Rozmowa z Magdaleną Majcher, autorką cyklu Sagi nadmorskiej
Magdalena Majcher jest autorką poczytnych powieści obyczajowych, w tym cyklu Sagi nadmorskiej (Obcy powiew wiatru, Zimny kolor nieba, Znany szum morza).
W swoich dotychczas wydanych trzynastu tytułach opisywała historie bliskie zwykłym ludziom. A że uczyniła to w sposób poruszający i piękny, zaskarbiła sobie grono wiernych czytelników. Niegdyś pracowała na pełen etat, ale odkąd na świat przyszedł jej drugi syn, stała się pełnoetatową pisarką – na szczęście!
Zapraszam do krótkiej, lecz treściwej rozmowy z Magdaleną Majcher.
Żaklina Kańczucka: Pochodzi Pani z Czeladzi, obecnie mieszka w Katowicach. Powiedzmy sobie szczerze – ze Śląska daleko nad morze, skąd więc pomysł, by akcję trzech powieści z cyklu Saga nadmorska umiejscowić akurat w Ustroniu Morskim?
Magdalena Majcher: Miłością do Bałtyku zaraziła mnie w dzieciństwie moja mama. I tak już ten stan zakochania trwa od dawna. Jestem jak ten chłopak na statku zakochany w morzu tyle lat. (śmiech) Odwiedziłam wiele nadmorskich miasteczek, a jednak to właśnie Ustronie Morskie w szczególny sposób zapisało się w mojej pamięci i sercu. Ustronie pojawiało się epizodycznie już w innych moich powieściach i czekałam na ten właściwy moment, aby poświęcić temu miejscu całą książkę. Koniec końców wyszła z tego cała saga.
Nie bez znaczenia było też to, jak zostałam przyjęta w Ustroniu Morskim, kiedy po raz pierwszy pojechałam tam na spotkanie autorskie. Bibliotekarki były przemiłe i entuzjastycznie podeszły do tego, że w moich powieściach pojawia się ich rodzinna miejscowość.
Ż.K.: Ustronie poznajemy od końca II wojny światowej i przyjazdu na Pomorze Zachodnie rodziny Zielińskich, aż po współczesność. Skąd czerpała Pani inspirację i wiedzę opisując ówczesne realia? Zawarcie spójnej całości w trzech odrębnych tomach to nie lada wyczyn.
M.M.: Praca nad sagą kosztowała mnie mnóstwo emocji. Żaden z moich literackich projektów nie pochłonął tyle czasu i energii. Podczas zbierania materiałów do sagi kilkakrotnie odwiedziłam Ustronie Morskie, rozmawiałam z mieszkańcami i osobami związanymi z miejscowością. Ogromną pomoc otrzymałam od instytucji gminnych – ośrodka kultury i biblioteki. Miałam przyjemność poznać wiele niezwykłych osób, jak choćby pana Jerzego Zawadę, jednego z pierwszych osadników polskiego Ustronia Morskiego, czy Andrzeja Pogonowicza, który jest prawdziwym pasjonatem lokalnej historii i posiada w swoich zbiorach prawie 1000 pocztówek i zdjęć z przedwojennego i powojennego Ustronia.
Sporo czasu zajęło mi też wertowanie materiałów źródłowych, czytanie wspomnień, opracowań, artykułów. Z Ustronia przywiozłam sporo dokumentów czy wycinków prasowych, ale szukałam też na własną rękę.
Ż.K.: Czytając pierwszy tom z cyklu Saga nadmorska, czyli Obcy kolor nieba, byłam poruszona ilością emocji, które się tam pojawiają. Temat Wołynia jest niezwykle trudny i po dziś dzień budzi wiele kontrowersji. Nienawiść, pogromy, wysiedlenia, zsyłki na Sybir – czy nie obawiała się Pani ryzyka zbytniego spłycenia trudnych doświadczeń w powieści?
M.M.: Przyznam, że w momencie, kiedy pracuję nad powieścią, nie zastanawiam się nad jej odbiorem. Mam zadanie do wykonania i daję z siebie wszystko, aby efekt końcowy był zadowalający. Martwić zaczynam się dopiero, kiedy książka jest już złożona i idzie do druku. Wtedy się zastanawiam, jak przyjmą ją czytelnicy.
