkolu za nagrodę odpaliła: „Ale ja nie potrzebuję nagrody”. Tym razem chwyciłam się ostatniej deski ratunku i na szczęście zadziałało.

To nie jest tak, że moje dziecko nie rozumiało, dlaczego musi iść do ortodonty i co będzie, jak nie pójdzie. Bardzo dobrze rozumiało, że to się może skończyć nawet powypadaniem zębów. Tylko pół roku to tak długo… po co się martwić tym, że za pół roku sytuacja będzie krytyczna? I po co się cieszyć, że za rok będzie miało super uśmiech? Przecież to tyle czasu, że jeszcze ze dwie epoki lodowcowe mogą się przytrafić. Dla dzieci miesiąc to już jak tysiąclecie, a co tam półrocze. Tymczasem te takie fajne z Biedry miały być już. Tu i teraz. Natychmiast jak tylko wyjdziemy. Namacalne, dostępne od razu. Dla takiego efektu warto trochę pocierpieć.

Tak właśnie działają dzieci. Jeśli pozytywny skutek pojawi się natychmiast, to są skłonne do współpracy. I czasem ten fakt można wykorzystać. Czasem. Bo jak zaczniemy to robić codziennie, to w sytuacji naprawdę krytycznej dziecko samo wytrąci nam broń z ręki, mówiąc: “Za nic tego nie zrobię”. Bo też i faktycznie, jeśli wszystkie fanty oddamy za zjedzenie obiadu, odrobienie lekcji, nauczenie się do klasówki, bycie grzecznym u cioci, to co nam zostanie w naprawdę ważnych sprawach?

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Poradnikowe poniedziałki 10 grudnia 2018

5 powodów, dla których warto jeść kiszonki

Wszyscy znamy kiszoną kapustę i ogórki, które tradycyjnie lądują w ramach dodatku do obiadu na polskich stołach. Kiszone warzywa są obecne u nas od wieków, ale zapominamy, że pod taką postacią możemy jeść nie tylko sztandarowym kapustę i ogórki, ale także buraki, rzodkiew, marchew, kalafior i wiele innych warzyw.

Można kisić także owoce oraz zioła, co brzmi trochę jak wyższa szkoła jazdy, jednak nie ma rzeczy zbyt trudnych, żeby nie można było spróbować ich w zaciszu własnej kuchni.

Sam proces kiszenia jest łatwy do przeprowadzenia – wystarczy jedynie zadbać o to, by bakterie probiotyczne miały możliwość do swobodnego wzrostu i nie pojawiła się niechciana pleśń. (Tak przy okazji – kiedyś poświęcę osobny wpis i podam mój niezawodny sposób na kiszenie warzyw:).

Kiszonki są niezwykle cenne dla zdrowia i urody, więc warto przyjrzeć się z bliska ich zaletom.

Po pierwsze – kiszonki są bogate w probiotyki. Rzeczone probiotyki to szczepy dobrych bakterii kwasu mlekowego, które zasiedlają jelita. Są nieocenione w budowaniu odporności organizmu, ponieważ “uszczelniają” jelita sprawiając, że są one mniej przepuszczalne dla szkodliwych drobnoustrojów. Bakterie kwasu mlekowego potrafią neutralizować wiele toksyn oraz rozkładać szkodliwe substancje i ułatwiać ich wydalanie.

Po drugie – kiszonki są bogatym źródłem witamin i minerałów. Jeśli do tej pory tego nie widzieliście, miło mi poinformować, że dostarczają one cennych witamin z grupy B, witaminę C, A, E, K, ale także potas, fosfor, wapń i magnez. Już 5 łyżek kiszonej kapusty pokrywa dzienne zapotrzebowanie organizmu na witaminę C. Te substancje są bardzo ważne dla codziennego funkcjonowania organizmu i wzmacniania możliwości obrony przed infekcjami.

Po trzecie – kiszonki mogą zapobiegać alergiom. Kiszonki, a w zasadzie wspomniane wyżej   bakterie kwasu mlekowego mogą być pomocne w zapobieganiu alergii pokarmowej. Zaleca się ich spożywanie kobietom w ciąży, aby już od tego etapu wzmacniać nie tylko własne zdrowie poprzez stymulowanie układu odpornościowego, ale także zdrowie dziecka.

