W szkole 21 maja 2021

Nauka gry na pianinie. Czy i kiedy warto zapisać dziecko na pianino

Nauka gry na pianinie to przyjemność dla dziecka i… koszmar dla sąsiadów. Zresztą tak jest w przypadku nauki gry na każdym głośniejszym instrumencie. Co nie znaczy, że gra na pianinie nie jest dla dzieci. Wręcz przeciwnie.

Co daje nauka gry na pianinie

Gra na pianinie to pasja, która niesie ze sobą wiele korzyści. Dzieci regularnie grające na pianinie rozwijają nie tylko wrażliwość muzyczną i zdolności manualne. Korzyści są znacznie większe.

Nauka gry na pianinie ćwiczy cierpliwość – bo żeby dobrze zagrać dany utwór, trzeba wiele razy próbować. Stąd biorą się kolejne cechy małych pianistów – wytrwałość i konsekwencja. Bez nich trudno będzie osiągnąć sukces. Wyraźnie widać też poprawę systematyczności, dziecko uczy się, że gdy gra regularnie osiąga większe sukcesy. Tę prawidłowość można przełożyć też na inne dziedziny życia i nauki.

U dzieci, które grają na pianinie zauważalnie widać większą zdolność do koncentrowania się, wyraźnie lepszą pamięć i szybkość przetwarzania informacji, poprawia się logiczne myślenie i podzielność uwagi. Jedno i drugie przydaje się zarówno w szkole, jak i w dorosłym życiu.

Są jeszcze inne wymierne korzyści z gry na pianinie. Dziecko w trakcie gry musi się skupić, skoncentrować na jednej czynności, o co w dzisiejszych czasach wcale nie jest łatwo. Gra na pianinie to doskonały sposób na wyciszenie się, a co za tym idzie, całkiem fajny relaks.

 

Kiedy zapisać dziecko na pianino

Podobnie jak w przypadku gitary, dziecko musi tego chcieć. Zapisywanie na siłę dziecka, które nie wykazuje chęci do gry, mija się z celem. W przypadku małych dzieci nauka ma być przede wszystkim przyjemnością.

Na pianinie mogą grać już sześciolatki. Oczywiście nie będą to dzieła na miarę Chopina, ale zaangażowany maluch jest w stanie grać proste utwory całkiem poprawnie. Jeśli faktycznie wykazuje chęci, warto pomyśleć o podstawowej szkole muzycznej.

Najczęściej chęć gry na pianinie wynika z domowych tradycji. Jeśli w domu jest instrument, na którym gra ktoś z rodziców lub dziadków, jest bardzo prawdopodobne, że i dziecko wykaże chęć do nauki. Tu także trzeba uczulić rodziców, by nie ciągnęli na siłę rodzinnych tradycji. Jeśli dziecko nie chce grać, to trudno. Warto jednak uwrażliwiać je na muzykę, zapoznawać z różnymi gatunkami, pozwalać wybierać. Na pianinie można grać nie tylko utwory klasyczne. To bardzo wszechstronny instrument i być może dziecko pewnego dnia „złapie” bakcyla i zechce grać na pianinie współczesne utwory.

Dobra wiadomość jest taka, że na naukę gry na pianinie nigdy nie jest za późno. Mogą ją podjąć nie tylko dzieci nastoletnie, ale także osoby dorosłe.

 

Gdzie się uczyć gry na pianinie?

Na początek warto się zorientować czy w naszym otoczeniu nie ma Domu Kultury lub ogniska muzycznego oferującego takie lekcje. Cena nie będzie wysoka, a taki wstęp pozwoli określić, czy dziecko faktycznie chce i będzie się uczyło grać. Bywa i tak, że po pierwszych lekcjach zapał mija i okazuje się, że wybór gry na pianinie był pomyłką.

Jeśli uda się zapisać dziecko do państwowej szkoły muzycznej, to trzeba się naprawdę cieszyć, ale tu konkurencja jest dość ostra, dostają się tylko najlepsi, a chętnych jest wielu. Z kolei prywatna szkoła muzyczna to dość wysokie koszty, zaczynają się od kilkuset złotych i potrafią przekroczyć tysiąc.

Jest jeszcze opcja prywatnych lekcji z nauczycielem. Tu koszty są bardzo różne, zależne nie tylko od miejsca (jak to zwykle bywa, w dużych miastach jest drożej), ale i samego nauczyciela. Absolwent szkoły muzycznej będzie tańszy niż jej wykładowca.

 

Pianino tradycyjne czy cyfrowe?

