Zdrowie 12 maja 2023

Śmieciowe jedzenie – jak odwieść od niego dzieci?

Śmieciowe jedzenie: burgery, hot-dogi czy drożdżówki w menu młodego człowieka to wyjątkowo zły pomysł. Według nowych badań skutkiem mogą być nie tylko nadprogramowe kilogramy, ale też alergie, choroby metaboliczne, gorzej rozwinięty mózg. Nie zaszkodzi okazjonalne zjedzenie, ale jeśli jest ono na talerzu czy w ręku dziecka codziennie, pojawienie się problemów to tylko kwestia czasu. Jak zatem przekonać dzieci, by zdrowiej się żywiły?

Naukowcy z London School of Hygiene and Tropical Medicine na łamach znanego pisma „The BMJ” przedstawili nietypowe ostrzeżenie. Chodzi o internetowy serwis Beano przeznaczony dla dzieci w wieku od 6 do 12 lat, który od momentu otwarcia w 2016 roku odwiedziło już prawie 50 mln młodych użytkowników. Co się nie podoba naukowcom? Mają zastrzeżenia odnośnie prezentowanych na stronach serwisu treści z firmami sprzedającymi żywność szczególnie bogatą w tłuszcz, cukier i sól, czyli tzw. śmieciowe jedzenie. Serwis twierdzi, że nie robi nic złego, jednak naukowcy uważają, że tego typu przekazy mogą mocno zaszkodzić. Nie o ten konkretny serwis należy się jednak martwić, ale raczej o to, w jakim stopniu z tzw. junk-foodem dzieci i młodzież mają kontakt przy różnych okazjach. Badania wskazują bowiem, że taka żywność stwarza dla młodych osób szczególne zagrożenia.

Śmieciowe jedzenie, a epidemia uczuleń

Jak na przykład przekonują naukowcy z Uniwersytetu w Neapolu, śmieciowe jedzenie przyczynia się do prześladującej dzieci epidemii alergii. Badacze obserwowali trzy grupy dzieci w wieku od 6 do 12 lat – z alergiami pokarmowymi; uczuleniami związanymi z układem oddechowym oraz bez takich schorzeń. W organizmach młodych ochotników z alergiami pokarmowymi naukowcy znaleźli większe stężenie substancji silnie związanych z konsumpcją fast-foodów, w porównaniu do dzieci z alergiami oddechowymi czy bez żadnych uczuleń.

Wspomniane związki to tzw. końcowe produkty glikacji (AGEs), które powstają z białek i tłuszczów w reakcjach z cukrami.

„Jak dotąd istniejące hipotezy na temat alergii pokarmowych nie wyjaśniały dobrze obserwowanego w ostatnich latach dramatycznego wzrostu liczby przypadków. Pochodzące z żywności AGEs mogą stanowić brakujące ogniwo. Nasze badanie z pewnością wspiera tę hipotezę. Teraz potrzebujemy kolejnych prac, aby ją potwierdzić. Jeśli się to uda, wzmocni to pozycję rządów, które wprowadzają ograniczenia konsumpcji śmieciowego jedzenia wśród dzieci” – podkreśla główny autor badania, Roberto Berni Canani.

Naukowcy ostrzegają, że wysokie stężenia wspomnianych substancji wiązano już także z rozwojem innych chorób, w tym cukrzycy, miażdżycy i zaburzeń neurologicznych, a znaczenie junk-foodu dla otyłości jest oczywiste.

Śmieciowe jedzenie nie wpływa dobrze na mózg

Naukowcy odkrywają jeszcze inne korelacje. Zespół z University in Melbourne, na łamach numeru specjalnego pisma „Birth Defects Research”, po przeanalizowaniu dotychczasowych badań, stwierdził, że śmieciowe jedzenie szkodliwie wpływa na mózgi młodych ludzi. „Ponieważ kluczowy system neuroprzekaźników w mózgu, odpowiedzialny za kontrolę i motywację, w okresie nastoletnim nadal się rozwija, odżywianie się głównie śmieciowym jedzeniem może negatywnie wpłynąć na zdolność do podejmowania decyzji, nasilić zachowania związane z szukaniem przyjemności oraz dodatkowo promować złe nawyki żywieniowe w dorosłości” – twierdzi dr Amy Reichelt, autorka analizy.

