Zabawa 9 maja 2016

Jak znaleźć czas dla dzieci, gdy wciąż go brakuje?

Jestem mamą i każdego dnia ćwiczę umiejętność żonglowania czasem. Czasem, który nie jest (niestety!) z gumy i który nieubłaganie ciągle płynie, nie zatrzymując się ani na chwilę. Są momenty, że nie wiem, gdzie mam włożyć ręce i od czego zacząć, bo tyle spraw do zrobienia, załatwienia, przemyślenia.

Znasz poranny bieg z przeszkodami, by niczego nie zapomnieć, zdążyć do przedszkola, przed szkolnym dzwonkiem i do pracy? Po powrocie do domu… trzeba nakarmić rodzinę, posprzątać, wyprać, odrobić lekcje z dzieckiem, sprawdzić zadanie domowe? A jednocześnie zależy ci by w tym codziennym pośpiechu wygospodarować czas dla tych, których kochasz przecież najbardziej?

Jak zatem znaleźć czas i spędzić go z dzieckiem? Jak sprawić, by on wartościowy?

Dublowanie czasu

Jedziesz z dzieckiem samochodem albo idziecie razem na zakupy – wykorzystaj, że jesteście fizycznie blisko siebie. Jest to doskonała okazja by porozmawiać, pożartować, pobawić się w gry słowne, pozadawać zagadki, wspólnie pośpiewać.

Trzymaj się planu

Chcesz spędzić czas z dzieckiem, ale jesteś tak zabiegany i masz tyle na głowie – po prostu wpisz z wyprzedzeniem w grafik dnia „wasz wspólny czas”. O określonej porze oderwij się od swoich obowiązków i poświęć dziecku choćby 15 minut. Co to jest kwadrans? Dla Twojego dziecka, każda chwila spędzona z Tobą jest ważna! Poza tym ilość spędzanego razem czasu, nie zawsze przekłada się na jakość. Ty na pierwszym miejscu właśnie na nią stawiaj. W tym czasie możecie zagrać w planszówkę, poczytać książkę, ułożyć puzzle, pobudować z klocków.

Rytuały

Mam teorię, że są potrzebne nie tylko dziecku, ale i rodzicowi. Wprowadzają w życie pełne pośpiechu pewne uporządkowanie, są wartością stałą i uspokajającą. Z całego serca polecam czytanie dziecku przed zaśnięciem i sama bronię tego szczególnego czasu rękami i nogami. To jest ta nasza chwila – moja i syna.

Oderwij oczy

… od komputera, garnków, papierów. Jeśli jesteś zajęty, odłóż to na tę krótką chwilę, gdy dziecko Cię potrzebuje. Dzieci wymagają uwagi, kontaktu wzrokowego, bo wtedy czują, że są dla Ciebie ważne. Potrzebują, abyśmy od czasu do czasu dali im znać, że je zauważamy, że zwracamy na nie uwagę, nawet jeśli akurat robimy coś innego.

Po prostu razem

Jest mnóstwo czynności domowych, które możecie robić wspólnie – zachęć dziecko do pomocy przy wieszaniu prania, pieczenia ciasta, krojenia sałatki, mycia samochodu. Podczas takich zajęć można bawić się w liczenie, segregowanie, sortowanie, to świetna okazja do ćwiczenia dzielenia czy czytania (np. przepisów kulinarnych). Jeśli Twój maluch jest na takim etapie, że bardziej przeszkadza niż pomaga, postaraj się potraktować to jako inwestycję, a z czasem stanie się doskonałym pomocnikiem.

By zaparło dech w piersiach

Czasem jednak musi być magia i wyjątkowość – zaplanuj wycieczkę do zoo, wypad na najlepszy plac zabaw w okolicy, rajd rowerowy, koncert. Termin „waszego czasu” zaznacz w kalendarzu, niech to będzie znak dla twojego dziecka, że to, co planujecie, ma też dla ciebie wartość.

