Emocje 13 maja 2019

Młoda mamo! Trzeba chronić wrażliwą tkankę własnej emocjonalności

Pojawienie się w rodzinie dziecka jest zawsze wielkim wydarzeniem. Szczególnie tego pierwszego, gdy kobieta, z istoty wolnej i niezależnej, w jednej chwili przemienia się w osobę odpowiedzialną za życie drugiego człowieka. Wydaje mi się – a mówię to już z perspektywy mamy nastolatków – że to jedno z najmocniejszych doświadczeń, jakie przynosi macierzyństwo.

Rodziców zwykle zaskakuje determinacja nowego człowieka do przetrwania. Pomimo słabych możliwości komunikacyjnych i ruchowych, potrafi bardzo dobrze zadbać o swoją przestrzeń i o swój komfort. To charakterystyczne dla niemowląt: gdy coś je boli – całe są bólem; gdy są głodne – całe są głodem. To działa na ludzi w otoczeniu i sprawia, że pielęgnują dziecko z oddaniem.

Ich przewodnikiem są emocje. Te, które aktualnie zalewają ich słodkim sosem oraz te, które wcześniej wielkimi szuflami, załadowali przodkowie.

Łatwo się jednak wkurzyć, gdy przyłapujesz się na tym, że robisz rzeczy, których miałaś nigdy nie robić i mówisz słowa, których miałaś nigdy nie mówić. To działa, jak automat. Mózg chce najszybszych i najprostszych rozwiązań. To, co mówiła kiedyś Twoja mama jakoś dziwnie – choć znajomo – brzmi w Twoich ustach. I brzmi bardzo znajomo.

Trzeba być bardzo świadomym człowiekiem, aby w chwilach złości, frustracji, bezradności znajdować kreatywne rozwiązania dla swojej niemocy.

Kobiety skarżą się na to, że w takich trudnych momentach są zazwyczaj same. Gdy mówią partnerowi, o co konkretnie im chodzi, ten tylko przytakuje, albo – co gorsza – utwierdza je w tym, że coś jest z nimi nie tak.  Bywa, że słyszą wtedy od niego, że są nienormalne. Albo że tych emocji jest za dużo. Że powinno być ich mniej – bo on ich nie ogarnia.

Bywa też, że podczas spotkania rodzinnego (np. niedzielny obiad) młode mamy stawiają jasne granice, ale robi się z tego afera. A one same nazywane są przez najbliższych wariatkami albo furiatkami.

Nie lubią być w takich sytuacjach i z bólem uświadamiają sobie, że z chwilą, gdy urodziły dzieci stały się niewidzialne. To trudne doświadczenie, więc na wszelki wypadek wierzą najbliższym. To się przecież zawsze sprawdzało. Oni zawsze chcieli dobrze.

Problemem kobiecej emocjonalności wcale nie jest to, że kobiety okazują uczucia (albo nie okazują) – ale to, że uwierzyły w to, że są generatorkami problemów.

A tymczasem, do granicznych emocji zwykle przybliża nas kontekst. Rzadko bywa tak, że emocje pojawiają się same z siebie. Brak klarowności w różnych sferach życiowych sprawia, że żyjemy w napięciu. Wystarczy niewielka, niespodziewana zmiana, aby wywołać lawinę emocji, a nawet furię. A w takim stanie jest się bezradnym i podatnym na zranienie.

Proste rozwiązanie: koncentracja na tym, aby nie wybuchnąć – tylko pogarsza sprawę. Popularne triki: jedzenie, oddech, telefon do przyjaciółki pomagają na chwilę. Prawdziwy spokój bierze się z jasności, że wiesz, co robisz i dokąd zmierzasz. Potrzebujesz osadzić się w roli mamy.

Właśnie tym będziemy się zajmować podczas spotkania 23 maja 2019 „Kobieca furia”. Przygotowałam dla Was niezbędną wiedzę oraz mini-warsztat. Pokażę Wam prostą metodę działania, gdy doświadczacie skrajnych emocji. A dzięki ćwiczeniom, które razem zrobimy, będzie Wam łatwiej radzić sobie z codziennymi trudnościami.

