Gry planszowe i nie tylko 25 kwietnia 2019

Wszystko albo nic. Recenzja „karcianki”

“Wszystko albo nic” to gra, która wywołała u mojego dziecka emocje podobne do tych, jakie młody przeżywa podczas meczu piłki nożnej. A to dlatego, że gra jest hołdem złożonym matematycznym umiejętnościom graczy.

“Wszystko albo nic” to gra dedykowana miłośnikom karcianek powyżej ósmego roku życia. Aby móc się dobrze przy niej bawić, konieczne są pewne umiejętności matematyczne. I niech Was nie zmyli zakres działań z wykorzystaniem przedziału cyfr od 1 do 7 włącznie. Gracze muszą się wykazać się umiejętnością logicznego myślenia i liczenia (sumowanie, szeregowanie, stosowanie pojęcia liczb parzystych i nieparzystych). Wbrew pozorom nawet takie działania mogą sprawić kłopoty, szczególnie, gdy należy zwracać uwagę również na kolory wykorzystywanych w rozgrywce kart. Ale po kolei.

“Wszystko albo nic”. Zasady

Już uchyliłam Wam rąbka tajemnicy, ale to zdecydowanie za mało. Jeśli jesteście prawdziwymi fanami królowej nauk i logiczne myślenie oraz współpraca z innymi graczami nie są Wam obce, koniecznie przyjrzyjcie się grze. Jej zasady tylko wyglądają na banalnie proste. To podstęp!

Do gry może zasiąść od dwóch do czterech graczy, gotowych na rywalizację w oparciu o współpracę. Na początek należy określić poziom trudności gry. Nie wybierajcie wersji level expert – nie idźcie tą drogą! Oczywiście żartuję, ale lepiej spróbować prostszej rozgrywki, żeby się trochę podbudować psychicznie ;). Przyznam bez bicia – jestem dyskalkulikiem i nawet nie wzięłam pod uwagę rozgrywki na poziomie zaawansowanym.

Po określeniu poziomu trudności (łatwy, średni, trudny, zaawansowany) wybiera się liczbę losowych kart, na których znajdują się matematyczne zadania. Zadań do wyboru jest od groma – z uwzględnieniem wartości, koloru kart oraz połączenia obu tych cech.  Zadania wykonuje się przy pomocy czterech kart z nadrukowanymi liczbami. W zadaniach gracze mają rozmieszczać karty na polu gry uwzględniając ich kolor, wartość lub obie cechy.

Każdy gracz losuje przed rozgrywką cztery karty o wartości z przedziału  1-7, o czterech różnych kolorach. Gracz podczas swojej kolejki wykłada jedną kartę i uzupełnia, aby w ręku nadal miał cztery karty. Trzeba wykonać wszystkie zadania z kart, zanim ich zabraknie. Jeśli zawodnik nie zrealizuje któregoś z poleceń, lub nie rozegra swojej kolejki – przegrywa.

Przy wykładaniu każdej karty na pole gry, trzeba pamiętać, że:

  • Wybraną kartę kładzie się na jedną z kart losowo wyłożonych na początku rozgrywki.
  • Karta, którą zawodnik wykłada musi mieć wspólny kolor lub wartość z kartą, która już  leży na stole.
  • Zawodnik nie może ujawnić, jakie ma karty. Można natomiast powiedzieć, czy zadanie zostanie zrealizowane lub poprosić o wstrzymanie się z położeniem danej karty na wybranym stosie, dać znać, że jest w posiadaniu karty, która wykona zadanie. Ewentualne informacje mogą dotyczyć wyłącznie planowanych działań, ale nie samych kart. Ja z moim ośmiolatkiem mocno nagięłam zasady i otwarcie rozmawiałam o kolorach kart, żeby sobie uprościć zadanie 😉
  • Ustawiając stoper, można również grać na czas.

Jeśli zakręciliście się w opisie, skorzystajcie z uproszczonej instrukcji gry w wersji wideo, dostępnej na stronie Naszej Księgarni. Poza tym, do opakowania karcianki dołączono instrukcję w formie papierowej, gdzie wszystko jest jak na dłoni rozpisane.

“Wszystko albo nic”. Komu ją polecam?

Gra nie należy do najłatwiejszych, szczególnie przy zaleceniu milczenia, bo wygrana osoby zależy od bardzo oszczędnej współpracy. Cel w tej grze jest wspólny, co nieczęsto się w grach karcianych spotyka.

wszystko albo nic

Źródło: Nasza Księgarnia

“Wszystko albo nic” jest grą pozornie prostą, a jednak wymagającą koncentracji, obserwowania działań innych graczy oraz wykorzystania umiejętności liczenia i logicznego myślenia. Jeśli dotychczas Waszą ulubioną karcianą grą była tzw. wojna, to “Wszystko albo nic” może Was porządnie zmęczyć i finalnie zniechęcić. Natomiast miłośnicy ryzyka i matematycznej gimnastyki, odnajdą się tu niczym ryba w wodzie. Ja odpadłam, moje dziecko trwa w zachwycie nadal. Szczęśliwie on mojego matematycznego “antygeniuszu” nie odziedziczył. Nic straconego – pogra sobie z ojcem, który również czerpie satysfakcję z podobnych rozrywek 🙂