W tym samym numerze wspomnianego periodyku ukazał się inny przegląd badań związany z rozwojem mózgu młodych osób. Otóż eksperci z Northern Kentucky University zauważyli, że także napoje energetyzujące mogą zaburzać rozwój mózgu.

„Przeprowadzony przez nas przegląd wskazuje, że nie wiemy wystarczająco wiele na temat wysokiego spożycia napojów energetycznych i znajdujących się w nich składników w krytycznym okresie rozwoju mózgu ssaków. Nasze nowe odkrycia odnośnie nastolatków i młodych dorosłych myszy wystawionych na działanie wysokiego stężenia tauryny wskazują, że może pojawić się negatywny wpływ na procesy uczenia się, zapamiętywania, a także tendencje do większego spożycia alkoholu u płci żeńskiej” – mówi dr Christine Curran, autorka opracowania.

Uwaga na reklamy

Powstaje więc pytanie, co robić? Po pierwsze warto przyglądać się, z jakimi treściami dziecko ma kontakt. Jak np. zauważyli eksperci z Cancer Research UK, nastolatki, które spędzają ponad trzy godziny dziennie na oglądaniu telewizji, zjadają dużo więcej niezdrowych przekąsek. Naukowcy winią „bombardowanie reklamami”. Pod ich wpływem młode osoby mają konsumować rocznie nawet 500 wspomnianych produktów więcej. Mowa np. o chipsach, ciastkach czy słodkich napojach. Badacze doszli do swoich wniosków na podstawie ankiet przeprowadzonych w grupie ponad 3 tys. osób w wieku od 11 do 19 lat. Kiedy dzieci i młodzież oglądała programy bez wspomnianych reklam, związek ze spożyciem junk-foodu znikał.

„To, jak dotąd najsilniejszy dowód na to, jak bardzo reklamy śmieciowego jedzenia mogą zwiększyć jego konsumpcje wśród nastolatków. Nie twierdzimy, że każdy nastolatek oglądający telewizyjne reklamy zacznie się objadać junk-foodem, ale nasze badanie sugeruje silną korelację między reklamami i zwyczajami żywieniowymi” – podkreśla główna autorka badania, dr Jyotsna Vohra.

Nie bez znaczenia są też warunki, w jakich dziecko się wychowuje. Już od dłuższego czasu specjaliści wiążą doświadczany na początku życia stres z późniejszą otyłością. Wiadomo też, że stres nasila apetyt. Jak wskazał projekt badawczy przeprowadzony na University of Alberta z udziałem ponad 300 ochotników, trudna, stresogenna sytuacja ekonomiczna doświadczana w dzieciństwie skłania do zajadania się niezdrową żywnością i co gorsza, skłonność ta utrzymuje się jeszcze do dorosłego wieku.

„Nie wiedzieliśmy dotąd, że stresogenne warunki doświadczane w dzieciństwie mogą ustawiać mózg tak, że pożąda wysokoenergetycznych pokarmów przez resztę życia” – podkreśla dr Qi Guo, autor badania.

„Nie jedz słodyczy” nie wystarczy

Dobrze też mieć na uwadze sposób, w jaki się z dzieckiem rozmawia o niezdrowym jedzeniu. Podobnie, jak „nie garb się” często nie wystarczy w przypadku wad postawy, tak „przestań jeść słodycze” może nie uratować młodego człowieka przed zgubnymi skutkami junk-foodu. Dobrze pokazało to niewielkie badanie przeprowadzone na University of Michigan. Naukowcy zauważyli, że matki otyłych dzieci częściej stosują bezpośrednie polecenia typu: „Więcej nie jedz” czy: „Zjedz tylko jedno”. Dzieci zdrowsze były natomiast częściej prowadzone przez matki w sposób bardziej pośredni. Mogły np. usłyszeć „To już za dużo, nie zjadłeś jeszcze obiadu”.

„Obecne wskazówki odnośnie zapobiegania otyłości niczego nie mówią na temat sposobu, w jaki matki powinny rozmawiać z dziećmi o ograniczaniu jedzenia – podkreśla dr Megan Pesch, autorka badania. Pośrednie czy subtelne komunikaty wydają się nie działać tak dobrze w całym rodzicielstwie. Bezpośrednie stwierdzenia zwykle są dla dzieci łatwiejsze w interpretacji i zrozumieniu nakładanych ograniczeń. Jednak w przypadku rozmów na temat jedzenia i wagi widać większą wrażliwość” – dodaje ekspertka.