Szczególnie zależy mi na tym, abyście umiały komunikować otoczeniu istotne zasady Waszego macierzyństwa i żebyście z troską podchodziły do kruchej tkanki swojej nowej tożsamości. Bo to, że jesteś mamą, nie oznacza, że zniknęłaś jako dziewczyna. Jesteś tą samą osobą, którą byłaś wcześniej – tylko teraz masz więcej zadań i odpowiedzialności. To ważne, żebyś była świadoma tego, że napięcie, którego doświadczasz, ma swoje istotne przyczyny.

Dodatkowo zachęcam Cię do uczestnictwa, bo masz możliwość spotkać inne kobiety i dowiedzieć się, jak radzą sobie z wyzwaniami podobnymi do Twoich.   

Chcesz wiedzieć więcej: KLIKNIJ TUTAJ

***

Monika Kurdej 23 maja br. w godz. 10:30-12:30 poprowadzi bezpłatny warsztat dla mam z dziećmi pt. „Kobieca furia. Jak się zrozumieć i porozumieć?”. Warsztat odbędzie się w sali zabaw FIGLARIUM na terenie Centrum Handlowego MARYWILSKA 44 w Warszawie.

Udział w warsztacie jest bezpłatny – wymagana jest wcześniejsza rejestracja mailowa pod adresem: fajnyczasmamy@marywilska44.com. Organizatorem warsztatu jest spółka MARYWILSKA 44, właściciel Kompleksu Handlowego MARYWILSKA 44 na warszawskiej Białołęce.

 

 

Kilka słów o autorce:

Monika Kurdej – empatyczna psychodietetyczka, trenerka oddechu i kobiecej złości, blogerka „Zasmakuj w życiu” (linkowanie do: www.zasmakujwzyciu.pl), prowadząca własną praktykę psychodietetyczną i pomagająca zapracowanym i zmęczonym kobietom wyglądać i czuć się dobrze. Autorka poradnika przeciwko świątecznemu objadaniu się „Przygotuj się na pokusy” oraz publikacji „Pokonaj wieczorne ciśnienie na jedzenie”, współautorka książki „W realu i w sieci” oraz „Cała prawda o kobietach”, ekspertka „Pytania na śniadanie” i magazynu „Money. To się liczy”.

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Kultura 10 maja 2019

Niespodziewani goście? Nie wpadaj w panikę

Mogłoby się wydawać, że w epoce telefonii komórkowej nie ma takiego zjawiska jak niespodziewani goście i właściwie nie musimy być na nich zawsze gotowi. Błąd! Oni nadal funkcjonują, czają się za winklem i tylko czekają, by nas zaskoczyć. Oczywiście w najmniej odpowiednim momencie.

Niespodziewani goście – kto to taki

Raczej nie będzie to dawno niewidziana ciocia z Ameryki, bo ta jednak by się zapowiedziała. Nieoczekiwani goście to tacy, którzy po prostu pojawiają się nagle na progu. Na ogół mieszkają w miarę blisko i niekoniecznie mają dzieci. Blisko – bo nie chcą odbić się od naszych drzwi i nocować na dworcu (to nie takie proste, Straż Miejska na to nie pozwoli), a hotele są drogie. Mieszkają więc blisko i w razie niepowodzenia po prostu wracają do siebie. Nie mają dzieci, bo gdyby mieli, to by nas uprzedzili, że się zbliżają. I to nie zawsze z troski o nas, ale raczej z myślą o swoich pociechach. Żaden doświadczony rodzic nie ma ochoty na płacz „bo cioci nie było w domu”.

Niespodziewani goście uważają się za naszych dobrych znajomych – na tyle dobrych, że nie martwią się o konwenanse. Czasem są rodziną, a przecież rodzina zaproszenia nie potrzebuje, prawda? A czasem po prostu z niewiadomych powodów uważają, że mają do nas prawo. W każdym z tych przypadków trzeba sobie jakoś poradzić, szczególnie jeśli uważamy, że udawanie nieobecności nie wchodzi w grę.