Pytanie wcale nie takie proste, jakby się mogło wydawać. Wiele przemawia za tym, by wybrać tradycyjne pianino, ale cena dobrego jest dla wielu rodzin zaporowa.

Pianino cyfrowe można kupić już za kilkaset złotych, ale… tak naprawdę to nie jest pianino. To elektroniczny instrument klawiszowy. Fajny do nauki, ale do prawdziwego pianina mu daleko. Niektóre pianina elektryczne mają mniej klawiszy i brakuje im charakterystycznych dla prawdziwych pianin pedałów. Mają za to dużo wbudowanych funkcji i efektów specjalnych. Jeśli instrument elektryczny ma imitować prawdziwe pianino, powinien mieć 88 klawiszy. Wiele popularnych keyboardów ma mniej.

Tradycyjne pianino może posłużyć sto lat i więcej. Elektroniczne raczej tak długo nie pożyje. Za to jest lżejsze, można je wszędzie ze sobą zabrać. Warunkiem jest dostęp do prądu lub zapas baterii.

Jedno i drugie rozwiązanie ma swoje zalety więc… co komu pasuje 😉

 

Zdjęcie: Pixabay 

Subscribe
Powiadom o
guest

2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Annamaria
Annamaria
2 lat temu

Hej, w pełni się zgadzam. Trzeba tylko przez pierwsze lata siedzieć przy dzieckuni słuchać kiedy ćwiczy. Nam się udało i teraz dziewczyny samevsiadają do pianina nawet kiedy ńe ma mnie w domu. Sami spzobaczcie
https://www.youtube.com/watch?v=SbBBAZxR…4UQ7veH9VP

Iwona
Iwona
1 rok temu

Ja wypożyczyłam dla córki pianino cyfrowe z wypożyczalni Vibe. Okazało się, że córka odkryła w sobie pasję do muzyki. Cieszy mnie to, że nie spędza tyle czasu na komputerze czy przed tv jak jej rówieśnice. Moja Jagódka to artystka.

Kultura 20 maja 2021

” Piszę, jak czuję, piszę emocjami”. Wywiad ‌z‌ ‌Magdaleną‌ ‌Majcher, autorką poruszających powieści obyczajowych

Magdalena Majcher to doskonale znana i lubiana autorka powieści o tematyce społecznej, a także historycznej, która przed kilkoma dniami świętowała 5-lecie pisarskiego debiutu. Do tej pory wydała aż 21 powieści (plus 4 antologie), a premiera kolejnej, zaplanowanej na 16 czerwca powieści „Światło, które nigdy nie gaśnie”,  już rozgrzewa serca fanów pisarki. I jak się okazuje, to nie jest ostatnia zaplanowana na ten rok książka!

Czytelnicy pokochali opowiedziane przez Magdalenę Majcher historie, zaczytując się w ostatnim czasie w powieściach z cyklu Osiedle Pogodne oraz w poruszającej Mocnej więzi. Dziś porozmawiamy właśnie o nich. 

Żaklina Kańczucka: Małe wielkie sekrety to ostatni, czwarty tom z cyklu Osiedle Pogodne. Co ciekawe, na osiedlu stoi pięć domów, z których tylko cztery były zamieszkałe na stałe. Losy czterech rodzin już poznaliśmy, a co z piątym domem? Czy można spodziewać się kontynuacji cyklu? Czytelnicy byliby zachwyceni…

Magdalena Majcher: Na tę chwilę to zamknięty projekt. Pożegnałam się z mieszkańcami Osiedla Pogodnego i z tą serią, ale kto wie, co przyniesie przyszłość? W czwartej części tego cyklu wyjaśniłam, dlaczego piąty dom jest niezamieszkany i nie planuję powrotu do tego cyklu, bo zajęłam się innymi projektami, ale! No właśnie. Przekonałam się już, że nigdy nie powinno się mówić nigdy. W 2018 roku wydałam powieść i nie planowałam jej kontynuacji, ale od dłuższego czasu w mojej głowie krystalizuje się pomysł na dalszy ciąg tej historii. Kto wie, czy tak nie stanie się z serią Osiedle Pogodne?

 

Ż.K.: Losy bohaterów tych książek nie są ze sobą powiązane. Czy to był celowy zabieg, który miał na celu skoncentrowanie się na każdej historii tu i teraz, czy też miał ułatwić rozstanie się z bohaterami? Poprzedni cykl, trzytomowa Saga nadmorska, pozwoliła z biegiem historii na wytworzenie więzi między czytelnikiem a bohaterkami.