Jak już wspomniałam, zanim zacznę pisać, zbieram materiały. To jest również czas na dokładne przemyślenie fabuły. Zawsze wnikam w temat głęboko, żyję nim. Mam nadzieję, że czytelnicy również czuję tę pasję. Ja sama jestem zadowolona z tej sagi. Uważam, że napisałam ją najlepiej, jak potrafiłam, ale zawsze istnieje ryzyko, że czytelnik, który sięga po moją powieść, oczekuje czegoś innego. Jedni chcą emocji podanych jak na tacy, drudzy wolą doszukiwać się drugiego dna pomiędzy słowami. Ja piszę tak, jak dyktuje mi serce – emocjami.
Ż.K.: Trzeci tom sagi, Znany kolor nieba, zamyka historię kobiet z rodu Zielińskich – Marcjanny, Gabrieli i Jagody. Nie korci Pani, by dokonać jej kontynuacji? Odnoszę wrażenie, że kończąc trzeci tom, zostawiła Pani lekko uchyloną furtkę do tego. Założę się, że nie tylko mnie jest żal rozstawać się z bohaterkami.
M.M.: Zakończenia większości moich książek są otwarte. To celowy zabieg, ale mam w nim inny cel niż pozostawienie sobie możliwości kontynuowania losów bohaterów. Wychodzę z założenia, że lepiej pozostawić czytelnika z uczuciem nawet lekkiego niedosytu, niż przesytu. Jak śpiewał Perfect, trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść. (śmiech) Poza tym jestem też, a może przede wszystkim czytelniczką i najbardziej lubię takie zakończenia, które pozostawiają wyobraźni pole do popisu. Lubię analizować, zastanawiać się, jak mogły potoczyć się losy bohaterów. A że piszę takie książki, jakie sama chętnie bym przeczytała…
Ż.K.: Muszę przyznać, że cykl Saga nadmorska to moje pierwsze spotkanie z Pani twórczością. Przyznam się również, że jestem zafascynowana zarówno historią i jak sposobem jej poprowadzenia. Nie można się oderwać od kart trzech tomów! A wiem, że na koncie ma Pani znacznie więcej tytułów – łącznie dwanaście (?) – jeśli dobrze liczę. Który z nich jest Pani najbliższy i w pierwszej kolejności poleciłaby go Pani nowym czytelnikom?
M.M.: Dotychczas wydałam trzynaście powieści. Najbliższa jest mi Obcy powiew wiatru. Marcjanna, główna bohaterka, jest moją ulubioną postacią, jej losy są mi w szczególny sposób bliskie.
Jestem też związana z serią Wszystkie pory uczuć, szczególnie z Zimą i Wiosną.
Ż.K.: I na sam koniec pytanie niezwiązane już z historią Marcjanny, Gabrieli i Jagody. Jest Pani mamą dwójki dzieci – jak udało się Pani połączyć macierzyństwo z realizacją marzeń o pisaniu? Przecież pisanie wymaga i skupienia i czasu, a przy dzieciach to zakrawa o prawdziwy cud.
Prawdę mówiąc, trudniej było mi połączyć pracę na etacie z wychowywaniem dzieci. Zdalna praca jest moim zbawieniem, naprawdę. Zaczęłam pisać, kiedy mój młodszy syn miał trzy miesiące i nie wyobrażam sobie powrotu na etat. Mam podzielną uwagę i nawet jeśli dzieci są w domu, potrafię się skupić, wyłączyć. Na szczęście, starszy chodzi do szkoły, a młodszy do przedszkola, więc teraz piszę, kiedy są w placówkach. Wcześniej łapałam krótkie chwile drzemek dziecka, a kiedy przestał spać w dzień, po prostu pisałam przy nim. Dzisiaj sama zastanawiam się, jak mi się to udawało. (śmiech) Mam też dużą pomoc w rodzinie. Jeśli jest taka potrzeba, w weekendy dziećmi zajmuje się moja mama, żebym mogła popracować. Zakupy i gotowanie ogarnia mąż, więc to też bardzo duży plus. Trochę to trwało, zanim udało nam się zorganizować codzienne życie, ale teraz funkcjonujemy jak dobrze naoliwiona machina. (śmiech).
Dziękuję za rozmowę. A Was zapraszam do lektury Sagi nadmorskiej oraz pozostałych powieści autorstwa Magdaleny Majcher.