Kiedy ona tak wyrosła???
– Mamusiu obiecuję ci, że już nigdy nie będę nie sprzątała zabawek.
Co to moje dziecko powiedziało? Nigdy nie będę nie sprzątała? Znaczy, że zawsze będzie sprzątała?! Naprawdę?! Huurrrraaaaaa!!!!!
No i jak powiedziała tak robi, co prawda sprzątnięcie całego bałaganu trwa w jej wykonaniu godzinę, ale co tam, grunt, że sprząta. A jeszcze niedawno na hasło: „posprzątaj” krzyczała: sama nie, sama nie, sama nie!!!
Kiedy to moje dziecko tak dorosło? Kurcze, pismo ze szkoły przyszło, żeby ją zapisać. Ale jak to? Już? Przecież to moja mała córeczka, a tu już do szkoły? Już urosła? Kiedy – ja się pytam?!
Przecież tak niedawno przekonywałam Was, że wiem co to znaczy mieć dziecko, pamiętacie?
Równie niedawno pisałam Wam, o kryzysie ósmego miesiąca u trzylatki, a tu już prawie pięć!!!
Oj tych kryzysów to parę zaliczyliśmy. Na szczęście z nich też wyrosła.
Nie ukrywam, że bunt dwulatka, to paskudny wynalazek, cieszę się, że mamy to już za sobą. Dla niewtajemniczonych – dwulatek to taki człowiek, który ma swoje zdanie na każdy temat, świetnie wie, czego chce, tylko kompletnie nie ma doświadczenia życiowego, w związku z tym pcha się z jednych kłopotów w następne. Niby ludzie powinni się na własnych błędach uczyć, ale może nie tak wcześnie? Ciąg przyczynowo–skutkowy jest im obcy, za to chęć poznawania świata…. z oka spuścić nie można, co chwila upominać i tłumaczyć, że tego nie wolno bo to, a tamtego bo tamto. Wszystko do przeżycia, wiem, ale cieszę się, że mam to za sobą.
Dwulatka to córeczka mamusi, przynajmniej moja i nocą. Bo w dzień to owszem, tatuś był super i wszystko tatuś, ale w nocy… W nocy to było tak, że jak widziała tatusia to wpadała w histerię co najmniej jakby obcy dziad ją chciał porwać. Naprawdę nie przesadzam. I naprawdę męczące to było. Jak usnęła to nawet do łazienki bałam się wyjść na minutkę, bo jeśli się w ty m momencie obudziła, to dramat gotowy.
Tatuś w dzień? Owszem, no ale przecież nie poza domem! Urlop z dwulatką wspominam jako koszmar i mam gdzieś to, co sobie myślicie, dla mnie to też miał być urlop. Tymczasem dwa tygodnie praktycznie nosiłam na rękach księżniczkę, bo do tatusia nie, do wózka też nie. Do nikogo nie, tylko do mamusi. No przecież nie mogłam odmówić, prawda? Lekko nie było, szczególnie wspinać się z dzieckiem na rękach na skarpę w Gdyni.
Kiedy to wszytko minęło? Nie wiem.
Był czas, że Duśka bała się wody, kąpiel to była masakra. Nie chciała wejść, nie i nie, krzyk płacz histeria, dramat. Przez pewien czas jej kąpiel polegała na tym, że siedziała na ręcznikach nad miską i się bawiła. I chlapała niemiłosiernie. Ustawiałam jej miskę w kuchni, bo w kuchni mam więcej miejsca i.. codziennie myłam podłogę! No bo skoro i tak była zalana, to grzechem byłoby nie skorzystać, prawda?
Nocnika to moje dziecko długo nie chciało pokochać, oj nie. Zdejmowałam pampersa w dzień i przebierałam po pięć razy. Pół biedy jak była na dworze, gorzej w domu. Zaciskałam zęby i prałam po raz tysięczny wykładzinę dywanową. Nie znałam jeszcze urinefree, więc lekko nie było. Chwilami płakałam z bezsilności. Kiedy to się skończyło? Nie wiem, jakoś tak wyrosła.
Za to jak już pokochała nocnik, to została księżniczką, która siada tylko na własnym tronie. Wybraliśmy się raz nad rzekę, wiadomo, toalety nie ma, no ale krzaczków pełno, myślałam, że to wystarczy. Nic z tych rzeczy, przebierała nogami ale twardo nie i nie, pod krzaczek nie zrobi. Myślałam, że w końcu nie wytrzyma i popuści, ale nie, wytrzymała osiem godzin! Przez rok nosiłam nocnik za dzieckiem praktycznie wszędzie. Z czasem nocnik zamienił się w nakładkę na sedes, dziś już nic ze sobą nie zabieramy. Kiedy przestałyśmy? Nie wiem.
No ale żeby nie było, że tylko narzekam na to moje dziecko to się Wam poskarżę, że z fajnych rzeczy też wyrosła 🙁
Niektórzy rodzice narzekają, ja uwielbiałam jak przychodziła w nocy do naszego łóżka. Budził mnie delikatny tupot małych stópek, robiłam jej miejsce koło mnie, wtulała się i spałyśmy tak sobie do rana. Naprawdę to lubiłam! Niestety, wyrosła, już nie przychodzi.
Jak przestała przychodzić to przez jakiś czas wołała, żeby się z nią położyć. Nie powiem, żebym to bardzo lubiła, wolę się kłaść w swoim łóżku, ale zdarzało mi się usypiać z nią. Teraz już nie ma szans na ”mamusiu przyjdź do mnie, przygotowałam dla ciebie poduszkę” jest samodzielna, zasypia sama, czasem prosi żeby przy niej posiedzieć, ale do łóżka nie wpuści.
Kiedyś była „odprowadzaczką”. Mówiłam, że idę do łazienki, a ona na to: poczekaj, odprowadzę cię! Brała za rękę i prowadziła do drzwi. Przy drzwiach setka buziaków. Niestety – było minęło. Teraz wyśle ręką w przelocie buziaka i to wszystko. A niedługo pewnie i tego nie będzie.
To co jeszcze trwa i czym się delektuję ile mogę, to biegnięcie do drzwi, żeby pokochać jak wracamy do domu.
Ostatnimi czasy zrobiła się z niej przylepa niesamowita, mamusiu kocham cię, mamusiu jestem twoją córeczką, mamusiu cieszę się, że tu jestem, kocham, kocham, kocham, rzuca w przelocie. Jak często? Nie wiem, nie liczę, myślę, że kilka razy na godzinę. Przytula, całuje, głaszcze, jednym słowem – uwielbia. Rozkoszuję się tym, delektuję, cieszę, nacieszam na zapas, wiem że to nie będzie trwało wiecznie niestety. Ale póki trwa, niech trwa. Trwaj chwilo jesteś piękna – pisał poeta. Miał rację!
Fajnie, ze te cieżkie momenty w końcu mijają, szkoda tylko ze te cudowne także, że maluchy z tego wyrastają i trzeba sie zawsze nacieszyc na zapas
Jest jeszcze druga opcja, postarać się o kolejnego malucha 😉
Wzruszające słowa, bo dzieci tak szybko rosną. I wszystko to co jeszcze niedawno spędzało sen z powiek już jest przeszłością, już nieważne. Ale też wszystko co cieszyło, budziło zachwyt, też zniknęło lub stało się codziennością, normą.
Więc carpe diem rodzice. I oby przyszłość była piękna.
Na szczęście pojawiają się nowości, które również cieszą 😉 Niemniej jednak tęsknię za tym co minęło i pewnie nigdy nie przestanę tęsknić. Z perspektywy czasu nawet problemy nie wydają się takie straszne.