M.M.: Zawsze powtarzam, że piszę takie książki, jakie sama chciałabym przeczytać. W mojej pracy kieruję się głównie tą zasadą. Można się więc domyślić, że sama preferuję zamknięte historie i dlatego takie tworzę, ale od tej reguły bywają wyjątki, o czym czytelnicy przekonają się jeszcze w tym roku. Wiem, że wśród moich czytelników są przede wszystkim kobiety, które czytają bardzo dużo i w sytuacji, kiedy trzeba czekać kilka miesięcy na następny tom z serii, szczegóły zacierają się w pamięci. Poza tym nie chcę, żeby mój czytelnik czuł się zobligowany do sięgnięcia po kolejną powieść. Chcę, żeby mnie czytał, bo książka mu się spodobała, a nie dlatego, że wątki nie zostały domknięte w poprzedniej części.

 

Ż.K.: Historia każdej z tych rodzin jest odmienna, dotyka zupełnie innych kwestii, z którymi utożsamiać się może wiele osób. Najbardziej szokująca może się wydawać historia Moniki, która porzuciła dziecko. Czy wpływ na wybór akurat takiej tematyki miała niedawna gorąca dyskusja oraz protesty dotyczące praw kobiet do decydowania o tym czy, i na jakich zasadach, będą rodzić dzieci?

M.M.: Nie, pomysł na tę książką narodził się w mojej głowie kilka lat temu i nie pojawił się pod wpływem protestów. Inspiracją były słowa, na które trafiłam przypadkiem w sieci – „żałuję, że urodziłam”. Wokół tej wypowiedzi zaczęłam snuć swoją historię, zastanawiać się, co musi czuć i przeżywać kobieta, w której głowie pojawiają się takie myśli. Aby ją zrozumieć, musiałam dowiedzieć się, co przeszła, jaka jest jej historia, bo przecież takie myśli nie biorą się znikąd. Mamy tendencje do oceniania innych, a tymczasem to, co widzimy, to tylko wierzchołek góry lodowej i w wyniku mojej niezgody na to napisałam tę książkę.

 

Ż.K.: Znacznie częściej słyszy się o tym, że to mężczyzna nie wytrzymał presji i odszedł. W Małych wielkich sekretach sytuacja jest odwrotna. Czy to chęć obalenia wizerunku Matki Polki, która znosi dzielnie wszystko, w tym niepełnosprawność dziecka? A może to raczej pewna rehabilitacja mężczyzn, którzy wbrew obiegowej opinii często stają na wysokości zadania?

M.M.: Przyznam, że kiedy piszę, nie zastanawiam się nad tym, co chcę osiągnąć tą książką i do kogo jest ona skierowana. Takie refleksje pojawiają się później, kiedy tekst zostaje wysłany do drukarni i jedyne, co mi pozostaje, to czekać. Piszę, bo mam do opowiedzenia ciekawą historię i skupiam się na tym, aby zrobić to jak najlepiej. Niczego nie obalam, nikogo nie rehabilituję. Piszę, jak czuję, piszę emocjami, a odbiór tak naprawdę zależy już od czytelnika i to jest najlepsze w tej pracy. Ja robię swoje, a każdy czytelnik analizuje tekst na swój sposób, odnosząc się do własnych doświadczeń, poglądów, przekonań. To jest niesamowite.

 

Ż.K.: W książkach z cyklu Osiedle Pogodne porusza Pani trudne tematy – oskarżenia o nadużycia seksualne, zatajanie orientacji seksualnej, nieprzerobione traumy z dzieciństwa, czy wreszcie porzucenie niepełnosprawnego dziecka. Czy nie korciło Pani, by choć jednej rodzinie nakreślić nieco mniej problematyczne życie?

M.M.: Już dawno pogodziłam się z tym, że ja po prostu nie umiem pisać lekko. Nie umiem i nie chcę, bo lubię testować moich bohaterów, przekonywać się, jak zachowają się w ekstremalnej sytuacji. Podziwiam autorki, które potrafią pisać książki lekkie i przyjemne, bo ja nie potrafiłabym napisać takiego opowiadania, a co dopiero całej powieści. Zastanawiałam się kiedyś nad tym, czy umiałabym stworzyć opowieść o, jak to Pani nazwała, mniej problematycznym życiu, ale od razu pojawiła się wątpliwość – to o czym w takim razie miałabym pisać? (śmiech)

 

Ż.K.: Którą historię z wszystkich stworzonych przez Panią, pisało się najlepiej? A może który bohater stał się najbliższy sercu?

