Kultura 6 października 2023

Przesądy o kotach

Przesądy o kotach są o tyleż ciekawe, co śmieszne. Niektóre nawet wykluczają się nawzajem. Przy ich wypisywaniu nie mogłam się powstrzymać od dodania własnych komentarzy, bo niektóre to prawdziwe absurdy. Moim prywatnym zdaniem koty przynoszą do domu porządek. Spróbujcie mieć takie zwierzę i zostawiać różne rzeczy na wierzchu. 

Najpopularniejsze przesądy o kotach. Nie musicie w nie wierzyć! 

 

  • Czarny kot przynosi pecha – ten pogląd pochodzi ze średniowiecza, ale jakimś cudem przetrwał do naszych czasów. Niegdyś czarne koty były utożsamiane ze śmiercią lub diabłem, nazywano je też zwierzętami czarownic. O ile jednak da się zrozumieć średniowieczne zabobony, o tyle dziś uciekanie z krzykiem na widok czarnego kota jest i śmieszne i smutne jednocześnie. 

      

  • Problematyczne są białe koty. Jeśli zobaczymy takiego we śnie, czeka nas szczęście. Ale jeśli zobaczymy takowego w nocy, to gwarantowany pech. Pewnie dlatego, że w nocy wszystkie koty są czarne.

      

  • Odejście kota z domu ma zwiastować smutek dla rodziny. To akurat rozumiem. Jak kot nagle zniknie, to faktycznie wszystkim jest smutno, najbardziej dzieciom.

      

  • Nie depcz kota po ogonie, bo ucierpią Twoje finanse! Nie widzę związku, ale sens jak najbardziej – powinno się unikać nadeptywania kotom na ogony, bo jest to dla nich bolesne.

      

  • Kot myje się za uszami? Nie planuj wypadu w plener – będzie lało! Biorąc pod uwagę, że koty codziennie odprawiają całą toaletę, powinniśmy mieć permanentną powódź, tymczasem od paru lat mówi się o suszy. Coś tu nie tak.

      

  • Gdy kot śpi z podwiniętymi łapkami to znak, że idzie ochłodzenie. Nie do końca się z tym zgadzam, na ochłodzenie koty dużo jedzą i to akurat ma sens, budują tkankę tłuszczową. Wasze koty też są zimą cięższe?

      

  • Kot, który przybłąkał się do domu to zwiastun szczęścia. Od tej pory wszystko będzie się udawać. Duśka twierdzi, że coś w tym jest. 

      

  • Kot kicha? Ponoć to dobry znak, chociaż ja bym pewności nie miała. Wizyty u weterynarza słono kosztują. 

      

  • Przeniesienie kota przez strumień to sposób na przyciągnięcie nieszczęścia. Musiał to wymyślić ktoś złośliwy, kto nie lubi kotów i chciał je zmusić do pływania.

      

  • Jesteś kierowcą? Uważaj, bo zabicie kota jest jeszcze gorsze niż zbicie lusterka. Jeśli potrącisz futrzaka na śmierć, siedemnaście lat pecha gwarantowane. Nie wierzę w ten przesąd, ale mi się podoba. Trzeba uważać na koty, bo one same na siebie uważać nie umieją, szczególnie jak wpadną w panikę.

      

  • Koty nie lubią przeprowadzek i chętnie wracają na stare śmieci. Aby tego uniknąć, trzeba wrzucić je do nowego domu przez okno. Jak ktoś się wprowadza na wyższe piętro w bloku, to chyba musi strażaków o pomoc poprosić ;-P 

      

  • Chcesz wiedzieć, czy spadnie deszcz, spójrz kotu w oczy. Ponoć wówczas rozszerzają mu się źrenice. Teoretycznie deszcz powinien więc padać co noc, ale jakoś nie pada. 

      

  • Mieszkańcy Normandii wierzą, że ujrzenie szylkretowego kota zwiastuje śmierć. Od razu Wam mówię, że nie zwiastuje, mam szylkretkę od dwóch lat i nadal wszyscy żywi.

      

  • Ktoś podrzucił Wam małe kociątko? Cieszcie się, jeśli staracie się o dziecko, to wkrótce rodzina się powiększy. 