Tajemnicza wiadomość

Gdy w ciągu dnia będziecie daleko od siebie i nie będzie wtedy możliwości na wspólne spędzenie czasu, przygotuj karteczkę z krótką wiadomością dla dziecka – że kochasz, że myślisz o nim, że nie możesz się doczekać wspólnego wyjścia na lody po twoim powrocie z pracy. Schowaj liścik np. do pudełka z drugim śniadaniem – na pewno zrobisz wspaniałą niespodziankę, a Twoje dziecko poczuje się kochane, poczuje z tobą bliskość, choć fizycznie będziesz daleko.

Dziecko, które czuje, że rodzic ma dla niego czas i jest blisko – czuje się bezpieczne i pewne siebie. Z próżnego i Salomon nie naleje, więc jeśli czasu dla dziecka nie masz tyle ile byś chciał, to pamiętaj, że wcale nie musi być go dużo, i nie musi być „z fajerwerkami”, nie trzeba zawsze stawać na głowie, można go spędzić zwyczajnie, byle nie tylko ciałem ale i duchem. I nie odkładaj tego wspólnego czasu na jutro, na bliżej nieokreślone „następnym razem”. I pamiętaj, że jest on świetną inwestycją – jeśli przegapisz czas, w pewnym momencie okaże się, że tak niewiele wiesz o swoim dziecku, że nie masz z nim więzi, która pomoże wam przetrwać każde, także te trudniejsze chwile.

Subscribe
Powiadom o
guest

6 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Agnieszka
Agnieszka
8 lat temu

Artykuł pisany do samotnie wychowującej dzieci kobiety ?
Jest ktoś taki jak partner/mąż/narzeczony.
Druga osoba zwana rodzicem która potrafi uprac,ugotować,pomoc odrobić lekcje.
Dlaczego w artykule zwala się wszystkie obowiązki na nas kobiety, w dodatku nie widzę tu aby ta biedna zabiegana mama która ma do ogarnięcia tyle rzeczy,miała chwile dla siebie tylko.
Jest to bardzo ważny aspekt w życiu człowieka. Czas dla siebie. Nie zostalysmy stworzone do tego aby być głowam i szyją wszystkiego a nasze potrzeby mają być na samym szarym końcu.

Basia Heppa-Chudy
Basia Heppa-Chudy
8 lat temu
Reply to  Agnieszka

Agnieszko tekst jest kierowany do rodzica – obojętnie jakiej płci, jedynym kryterium jest to, czy posiada chęć bycia ze swoim dzieckiem i przeszkadza mu duże tempo współczesnego życia.

Cieszę się, że zwracasz uwagę na zaangażowanie partnera (śledź naszą akcję #naturalnierazem) i na konieczność posiadania czasu dla siebie, bo wspominamy często o tym w naszych tekstach.

Życzę każdemu świadomemu rodzicowi, żeby w świecie, który pędzi, wszyscy się gdzieś śpieszą, wszystko ma być na wczoraj – znalazł i spędził wartościowy czas ze swoim dzieckiem 🙂

Ula
Ula
4 lat temu
Reply to  Agnieszka

dokładnie! ale czy jeden czy drugi rodzić jest ten nawał obowiązków, dlatego ja jestem za odpuszczaniem zmywania co chwilę, bo można nastawić wieczorem zmywarkę, zamiast odkurzać, wolę włączyć roombę, można fajnie sobie ułatwiać życie i mieć czas 🙂

Anna Gajewska
Anna Gajewska
7 lat temu

Moja Gabuszka nie otrzymuje pieniędzy z 500 + bo jest jedynakiem 🙂 też nie łapiemy się na program bo jesteśmy „za bogaci”. Mąż jest na rencie a ja zarabiam kokosy pracując na NFZ :):) . Jednak rząd nie zachęci mnie do posiadania drugiego dziecka żeby tylko dostać 500 +:)

Agata
Agata
4 lat temu

Jedno dziecko to pikuś a nawet dwoje.

Ania
Ania
4 lat temu

ja osobiście uważam, ze zawsze można znaleźć czas, są różne rozwiązania, można ugotować coś na dwa dni i następny dzień mieć wolny, można się wyręczyć w sprzątaniu, ja np tak robię z roombą, można czasami odpuścić. 🙂 czas z dzieckiem jest cudowny.

W przedszkolu 8 maja 2016

Jak nauczyć dziecko jeździć na rowerze?