M.M.: Są trzy powieści szczególnie bliskie mojemu sercu i z których jestem najbardziej zadowolona – „Mocna więź”, „Prawda przychodzi nieproszona” i „Obcy powiew wiatru”. Wynika z tego, że moimi ulubionymi historiami są te, które wymagały ode mnie najwięcej pracy, czasu i energii. Te najtrudniejsze i najważniejsze.

Co do bohaterów to absolutnie poza wszelką konkurencją jest Michalina z „Mocnej więzi”, bo to prawdziwa postać, kobieta, z którą podczas pracy nad książką połączyła mnie prawdziwa, nomen omen, mocna więź.

 

Ż.K.: Nie sposób nie nawiązać do wspomnianej Mocnej więzi, dotyczącej wstrząsającej historii Anny Garskiej. Takie tematy wymagają specjalnego przygotowania i szczególnej empatii, by zainteresować czytelników, ale bez tworzenia taniej sensacji. Czy po zakończeniu pisania książki udało się Pani po prostu odłączyć się od tego, zapomnieć o ładunku emocjonalnym, który towarzyszył pracy nad nią?

M.M.: Ja jestem po trosze jak policjant, który po skończonej służbie wraca do domu. Odcinam grubą kreską życie zawodowe od prywatnego, bo wiem, że w pewnym momencie bym zwariowała. To nie tak, że zapominam, bo cała ta historia mocno we mnie siedzi i wiem, że już zawsze będę związana emocjonalnie z Michaliną i świętej pamięci Anią, ale nie pozwalam, aby ten ładunek emocjonalny wgniótł mnie w ziemię. Były takie momenty, kiedy trudno mi było udźwignąć tę historię, ale po skończonej pracy wyłączyłam komputer i normalnie żyłam. To nie tak, że jestem zimna, bo ci, co mnie znają, wiedzą, że jestem aż nazbyt empatyczną osobą, ale wiem, gdzie jest granica i wiem, że nie mogę niszczyć sobie i swojej rodzinie życia. Gdybym wiedziała, że nie udźwignę tego emocjonalnie, nigdy bym się za tę historię nie zabrała.

 

Ż.K.: Śledząc Pani media społecznościowe zauważyłam, że czytelników czeka premiera najnowszej, ostatniej już w tym roku powieści Światło, które nie gaśnie. Nadszedł również czas na zasłużony dłuższy odpoczynek. W takim razie proszę uchylić rąbka tajemnicy czytelnikom, jak zamierza Pani wynagrodzić sobie minione miesiące intensywnej pracy? I kiedy możemy spodziewać się powrotu do tworzenia nowych historii?

M.M.: „Światło, które nigdy nie gaśnie” to nie ostatnia zaplanowana na ten rok książka. Ukażą się jeszcze dwie, ale rzeczywiście, wszystkie są już ukończone i czekają w wydawnictwie na swoją kolej. W międzyczasie jest redakcja, korekta, projektowanie okładki, druk. Proces wydawniczy trochę trwa.

Zawsze organizuję sobie tak, żeby mieć wolny czerwiec, lipiec i sierpień. Potrzebuję takiego resetu, odpoczynku od pracy i czasu na przemyślenie nowych historii, które zamierzam wziąć na warsztat. Wracam do pisania 1 września, kiedy moje dzieci idą do szkoły i przedszkola. Ten urlop jest też dla nich, żeby nie musiały siedzieć w domu i patrzeć, jak matka wklepuje literki do komputera. (śmiech) Najlepiej odpoczywa mi się w podróży, dlatego już mamy zaplanowanych kilka wyjazdów na ten rok.

 

Ż.K.: Dziękuję za rozmowę. A Czytelników zapraszam do lektury powieści autorstwa Magdaleny Majcher.

Fot. Weronika Smieszek

 

Na blogu znajdziecie recenzje następujących książek autorki:

Cykl Saga Nadmorska: Obcy powiew wiatru, Zimny kolor nieba, Znany szum morza.

Dzień, w którym Cię poznałam

Port nad zatoką

Najważniejszy

Czułe spotkania

Cykl Osiedle Pogodne: Prawda przychodzi nieproszona, Życie oparte na kłamstwach, Nie czas na tajemnice, Małe wielkie sekrety.

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Dom 20 maja 2021

Jak uprawiać storczyki? Pielęgnacja dla początkujących

Storczyki (orchidee) to niezwykłej urody kwiaty doniczkowe, które zachwycają nie tylko różnorodnością kolorów, ale także kształtów. Są niezwykle dekoracyjne i stanowią wspaniałą ozdobę każdego pomieszczenia, ale, by cieszyły oczy, wymagają odpowiedniej opieki.