      

  • Rude koty ponoć chronią przed problemami finansowymi. Zaczynam rozumieć, czemu moja sąsiadka ma ich tak dużo 😉 

      

  • Szaro-bure koty chronią przed urokami, które ktoś mógłby na nas rzucić. O ile oczywiście wierzymy w uroki. 

      

  • Jednooki kot przynosi szczęście. Tylko czasem nie wydłubujcie kotom oczu, to tak nie działa!

      

  • W Nowy Rok warto iść na spacer i wypatrywać kotów. Jeśli jakiegoś spotkamy, cały rok będzie szczęśliwy.

      

  • Jeśli kot w porcie sam wejdzie na statek, marynarze mogą być spokojni. W czasie rejsu nic złego się nie stanie. Myślę, że dotyczy to też rybaków, bo w porcie we Władysławowie zimą łatwiej spotkać kota niż człowieka. Latem pewnie się chowają przed turystami, bo jakoś ich nie widać.

 

Wiecie, że na Titanicu była kotka z młodymi (ktoś musiał łowić myszy), ale przed ostatnim pamiętnym rejsem zabrała potomstwo i uciekła? Jej opiekun (mądry człowiek) zrezygnował z podróży. Czyli coś w tym przesądzie jest, kot na pokładzie gwarantuje bezpieczeństwo.

 

Tak bardziej serio, to koty są całkiem spoko, o ile nie jesteście na nie uczuleni. Jeśli jakiś przyjdzie do Was do domu, to przygarnijcie go chociaż tymczasowo. Zapewne się zgubił i potrzebuje pomocy. A może przy okazji przyniósł szczęście, nigdy nic nie wiadomo. 

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Ciąża i dziecko 5 października 2023

Żółtaczka u noworodka. Co warto o niej wiedzieć?

Żółtaczka u noworodka jest przypadłością, która często stresuje świeżo upieczonych rodziców. Nietrudno ją rozpoznać po wyglądzie malucha, ponieważ wpływa na żółknięcie skóry i białek oczu. Dlaczego tak się dzieje i czy żółtaczka u noworodka powinna być leczona?

Przyczyny występowania żółtaczki fizjologicznej u niemowląt

Żółtaczka u noworodka to wynik wysokiego poziomu bilirubiny we krwi, która jest żółtym pigmentem powstającym podczas naturalnego rozpadu czerwonych krwinek lub hemoglobiny. Zazwyczaj u zdrowych noworodków stężenie bilirubiny we krwi wzrasta od 2.—3. dnia po urodzeniu. Gdy dziecko przebywa w łonie matki, potrzebuje o wiele więcej krwinek czerwonych niż po porodzie, poza tym posiada inny rodzaj hemoglobiny. W związku z tym po porodzie wiele erytrocytów rozpada się i zachodzi również wymiana hemoglobiny. Przez to w niedługim czasie tworzy się duża ilość żółtego barwnika, którego wątroba dziecka nie jest w stanie wyłapać i usunąć. Właśnie ten proces jest przyczyną żółtaczki fizjologicznej u noworodków.

Czy żółtaczka u noworodka wymaga leczenia?

Nie, o ile stężenie bilirubiny nie przekracza górnej granicy normy i ustępuje samoistnie do 10. dnia życia. W przypadku dzieci urodzonych przedwcześnie żółtaczka pojawia się nieco później i trwa do 14. doby życia.

Inaczej jest, gdy:

  • żółtaczka ujawnia się już w 1. dobie życia;
  • powraca po okresie żółtaczki fizjologicznej;
  • stężenie bilirubiny we krwi jest zbyt duże;
  • żółtaczka utrzymuje się po ukończeniu 10—14 dni życia; 
  • noworodek wydala szarobiałe stolce i ciemny mocz.

Za taki stan mogą odpowiadać następujące czynniki:

  • pokarm kobiecy;
  • konflikt serologiczny;
  • choroby wątroby;
  • niedrożność dróg żółciowych.