Niespodziewani goście – gdzie ich przyjąć

Ideałem byłaby sytuacja, gdybyśmy mieli na tyle duży dom lub mieszkanie, by zarezerwować sobie jeden pokój na takie atrakcje. Nie wpuszczamy tam męża ani dzieci, nie składamy prania, nie przechowujemy na wierzchu żadnych „przydasi”. Taki pokój reprezentacyjny otwierany w nagłych sytuacjach byłby bardzo przydatny. Niestety, życie mało kogo rozpieszcza i raczej zastanawiamy się, jak upchnąć dwoje dzieci w jednym pokoju, żeby się nie pozabijały, niż który pokój wyłączyć z użytku, a zaglądać do niego wyłącznie w celu podlania kwiatków i wytarcia kurzy.

Nie ma pokoju „dla gości”? Trzeba improwizować. Tak zwany duży pokój powinien być zawsze w stanie średniej gotowości (w końcu nie mieszkamy w muzeum), trzeba więc nauczyć się nie zostawiać nic na wierzchu. Zresztą taki nawyk odkładania wszystkiego od razu na miejsce jest bardzo przydatny, ułatwia życie i utrudnia bałaganowi rozrastanie się – warto potrenować. Lekki rozgardiasz może być, bez przesady, w końcu to dom, a goście są niespodziewani.

W ostateczności „swoich” gości można przyjąć w kuchni, jeśli akurat tam urzędujemy i jeśli jest tam choćby kawałek stołu, do postawienia kawy lub herbaty.

Niespodziewani goście – czym ich poczęstować

W dawnych czasach, gdy nie było telefonów (nie tylko komórkowych, stacjonarne też były luksusem) zapobiegliwe panie domu przechowywały w czeluściach szafek kuchennych paczkę słonych paluszków lub nieśmiertelnych wedlowskich „Delicji”, które można było zawsze zaserwować gościom. Dziś słone paluszki brzmią trochę archaicznie i pewnie niejednej osobie skojarzą się z filmem „Kogel mogel”. Niemniej jednak warto byłoby mieć zachomikowane coś na czarną godzinę, jakiś średnio słodki drobiazg do kawy, który można zaproponować także dzieciom.

W naszym dziale Kulinaria znajdziecie kilka prostych przepisów na błyskawiczne „coś z niczego”. Zerknijcie zwłaszcza na desery i przekąski, te robi się naprawdę szybko.

Niespodziewani goście – weź byka za rogi

No dobrze, a co jeśli goście stoją na progu, a my mamy w lodówce lód i światło, bo reszta właśnie się skończyła, w pralce pranie czeka na powieszenie, bałagan kipi aż na klatkę schodową, a maluch ma kolkę i właśnie zasnął? Brzmi jak Armageddon, ale to obraz znany każdej młodej mamie. W takim wypadku nie mamy wyjścia – niespodziewanych gości traktujemy jak błogosławieństwo i perfidnie wykorzystujemy. Ktoś to pranie musi powiesić, ktoś musi skoczyć do sklepu na dół po kawę i pączki, przy okazji po kilka innych drobiazgów. Przecież młodej mamie się nie odmawia, prawda? Nawet jeśli z wizytą wpadła wiekowa ciotka, to umówmy się, skoro zaryzykowała taką wizytę bez wcześniejszego ustalenia terminu, to raczej na brak kondycji nie narzeka. My w tym czasie odgruzowujemy pokój z pierwszej warstwy bałaganu, to znaczy zdejmujemy wszystko ze stołu i krzeseł i kładziemy obok. No dobra, możemy przy okazji pochować to i owo. No i wreszcie się uczesać.

 

Dla niespodziewanych gości nie musimy być przesadnie mili. Jeśli poczują się niedopieszczeni naszą wymuszoną gościnnością, to może następnym razem przypomną sobie, że istnieją telefony komórkowe i internet, za pomocą których można łatwo i szybko poinformować o swoich planach i zapytać o zgodę na wizytę.