Dziękuję wydawnictwu Nasza Księgarnia za przekazanie gry do recenzji.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Ciąża 23 kwietnia 2019

Zęby a ciąża – co należy wiedzieć

Bez wątpienia ciąża jest dużym obciążeniem dla organizmu przyszłej mamy. Pokutuje więc przesąd:   jedno dziecko, jeden ząb mniej. Czy w rzeczywistości musi być tak, jak w porzekadle?

Niestety prawdą jest, że hormony powodują często spore problemy w jamie ustnej kobiety – dziąsła stają się wrażliwe, krwawią, a zęby się psują. Ciążowe zapalenie dziąseł dotyka aż pięćdziesiąt procent kobiet w ciąży!

W obawie przed bólem i krwawieniem przyszła mama delikatnie i tym samym niedokładnie myje zęby. Dodatkowo wymioty i refluks, które mogą towarzyszyć ciąży,  zakwaszają wnętrze jamy ustnej, a kwas żołądkowy niszczy szkliwo. Odkładający się kamień może wnikać w rozpulchnione dziąsła, umożliwiając wnikanie bakterii pod dziąsło. Skutkiem tego jest osłabienie zębów, które mogą zacząć się chwiać, a nawet wypadać. Na stan zębów niekorzystnie wpływają też ciążowe zachcianki, np. mieszanie smaków słodkich z kwaśnymi.

Jak dbać o zęby w ciąży?

Najlepiej na etapie planowania ciąży, wyleczyć wszystkie ubytki w zębach, usunąć kamień i zadbać o dziąsła. Kolejnym krokiem, gdy w ciąży już jesteśmy, jest wizyta kontrolna u stomatologa. Im szybciej zareagujemy, tym łatwiejsze będzie leczenie.

Oczywiście nie możemy zapomnieć o codziennym dokładnym czyszczeniu zębów – standardowo przyda nam się dobra pasta, nitka i płyn do płukania jamy ustnej.

Ważne jest też żywienie, bo niewłaściwie zbilansowana dieta powoduje niedobór także takich składników, jak wapń i fluor. No i warto ograniczyć produkty bogate w cukry oraz unikać ich w formie przekąsek.

Jak leczyć zęby w ciąży?

Jeśli okaże się, że jednak coś jest nie tak – nie możemy panikować! Obecne leczenie stomatologiczne jest o wiele bezpieczniejsze niż kiedyś i większość zabiegów można wykonywać w czasie ciąży. Natomiast ząb z próchnicą może stać się ogniskiem zapalnym, które rozsiewa bakterie po całym organizmie. Paradontoza zwiększa siedem razy ryzyko przedwczesnego porodu i przyjścia na świat dziecka o małej masie urodzeniowej. Po co więc ryzykować — nie ma na co czekać i trzeba wziąć się za leczenie!

Podczas wizyty poinformujmy dentystę o ciąży, a on wybierze odpowiedni sposób leczenia i znieczulenia, bez środków obkurczających naczynia krwionośne. Jeśli leczenie wymaga wykonania zdjęcia RTG., możemy odłożyć je na czas po porodzie, a doraźnie zastosować ich czasowe wypełnienie. W wypadku, gdy zrobienie prześwietlenia jest niezbędne, stosuje się nowoczesny sprzęt, dawka promieniowania jest mała i zachowane są środki bezpieczeństwa, więc ryzyko negatywnego wpływu na ciążę jest znikome.

Tak więc jeśli planujesz ciążę lub już spodziewasz się narodzin dziecka, koniecznie odwiedź stomatologa. Jeśli masz „coś” do wyleczenia, nie czekaj do rozwiązania. Tym bardziej, że jeśli maluszek pojawi się na świecie, trudniej będzie znaleźć Ci czas na wizytę u dentysty.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Kultura 19 kwietnia 2019

Czy osoby niewierzące mogą obchodzić święta?

Jak co roku przed świętami… Nie, właściwie to jak co sezon, bo temat powraca jak bumerang przed Bożym Narodzeniem i przed Wielkanocą, Internet pełen jest rozważań,czy osoby niewierzące mogą obchodzić święta. I chociaż ja najchętniej powiedziałabym im, żeby obeszły szerokim łukiem, pokuszę się o bardziej kulturalną wypowiedź.  

Czy osoby niewierzące mogą obchodzić święta?