Jazda na rowerze jest bardzo przydatną umiejętnością, którą warto zaszczepić w dziecku od najmłodszych lat. Rower wyrabia kondycję, pomaga dbać o zdrowie a przede wszystkim jest olbrzymią przyjemnością i odskocznią od codzienności (dzięki wytwarzanym w czasie jazdy endorfinom poprawia samopoczucie). Ale jak nauczyć dziecko jeździć na rowerze, w taki sposób by poszło to szybko i sprawnie?

Potrzebne będzie:

  • rower
  • dziecko
  • rodzic w wygodnych butach i z dobrą kondycją
  • spokojne miejsce
  • cierpliwość
  • kask

Na wstępie zaznaczę, ze nie jestem ekspertem w tej dziedzinie, mój atut to dziecko, które opanowało tę niełatwą sztukę dzięki opisanej metodzie.

Priorytetem jest wybranie odpowiedniego spokojnego, bezpiecznego miejsca. Z dala od samochodów, pieszych i innych rowerzystów. Świetnie sprawdzi się pusty plac lub prosty odcinek, na którym dziecko będzie mogło rozwinąć prędkość by łatwiej utrzymać równowagę. Najważniejszą kwestią jest stała obecność przy dziecku i pokłady anielskiej cierpliwości. Nie tylko by je asekurować i złapać gdy zajdzie taka potrzeba, ale także dodać pewności i wiary w siebie. Nie wolno żałować pochwał – one motywują do działania.

Kolejną sprawą jest wybór dobrego roweru, nie chodzi tu o markę a o jego wielkość w stosunku do dziecka. W końcu nikomu wygodnie nie byłoby jeździć na za dużym rowerze, gdy ręce są do granic możliwości wyciągnięte, by łapać ster a nogi nie są w stanie dosięgnąć podłoża.

W kwestii rozpoczęcia nauki pomocne według mnie jest od razu oswajanie dziecka z jazdą na dwóch kołkach. Sama nie przykręcałam małych bocznych kółek. Według mnie mają one sens, gdy dziecko w ogóle nie umie pedałować. Jeśli dziecko posiadło tę umiejętność są one niepotrzebne. Skupić  należy się na utrzymywaniu równowagi i prawidłowym odruchu hamowania. Niektóre modele rowerków posiadają zarówno hamulec ręczny (zatrzymujący tylko przednie koło)  jak i nożny (w pedałach). Najbezpieczniej jest, gdy dziecko nauczy się hamować używając równocześnie dwóch hamulców lub tylko nożnego. Prędkość plus użyty sam przedni hamulec ręczny nie wróżą nic dobrego.

Zanim rozpocznie się naukę trzymania równowagi na “dorosłym” rowerze świetnie, jako pierwszy ćwiczący równowagę sprawdzi się rowerek biegowy a dla starszaka hulajnoga dwukołowa. Ze względu na ich wagę znacznie łatwiej jest utrzymać i ćwiczyć na nich zmysł równowagi.

Kiedy dziecko potrafi pedałować i jako tako utrzymywać równowagę można przejść na wyższy level i zastosować metodę doczepionego kija 😀 Potrzebny jest jedynie drążek (bez problemu do kupienia w każdym sklepie rowerowym) do prowadzenia roweru i rodzic z dobrą kondycją (jeśli jej nie ma na pewno teraz to nadrobi)

Jak nie trudno się domyślić metoda polega na tym, że dziecko rozpędza się na rowerze a rodzic trzymając drążek biegnie ile ma pary w nogach, co jakiś czas puszczając go. Częstotliwość puszczania drążka zmienia się wprost proporcjonalnie do tego ile czasu dziecku udaje się utrzymać równowagę w prowadzeniu roweru. Ta metoda ma moim zdaniem taki plus – dziecko od razu uczy się jak „wyczuć” rower i manewrowania nim. Posiadając boczne koła (nawet lekko uniesione)  nie wyczuje tak wagi roweru i znacznie wolniej wyrobi odruch dobrego balansowania ciałem czy odruchy obronne w razie upadku. Niestety trzeba się sporo za dzieckiem nabiegać, zwłaszcza gdy jest demonem prędkości.