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Dania główne 5 maja 2019

Naleśniki z jabłkami. Przepis z kuchni babci

Naleśniki z jabłkami to danie, które wybitnie kojarzy mi się z dzieciństwem. Moja babcia gotowała i piekła na najwyższym poziomie. Na wyrażenie uznania dla jej kuchni gwiazdek Michelin by zabrakło, taka była mocna!

I mimo że babcia nie żyje od kilku lat, nadal mam w pamięci smak jej potraw, a w szczególności “żydowskich placków”, czyli ciasta makaronowego pieczonego na starym piecu, szarlotki, oraz cuda takiego jak naleśniki z jabłkami. Oczywiście owoce, z których babcia szykowała pyszności, były swojskie –  zrywaliśmy je z sadu na tyłach domu. Szczególnie smaczne były jabłka zwane cukrówkami litewskimi. Niestety, starą niemiecką jabłoń szlag trafił (a dokładniej piorun) i nie można było jej odratować.

naleśniki z jabłkami z przepisu babci

Wszystko było palce lizać, nie do podrobienia. I ostatnio chodziły mi po głowie wspomniane naleśniki z jabłkami, których aromat otulał i obiecywał rozkosze dla podniebienia. I nawet teraz jabłka miałam swojskie – dostałam kilkanaście kilogramów owoców, uprawianych bez chemii i oprysków. Z największą przyjemnością przygotowałam naleśniki z jabłkami.

naleśniki z jabłkami z przepisu babci

 

Naleśniki z jabłkami dla 5 osób

Ciasto naleśnikowe:

  • ok. 3 szklanki mąki,
  • ok. 2,5 – 3 szklanki mleka (jeśli nie macie tyle, możecie dać pół na pół mleko z wodą, najlepiej gazowaną),
  • 2 jajka,
  • sól – szczypta,
  • olej do smażenia.

Nie podaję idealnie wyliczonych proporcji, bo jak na prawdziwą gospochę przystało, ciasto naleśnikowe robię ze składników sypanych “na oko”. Ja wszystko na raz wrzucam do miski i traktuję mikserem tak długo, aż znikną grudki.

Ciasto naleśnikowe musi mieć konsystencję śmietany. Jeśli jest za gęste, to naleśnik będzie gruby i sztywny, a może nawet niedosmażony, jeśli zbyt rzadkie, to się rozerwie. Gdy uznam, że masa przelewa się odpowiednio, smażę z obu stron na złoty kolor. Gdy naleśniki powstają, jednocześnie szykuję nadzienie.

Smażone jabłka

Składniki:

  • 10 średniej wielkości jabłek,
  • cukier – do smaku (im bardziej kwaskowate jabłka, tym więcej cukru potrzeba),
  • cynamon lub przyprawa do pierniczków – do smaku,
  • łyżka masła lub oleju kokosowego.
  1. Najpierw obieram wszystkie jabłka i tnę je na małe kawałki.
  2. Rozpuszczam masło (jak nie mam, to sięgam po olej kokosowy) w garnku i na rozgrzany tłuszcz wrzucam cząstki jabłek.
  3. Do smaku dodaję cukier, cynamon lub przyprawę do pierniczków i smażę wszystko ok 20 minut, aż się jabłka rozpadną. Trzeba często mieszać, żeby gęsta masa nie przywierała. Jeśli lubicie gładką konsystencję, możecie masę potraktować blenderem. I nie należy podjadać, bo brakuje później do naleśników 😉

Naleśniki i jabłka smażę w tym samym czasie, bo danie smakuje i pachnie obłędnie wtedy, gdy jest jeszcze gorące.

Po zawinięciu smażonych jabłek w naleśniki nie dodaję już na wierzch ani cukru pudru ani innej posypki czy polewy, bo nie chcę mordować pięknego zapachu i smaku masy jabłkowej. Ozdabiam danie wyłącznie listkami mięty, a następnie przyglądam się, jak naleśniki znikają w mgnieniu oka.

naleśniki z jabłkami z przepisu babci

Coś pięknego, koniecznie wypróbujcie.

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close