Nie lubię sprzątać. Chyba w tym momencie odzywa się męska część mojej natury, nie lubię robić czegoś czego za chwilę i tak nie będzie widać. Jednak między „lubię” a „muszę” jest próżnia kosmiczna. Dlatego jak muszę to łapię za przysłowiową ścierę. Niemiecką. Niestety.
Dlaczego niemiecką? Bo jest lepsza. A dlaczego niestety? Bo mnie to wkurza.
Mówiąc “ściera” nie mam na myśli typowej szmaty, bo takowej nie używam, tylko całą baterię przeróżnej chemii domowej. I chociaż co jakiś czas przedstawiciele przeróżnych koncernów próbują mnie przekonać, że to co jest sprzedawane w naszych sklepach niczym nie odbiega jakością od produktów oferowanych na zachodzie Europy, ja i tak swoje wiem. Skąd? Z praktyki oczywiście.
Pierwszy niemiecki produkt z jakim się zetknęłam to był szampon Shauma, stare dzieje. Powiem tyle – normalnie myję głowę co trzy dni, po użyciu tamtego szamponu nie myłam ze dwa tygodnie i wyglądały jak świeżo umyte. Niestety drugi raz nie udało mi się tego cudu znaleźć. Mimo to nadal używam niemieckiej Shaumy, moje włosy są po niej ładniejsze, dłużej zachowują świeżość i blask. No i rozczesują się zdecydowanie łatwiej.
Ale wróćmy do sprzątania.
Znacie te wszystkie reklamy, w których pokazują jak Domestos czy inny Bref robi wszystko sam? Wystarczy polać i spłukać i już. Ile razy pomyśleliście, że to ściema nad ściemy? Bo ja tak myślałam za każdym razem i wściekałam się na twórców reklam, że robią ze mnie idiotkę. A potem wypróbowałam WC Fit czy jakoś tak. Hmm, tego… z szoku otrząsałam się długo. Później zamieniłam tego Fita na Domestos, też niemiecki, niejako z musu, zmieniłam miejsce zamieszkania i Fit stał się niedostępny.
Ile razy zdarzyło Wam się mało uważnie pilnować obiadu i zalać kuchenkę? I co? Cif? Ajax? Ileż się naklęłam przy szorowaniu czegokolwiek tymi specyfikami to ludzkie pojęcie przechodzi. Przyznaję, ładnie pachną. Niestety na tym się ich zalety kończą. Natomiast mleczko Viss z wybielaczem naprawdę robi to co powinno.
Proszki do prania to cała epopeja. Nie wiem dlaczego, ale po tych kupowanych w marketach moje ubrania (pal diabli moje, ale przede wszystkim Duśki) są twarde, szorstkie i w ogóle paskudne. Może żelazko by coś na to poradziło, ale ja z zasady nie prasuję. Płyn do płukania, mówicie? A co może pomóc płyn do płukania? Próbowałam różnych Silanów, Lenorów w konfiguracjach z różnymi proszkami do prania. I co? I Gucio 😛 A potem sięgnęłam po niemiecki Persil i niemiecki Lenor. Efekt? Jak Duśka poszła do przedszkola to pani pytała w czym piorę jej ubranka, że są takie miękkie i pachnące. Bo naprawdę są. A jak w lecie wieszam pranie na dworze, to sąsiadka mówi, że czuje, że prałam. I to nie o to chodzi, że widzi, naprawdę czuje zapach Lenora, wystarczy, że wiatr zawieje w jej stronę. A to jednak kilka metrów jest.
Mogłabym tak jeszcze długo wymieniać, wybielacz, odplamiacz, pasta czyszcząca różne powierzchnie, dezodorant… Raz na jakiś czas w ramach eksperymentu kupuję coś w polskich sklepach z nadzieją, że może coś się zmieniło. Niestety nie zmienia się ani na jotę, ciągle chemia niemiecka bije polską na głowę. Nie podoba mi się to. I to nawet nie o to chodzi, że jestem jakąś zagorzałą patriotką walczącą o polskość na bazie proszku do prania, ale strasznie nie lubię być oszukiwana. A skoro kupując w małym sklepiku na bazarku za szampon czy proszek płacę zaledwie kilka złotych więcej niż zapłaciłabym w tak zwanym wielkopowierzchniowym sklepie, to wnioski nasuwają się same. Świństwo nam pchają po cenie dobrego produktu i tyle. Nie wierzycie? To idźcie na pierwszy z brzegu bazar.
My jesteśmy zbyt zamożni bo mamy ok 1000 zł na osobę kpina
to nie kpina to kwestia ponoszonych kosztów faktycznych na utrzymanie w porównaniu z 2 i wiecej dzieci 😉
Ha ha ha ha śmiech na sali ni tyle….
Ja nie mówię że takie koszty nie są większe ale te wszytskie kwoty które oni podają są co najmniej nierealne.
Jedna wielka ściema ! Nie wierzę w te obiecanki.
Ja tu nie mogę mówić czy wierzę czy nie pożyjemy zobaczymy i wtedy ocenimy
Kinga ale nie są brane pod uwagę dochody na 2 i kolejne dostaje każdy