Wiele osób kupuje lub otrzymuje w prezencie pierwsze storczyki, i niekiedy ponosi klęskę w opiece nad nimi. Tymczasem właściwie pielęgnowane orchidee przez wiele miesięcy potrafią utrzymać kwiaty, a co za tym idzie, piękny wygląd. Najbardziej popularnymi storczykami są zdecydowanie Phalaenopsis. Ich cena jest przystępna – mniej więcej plasuje się w granicach 20 złotych, choć równie dobrze te rośliny mogą kosztować kilka razy więcej, w zależności od ilości pędów czy wielkości i koloru kwiatów. 

Jaki storczyk wybrać do domu?

Aby opieka nad storczykami przyniosła satysfakcję warto przede wszystkim kupić roślinę zdrową, o jędrnych korzeniach i bez plam na liściach. Pąki kwiatowe powinny być jeszcze nierozwinięte, by orchidea dłużej trzymała kwiaty.

Jakiej pielęgnacji wymagają storczyki odmiany Phalaenopsis?

Szukając idealnego stanowiska w domu dla storczyka, wybierz pomieszczenie jasne, ale ze światłem rozproszonym. Lepiej nie narażać rośliny na bezpośrednie ostre działanie promieni słonecznych. Jeżeli planujesz dla niego miejsce na parapecie, wybierz dla niego pokój z oknem skierowanym na wschód. Gdy nie masz innej możliwości, zawsze możesz doniczkę postawić nieco bardziej w głąb pokoju lub też przysłonić ją firanką. W pomieszczeniu latem powinna panować temperatura 24°C, a zimą ok. 18°C. Nocą może ona nieco spadać, co działa na korzyść storczyków. 

Warto także pamiętać, że storczyki nie lubią przestawiania w inne miejsce. 

storczyki

Fot. Storczyk (orchidea)

Storczyki – podlewanie 

Tu początkujący najczęściej popełniają błędy. Storczyki odmiany Phalaenopsis wymagają odpowiedniej wilgotności (ok.60%) i regularnego podlewania, mniej więcej raz na 7 – 10 dni, gdy korzenie zmieniają barwę z zielonej na srebrzystą. Doniczki z kwiatami warto wstawić do miski wypełnionej wodą w temperaturze pokojowej. Gdy korzenie staną się zielone, storczyki należy wyjąć z miski, poczekać aż nadmiar wody wycieknie z doniczek, po czym przełożyć do przezroczystej osłonki. Inni z kolei zalecają podlewać rośliny od góry i zaczekać, aż nadmiar wody ścieknie z doniczek.

Przesadzanie storczyków

Gdy korzenie przestają mieścić się w doniczce, którą w danym momencie zajmuje storczyk, należy wybrać nowy pojemnik, najlepiej z tego samego materiału, co poprzedni, jedynie nieco większy. Najlepiej, by zarówno pojemnik jak i osłona, były przezroczyste.

Podłoże wykorzystane do przesadzenia storczyków powinno być przepuszczalne, bardzo lekkie i przewiewne, złożone z kory, mchu, lub kawałków węgla drzewnego. Można kupić gotowe podłoże, jak i skomponować je samodzielnie. Należy pamiętać o tym, że przy przesadzaniu storczyków część młodych, naziemnych korzeni, powinna pozostać na zewnątrz doniczki.

Jak nawozić storczyki?

Bez wątpienia storczyki są roślinami, którym regularne nawożenie pozwala utrzymać silny wzrost i długie kwitnienie. Trudno jednak o sztywne zasady odnośnie tego, jak nawozić. Zawsze należy wczytać się w informacje na etykiecie nawozu dedykowanego storczykom. Zdecydowanie nie należy przekraczać sugerowanej przez producenta dawki i częstotliwości stosowania nawozu.  

Storczyki po przekwitnięciu

Gdy roślina przestaje wydawać kwiaty i następuje dla niej okres spoczynku, specjaliści zalecają usunąć pożółkłe pędy. Jeżeli pęd nie ma już kwiatów, ale nadal jest zielony, należy go uciąć nad drugim lub trzecim oczkiem od dołu.

 

 

Subscribe
Powiadom o
guest

1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Mika
Mika
3 lat temu

60% wilgotności to bardzo dużo. Ja ze swojej strony do utrzymania kwiatów w dobrej kondycji polecam nawilżacz powietrza. Najlepiej taki który sam reguluje wilgotność. Piszą o tym też tutaj https://wybierzoczyszczacz.pl/poradniki/nawilzacz-powietrza-do-roslin/

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close