Jeśli rodzice, będąc z dzieckiem w domu, zaobserwują nasilenie objawów, zmianę koloru skóry z żółtopomarańczowego na żółto oliwkowy, a także zmiany w zachowaniu dziecka, takie jak: brak aktywności, drgawki, dziwne ruchy, wiotkość mięśni lub piskliwy, głośny krzyk, powinni zgłosić się do lekarza. Te objawy wymagają przeprowadzenia dodatkowych badań. W takich przypadkach ważne jest monitorowanie poziomu bilirubiny i podejmowanie odpowiednich działań, aby uniknąć powikłań.

Czy żółtaczka u noworodka wpływa na jego zdrowie?

Zwykle fizjologiczna żółtaczka u niemowląt nie powoduje negatywnych konsekwencji dla zdrowia dziecka, jednak istnieje niewielkie ryzyko uszkodzenia mózgu, do czego może dojść w wyjątkowych sytuacjach, gdy nie wdrożono leczenia na czas. Gdy poziom bilirubiny jest bardzo wysoki, może być konieczne leczenie, takie jak fototerapia, czyli naświetlanie skóry specjalnymi światłami. Promienie UV rozkładają bilirubinę w skórze, co zmniejsza jej poziom we krwi. Jeśli fototerapia nie pomoże, konieczne staje się przetoczenie krwi. 

Żółtaczka spowodowana pokarmem kobiecym

Żółtaczka spowodowana pokarmem kobiecym to najczęstsza postać przedłużającej się żółtaczki w przypadku noworodków karmionych piersią. Maluchy wraz z mlekiem matki przyjmują substancje, które hamują wychwyt bilirubiny z krwi i jej wydalanie. Tego typu żółtaczka może się utrzymywać nawet do 3 miesięcy. Co ważne, nie towarzyszą jej niepokojące objawy chorobowe.


Źródło: mp.pl 
Źródło zdjęcia: laura adai/Unsplash

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Emocje 5 października 2023

Leczenie kobiecego nowotworu nie wyklucza dbania o wygląd

Nawet w ciężkiej chorobie kobieta chce dbać o wygląd, także wtedy, gdy z powodu agresywnego, choć koniecznego leczenia wypadają jej włosy i rzęsy. Wtedy też można zadbać skutecznie o wygląd. Nie ma w tym nic złego – przeciwnie, taka jak  zapewnia większy komfort w trudnej sytuacji. Blanka Chmurzyńska, prezeska Fundacji Piękniejsze Życie wskazuje, że ponad 75 proc. kobiet z nowotworem, które przebadała pracownia SW Research jest zdania, że dbanie o wygląd może pomóc w procesie leczenia. Z raportu wynika też, że niestety, wiele respondentek czuło się osamotnionych po otrzymaniu diagnozy.

Monika Wysocka: Troska o dobre samopoczucie chorych na raka to dla was nic nowego, działacie w Polsce już ponad 17 lat. Czym właściwie się zajmujecie?

Blanka Chmurzyńska: Fundacja Piękniejsze Życie oparta jest o amerykański projekt „Look Good… Feel Better”, który powstał w USA w 1989 roku. Obecnie działa on już w 27 krajach na świecie, a we wszystkich szpitalnych warsztatach wzięły udział 2 miliony pacjentek onkologicznych. Działania rozpoczęły dziewczyny, które wyszły z założenia, że sektor kosmetyczny – bardziej niż inne branże – powinien wspierać kobiety w zmaganiu się z negatywnymi efektami leczenia onkologicznego. U podstaw polskiej edycji dodatkowo pojawiła się myśl, że skoro kobiety w Polsce mają słabe wsparcie systemowe w trakcie leczenia, to obowiązkiem sektora kosmetycznego jest im pomóc. I to się przyjęło – dziś Fundacja to już rozpędzona machina: mamy ponad 70 wolontariuszy, działamy w 18 szpitalach onkologicznych w całym kraju z pacjentkami, które są albo w trakcie leczenia, albo tuż po leczeniu i przychodzą do szpitala na specjalne zajęcia terapeutyczne czy rehabilitacyjne.

MW: Co konkretnie robicie?