Naukowcy podkreślają, że to pionierskie badanie i potrzebne są dalsze eksperymenty, aby lepiej ten temat zrozumieć, ale być może warto próbować różnych podejść.

Ważne emocje, przekazanie wiedzy to za mało

Skuteczne może być więc raczej bardziej kompleksowe podejście, na co wskazał także projekt o nazwie „Happy Life, Healthy Heart” przeprowadzony w brazylijskim Instytucie Kardiologii Rio Grande do Sul. Z prawie 500 uczniów w wieku od 6 do 12 lat i 32 nauczycieli z 10 szkół, część nauczycieli przeszła specjalne szkolenie na temat czynników ryzyka chorób serca u dzieci, diety, aktywności fizycznej, różnego typu prozdrowotnych nawyków, a także radzenia sobie z emocjami. Później prowadzili oni odpowiednie zajęcia w klasach, poświęcając jeden tydzień na jeden temat. W grupie kontrolnej nauczyciele nie wzięli udziału w specjalnych szkoleniach, a uczniowie uczestniczyli tylko w tradycyjnych lekcjach przekazujących wiedzę o zdrowym żywieniu.

W grupie objętej programem liczba uczniów, którzy zgodnie z oficjalnymi zaleceniami ograniczyli ilość spożywanych fast-foodów i niezdrowych napojów wzrosła odpowiednio o 15 i 20 proc.

„Dzieci w obu grupach – objętej interwencją i w grupie kontrolnej – podniosły poziom swojej wiedzy. Jednak tylko te w grupie objętej programem zmieniły swoje zachowania związane z jedzeniem. Wskazuje to, że samo przekazywanie informacji nie prowadzi do poprawy stylu życia. W naszym badaniu program łączący informowanie z zabawą i wsparciem emocjonalnym przyniósł korzyści zarówno uczniom jak i nauczycielom” – mówi autorka badania, Carolinne Santin Dal Ri.

Jednocześnie prawie o 30 procent wzrosła liczba aktywnych fizycznie nauczycieli. O tym autorzy projektu już nie wspomnieli, ale z pewnością dbanie o własne zdrowie przez dorosłych przyniesie im korzyści, a jednocześni wskaże przykład młodszym pokoleniom. A one, oprócz tego, że staną się zdrowsze, prawdopodobnie przekażą dobre nawyki kolejnym.

 

Źródło informacji: Serwis Zdrowie
Obraz ALFONSO CHARLES z Pixabay
Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Lifestyle 11 maja 2023

Czy warto robić zakupy spożywcze przez internet?

Czy warto robić zakupy spożywcze przez internet? W dobie galopującej inflacji warto poszukać alternatywy dla codziennego biegania do dyskontu. Ja sobie zakupy spożywcze przez internet bardzo chwalę. Można naprawdę sporo zaoszczędzić i to na wiele sposobów.

Czy warto robić zakupy spożywcze przez internet?

Owszem, warto. Przemawia za tym kilka punktów:

– Wygoda. Zakupy przez internet robi się bez wychodzenia z domu, o dowolnej porze. Można zasiąść przed komputerem lub wykorzystać urządzenie mobilne, co kto woli.

– Brak wpadających w oko okazji. To chyba zmora wszystkich zakupów stacjonarnych. Trzeba nie lada samodyscypliny, żeby kupić tylko to, co jest na liście zakupów – o ile pamiętamy, by ją zrobić. Sklepy internetowe są wolne od tego rodzaju pokus, chociaż też mają swoje pułapki i warto wiedzieć, jak nie dać się oszukać na zakupach w internecie.

– Brak ukrytych kosztów transportu. Zakupy online, jeśli są odpowiednio duże, zostaną dostarczone do domu za darmo. Tymczasem własne auto nie chce jeździć na wodę, o czym często zapominamy.

– Oszczędność czasu. Uwierzcie mi na słowo, zakupy online, przy odrobinie wprawy, robi się niezauważalnie. Złożenie zamówienia zajmuje nie więcej niż kwadrans, drugie tyle potrzeba na rozpakowanie wszystkiego. Tymczasem samo bieganie po sklepie to co najmniej godzina, do tego dochodzi stanie w kolejce do kasy, dojazd i problemy z parkowaniem.