Po czwarte – kiszonki regulują procesy trawienne. Tu znów probiotyczne bakterie robią całą robotę, pomagając w procesach trawiennych, likwidując problemy z niestrawnością, przeciwdziałając zaparciom. Szczególnie polecane są przy problemach ze zbyt małą ilością kwasu w żołądku.

Po piąte – dbają o sylwetkę i urodę. Porządna porcja kiszonek nie tylko dostarcza niewielką ilość kalorii, co jest ważne dla osób przebywających na diecie, ale także wzmacnia włosy, paznokcie oraz skórę. Dzięki zawartości witamin i minerałów dodają  wigoru, usuwają zmęczenie i dodają sił do działania, co szczególnie jest potrzebne zimą, gdy tej energii najbardziej nam brakuje.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Gry planszowe i nie tylko 7 grudnia 2018

Fruit Ninja Combo Party

Na wstępie zaznaczę, że nigdy nie grałam na smartfonie we Fruit Ninja, dlatego nie będę porównywała pozycji Rebela do jej elektronicznego prototypu. Przyznam Wam się, że nawet nie wiedziałam, że takowa gierka istnieje – uświadomiło mnie dopiero moje dziecko.

Fruit Ninja Combo Party to gra towarzyska dla 3 – 6 osób. Na tę kwestię powinniście zwrócić uwagę na samym początku, zastanawiając się, czy macie okazję grać w taką ilość graczy. Tym bardziej, że im więcej osób, tym będzie energiczniej, ciekawiej i weselej. Jest to gra karciana, zręcznościowa i oparta w dużej mierze na losowości.

Lubię, gdy gry, mieszczą się w zgrabnych pudełkach – tak jest i w tym przypadku. Gra jest ładnie i starannie wykonana W niewielkim kartoniku znajdziemy 72 karty z barwnymi ilustracjami sześciu różnych owoców (cytryny, kiwi, ananasy, gruszki, arbuzy, banany), 30 kart nagród ze złotymi jabłkami i 6 kart pomocy. Do punktowania służą żetony jabłek, a do zapisywania punktów – notesik. Dodatkowo dołączona jest niewielka katana wykonana z drewna. Instrukcja zawiera krótki opis gry wraz z obrazkowym instruktażem.

Przygotowując się do rozgrywki, na środku kładziemy katanę, zakrytą talię nagród oraz żetony. Każdemu graczowi rozdajemy 12 kart owoców. Gra posiada dosyć proste zasady, które szybko przyswoimy, gdy przeczytamy krótką instrukcję. Zabawa trwa od 2 do 4 rund, a jedna runda trwa 11 tur. Choć liczba serii może przerażać, gra toczy się dosyć szybko.

W każdej turze gracze najpierw wybierają po jednej karcie z ręki, kładą ją zakrytą przed sobą i równocześnie obracają. W ten sposób zaczynamy zbierać swój zestaw. Kiedy dwie karty leżące na stole są identyczne, ich właściciele mają za zadanie złapanie katany stojącej na stole — wtedy mamy element ruchowy zabawy. Następnie pozostałe karty trzymane w ręce przekazujemy osobie siedzącej po naszej lewej stronie, a od gracza po prawej otrzymamy nowe dla nas karty. Punkty otrzymujemy m.in. za zbieranie swoich zestawów – kilku tych samych owoców lub serię wieloowocową, gdzie owoce nie mogą się powtórzyć. Ponieważ nie wiemy, jakie karty otrzymamy od rywala, zbieranie zestawów to kwestia szczęścia. Runda kończy się po 11 turze, czyli wtedy, gdy w ręce zostanie już tylko jedna karta. Szczegółowe informacje, na czym polega dokładna punktacja, znajdziecie w instrukcji.

Jeśli lubicie gry, w których liczy się refleks, spostrzegawczość, ale i szczęście, a w dodatku macie większe towarzystwo chętne do gry — Fruit Ninja Combo Party pewnie Wam się spodoba. Proste do wytłumaczenia zasady, zgrabne pudełko, które można zabrać ze sobą wszędzie i szybki czas rozgrywki, są dobrymi kryteriami gry towarzysko – imprezowej dla większej liczby osób. Naszego serca karcianka ta niestety nie podbiła. Być może dlatego, że grając tylko w trzy osoby, jest zdecydowanie mniej ciekawie i zabawnie.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close