BC: Proszę sobie wyobrazić, co się dzieje z poczuciem własnej wartości, kiedy widzi się, że wypadają rzęsy, nie ma włosów, skóra przybiera odcień zieleni i generalnie fizycznie jest źle. Można pomyśleć – jakie znaczenie ma w takiej sytuacji, czy pomalujesz usta szminką? Otóż okazuje się, że to ma znaczenie i to bardzo dobitnie wyszło w naszym badaniu.

A nasza działalność polega w dużym skrócie na tym, że organizujemy warsztaty dla ok. 10-osobowych grup pacjentek onkologicznych, podczas których pokazujemy, jak za pomocą makijażu zatuszować efekty leczenia onkologicznego, chemio- i radioterapii. Warsztaty prowadzą wolontariuszki – makijażystki i kosmetolożki, które uczą pacjentki, z bardzo różnych grup wiekowych, co zrobić, żeby makijażem pomóc sobie, poprawić swoje samopoczucie. Chodzi o to, żeby to fachowiec pokazał, jak pielęgnować skórę, która jest po chemioterapii czy radioterapii, czyli wysuszona, wrażliwa na światło, na dotyk. Wolontariuszki uczą, jak pielęgnować taką skórę, a dodatkowo – jak zrobić dobry makijaż, dobrany do konkretnej pacjentki. Kobiety dostają od nas produkty, na których trenują, a kosmetolożka pokazuje im, na co zwrócić szczególną uwagę, jak dobrze narysować sobie brwi, jak poprawić wygląd twarzy, jak spowodować, żeby skóra nabrała lepszego koloru za pomocą kosmetyków. Makijaż pokazowy powstaje na twarzy jednej z uczestniczek, a potem pozostałe panie ćwiczą przez 2 godziny warsztatów pod okiem specjalistek, które są do ich dyspozycji.

Często na warsztaty przychodzą dziewczyny spłoszone, ostrożne, pełne sprzecznych uczuć, bo nie wiedzą, czego oczekiwać. Miałyśmy też sytuacje, gdy na warsztaty kobietę przyprowadzał jej partner. Widać było, że pacjentka nie za bardzo chciała przyjść, bo w chustce, bez włosów… Ale gdy czas mija, a nikogo nie dziwi brak włosów, nikogo nie dziwi, że nie ma rzęs – bo żadna uczestniczka spotkania ich nie ma – powoli nastawienie się zmienia. Fakt bycia w grupie osób, które mają dokładnie te same problemy, które też niekoniecznie wyglądają jak z reklamy, sprawia, że te panie zaczynają się otwierać. Oczywiście nasze kosmetolożki muszą wykazać się dużym wyczuciem, muszą znaleźć sposób, jak do nich dotrzeć, pokazać im, że to nie jest wielka filozofia i za pomocą kilku produktów można naprawdę zdziałać cuda. Zwykle po tych 2 godzinach warsztatów uczestniczki wychodzą w lepszej formie, bardziej radosne, nabierają rumieńców, śmieją się. Są naszymi najlepszymi ambasadorkami – to one potem opowiadają innym pacjentkom, co nasza fundacja robi i przekonują, że warto z tego typu warsztatów skorzystać.

Od samego początku, od kiedy zaczynałyśmy 17 lat temu, wiedziałyśmy, że te spotkania pomagają kobietom stanąć na nogi. Dotychczas jednak nie miałyśmy tego czarno na białym. Stąd pomysł, żeby przygotować raport o pozamedycznych potrzebach pacjentek onkologicznych w Polsce.

MW: Właśnie, proszę opowiedzieć o tym badaniu.

BC: Proces przygotowania pytań do ankiety to wspólna praca razem z Polskim Towarzystwem Psychoonkologicznym. Badanie wykonałyśmy w ciągu tego lata, to było kilka miesięcy pracy, aby dotrzeć do jak najszerszej grupy pacjentek Na tym etapie wsparła nas Polska Koalicja Pacjentów Onkologicznych. Za realizację badania odpowiadała firma SW Research, agencja badawcza z którą współpracujemy. Badanie przeprowadzono wśród 428 kobiet z doświadczeniem choroby nowotworowej obecnie (33,9 proc. ankietowanych) lub w przeszłości (pozostałe 66,1 proc). Większość pacjentek leczy się/leczyła w specjalistycznym ośrodku/centrum onkologicznym (57,7 proc) lub na oddziale onkologicznym szpitala ogólnego (39,7 proc.). Najwięcej badanych korzystało z leczenia w regionach: Dolny Śląsk (18,2 proc), Mazowsze (18 proc.) oraz Wielkopolska (12,9 proc).