Na to pytanie właściwie nie ma dobrej odpowiedzi. Bo co to znaczy obchodzić święta? Ja sama zapraszam do domu i sadzam przy świątecznym stole osoby, które z kościołem nie mają nic wspólnego. Tak wygląda moja wizja rodzinnych świąt i dlatego zapraszam całą rodzinę, nie dzielę na lepszą i gorszą. W końcu obiad może zjeść każdy, niewierzący też 😛 Kiedy jednak słyszę, że osoby niewierzące wędrują do kościoła ze święconką, to czuję wewnętrzny zgrzyt. Bo właściwie po co? Bo to ładne? Może i ładne, nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Dla mnie święconka to symbol i tak ją traktuję. A kościół to nie cyrk ani kabaret. Ładne to są wystawy w sklepie.

Przeczytałam niedawno wypowiedź kulturoznawcy, którego nazwiska litościwie nie podam, bo zwyczajnie zapomniałam, że osoby niewierzące wędrują z ową święconką „bo tak robili rodzice i dziadkowie”. I jeszcze coś o tym, że to tradycja, która w ich mniemaniu nie ma nic wspólnego z wiarą. No zaraz zaraz, czy aby na pewno? W końcu nie idą pod kościół, tylko do kościoła, gdzie ksiądz pokropi im owe święconki wodą święconą, a tuż obok ludzie modlą się przy Grobie Pańskim. Serio, to nie ma nic wspólnego z wiarą? Dla mnie ma i to całkiem dużo. Kwestia konsekwencji – wierzę i obchodzę święta tak, jak mnie babcia uczyła. Gdybym nie wierzyła, to na śniadanie zjadłabym kaszkę jaglaną jak co dzień ostatnio.

Denerwują mnie osoby niewierzące w kościele

I wcale nie dlatego, że im tego kościoła żałuję. Kościół to kościół. Otwarty dla wszystkich i na wszystkich. Ale to… kościół. Miejsce, gdzie wypadałoby umieć się zachować. Często mnie zastanawia, dlaczego ludzie umieją się zachować w muzeum, gdzie też nie można krzyczeć, szeptem mówią w poczekalni u lekarza, a w kościele jakoś zapominają o zachowaniu kultury. To babcia nie nauczyła, że jak się idzie ze święconką, to trzeba uklęknąć, przeżegnać się, zachować powagę i nie przeszkadzać osobom modlącym się? Aha, może i nauczyła, ale macie to gdzieś, bo przecież nie wierzycie i nie po to tu jesteście? To po co – ja się pytam?

Niestety, bardzo często już na pierwszy rzut oka widać, kto jest w kościele stałym bywalcem, a kto gościem. I ja naprawdę nie mam nic przeciwko temu, żeby sobie owi goście przychodzili nawet co niedzielę w celach kulturoznawczych, czy jak tam sobie to chcą nazwać. Wysłuchanie mszy jeszcze nikomu nie zaszkodziło, im też nie zaszkodzi. Ale na litość – spódnica do pół pośladka i dekolt do pępka to nie jest strój, w którym wchodzi się do kościoła! Możesz nie wierzyć, ale szanuj innych, to takie trudne? Staropolskie przysłowie mówi: „Jeśli wszedłeś między wrony, musisz krakać jak i one”. No mniej więcej. Bo ja nikogo nie zamierzam namawiać, żeby się modlił, skoro kompletnie tego nie czuje. Może kiedyś poczuje, a może nie. A krytyka tych, co dają „na tacę” czy wrzucają do puszki, też jest nie na miejscu. Ich pieniądze – ich sprawa.

Osoby niewierzące obchodzą święta, bo… są zazdrosne?

Tak, czasem naprawdę mam takie wrażenie. Niby ich te święta nie obchodzą, niby je wyśmiewają, mówią, że to głupota, zabobon, że mamy dwudziesty pierwszy wiek, że nauka, technika i te sprawy i tylko ciemny lud w Boga wierzy (a teraz to w ogóle jak do kościoła chodzisz, to na pewno głosujesz na PiS), a jak przychodzi co do czego, to prasują ten nieszczęsny biały obrus, bo tylko taki godzien jest przykryć świąteczny stół. Po czym pieką te baby i serniki, przygotowują mazurki, żurki, białe kiełbasy i domową ćwikłę. Malują pisanki, sieją rzeżuchę i upierają się, że właściwie to wcale nie obchodzą świąt, to tylko tak, bo są dwa dni wolne. I oczywiście kupują prezenty „od Zajączka”, bo jak to tak nie kupić, jak wszyscy kupują? A potem dzielą się tym poświęconym jajkiem (bo tak robili rodzice i dziadkowie), tylko jakoś zupełnie zapominają, z jakiej okazji te jajka święcili.

 

Subscribe
Powiadom o
guest

2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Marcin
Marcin
5 lat temu

Sugeruję autorce aby sięgnęła do źródeł i sprawdziła jak ogromną część obrzędów wielkanocnych kościół katolicki zaadoptował z kultów i zwyczajów pogan, którzy obchodzili święta w tym samym czasie. I to jest dopiero zgrzyt.. który wyjaśnia wiele kultywowanych przez nas w Wielkanoc zwyczajów pogańskich.

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close