– Spokój. Towar deficytowy, szczególnie jeśli robimy zakupy stacjonarne z dzieckiem. Tymczasem zrobienie zakupów spożywczych online rzadko przynosi powody do zdenerwowania. Problem może się pojawić, gdy serwer nagle padnie albo internet zniknie, to właściwie tyle.

Czy robienie zakupów spożywczych przez internet jest bezpieczne?

Zaryzykuję, że bezpieczniej jest kupować przez internet mleko i jajka (nigdy nie dostałam popękanych) niż np. telewizor 😉

Wszelkie produkty suche i paczkowane można zamawiać absolutnie bez obaw, także mrożone, o ile sklep oferuje taką możliwość. Natomiast kwestia owoców i warzyw jest dyskusyjna. Zdarzyło mi się dostać nie całkiem takie banany lub pomidory, jakie bym chciała. No ale to loteria, w sklepach też nie zawsze leżą te idealne.

Zdarza się też czasem, że jakiegoś produktu zabraknie. Tu dużo zależy od polityki sklepu. Ja korzystam z takiego, który daje zamienniki, czasem nawet droższe, bez dopłaty. Bywa jednak i tak, że jak czegoś nie ma, to po prostu nie ma i przeważnie dotyczy to owoców lub warzyw. Warto mieć to na uwadze. O ile jabłek raczej nie zabraknie, to cukinii owszem, może.

Jeśli chodzi o płatność, to jest kilka możliwości, ja zawsze wybieram płatność kartą przy odbiorze. Rzadko, bo rzadko, ale zdarza się, że sklep musi zrobić zwrot, przy płatności przy odbiorze kurier po prostu odliczy odpowiednią kwotę. W innym przypadku jest to nieco bardziej skomplikowane.

Zakupy są dostarczane pod drzwi (mieszkania, nie klatki schodowej), więc nawet osoby o ograniczonych możliwościach poruszania się mogą z tej opcji skorzystać. Jeśli chodzi o widełki godzinowe, to bywa różnie. Czasem sprzedawcy obsesyjnie się ich trzymają, a czasem kurierzy dzwonią i pytają, czy mogą być wcześniej, bo akurat są w okolicy. Natomiast baaaardzo rzadko zdarzają się opóźnienia i też są wcześniej anonsowane. W takim wypadku można zrezygnować z zakupów bez żadnych konsekwencji.

Jak zaoszczędzić na zakupach spożywczych przez internet?

Już sam fakt, że nie biegamy po sklepie i nie dajemy się złapać na różnorakie promocje, przynosi całkiem spore oszczędności. Na pewno warto też:

– Robić większe zakupy, by mieć prawo do darmowej dostawy. Przy czym „większe” nie oznacza zapasów na miesiąc ani kupowania produktów z górnej półki. Wystarczy zaopatrzyć rodzinę na tydzień we wszystko, łącznie z produktami świeżymi.

– Zapisać się do newslettera – sklepy internetowe okazjonalnie przysyłają kody rabatowe, czasem nawet całkiem spore.

– Korzystać z promocji, o ile ma to sens – jeśli np. ulubiona kawa jest sprzedawana po obniżonej cenie, można kupić co najmniej dwa opakowania, ale nie polecam zaopatrywać się na zapas w owoce.

– Korzystać z aplikacji mobilnych – tam trafiają się dodatkowe okazje.

Czego nie można kupić przez internet?

Znawcy tematu powiedzą, że wielu rzeczy na czele z bielizną, złotem i brylantami. Ograniczmy się jednak do zakupów spożywczych.

Przede wszystkim trzeba sprawdzić, czy w naszym rejonie dostaw jest opcja dowiezienia do domu produktów świeżych i mrożonych. Z tym bywa różnie. Niektóre sklepy dowożą nawet tego samego lub następnego dnia, inne każą czekać kilka dni i oferują tylko żywność suchą i konserwową. Im większe miasto, tym większa szansa na pełen asortyment.

Problematyczne może też być zamówienie alkoholu w hipermarketach online. Przeważnie tego typu sklepy nie mają koncesji na handel alkoholem przez internet.