Największą grupę respondentek stanowiły panie w przedziale wiekowym 31-40 lat (28 proc.) oraz 41-50 lat (22,4 proc.).  Przekrój miejsc, przekrój wiekowy, różne ośrodki – pełna reprezentatywność.

MW: No i co się okazało?

BC: Badanie potwierdziło to, co od dawna podskórnie czuliśmy – 4 na 5 kobiet (ponad 84 proc.) dużo lepiej czuje się, gdy dba o siebie. Ponad 81 proc. twierdzi, że chce się czuć kobieco bez względu na etap życia, w którym się znajduje, a więcej niż 75 proc jest zdania, że troska o wygląd może pomóc w procesie leczenia. Ponad 70 proc. respondentek deklaruje, że ma siłę stawiać czoło przeciwnościom losu wtedy kiedy o siebie dba. Dla 68 proc. pytanych nawyki dotyczące pielęgnacji i makijażu mają znaczenie w procesie leczenia. Więcej niż połowa badanych (55 proc.) chciałaby wiedzieć, jak ukryć oznaki choroby za pomocą makijażu. To dla nas potwierdzenie, że nasze warsztaty mają sens, bo sprawiają, że podopieczne fundacji są bardziej odporne podczas leczenia. Prawie 53 proc. respondentek uważa, że to, jak się czuje, widząc się w lustrze, pozytywnie wpływa na proces ich zdrowienia. Większość ankietowanych (63 proc.) ma rytuały, które porządkują im dzień i rytuały, które sprawiają im przyjemność każdego dnia (66 proc.). Dwie na trzy osoby (67 proc.) obecnie dbają o siebie bardziej niż przed chorobą.

To im pomaga stawiać czoło przeciwnościom losu, z którymi muszą się borykać,  gdy dostają diagnozę. Te wydawałoby się trywialne rzeczy, dotychczas bagatelizowane, o których (jeszcze całkiem niedawno) mówiło się: teraz to nieważne, teraz ważne jest leczenie, a nie jak wyglądasz – mają znaczenie. Bo pacjentki onkologiczne to wciąż kobiety, które chcą czuć się kobieco bez względu na to, co choroba robi z ich ciałem.

Szczególnie, że – co dobrze wiemy z badania – często nadal muszą dbać o rodzinę, a nawet ją wspierać, aby oni mieli siłę odpowiedzieć tym samym.

MW: Właśnie – dużą część badania stanowiły zagadnienia dotyczące wsparcia.  Czego najbardziej oczekują od swoich najbliższych kobiety po diagnozie onkologicznej? 

BC: Najbardziej potrzebują wsparcia emocjonalnego (63,3 proc.), motywowania w momentach kryzysu (47,9 proc.) oraz praktycznej pomocy przy codziennych czynnościach, np. zakupach czy zawożeniu na badania (40,4 proc.).

To, w jaki sposób opiekuje się nimi rodzina, ma fundamentalne znaczenie. Kobiety, które stają oko w oko z diagnozą nowotworu, często doświadczają skomplikowanych emocji, w tym lęku, niepewności i zmienionego obrazu siebie. W takim kontekście aspekt wizualny u nich nabiera szczególnego znaczenia, ponieważ zadowolenie z wyglądu może pomóc im poczuć się lepiej i odzyskać pewność siebie podczas procesu zdrowienia. To wszystko potwierdziło nam się w wynikach badania.

MW: A było coś, co was zaskoczyło?

BC: Choć kobiety deklarują, że mają dużo wsparcia ze strony rodziny, to ponad 20 proc. respondentek oceniło, że ich najbliżsi nie rozumieli powagi sytuacji związanej z chorobą, ponad 18 proc. stwierdziło, że otoczenie wypierało fakt choroby, a zdaniem ponad 16 proc. ankietowanych choroba spowodowała, że najbliżsi zdystansowali się od nich i w którymś etapie leczenia były same. U co trzeciej respondentki (32 proc.) grono bliskich i znajomych zmniejszyło się. To nas zasmuciło, bo tego się nie namaluje – tu nawet cała paleta kosmetyków z fundacyjnego kuferka nie pomoże.