Po owocnej lekcji, gdy z dumą ujrzycie dziecko pędzące samodzielnie na dwóch kółkach idźcie wspólnie na lody. Osłodzicie sobie trud nauki i odbijcie kalorie które spaliliście 🙂

 

Subscribe
Powiadom o
guest

8 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Alicja Kołodziejczyk

MY WŁAŚNIE ZACZYNAMY NAUKĘ 🙂

W roli mamy - wrolimamy.pl

Powodzenia

Alicja Kołodziejczyk

Dziękujemy 🙂 dużo pracy przed nami nad równowagą bo synek strasznie na boki leci

W roli mamy - wrolimamy.pl

U mojego fajnie pomogła hulajnoga.

Małgorzata Krupa-Kurz

Michałek nauczył się w dwa dni. Jednego usiadł na nowy rower z kółkami bocznymi,drugiego jeździł już na dwóch. Pamiętam jacy byliśmy dumni 🙂 Hańcia dopiero przekonała się do roweru. Wcześniej nie chciała w ogóle. Wyciągneliśmy różowy rower ze strychu i śmiga. Może w wakacje spróbujemy na dwóch…

W roli mamy - wrolimamy.pl

Super 🙂 U nas dzisiejsza nauka po zimowej przerwie zajęła 40 min 🙂
Za jakiś czas i Hania będzie goniła brata na dwóch kółkach 🙂

Sylwia Wnuk
8 lat temu

ta nauka jeszcze przed nami

Justyna Kreft
8 lat temu

U nas po wyrośnięciu z rowerka biegowego syn wsiadl od razu na rower bez bocznych kolek 😉 pamiętam to zdziwienie jak go po prostu popchnęłam po raz pierwszy i pojechał bez problemu. Teraz przesiadł się na większy również bez żadnego problemu.

W szkole 6 maja 2016

Moje dziecko nie chce odrabiać lekcji…

…i ja je doskonale rozumiem! Żadne dziecko nie chce odrabiać lekcji, kiedy pogoda za oknem nie tyle namawia, co wręcz zmusza, do porzucenia książek i zeszytów na korzyść beztroskiej zabawy. A jeszcze jak za progiem stoi koleżanka z sąsiedztwa, to doprawdy ciężko o atmosferę do nauki.

Moje dziecko jest dzieckiem. Kropka. Czy naprawdę musi uczyć się zarówno w szkole jak i w domu? Czy aby na to nie jest za wcześnie? I w końcu – czy reforma szkolnictwa, na mocy której do pierwszej klasy trafiły sześciolatki nie obiecywała nam – rodzicom, że prac domowych nie będzie? Miało być jak nigdy, wyszło jak zawsze. W sumie norma.

 

– Mamusiu, w szkole to jest fajnie, bo mogę robić to co chcę, a w domu to robię to, co muszę.

– A co takiego możesz robić w szkole?

– No mogę pisać w ćwiczeniach, uczyć się literek, pisać w zeszycie…

– No i to samo masz zadane do domu przecież.

– Tak, ale w domu to ja chcę się bawić a nie uczyć.

Doprawdy trudno odmówić logiki temu myśleniu.

 

Nie wiem jak Wy, ja nigdy nie lubiłam obowiązkowych prac domowych. Odrabiałam, owszem, bo tak trzeba, ale żeby to lubić? Miałam wpojone poczucie obowiązku i tyle. Za to bardzo lubiłam prace dodatkowe, dla chętnych. Mogłam godzinami przesiadywać w bibliotece (tak, tak – jestem tak stara, że pisałam referaty bez pomocy wujka G. 😛 ), wertować opasłe tomy dostępne tylko w czytelni i… ręcznie przepisywać potrzebne fragmenty. Później trzeba było to wszystko poskładać w spójną całość i wygłosić przed klasą. Wymagało to naprawdę dużo pracy ale i satysfakcji dawało dużo. Powód? Prosty – nikt nie zgłasza się na ochotnika do robienia czegoś, co go ani trochę nie interesuje. Nigdy nie napisałam żadnego referatu z fizyki ani z chemii i nawet wizja możliwości uzyskania dobrej oceny mnie nie przekonała.