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Maui – idealna gra rodzinna na leniwe dni

Przybywam do Was z grą, której wprost nie mogłam się doczekać, i która spełniła moje oczekiwania co do jednego. Maui

Maui to idealna gra rodzinna na leniwe dni, szczególnie te szaro-bure, z deszczem za oknem. Jest cudownie kolorowa i od razu przywodzi na myśl relaks na rozgrzanym letnim słońcem piasku. Ale jej piękny wygląd, o którym wspomnę jeszcze, to jedno. Druga rzecz, pewnie dla wielu osób znacznie ważniejsza od szaty graficznej, to proste zasady, które dzieciaki łapią w mig, i które pozwalają na fantastyczną zabawę. My po prostu pokochaliśmy tę grę. 

Maui — co znajdziemy w pudełku?

Już samo opakowanie gry wzbudziło mój entuzjazm, ze względu na wspomniane powyżej wspaniałe kolory i grafikę wykorzystaną do jego ozdobienia. Aż czuć od niego klimat plaży, za którym, po wielu miesiącach szarzyzny na dworze, po prostu się stęskniłam. 

W pudełku znalazłam następujące elementy:

  • 60 kafelków ręczników
  • woreczek
  • 4 dwustronne plaże
  • planszę rynku
  • planszę punktacji
  • planszę dodatku
  • 20 znaczników punktacji
  • 6 piaskowych monet.

Elementy tekturowe należało wycisnąć z „prasowanki”, by móc z nich skorzystać. Od razu zauważyłam, że są one wykonane z porządnej tektury powleczonej warstwą zabezpieczającą przed szybkim zniszczeniem. Naprawdę trzeba bardzo chcieć je uszkodzić, by to zrobić. Elementy są wystarczająco duże i kolorowe, by móc je namierzyć wzrokiem, co jest istotne, bo jest ich naprawdę sporo. 

Jeśli chodzi o wykonanie poszczególnych części gry, nie mam się do czego przyczepić, są piękne, poręczne i wytrzymałe. W dodatku obecność materiałowego woreczka ułatwia zachowanie porządku. W pudełku umieszczono wyprofilowaną plastikową wkładkę, która posiada odpowiednie miejsca na uporządkowanie poszczególnych elementów. Po grze elegancko wracają na swoje miejsce. Nie ma bałaganu, a to cenię bardzo.

 

Maui — zasady gry

Maui to gra o dwóch wariantach rozgrywki — łatwiejszej i ciut bardziej skomplikowanej, choć nadal prostej. Mogą w nią zagrać ochotnicy (2,3 lub 4 osoby) od 8 roku życia wzwyż. 

W grze chodzi o to, by zdobyć dla siebie najlepsze miejsce na plaży i zgarnąć za to punkty. Aby tego dokonać, należy rozkładać ręczniki na wybranych przez siebie miejscach na planszy gry (do dyspozycji jest siedem rzędów). 

Postaram się pokrótce przybliżyć zasady, które w pełni przedstawione znajdziecie pod tym linkiem: https://files.rebel.pl/files/instrukcje/Instrukcja_Maui.pdf

Przygotowanie do gry:

  1. Należy zacząć od włożenia 60 kafelków ręczników do woreczka. Powinien leżeć w zasięgu wszystkich graczy. 
  2. Na planszy rynku, w dwóch rzędach, umieszcza się losowo ręczniki. Należy je położyć kamykami skierowanymi do góry lub dołu zgodnie z planszą rynku. Dodatkowo na wskazanych obszarach należy dodać piaskowe monety. 
  3. Każdy gracz bierze 5 znaczników punktacji w swoim kolorze i po 1 piaskowej monecie, kładzie je obok planszy plaży. 
  4. Na planszy punktacji należy wyłożyć we wskazanych miejscach żetony błękitnego i pomarańczowego ręcznika (ich liczba zależy od liczby graczy).
  5. Następnie każda osoba układa przed sobą planszę plaży (stroną do góry z wybranym wariantem rozgrywki). Na swoich planszach gracze umieszczają osiem parasoli w wyznaczonych do tego miejscach. Po lewej stronie planszy układają piaskowe momenty, które mogą służyć do wykupu ręczników lub zostać zmienione na dodatkowe punkty na końcu gry. Każdy gracz umieszcza wybrany ręcznik w pierwszej kolumnie od lewej strony. Rozgrywkę rozpoczyna osoba ze specjalnym znacznikiem, dokładając na swojej plaży kafelek ręcznika z planszy rynku (puste miejsce za każdym razem uzupełnia się wylosowanym z woreczka ręcznikiem). 

maui rebel

Jak grać w Maui?