Psychoonkolodzy to analizują i coraz głośniej mówią o tym, jak to jest ważne by bliscy byli realnym wsparciem, w jaki sposób pomagać. Rak to diagnoza, która dotyka całej rodziny. I ta cała rodzina musi być wtedy razem. Na szczęście ponad połowa (53 proc.) pytanych twierdzi, że od momentu diagnozy grono ich znajomych jest podobne/nie zmieniło się, a trzy na cztery pacjentki (76 proc.) nadal regularnie spotykają się z bliskimi/przyjaciółmi.

MW: O to też pytałyście w ankiecie – gdzie szukają wsparcia w chorobie?

BC: Najczęściej wskazywaną formą pomocy, po którą sięgały respondentki, są konsultacje medyczne (24,1 proc.), grupy wsparcia/pomoc psychologiczna (21 proc.) czy też warsztaty (17,8 proc.). Ale aż  45,1 proc. spośród biorących udział w badaniu stwierdziło, że nie szukało i nie korzystało z pomocy żadnej fundacji, a przecież jest ich sporo, dość zróżnicowanych, oferujących różne formy pomocy. Jak się okazuje, panie wciąż nie korzystają z nich standardowo, bo albo o nich nie wiedzą, albo czują jakiś wewnętrzny opór. Dlatego tym bardziej czujemy, że to co robimy ma sens.

MW: Mówiła pani, że na początku wasza praca była przyjmowana przez personel medyczny z dużym dystansem. Jak jest teraz? Czy to podejście się zmieniło?

BC: Zdecydowanie. Pamiętam sytuacje, gdy dyrektorzy szpitali traktowali nas „per noga”, sugerowali, że jesteśmy natrętne, bagatelizowali to, czym się zajmujemy, uważali, że to zbyt powierzchowne, że to bzdety, gdy tu toczy się walka o życie. Ale na przestrzeni czasu to się zmieniło. Psychoonkolodzy zrobili wspaniałą robotę – to ich działania sprawiły, że i do nas jest inne nastawienie. Dlatego uznałyśmy, że teraz jest właściwy moment na te badania, bo one dadzą nam do ręki argument, którym możemy podpierać się w rozmowach z naszymi partnerami. Bo trzeba zaznaczyć, że Fundację zawiązały polskie firmy, które są częścią Polskiego Związku Przemysłu Kosmetycznego. To sprawia, że dużo łatwiej nam zdobywać produkty do makijażu dla naszych pacjentek.

Badania pokazały jednak, że wciąż mamy bardzo dużo do zrobienia, musimy dotrzeć do bardzo wielu pacjentek z informacją o tym, co robimy. Mamy jasne potwierdzenie, że nie tylko młode dziewczyny zwracają uwagę na to, jak wyglądają – badanie dość przewrotnie pokazało, że to dla kobiet od 40 roku życia i wyżej wygląd jest ważniejszy, że chcą zachować atrybuty kobiecości. Młodsze pacjentki „lecą” na energii, która wynika z młodości, a te po 40-tce mają samoświadomość i uważają, że to jest ważne, żeby zachować kobiecość, żeby ją demonstrować i pokazywać, że choroba ich nie łamie. To było dla nas bardzo interesujące, że tak wiele z nich przykłada wagę do tego, jak wygląda, że to może je umacniać, sprawiać, że czują się dużo bardziej odporne psychicznie, ale też i fizycznie w zmaganiu się z systemem opieki medycznej, z administracją, biurokracją, która w polskim systemie ochrony zdrowia wciąż ma się dobrze. Zdrowie jest też w głowie i od tego jakie mamy samopoczucie, czy czujemy, że jesteśmy silne, zależy czy damy sobie radę.

 

Źródło informacji: Serwis Zdrowie
Obraz Marfa Bogdanovskaya z Pixabay
Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close