Domowy ocet jabłkowy – przepis w 6 krokach
Domowy ocet jabłkowy to jest coś, co interesuje coraz więcej osób. Pisałam ostatnio o tym, jak wiele zalet posiada domowy ocet jabłkowy, że można go wykorzystać i dla zdrowia i dla urody. Najlepszy do tego jest ten, który zrobicie samodzielnie. Tylko w ten sposób będziecie mieli pewność, że jest w pełni naturalny, bez zbędnych dodatków czy konserwantów.
Przepis na domowy ocet jabłkowy
Wbrew pozorom zrobienie domowego octu z jabłek nie wymaga wiedzy tajemnej i wielkiego zachodu. Sam koszt domowej produkcji jest nieporównywalnie niższy, jeśli pomyślicie o cenie gotowego produktu w sklepie (kilkanaście złotych i wzwyż). Czego potrzebujecie? Już mówię:
- Duży, kilkulitrowy słój i kawałek gazy oraz długa drewniana łyżka;
- Jabłka – ekologiczne, najlepiej swojskie ( tyle, by zapełniły ponad ¾ słoja);
- Miód – duża łyżka, lub cukier (sama z cukrem nigdy nie robiłam, miód zdrowszy);
- Przegotowana woda – tyle, by zakryć jabłka w słoju.
Wykonanie krok po kroku
- Słój myję i wyparzam bardzo dokładnie. Higiena podczas wytwarzania octu jest niezwykle istotna, aby doprowadzić do procesu fermentacji jabłek, a nie ich psucia.
- Jabłka dokładnie myję, a jeśli skórki są obite lub brzydkie, z plamami – obieram i usuwam to, co jest konieczne. Ogonki i gniazda nasienne wyrzucam. Ja kroję jabłka na ćwiartki, tak mi jest wygodnie (i szybko :)) .
- W tym samym czasie gotuję w garnku wodę. Gdy przestygnie, wkładam do niej miód i mieszam do jego rozpuszczenia. Nie wolno dodawać miodu do gorącej wody, bo jego cenne właściwości znikną.
- Jabłka układam ciasno w słoju i zalewam wystudzoną, ale nie zimną wodą z miodem tak, aby wszystkie jabłka były nią zakryte. Jeśli kawałki jabłek uparcie wypływają, obciążam je małym, wyparzonym słoiczkiem wypełnionym wodą. Wypływanie jabłek może powodować ich psucie. Zanurzenie znacznie bardziej podnosi szanse na sukces 🙂 Szyjkę słoja przykrywam szczelnie gazą lub ręcznikiem papierowym i owijam gumką.
- I teraz czekam. Pierwsze kilka dni to czas na rozpoczęcie fermentacji. Ze słoja może podnosić się piana i wyciekać na zewnątrz, więc ja podkładam pod słój papierowe ręczniki. Po kilku dniach będzie już czuć drożdżowy zapach i posmak taniego alkoholu. Pianę dobrze jest zbierać wyparzoną drewnianą łyżką (ponoć nastaw octowy nie lubi kontaktu z metalem). Koniecznie raz – dwa razy dziennie, wyparzoną łyżką należy dobrze zamieszać jabłka. Dbam przy tym o higienę i rąk i łyżki, by nie dostały się do środka szkodliwe bakterie, które mogą zniweczyć starania. Za każdym razem nakrywam słój, by nie dostały się do niego muszki. Po jakichś dwóch tygodniach zaczyna być mocno wyczuwalny zapach octu – u mnie czuć go w połowie kuchni ;). Wtedy też może pojawiać się z początku biały “kożuszek” – nie wyrzucajcie go, to cenna tzw. matka octowa, która świadczy o tym, że dobre bakterie ciężko i skutecznie pracują na nasz ocet. “Matka” z czasem zaczyna wyglądać jak “glut”, biała galaretka.
6. Po kolejnych dwóch lub trzech tygodniach (w sumie mija zazwyczaj ponad miesiąc od nastawienia), gdy czuję już tylko ocet, a nie drożdże, ostrożnie zdejmuję “matkę”, przekładam do ceramicznego naczynia, przykrywam gazą i wkładam do lodówki (nawet na kilka miesięcy, do kolejnego nastawu). Gdy “matka” jest już przeniesiona, do wyparzonych butelek z ceramicznymi korkami przelewam ze słoja płyn (używam lejka z sitkiem, żeby farfocle zatrzymać) i wkładam do szafki. Po kilku dniach do niej zaglądam – jeśli korek “strzela” podczas otwarcia butelki to znak, że proces jeszcze się nie zakończył i ocet nadal pracuje. Wtedy zakrywam szyjki butelek ręcznikiem papierowym i zakładam gumki, a ocet sobie pracuje dalej, aż do momentu uspokojenia i wyklarowania.
Gdy płyn dojrzeje, widać na dnie osad, takie “kłaczki”. To dobry znak prosto od Matki Natury 🙂 W butelkach na powierzchni octu też może tworzyć się “matka”, co jest naprawdę dobrą rekomendacją dla jego naturalności i zalet. “Matkę” wylewam z butelki do “głównej matki” w lodówce dopiero wtedy, gdy kończy mi się ocet w butelce. “Główną matkę” warto raz na jakiś czas zasilać zlanym octem, żeby nie wyschła. Przy kolejnym nastawie dokładam “matkę”, by fermentacja przebiegała szybciej.
Produkt końcowy ma smak octu, ale delikatniejszy niż spirytusowy, i zapach jabłek. Ja codziennie wypijam na czczo szklankę chłodnej wody z łyżeczką octu jabłkowego. I bardzo lubię taki “octowy detox” 🙂
Bardzo mi pomógł ten artykuł, bo akurat nie wiedziałam co to mi się zrobiła taka galaretka jak meduza, ?myślałam że to jest jakiś grzyb, i teraz już jestem mądrzejsza, ?
Bardzo dobrze, ta meduza to gwarancja doskonałości octu i dobra opcja na starter dla kolejnego 🙂 Pozdrawiam serdecznie 🙂
Hej! Właśnie szykuję się do tegorocznego nastawu z papierówek. Mam jeszcze trochę zeszłorocznego octu dużą ilością osadu na dnie. No i właśnie moje pytanie brzmi – czy ten osad nadaje się do dodania do nowego nastawu? To nie jest taka ewidentna matka. Owszem, kłaczki są widoczne, ale to jednak po prostu osad. Gęsty, ładnie pachnący octem. Jak myślisz?
Nie wiem, czy jakoś specjalnie pomoże, ale na pewno nie zaszkodzi. Ja bym dała, bo i w osadzie są drożdże, które powodują fermentację.
Pozdrawiam ciepło 🙂
A mój ocet cały zrobił się kisielowaty. Nie spleśniał, pachnie ok, ale jest dziwnie gęsty:(