Każdy ręcznik ma trzy różne części, czyli wzory, które służą dopasowaniu. Kolejnych ręczników nie można kłaść gdziekolwiek, tylko trzeba je dokładać tak, aby wzory na obu się ze sobą łączyły przynajmniej w jednym miejscu. Im więcej wspólnych wzorów, tym więcej punktów do zgarnięcia za jednym zamachem (od 1 do 3). Za każde dopasowanie na planszy punktacji przesuwany jest znacznik punktacji każdego z graczy (przypominam: dokładne zasady punktacji znajdziecie pod linkiem umieszczonym wyżej). 

Każdy gracz ma jeden ruch w każdej kolejce. Jeśli ręcznikiem uda się zakryć miejsce parasola, przysługuje premia. Może być nią przesunięcie znacznika na planszy punktacji lub otrzymanie pereł, które są punktowane. 

Runda kończy się, kiedy jeden z graczy umieszcza ręcznik w ostatniej kolumnie swojej planszy gry (powinien umieścić 12 kafelków ręczników na plaży). Rozgrywkę przerywa się, po czym dochodzi do sprawdzenia, kto ile zdobył punktów na planszy punktacji, oraz dolicza się ewentualne punkty za perły i piaskowe monety. Wygrywa osoba z największą liczbą punktów. 

maui rebel

Kraby zamiast parasoli

Jeśli wersja z parasolami Wam się ogra lub będziecie chcieli dołożyć nieco więcej emocji, odwróćcie planszę gry i zabawcie się wersją z krabami piaskowymi. Zasady się powielają, przy czym, o ile parasole były pożądane w poprzednim wariancie, tak w tym krabów należy unikać za wszelką cenę. Gdy położycie na kraba ręcznik, złapiecie od 1 do 3 ujemnych punktów, w dodatku ewentualny wzór, który chcieliście ułożyć, nie będzie się liczył do punktacji. Serio, czasem bardziej opłaca się wyjść poza plansze i zebrać minus za taki ruch, niż wyciągnąć kraba z 3 ujemnymi punktami 🙂 

Maui — nasze wrażenia z gry

Wspominałam o tym na początku, ale nie zaszkodzi wspomnieć raz jeszcze — gra nas w sobie rozkochała. Jest piękna, ma proste i fajnie pomyślane zasady, w dodatku dostarcza wielu emocji. To gra, w której istotna jest rywalizacja, ale szanse są równe dla starszych i młodszych graczy, o ile ci rozumieją zasady. Duże znaczenie ma tu logiczne myślenie i planowanie, ponieważ zła decyzja może sprawić, że nie zdobędziemy punktu, a nawet możemy kilka stracić.

Mój dziesięciolatek czuje się podczas rozgrywek w Maui jak ryba w wodzie, zapewne przez swój ściśle matematyczny umysł. Skubaniutki zwrócił mi nawet kilka razy uwagę, że dany ruch mogłam wykonać inaczej lub wykupić inny ręcznik. Niestety zdradzał mi to po fakcie, gdy miał satysfakcję, że jakiś punkcik mi przepadł. Na szczęście wspólnie spędzony czas przy grze oraz cała jej otoczka za każdym razem powodują, że zasiadamy do niej nie dla wygranej, ale dla przyjemności. Maui jest fantastyczną grą planszową, którą polubią starsi i młodsi, wytrawni gracze i laicy, którzy dopiero rozpoczynają przygodę z planszówkami. 

My ją z serca polecamy, bo przy niej nie da się nudzić i smucić. To chyba najlepsza gra, jaka wpadła z nasze ręce. Kochamy, po prostu ją kochamy 🙂 

Autor: Frank Crittin, Grégoire Largey, Sébastien Pauchon
Ilustracje: Chris Quilliams
Wydawca: Rebel
Liczba graczy: 2 – 4 osoby
Wiek: od 8 lat
Czas rozgrywki: ok. 30 minut

Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Rebel

Zobacz też inne gry Wydawnictwa Rebel:

Star Wars: Pałac Jabby. Gra karciana dla miłośników Gwiezdnych wojen

Gra Star Wars: Wojny Klonów – kooperacyjna rozrywka dla całej rodziny!

Mordercze krewetki – szybka karcianka, która pozamiatała

Pachnący ogród – iście wiosenna karcianka

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close