Niestety ciekawych, ambitnych prac domowych jest jak na lekarstwo. Zdarzają się owszem, nawet w pierwszej klasie, ale to kropla w morzu. Większość to nudne przepisywanie czy rozwiązywanie prostych zadań. Ja rozumiem, naprawdę rozumiem, że dziecko musi ćwiczyć rękę, że musi trenować systematyczność, dostosować się do reguł panujących w szkole i wreszcie, że szkoła to nie przedszkole, żarty się skończyły. Mimo wszystko nie rozumiem, dlaczego to szkoła może decydować o tym, jak spędzi czas po lekcjach moje dziecko, a co za tym idzie, również i ja. Teraz i tak jest lajtowo, jedna nauczycielka od wszystkiego, która naprawdę dużo nie zadaje. Pewnie dlatego, że sama jest matką i wie, jak to wszystko wygląda od drugiej strony. Przy czym uściślijmy – moim zdaniem nie zadaje dużo. Ale gdy zza okna maj woła: „chodź się bawić” a Duśka ma dwie strony do odrobienia, to nagle się okazuje, że to jednak jest dużo. A co będzie za kilka lat, gdy nauczycieli będzie kilku(nastu)?

Od wielu lat toczy się dyskusja czy prace domowe powinny być zniesione, czy rzeczywiście są potrzebne i wreszcie – czy to nie jest aby za dużo dla biednych uczniów. Biednych? No policzymy. Uczeń czwartej klasy szkoły podstawowej ma przeciętnie sześć lekcji dziennie, czyli łącznie z przerwami przebywa w szkole prawie sześć godzin. Jeśli do tego dorzucimy dwie – trzy godziny na odrabianie lekcji i czytanie lektur to okaże się, że „etat” takiego ucznia przekracza ośmiogodzinny dzień pracy jego rodziców. Przeciętny gimnazjalista ma od siedmiu do ośmiu lekcji dziennie. Podobnie jest w liceach. W technikach mają gorzej, osiem lekcji dziennie to standard. Nie wyssałam tego z palca, pooglądałam sobie ogólnie dostępne w internecie plany lekcji. Czyli uczniowie codziennie wyrabiają nadgodziny. Przygotowanie do pracy w korporacji?

Uczniowie są różni, jedni bardziej ambitni, inni mniej. Ci najbardziej ambitni pewnie chcieliby chodzić na jakieś zajęcia dodatkowe, ale kiedy? Jak odrobią lekcje? Czy oni czasem nie muszą sypiać? A może nie, może ja czegoś nie wiem. Dawno do szkoły chodziłam, może coś zreformowano. W końcu ciągle coś reformują.

 

Chciałabym być dobrą mamą. Chciałabym powiedzieć: „nie chcesz, nie odrabiaj, nie ma sprawy”. Ale przecież to nieprawda. Jest sprawa. Póki ktoś wreszcie nie zdelegalizuje prac domowych będą one legalne, a co za tym idzie – obowiązkowe. Dlatego z bólem serca (bo naprawdę nie cierpię tego robić!) wygłaszam utarty slogan: najpierw obowiązek potem przyjemność.

 

Subscribe
Powiadom o
guest

2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Mamusia Bartusia
Mamusia Bartusia
8 lat temu

Nie czytałam całości ale odpowiadając na to ze dziecko nie chce odrabiać lekcji – wystarczy z nim raz porozmawiać o tym ze to jego obowiązek i kropka. Nie chce – niech nie odrabia. Naturalna konsekwencja w końcu się pojawi i dziecko samo zrozumie co robić. Rodzice nie powinni odrabiać lekcji z dziećmi ani też pilnować i załatwiać poprawy sprawdzianów – szkoła jest tylko i wyłącznie w interesie dziecka i nie dajmy sb wmówić nauczycielom ze jest inaczej. Uczmy dzieci samodzielności od początku. Nauczycieli z powołania jest bardzo niewielu. Mało z nich ma wlasciwe przygotowanie wychowawcze. Tak twierdzą metodycy wychowania.

Marta M. Łysakowska

Zgadzam się w 100%. Dzieci nie powinny mieć prac domowych.

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close